Małoduszność czy duchowo-religijna pedofilia? Co was spotkało, o katolicy, w dniu Bożego Ciała 2020?
Wpisał: Marcin Drewicz   
12.06.2020.

Małoduszność czy duchowo-religijna pedofilia? Co was spotkało, o katolicy, w dniu Bożego Ciała 2020 roku?


Marcin Drewicz Boże Ciało AD 2020


Cały czas znajdujemy się w środku Warszawy, tej lewobrzeżnej. Dwie sąsiadujące parafie. Najpierw ta, w której tegoroczna procesja Bożego Ciała choć trochę wychynęła na ulicę, czyli w strefę profanum. Przypominamy, że cały sens tego święta zasadza się na tym, aby Pan Jezus w Hostii skryty właśnie wędrował po ulicach miasta czy wsi, na wsi także i po tych polach wiosenno-letnich.

Tak, zwyczajnie, corocznie. Bo tegoroczną nadzwyczajną potrzebę tegoż wyczuli – jak nam media doniosły – tylko nieliczni polscy kapłani, którzy, w marcu i w kwietniu bieżącego 2020 roku, więc właśnie w czasie – cokolwiek by to miało znaczyć – „koronawirusa” wyruszali, niekiedy wprost samotnie (sic!), na ulice i pomiędzy domostwa, z Monstrancją, z Relikwiami Świętymi lub aby poświęcić pokarmy wynoszone przez parafian w Wielką Sobotę do furtek posesji i przed klatki schodowe mieszkalnych bloków.

Ale, już samo odprawianie Mszy Świętej w trybie, jakby żadnego tam „koronawirusa” nie było, więc samo tylko nie wypędzanie ludzi z kościoła, a tym bardziej ZAPRASZANIE ich do wnętrza, okazywało się być źle przez określone czynniki widziane. [jako człek prosty, dodam, że te czynniki”, to - o wstydzie – głównie tchórzliwi czy anty-Chrystusowi BISKUPI Mirosław Dakowski]


Czy już ktoś spisuje te chwalebne kapłańskie, nadzwyczajne tegoroczne posługi? Czy ogół Polaków będzie mógł poznać sylwetki tych dzisiejszych, prawdziwych, właściwie rzecz rozpoznających i czujących duszpasterzy? Działających niekiedy na tak zwanej głuchej prowincji i z tej choćby przyczyny szerzej nieznanych. A przecież przynajmniej niektórzy z nich doznali – jak nas informowano – szykan, zarówno ze strony władz państwowych, jak i nawet od swoich biskupów. Co za skandal!

W tej „lepszej” zatem parafii warszawskiej skłaniano się, aczkolwiek wciąż w ramach „nowych przepisów”, niekiedy troszkę je z niepokojem przekraczając, do sprawowania posługi na możliwie szerszą skalę. Samo to wymaga osobnego opisu, więc nie o tym tu i teraz. Wszakże ów blisko miesiąc obowiązywania limitu „do pięciu osób w świątyni” wywołał sytuację istnej kwadratury koła. Lecz dzisiejsi Polacy ani przedtem, ani potem, do kościoła się nie garnęli, uwierzywszy, że „koronawirus” ich od tego uwalnia. Kto wtedy chodził nadal do kościoła, ten wie i pamięta (a takich ludzi okazało się być w narodzie bardzo mało!).

Procesja Bożego Ciała wyszła dziś zatem z tej warszawskiej świątyni, lecz nie na stałą, półtorakilometrową trasę, lecz zaraz zawróciła na należący do parafii przykościelny teren zielony; no i tu były porozstawiane trzy ołtarze, a za czwarty posłużył główny ołtarz, po powrocie do wnętrza.

I co to była za procesja – pożal się Boże! Co by na to powiedział Florian Czarnyszewicz i jego Nadberezyńcy? Co za małoduszność! Przecież wszyscy ci ludzie, jacy tam i wtedy byli, z powodzeniem mogliby przemaszerować całą stałą trasę. Że w niejakim rozproszeniu? Co stało na przeszkodzie? No co? Te same piękne polowe ołtarzyki, ale cztery, mogłyby czekać na procesję, jak co roku, na tamtych stałych narożnikach ulic.

Mało tego. Jak redukcja, to redukcja – świętego obrzędu, a za nim samej Świętej Religii przecież. To jest wszakże przestrzeń materialno-duchowa, bo i sam człowiek jest stworzeniem duchowo-cielesnym.

Nie było zatem ani jednej chorągwi, nie było feretronów, nie było ministrantów dzwoniących w dzwoneczki (zamiast nich kilka mam bielanek się tym zajmowało), nie było latarń, nie było dwóch eleganckich panów, co by podtrzymywali pod ramiona księdza niosącego Monstrancję (bo blisko i może ponosić bez podpórki).

Był jednakże baldachim, były dzielne małe, acz nieliczne bielanki, zaopatrzone w płatki kwiecia na tę króciutką trasę, były panie z płonącymi świecami (może zamiast latarń), były prowadzone śpiewy, a nawet śpiewniki procesjonalne wyłożone na ławkach. Coś tam jednak było. Na Suplikację ludzie za każdym z czterech razy klękali, gdzie kto stał. Na koniec nareszcie zabrzmiało uroczyste „Te Deum”, wszystkie zwrotki – bo dwa miesiące wcześniej, na Wielkanoc, na święto świąt, nie zabrzmiało. Pamiętajmy o tym!

Jeśli weźmiemy poprawkę na to, że mowa tu o Warszawie i o wiosenno-letnim, wolnym ustawowo od pracy dniu wyjazdowo-rekreacyjnym (tam, za miastem, też można iść na Mszę i procesję), to frekwencyjny brak uczestników omawianej tu celebracji święta Bożego Ciała szacujemy, tu, w tej „lepszej” parafii, na 10-20 procent.

Zarządzający „aferą koronawirusa” w Polsce osiągają więc swój cel. Ludzi chodzi teraz do kościoła gwałtownie (!!!) mniej niż trzy miesiące temu. Co będzie dalej? Co będzie „w analogicznym okresie roku następnego”?

Proponujemy modlitwę o to, „aby frekwencja w kościołach była po 'koronawirusie' większa niż przed i aby rosła”. Teraz tak się nie dzieje. No i wreszcie – sposób przyjmowania Komunii Przenajświętszej, i to praktykowany w sam dzień szczególnie Przenajświętszemu Sakramentowi poświęcony.

Uczestnicy Mszy Świętej tłumnie, w liczbie wieludziesięciu, może ponad stu, uczynili tam i wtedy to, co czynili przed „czasem koronawirusa”, mianowicie prawie wszyscy oni przyjęli Przenajświętszy Sakrament procesjonalnie, stojąc, do ust. Kilka osób jednakże uklękło i w tej pozycji przyjęło Komunię do ust. Rękę po Przenajświętszy Sakrament wyciągnęło jeszcze mniej, może pięć osób, przyjmując Go na stojąco.

Zauważmy, że owe trzy miesiące „koronawirusa” wywołały w naszych parafiach przerażającą w tej dziedzinie rozmaitość, fatalne rozróżnienie zarówno pomiędzy parafiami, niekiedy sąsiednimi, jak i wskroś samych parafii. My tu oczywiście orędujemy za przyjmowaniem Przenajświętszego Sakramentu klęcząc do ust, więc omawiany tu przypadek nie sięga jeszcze tego ideału, lecz daleki jest od owej przeciwnej, gorszącej skrajności (o jakiej będzie mowa dalej).

Lecz wody święconej do kropielnic w polskich świątyniach nadal nie wlano; ten dojmujący brak trwa już trzeci miesiąc, zatem – pełen kwartał. Już przez kwartał diabeł się, właśnie w polskich katolickich świątyniach, nie boi; bo nie ma się czego bać, skoro wody święconej tam nie ma.

Albowiem – „boi się jak diabeł święconej wody”. Tak głosi przysłowie.

Czekaj, czekaj, już ja cię prześwięcę” – kto tak mówi, znaczy to, że on chce tamtego drugiego wygnać, wyrzucić, jak właśnie diabła z kościoła, i obić go na dodatek.


No i ta druga parafia – teraz już „zła”, bidulka. Co też „oni” z nią zrobili? Z taką od zawsze porządną i wręcz wzorcową parafią. A właściwie – bo okazuje się, że wiele do tego nie trzeba – zrobił „on”, nowy proboszcz-modernista.

Tenże w ogłoszeniach duszpasterskich przed tegorocznym Bożym Ciałem zapowiedział:

Zgodnie z poleceniem Władzy kościelnej nie będzie procesji ulicami (…) odprawimy procesję wewnątrz kościoła. (…) Proszę także o przyjmowanie Komunii Św. na rękę z myślą o dobru innych; jeśli jednak ktoś nie potrafi zrezygnować z przyjmowania Komunii Św. do ust, to proszę przystąpić na końcu, tak by uszanować czyjeś poczucie bezpieczeństwa”.

Zauważmy, że co fraza, to kłamstwo. Czyżby ten akurat ksiądz proboszcz otrzymał jakieś specjalne sekretne i zarazem odmienne „polecenie” od Władzy kościelnej? Bo ta – co łatwo sprawdzić – bynajmniej nie zakazywała urządzania procesji na zewnątrz budynków świątynnych. I to „uszanowanie”... nie czyjegoś bezpieczeństwa (niezależnie od tego, skąd ono pochodzi), ale zaledwie i tylko... „poczucia bezpieczeństwa”. Nie ma więc już teologii, nie ma logiki, nie ma wirusologii, ani epidemiologii, lecz wciągani jesteśmy, z okazji święta Bożego Ciała właśnie, w krąg zagadnień „czyjegoś” przygodnego dobrego samopoczucia. Pytamy się zarazem, retorycznie: „No to jest gdzieś jeszcze to 'niebezpieczeństwo', księże proboszczu, czy go nie ma?”. Tertium non datur. W sąsiednich wielkomiejskich parafiach „niebezpieczeństwa” nie ma, a tak po prawdzie nigdy go tam nie było, a tylko tutaj się ono jakoś tak dziwnie zalęgło...

Bo to całe „poczucie” co poniektórym, zwłaszcza gdy się rzecz będzie w nich uparcie wmawiać, i to pod autorytetem księżowskim, może już pozostać, na długo. Tak się przecież produkuje wariatów. Lecz czy musi nas to koniecznie obchodzić, gdy idziemy w niedzielę lub święto na Mszę do kościoła?

Frekwencję na Mszy z procesją Bożego Ciała, w tej „gorszej” parafii, gdyż prowadzonej od niedawna przez owego księdza-modernistę, po wzięciu takiej jak wyżej „warszawskiej poprawki wyjazdowej” szacujemy na o jakieś 40 procent mniejszą, niż być powinna. Ludzie przeważnie w maseczkach; pełen przekrój wiekowy, gdy w parafii poprzednio omawianej lekka dominacja osób starszych. Tam o 10-20 procent mniej, tutaj o 40 procent mniej! Czy ludzie aby nie porozchodzili się po parafiach sąsiednich, aby nie być zmuszanymi tutaj do przyjmowania Przenajświętszego Sakramentu na rękę, i to w dzień Bożego Ciała? Co za wyniki duszpasterskie osiąga ten modernista!

Tutejsza stała trasa procesji mierzy około jednego kilometra. Refleksja nasza jest podobna do poprzedniej w tym względzie: te piękne doraźnie zbudowane i przystrojone ołtarze powinny by teraz stać na ulicach, na swoich stałych miejscach, a nie tutaj, we wnętrzu kościoła.

Przychodzi wreszcie do rozdawania Komunii Przenajświętszej. W tym miejscu śpieszymy nadmienić, iż dowiedzieliśmy się niedawno, że ksiądz proboszcz „umawia się z rodzicami” i bodaj co tydzień urządza małym grupkom dzieci Pierwszą Komunię Świętą. „Umawia się...”, „małe grupki...” – coś nas wtedy tknęło, zwłaszcza, że media były donosiły, że mianowicie gdzieś w Polsce... Ale nie tu, u nas! Nie!!! Czy to aby w ogóle możliwe? Takie popełnianie duchowo-religijnego gwałtu – tak! – gwałtu na ufnych, niewinnych, siedmioletnich dzieciach i na ich także ufnych, ale w rzecz nazbyt nie wstępujących, bo przecież wiecznie „zabieganych” wielkomiejskich rodzicach.

Proboszcz powtarza od ołtarza to, co był ogłosił kilka dni wcześniej, że oto najpierw ci „na rękę”, a ci do ust „na końcu”. Czy to nie jest czysta dyskryminacja? Tym bardziej jaskrawa, że w sąsiednich parafiach bynajmniej nie stosowana. Jeden jest Kościół Święty, czy już nie jeden? Jeden jest tu w Warszawie Święty Obrządek, czy już mnogi. Jaki wobec tego mają sens coraz to u nas powtarzane modlitwy „o jedność chrześcijan”?

I widzimy to wyraźnie, że jakaś pani jako pierwsze ustawia do przyjęcia Komunii Przenajświętszej, w kolumnie i na stojąco... te małe pierwszokomunijne bielanki. Dziewczynki w bieli niewinności podchodzą następnie do księdza proboszcza z rączkami złożonymi „w koszyczek”, a ten im do tych rączek, jednej po drugiej, wkłada Przenajświętszy Sakrament. Acha... i jeszcze maseczki, gdzieś tam się majtają.

Czy państwo widzicie to, co ja?” – pytamy poruszeni ludzi obok nas. Państwo, owszem, widzą, ale nawołują do zachowania spokoju w czasie nabożeństwa. Niebawem zaś... sami tam podchodzą, aby odebrać Komunię Świętą do swych rąk.

Dosłownie – sąsiadujące ze sobą bezpośrednio parafie rzymsko-katolickie, „zwykłe posoborowe”. W tamtej prawie wszyscy – jak już wiemy – podchodzili w kolumnie i przyjmowali Przenajświętszy Sakrament do ust, tutaj prawie wszyscy, też w kolumnie, też na stojąco, przyjmują Przenajświętszy Sakrament na rękę. Kolejna i nie ostatnia różnica jest i taka, że w tamtej parafii żadnych instrukcji ani nakazów co do przyjmowania w Boże Ciało Komunii Przenajświętszej nie wydawano, toteż ogół zachował się tam tak, jak pamiętał sprzed czasu „koronawirusa” – do ust. Natomiast tutaj ogół – wieledziesiąt o ile nie ponad sto osób – wykonuje wyraźne polecenia księdza proboszcza – na rękę.

Ale nie wszyscy. Oto dochodzi najwidoczniej do jakiejś wymiany zdań pomiędzy księdzem, a kolejną osobą zamierzającą przyjąć Przenajświętszy Sakrament w dzień Bożego Ciała.

W ogóle znaczna część spośród zebranych siedzi wciąż w ławkach, jakby się czaiła w oczekiwaniu, czy już przeszli ci wszyscy „na rękę”, którzy mają pierwszeństwo (sic!) i czy już do przyjmowania Komunii mogą ruszyć ci drugiej kategorii – „do ust”.

Ksiądz tamtej osobie daje znak ruchem głowy, aby stanęła z boku i jeszcze poczekała (sic!). Jeszcze kilka osób „na rękę” i oto znowu krótka rozmowa, w takiej chwili, udzielania Przenajświętszego Sakramentu, tym razem z małym chłopcem – z dzieckiem! I to dziecko także jest ruchem głowy odsyłane na bok. Oczywiście, w całej tej scenerii nie ma mowy o zachowaniu żadnego „dystansu społecznego” (co za nazwa! jakże nieadekwatna!), ani na odległość dwóch metrów, ani jednego metra też nie.

A teraz widzimy, że Komunię Przenajświętszą usiłują przyjąć trzy siostry zakonne (na terenie parafii znajdują się najmniej dwa klasztory żeńskie). I znowu wymiana zdań, i znowu ksiądz Komunii nie udziela, i znowu odesłanie na bok ruchem głowy proboszcza. Robi się tam dość już tłoczno. Ci, co przyjęli Komunię na rękę nie mają którędy oddalić się z powrotem; o „dystansie społecznym” nie ma mowy. A przecież te zabiegi miały służyć ponoć – przywołujemy cytaty – „uszanowaniu czyjegoś poczucia bezpieczeństwa” i w ogóle „dobru innych”.

Gromadce miejscowych dzielnych nonkonformistów najwidoczniej nie pozwala się uklęknąć, acz jest przecież gdzie – na progu przedołtarzowym przy zachowanych tutaj wciąż jeszcze barierkach-balaskach (których już od dawna nie ma w kościele w parafii wyżej omawianej). Wreszcie i ta mniejszość „do ust”, po owych jakże gorszących, a przez księdza proboszcza urządzonych manewrach, też przystępuje do Stołu Pańskiego.

Rozmyślamy i o nich – co to się o porządek i o poszanowanie dla Przenajświętszego Sakramentu na przekór miejscowej władzy kościelnej upomnieli – lecz i o tych biednych nieświadomych niczego dzieciach, które poznały li tylko przyjmowanie Komunii Przenajświętszej na rękę i na stojaka. I dla nich to jest od tej pory „katolicka norma”. Tak cynicznie wykorzystywać dzieci... Jakże wielka to niegodziwość! Toż to jest przecież podłe łajdactwo!

I pomyśleć, że jeszcze dziesięć lat temu nie ośmielilibyśmy się w tych kategoriach rozmyślać o naszym duchowieństwie.

Zmieniony ( 12.06.2020. )