Coś (na siłę) optymistycznego
Wpisał: kataryna   
01.01.2011.

Coś (na siłę) optymistycznego

Kończy się najgorszy rok w historii III RP, najgorszy nawet nie dlatego, że w tragicznych okolicznościach straciliśmy tylu wspaniałych ludzi, ale przede wszystkim dlatego, że katastrofa smoleńska uświadomiła nam, że to co mieliśmy za państwo - z jego instytucjami, procedurami, elitami, racją stanu - jest tylko czymś w rodzaju hologramu, złudzeniem. W żadnym momencie tego co doprowadziło do 10 kwietnia, i tego co się zdarzyło po nim, nie zdało egzaminu. Jedyne co się udało, to wyprawić ładne pogrzeby tym, którym nie umiało zapewnić minimum bezpieczeństwa, i nie będzie umiało zagwarantować rzetelnego wyjaśnienia wszystkich okoliczności śmierci. Dużo by pisać o katastrofie smoleńskiej i tym co obnażyła, ten temat przewija się - słusznie - we wszystkich podsumowaniach minionego roku, ja ani nie mam takich ambicji, ani weny. Symbolem degeneracji państwa i jego elit jest dla mnie ten fragment wywiadu Marty Kaczyńskiej dla Gazety Polskiej:

Gazeta Polska : Kto z przedstawicieli rządu kontaktował się wówczas [zaraz po katastrofie] z panią?

Marta Kaczyńska: Nikt się ze mną nie kontaktował.

Gazeta Polska: Nikt nie zawiadomił pani oficjalnie o tym, co się wydarzyło? Nie zapytał, co chciałaby pani uczynić w tej sytuacji?

Marta Kaczyńska: Nie. Telefonował do mnie stryj.

Gazeta Polska: Czy przedstawiciele władz Polski w ogóle kontaktowali się z panią w sprawie katastrofy?

Marta Kaczyńska: Jedynie prokuratura. Na przełomie czerwca i lipca złożyłam zeznania w ramach pomocy prawnej, o którą organy rosyjskie zwróciły się do strony polskiej. Odpowiadałam na standardowe pytania, m.in. w jakim celu moi rodzice lecieli do Rosji.

Ten fragment mówi dużo, wszystko właściwie, o kondycji państwa i jego elit, zwłaszcza w połączeniu z niezwykłą aktywnością jego wysokich funkcjonariuszy uwijających się wokół kontrolowanych przecieków o wysokości odszkodowania wypłaconego córce swojego prezydenta. Ale o katastrofie smoleńskiej napisano już wszystko, jedno zrozumieli, że państwa nie ma, drudzy się cieszą, że umie ładne pogrzeby wyprawiać, i pewnie wszyscy pozostaną przy swoim. Ten tragiczny rok wypadałoby jednak zakończyć optymistycznym akcentem, a przecież i takie są.

Przekonaliśmy się, że nie możemy liczyć na państwo. I to jest niewątpliwie pozytywne, bo nie ma nic gorszego niż liczyć na coś, co zawiedzie. Po Smoleńsku, i po wczorajszym skoku na nasze emerytury, nikt już nie może się łudzić, że ma prawo od państwa oczekiwać czegokolwiek, jesteśmy zdani tylko na siebie. I choć samo to optymistyczne nie jest, w końcu utrzymanie tej fikcji państwa sporo nas kosztuje, to chyba jednak lepiej wiedzieć, że w razie czego liczyć można będzie tylko na siebie. Będzie się można przygotować, żeby się nie obudzić z ręką w nocniku.

Platforma zmierza do władzy absolutnej, a rola opozycji maleje. I tu też można się dopatrzeć plusów, wiele bowiem wskazuje na to, że Platforma będzie miała pełnię władzy i będzie ją miała na tyle długo, żeby stracić wszystkie wymówki dlaczego nie rządzi. Na dłuższą metę, może się nam to opłacić. Nie, lepiej nie będzie, nie wierzę ani odrobinę w Platformę. Ale liczę, że pozbawiona wymówek, pokaże się nam taka jaka jest - całkowicie jałowa. I że my to wreszcie zrozumiemy. Za parę lat będziemy w tym samym miejscu (w najlepszym razie) ale może przynajmniej ciut mądrzejsi i bardziej odporni na zniewalający urok Tuska.

Cichną niepokorne głosy w mediach. Powoli, ale konsekwentnie. Niedługo nie ostanie się już żaden malkontent. W perspektywie wieloletnich rządów Platformy, może to i lepiej, że przestaną nas irytować głosy marudzących, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Zupełnie niepotrzebne, dodajmy, bo o tym się szybko przekonamy sami, zaglądając do portfeli. Z czasem docenimy błogi spokój dziennikarzy i komentatorów, powtarzających za premierem, że państwo zdało egzamin bo pogrzeby były ładne (polecam ostatnią rozmowę Olejnik z Jakubiak).

Rok 2010 pozbawił mnie niepotrzebnych złudzeń, a to chyba dobrze. Pozbawił mnie też nadziei, i to już nie jest takie fajne. Więc żegnając go nie bez ulgi, sobie i Wam wszystkim życzę, żeby w Nowym Roku było na czym tę nadzieję od nowa. Bo będzie nam bardzo potrzebna.