Szaleństwa demokracji a "Kura Domowa" | |
Wpisał: Ks. Edward Wesołek FSSPX | |
02.01.2011. | |
Szaleństwa demokracji a „Kura Domowa” [Zawsze wierni, nr. 1, styczeń 2011 r ] Tradycja to nie tylko Msza św. To całe życie zgodne z zasadami przekazanymi nam przez Kościół. Ks. Edward Wesołek FSSPX Demokracja, która opanowała świat, bez której może nawet nie potrafimy sobie wyobrazić życia, wniknęła także do dusz wiernych Kościoła katolickiego. Niektórzy już nie wyobrażają sobie, by mogło być inaczej. Duch kolegializmu, czyli kościelnej demokracji, opanował serca hierarchów. Biskupi nie chcą, nie potrafią sami rządzić. Oglądają się na uchwały konferencji episkopatu. Proboszczowie, jeśli jakieś postanowienie może dla nich być trudne, niezręczne, zasłaniają się radą parafialną. Ale w ten sposób sami hierarchowie stają się zakładnikami demokracji. Nie tylko nie potrafią, ale wręcz nie mogą już rządzić, gdyż krępuje ich kolegialna opinia. Ta sama demokracja zagościła w rodzinach, nie wyłączając rodzin naszych wiernych, którzy prawdopodobnie chcą żyć zgodnie z Tradycją Kościoła. A może o tym, że są tradycyjni, świadczy ich uczestnictwo we Mszy świętej? Jeśli tak, to źle myślą, bo Tradycja to nie tylko Msza św. To całe życie zgodne z zasadami przekazanymi nam przez Kościół. Wyobraźmy sobie taką rodzinę: Pan domu, pracujący, tradycyjny katolik, pragnie zaprowadzić porządek w rodzinie, aby zgodnie z tradycyjnymi zasadami wychowywać dzieci. Jego żona, mówiąc delikatnie, nie bardzo tradycyjna, chętnie ucieka od życia rodzinnego, podejmując pracę poza domem. Niby przyzwoita kobieta, jednak na myśl, że winna zająć się dziećmi, wpada w złość: mąż jej nie rozumie, chce z niej zrobić kurę domową! Takiego to określenia używają demokraci. Przed nią kariera, jest przecież gwiazdą błyszczącą na firmamencie swego zakładu pracy. Ona miałaby zajmować się kuchnią, dziećmi? Nie! Ona nie chce już więcej rodzić dzieci! To nieludzkie! Krzyki, w których kryje się straszny żal, mieszają się ze szlochem. Jeszcze parę wyrzutów, że to prześladowanie, że ona nie da się zapędzić do klatki. Mąż, któremu się tylko wydaje, że jest panem domu, kładzie uszy po sobie. Żona postanawia znaleźć jakąś nianię, która ją wyręczy w wychowywaniu dzieci. Czy małżonkowie są sobie równi? Czy kobiety są równe mężczyznom? Tak, wszyscy jednakowo są dziećmi Bożymi, ale nie wszyscy mają te same obowiązki. Męskim obowiązkiem jest utrzymanie swej rodziny, a obowiązkiem niewiasty - otaczanie rodziny ciepłem, opieka nad dziećmi i wychowywanie ich. Zdarzają się nieszczęścia, że mężczyzna nie daje utrzymania rodzinie, bo albo nie może, albo nie chce tego robić. Wtedy matka jest zmuszona zostawić dzieci i iść, aby zapracować na ich utrzymanie. Takie matki powinno się otoczyć troską, pomóc im. To są bohaterki. Ale nic z bohaterstwa nie mają a nawet przeciwnie! - te kobiety, które mając dobrych mężów, pną się po szczeblach kariery, zostawiając wychowanie dzieci innym. Szlachetne niewiasty, nic sobie nie róbcie z przezwisk. Niech was nazywają jak chcą. Przecież nic wam w ten sposób nie zrobią. Właśnie będąc paniami domu, zapewniając swoim domownikom ich podstawowe potrzeby, pełnicie piękną rolę. Rodząc i dobrze wychowując dzieci, czynicie największą rzecz dla ojczyzny i narodu. Czego więcej można chcieć? Papież Pius XI nie bez powodu już w 1930 r. pisał: "Nie w tym wszakże [pracy zawodowej i uniezależnieniu się od męża] mieści się prawdziwa emancypacja niewiasty i owa rozumna oraz pełna godności wolność, odpowiadająca dostojnemu stanowisku chrześcijańskiej matki i żony; jest raczej wypaczeniem kobiecego charakteru i macierzyńskiej godności oraz zburzeniem całej rodziny. Przez nią traci mąż żonę, dzieci matkę, dom i rodzina cała czujnego zawsze stróża. Doprawdy fałszywe to wyzwolenie i nienaturalne zrównanie z mężem jest raczej zgubą niewiasty. Zstąpiwszy bowiem z iście królewskiego tronu w obrębie domu, na który Ewangelia kobietę wyniosła, popadnie owa kobieta rychło z powrotem w dawną niewolę (może mało widoczną, niemniej jednak rzeczywistą) i będzie znowu tym, czym była w pogaństwie: zabawką mężczyzny" . Powróćmy do tego, co zawsze było normą życia katolika. Tylko tyle. Czy aż tyle? |