12 lipca 1920 roku - Wojsko Polskie opuściło Kamieniec Podolski. Zamilczany rok 1920 - zamierzone.
Wpisał: Marcin Drewicz   
03.07.2020.

12 lipca 1920 roku - Wojsko Polskie opuściło Kamieniec Podolski.


Zamilczany rok 1920 - to jest zamierzone


[ u z u p e ł n i e n i e ]


Marcin Drewicz lipiec 2020


Wytykaliśmy redakcjom „W Sieci Historii” (WS) oraz „Do Rzeczy Historia” (DR), a pośrednio i innym podobnym przecież, że teraz, latem 2020 roku, zamilczają o Setnej Rocznicy Polskiego Zwycięstwa nad Rewolucją, czyli o Cudzie nad Wisłą oraz o wydarzeniach go poprzedzających. Lecz oto pojawił się kolejny, lipcowy już numer DR, a nasze przerażenie owym zamilczaniem trwa dalej.

Redakcja ma zwyczaj wyróżniać temat numeru – a są nim teraz, dla odmiany... smutne i niesławne losy Stanisława Augusta Poniatowskiego. No cóż. Można rzec, że rok 1920 „odrobił” z nawiązką to, co wiek z okładem wcześniej zawalił był ostatni król Polski. O nie. To, co tamten i jemu podobni zaprzepaścili, nigdy dotąd, na pewno w całości, odrobione nie zostało. Niestety.


Nie tu jest miejsce na szersze opisywanie polskiej historii lipca 1920 roku – bo właśnie powinno się ono znaleźć w obszernych numerach czasopism takich jak WS, czy DR. Niemniej nasza niniejsza wypowiedź dopiero by zyskała swoją objętość poprzez, choćby w punktach, wymienienie tego, czego w lipcowym DR nie ma (a być powinno), aniżeli tego co tam zamieszczono, o roku 1920 oczywiście.

Pierwsze spostrzeżenie: nie ma tam żadnych fotografii z roku 1920. I już! Jest natomiast artykuł o polskich stratach wojennych lat 1918-1921, lecz zwłaszcza w kontekście szalejącej wówczas po Europie grypy „hiszpanki”. W innym artykule prezentowana jest sylwetka legendarnego kapelana Drugiej Brygady, księdza Józefa Panasia, ale – jak na złość – z pominięciem jego aktywności w roku 1920, czyli Równo Sto Lat Temu. Zapowiadane jest także opublikowanie szerzej nie omówionego albumu o roku 1920. I to w zasadzie wszystko, na 84 strony formatu A4.

Aha... jeszcze krótka notatka o ni mniej, ni więcej, a o odbytej w dniu 10 lipca 1920 roku konferencji w Spa (bez podania daty dziennej!), na której – jak wiadomo – mocarstwa Zachodu spychały walczącą z bolszewickim najazdem na śmierć i życie Polskę Odrodzoną do rozmiarów i statusu czegoś w rodzaju niegdysiejszego Księstwa Warszawskiego (a że z Wielkopolską, więc nie piszemy, że Królestwa Kongresowego) lub raczej znanego nam dobrze z autopsji PRL-u. Za kilka dni wybije Równo Setna Rocznica tamtego dyplomatycznego horroru.

A my dzisiaj? Czy nie jesteśmy, już od lat, co pewien czas niepokojeni doniesieniami o kolejnych takich „konferencjach w Spa”, teraz, w XXI już wieku. Przecież na opis antycypacji i następstw tamtego spotkania Sprzed Stu Lat należało poświęcić z jedną trzecią numeru czasopisma, o ile nie połowę (przy założeniu, że w każdym numerze pisze się o sprawach bardzo różnych, a nie poświęca się go w całości na prezentowanie jednego tematu).

W Spa spychano Polaków za „linię Curzona” (tzn. na zachód od tejże linii, wyznaczonej jeszcze w grudniu poprzedniego 1919 roku); no i – co tu dużo gadać – dzisiaj, po Stu Latach, jesteśmy za tą linią, i to od kilku już pokoleń.

W Spa skorzystano z okazji – inwazja bolszewicka na Polskę – aby ostatecznie zrezygnować z plebiscytu na Zaolziu (część Śląska Cieszyńskiego) i odciąć tę krainę od Polski, na rzecz Czechosłowacji; i tak trwa do dzisiaj. Nieprawdaż?

W Spa redukowano będące wówczas w śmiertelnym zwarciu z wrogiem, blisko milionowe (sic!) Wojsko Polskie do stanu... kilkudziesięciu tysięcy ludzi. A ilu to żołnierzy – zapytajmy – liczy sobie Wojsko Polskie dzisiaj? Wliczając w to „terytorialsów” i nie wliczając.

I tak dalej – długie trwanie historii.

A teraz też coś o Kresach, ale... Północnych (lecz dla Niemców przed Stu Laty – Wschodnich). Nazajutrz po spotkaniu w Spa, więc w dniu 11 lipca 1920 roku odbył się przecież na Warmii i Mazurach ów sławny i z kretesem przez stronę polską przegrany plebiscyt. Czyżby więc teraz już nie tylko Kresy Wschodnie, ale nawet i należące wszakże do Państwa Polskiego Warmia i Mazury były na cenzurowanym? Bo w lipcowym numerze DR szukamy, i szukamy, jakichś o tych sprawach wspominków, i doszukać się nie możemy. W lipcowo-sierpniowym numerze WS też o tym nie pisano!

Nie pisano i nie pisze się o kolejnych arcy-ważnych sprawach. Nie znajdujemy bowiem tam żadnych wspominków ani rozważań o kolejnych wydarzeniach Sprzed Stu Lat, z następnego dnia – 12 lipca 1920 roku. A to jest przecież dzień podpisania w Moskwie owego pamiętnego – lecz właśnie uporczywie dziś zamilczanego! – sojuszu sowiecko-litewskiego! Odtąd żołnierz litewski miał w swojej walce przeciwko Polakom jakże potężnego sojusznika -bolszewika. Dwa dni później, 14 lipca 1920, owi bolszewicy zajęli Wilno, ponownie (gdyż po raz pierwszy w styczniu 1919 roku). To wtedy Mackiewiczowski ułan Krotowski nie miał jednej ostrogi i starał się ją gdzieś jeszcze gorączkowo dokupić („Lewa wolna”).

Tegoż samego dnia 12 lipca 1920 roku – lecz w odróżnieniu od Wilna już BEZPOWROTNIE – Wojsko Polskie opuściło Kamieniec Podolski. Czy samo to zdarzenie nie jest pretekstem do napisania dla nas osobnego artykułu, o Podolu, Na Stulecie Wydarzeń? Widocznie nie jest.

Zapamiętując się w rozpatrywaniu wydarzeń wojennych oraz dyplomatycznych (Spa) nie zapominajmy o lipcowym „froncie wewnętrznym”, Sprzed Stu Lat! To właśnie w dniu 15 lipca 1920 roku (chyba to nie zamierzone, że w rocznicę Grunwaldu) Sejm Rzeczypospolitej uchwalił tę pierwszą... ustawę o reformie rolnej, tak, tak (nie mylić z wcześniejszą o rok uchwałą sejmową, której treści stały się wszakże obowiązującym prawem w lecie roku 1920). O tym także, w omawianych tu popularno-historycznych czasopismach, cicho-sza, Na Stulecie. Lecz przecież w ówczesnym zagadnieniu „reformy rolnej” ogniskowały się dosłownie wszystkie (sic!), także z pozoru od rolnictwa odległe, problemy Odrodzonego Państwa Polskiego.

Wypada tu zauważyć, że piszący niniejsze kiedyś badał te sprawy i o nich publikował, jak na przykład w opasłym dziele zatytułowanym: „Głęboka przemiana rewolucyjna. Sejmowa debata nad reformą rolną w Polsce w 1919 roku. W 90. rocznicę”, Lublin 2009, ss. 760. O tym atoli, jak doszło do uchwalenia lipcowej ustawy w roku 1920, też jest tam mowa.

No i pojawia się tu przez chyba nikogo dotąd „nie ruszone” zagadnienie: polska reforma rolna z lat 1919-1920 a sowieckie zarządzenia w sprawie rolnej wprowadzane w terenie, na bieżąco, przez czerwonych komisarzy wdzierających się wraz z Armią Czerwoną na ziemie polskie latem 1920 roku.

Co by było, gdyby...?

Inaczej rzecz ujmując: Czy uchwalenie tej polskiej ustawy dopomogło Wojsku Polskiemu w pobiciu bolszewików, czy też nie miało na to żadnego wpływu? A ustawę „o reformie rolnej” cały tamten narodowo-ludowcowy Sejm – przypomnijmy – uchwalił jednogłośnie i bez żadnej już dyskusji; gdy rok wcześniej, w 1919, redagując tekst tamtej jeszcze uchwały, toczono w Sejmie zajadłe boje przez wiele tygodni, zajmując się prawie tylko tym zagadnieniem!

To jest też pytanie o potoczny obieg informacji. Czy wiadomości z sejmowej lipcowej Warszawy dotarły do tych i innych, będących wszakże w permanentnym odwrocie, jednostek frontowych, i czy tam wywoływały jakieś wrażenie, czy raczej brak zainteresowania? Albo inaczej: Czy Wojsko Polskie biło się lepiej po uchwaleniu ustawy „o reformie rolnej”, aniżeli przed? No bo ogół korpusu oficerskiego i znaczna część spośród żołnierzy-chłopów nie miały w tym kontekście powodów do zadowolenia.

I jeszcze inaczej: Czy owe nie dość liczne w skali kraju, lecz jednak widoczne przypadki takiego lub innego współdziałania polskiej ludności wiejskiej (miejskiej też) z Armią Czerwoną były jakkolwiek zainspirowane polską nową ustawą „o reformie rolnej”? Przecież polski Sejm sprawę rolną chciał rozwiązać, wprawdzie rewolucyjnie – o tak! – ale jednak inaczej, aniżeli bolszewicy! Gdyż Rewolucja miewa swoje odmiany.

My już tu w owe pasjonujące (a i dzisiaj, wbrew pozorom, aktualne) zagadnienia nie będziemy głębiej wkraczać. Niechże któraś z Redakcji poświęci im... cały wielostronnicowy numer czasopisma. A, co! Lecz obecnie i wciąż, jak już wiemy – cicho-sza!

Jednakże paradygmat tak zwanej reformy rolnej, taki jakim go na gruncie polskim narzucono właśnie w latach 1919-1920, także w postaci kolejnej ustawy, z roku 1925, pozostaje obowiązujący do dzisiaj! Komunistyczny Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego w latach 1944-1945 wprowadził kolejną redakcję ustawy rolnej, nieco odmienną od tamtej z lat 20. XX wieku, i ta pozostaje wszakże obowiązującym prawem do dzisiaj (sic!). Żadnym tam „kontrrewolucjom Solidarności” nawet do głowy nie przychodziło, aby w tej dziedzinie cokolwiek „naruszyć”.

I czy to nie są wspaniałe tematy właśnie Na Stulecie? Ale... na dobrą sprawę taki lipcowy numer czasopisma „Historia” (DR, WS i każdego innego), w Stulecie Wojny Bolszewickiej, powinien być zbudowany w oparciu o książkową relację generała Stanisława Szeptyckiego zatytułowaną „Front Litewsko-Białoruski...”, czyli o opis lipcowego polskiego Wielkiego Odwrotu, jego przyczyn i następstw; i o opis czerwcowo-lipcowego odwrotu na Ukrainie też, oczywiście. Redakcje owych czasopism od świadectw ludzi takich jak Szeptycki trzymają się uporczywie z daleka. Ale my – przeciwnie. Sięgnijmy więc do kilku choćby cytatów (Stanisław Szeptycki, „Front Litewsko-Białoruski 10 marca 1919 – 30 lipca 1920”, Wydawnictwo 2 Kolory, Warszawa 2016):

Dnia 10 lipca (1920) stanęły części (polskiej – M.D.) I-ej Armii (11. i 17. dyw. piech.) nad górną Wilią i Rybczanką do przejściowego oporu, podczas gdy grupa gen. Żeligowskiego oraz 1. dyw. lit-białorus. pozostały nadal w dalszym marszu (odwrotowym – M.D.). Północne skrzydło (polskiej – M.D.) IV-ej armii (15 dyw. piech. i 2 dyw. leg.) nie przekroczyły jeszcze linii Radoszkowice-Mińsk (Litewski-Białoruski – M.D.), południowe zaś skrzydło armii i Grupa Poleska dopiero co rozpoczęły odwrót z rzeki Berezyny i Ptyczy” (ss. 83-84).

My, potomni, wygodnie sobie czytając to, i inne jeszcze, zastanawiamy się, czy aby Komendant Piłsudski z tym odwrotem na całej linii się aby nie pośpieszył. No bo skoro po aż tygodniu po sowieckim ataku na północy (Auta, 4 lipca 1920) siły prawego, czyli południowego skrzydła naszego Frontu Litewsko-Białoruskiego dopiero schodziły skwapliwie z linii rzeki Berezyny... O, tak. Te teksty trzeba czytać z rozpostartą mapą przed oczyma. Czytamy, u Szeptyckiego, w innym miejscu:

Naczelne Dowództwo, poinformowane o sytuacji IV-ej Armii (polskiej – M.D.) wydało 23 lipca (1920) rozkaz utrzymania linii Zelwianki-Różanny i górnej Jasiołdy. W razie nieudania się kontrataku IV-ej Armii miała Grupa Poleska cofnąć się na Jezioro Czarne i rzekę Stochód. Naczelne Dowództwo zwracało uwagę, że Anglia zażądała natychmiastowego rozejmu (następstwa konferencji w Spa, ale bolszewicy się z tego śmiali – M.D.) i że należało jak najdłużej utrzymać obszerne przedpole na wschód od Bugu (czyli Kresy Wschodnie, innymi słowy, przynajmniej te bliższe – M.D.).

W myśl rozkazu Naczelnego Dowództwa poleciłem Grupie Poleskiej zatrzymać nieprzyjaciela na szosach w kierunku Prużan i Kobrynia, a IV-ej Armii przeprowadzić bezwzględnie kontratak na Różannę. Zarządzenia te odniosły skutek, bo w dniu 23 lipca (1920) IV Armia odparła silne ataki nieprzyjaciela na rzekę Zelwiankę i Berezę Kartuską” (s. 110).

I może jeszcze jeden, tyleż „smakowity”, co bolesny dla każdego Polaka fragment:

Doszło wreszcie do tego, że gdy 26 lipca (1920) Naczelne Dowództwo (czyli Piłsudski – M.D.) powzięło decyzję, by zakończyć odwrót na północy (sic!), a przygotować 'akcję zaczepną w wielkim stylu', i w tym celu zarządziło bezwzględne utrzymanie linii Grajewo-Narew-Brześć Litewski do 5 sierpnia, zadanie takie było już niewykonalne, gdyż armie frontu północno-wschodniego (czyli polskiego tytułowego Litewsko-Białoruskiego – M.D.), niezasilone przez miesiąc ani jednym bagnetem (sic!) – osłabły” (s. 132).

W innym jeszcze miejscu – na co wskazywaliśmy w innych publikacjach – gen. Szeptycki pisze o bezustannym zabieraniu z jego frontu kolejnych pułków, a nawet dywizji. Wojska te odjeżdżały na południe, na Ukrainę, niezliczonymi pociągami, które już na północ... nie powracały. Szeptycki nie miał więc środków transportowych, aby pozostawione pod jego komendą wojska szybko przerzucać po tych stosunkowo rzadko przecież rozciągniętych szlakach kolejowych ówczesnej Białorusi.

Piłsudski zaś kazał na 5 sierpnia trzymać linię – jak czytamy – Grajewo-Narew-Brześć n/Bugiem. Lecz bolszewicy – by tak rzec – usłuchać go nie chcieli, gdyż tego dnia zdobywali już Ostrołękę, Ostrów Mazowiecką i Janów Podlaski (na lewym już brzegu Bugu). I tyle...

O tym nam piszcie, latem 2020 roku, Panowie Redaktorzy Poczytnych Czasopism Historycznych!

Zmieniony ( 03.07.2020. )