W roku 1920 "budionowska Konarmia" poniosła w Chorupaniu z polskiej ręki dojmującą porażkę.
Wpisał: Marcin Drewicz   
21.07.2020.

W roku 1920 "budionowska Konarmia" poniosła w

Chorupaniu z polskiej ręki dojmującą porażkę.

 

O polityce historycznej.


Marcin Drewicz lipiec 2020


Upamiętnić w terenie... tam, nie tak znowu daleko od dzisiejszych granic Państwa Polskiego! Ale, ale... kogo upamiętnić? To już przecież zostało upamiętnione, dawno temu i wcale nie przez „stronę polską”, przecież; ani nie przez ukraińską (białoruską, litewską)... Gdyśmy tamtędy jechali, w połowie lat 90. XX stulecia, przez znane też i z innych powodów Olesko i Podhorce, zatem już ćwierć wieku temu (sic!), oczom naszym ukazało się dzieło niewątpliwie wybitne, zarówno pod względem artystycznym, jak i technicznym, a mianowicie chyba już w latach 60. XX wieku rozpięty wspaniałym łukiem ku szosie, wśród pofalowanych pól, pomnik na cześć... sowieckiej Pierwszej Armii Konnej („Konarmii”) Siemiona Budionnego z roku 1920. Zapewne wielu z Was też tam było i też ten pomnik widziało. Czy stoi on tam jeszcze?

A pomnik... polski? Gdzie on? Po trzydziestu już latach stosunków pomiędzy „wyzwolonymi spod sowieckiego jarzma” Polską i Ukrainą? Jest tam jakiś?

Cała perwersja trwającej już przez pokolenia sytuacji zasadza się na tym, że w roku 1920 to właśnie bolszewicka „budionowska Konarmia” poniosła w tamtym rejonie z polskiej ręki dojmującą porażkę. Lecz to na jej chwałę ów pomnik tam stanął i – czego jednak pewni nie jesteśmy – nadal tam stoi. A pomnika polskich zwycięzców nad Rewolucją i polskich obrońców Cywilizacji... jak ni ma, tak ni ma.

Ani tam, ani gdzie indziej, bo i pod Chorupaniem, ani w Warszawie też przecież nie (lecz pamiętajmy o co poniektórych kościołach pomyślanych przed drugą wojną światową jako wota „za Cud nad Wisłą”).

I następna refleksja, tym razem telewizyjna; skoro jeden z kanałów TVP (TVP Historia!) prezentuje obecnie kolejną w historii kina ekranizację... „Wojny i pokoju” według Lwa Tołstoja, teraz, zdaje się, ponownie brytyjską (a były już przecież sowiecka, amerykańska, brytyjska i może inna jeszcze), ze scenami bitwy pod Borodino. Teraz, w lipcu 2020, w tygodniach kolejnych, niepowtarzalnych przecież, Setnych Rocznic wydarzeń wojny polsko-bolszewickiej roku 1920.

Ale ile to już mamy – zapytajmy w związku z tym – pełnometrażowych i przez kinematografie jakich to krajów nakręconych filmów o bitwie pod, dajmy na to... Chorupaniem (i o innych bitwach polskich Sprzed Stu Lat)?

Na ekranach Telewizji Polskiej: „międzynarodowe-europejskie” Borodino 1812 – TAK!

„Kontrrewolucyjny-polski” Chorupań 1920 – NIE!

A gdzie owa filmowa panoramiczna ekranizacja „Tamtego lata...” Goworzyckiego, a przed nią „W polu” Rembeka, i „Lewej wolnej” Mackiewicza?

Co na te pytania odpowiedzą owi zarządcy dzisiejszej polskojęzycznej „polityki historycznej”?

I jeszcze jedno. Z powodu karygodnego bałaganu w papierach nie możemy odnaleźć, więc i wprost ZACYTOWAĆ, pewnego pisma z roku 2017 lub może 2018, jakie otrzymaliśmy z Ministerstwa, w odpowiedzi na nasze pismo. Ale... którego Ministerstwa? Kultury, Obrony, czy może Edukacji...? Chyba Kultury. Jak się pismo odnajdzie, to się przekonamy.

Ministerstwo, wtedy – gdyż wystąpiliśmy z „obywatelską inicjatywą” zawczasu, z odpowiednim wyprzedzeniem – na dwa-trzy lata przed Setną Rocznicą Cudu nad Wisłą i Wydarzeń Go Poprzedzających odpowiedziało, że przecież dzisiejsza Republika Ukraińska, z powodu rozgrzanego sporu też o „Wołyń”, ale tylko i wyłącznie o „Wołyń 1943” (bo o roku 1920 w ogóle się nie wzmiankuje), zakazała „stronie polskiej” prowadzenia na swoim obecnym terytorium jakichkolwiek wykopalisk i innych badań terenowych. Jakichkolwiek! Więc nie tylko tych dotyczących wydarzeń lat 1943-1944.

Tym więc sposobem – że wspomnimy owe polemiki polsko-ukraińskie, żywsze, nie wiedzieć czemu, właśnie w ostatnich latach – „strona polska”, wtedy gdy aż się prosiło nareszcie przebadać, wobec nadchodzącej Setnej Rocznicy, przynajmniej niektóre pobojowiska Sprzed Stu Lat, z lat 1919-1920, na czele z tym pod wołyńskim Chorupaniem, niejako sama sobie zamknęła taką możliwość.

A to w ten sposób, że właśnie wtedy – naszym zdaniem nieprzypadkowo („po owocach ich poznacie”) – rozpalony został, zwłaszcza w massmediach, ów spór o jedno tylko, jakże ważne, ale TYLKO JEDNO wydarzenie, starannie wybrane spośród wielosetletnich dziejów polsko-ukraińskich, mianowicie o ów „Wołyń 1943” (a przecież nie tylko rok 1943, bo i 1944; a przecież nie tylko Wołyń, skoro rzezie na Polakach dokonywane były wtedy na terenach aż siedmiu przedwojennych województw).

Na nic się zatem zdały – w zakresie odbioru medialnego przekazu przez miliony Polaków – owe na przestrzeni ostatniego trzydziestolecia odbywane wspólnie przez prawie każdego prezydenta Polski z prawie każdym prezydentem Ukrainy, a przez massmedia (przynajmniej te polskojęzyczne) szeroko relacjonowane żałobne spotkania, co kilka lat, w lipcu, w rocznice „rzezi wołyńskiej”. Jedna z tych uroczystości odbyła się, wyjątkowo... po polskiej dziś stronie granicy. Czy pamiętacie? I czy pamiętacie, jak massmedia gładko tuszowały towarzyszący jej historyczno-badawczy skandal? Ale... nie o tym teraz.

Atoli, czy „oni” nie mogli – przeciwnie – właśnie przed Setną Rocznicą Zwycięstwa nad Bolszewikami w latach 1919-1920 wystudzić historyczno-symboliczne kontrowersje polsko-ukraińskie, po czym swobodnie przebadać nie jedno (np. Chorupań), a wiele znajdujących się dziś na terenie Republiki Ukraińskiej (także na Białorusi, Litwie, no i w Polsce samej) polskich pobojowisk z lat 1919-1920, i z lat znacznie dawniejszych też, następnie postawić tam łacińskie krzyże, kamienie z napisami, może nawet wznieść tu i owdzie pomniki i urządzić chronione międzynarodowymi konwencjami polskie cmentarze wojskowe, a DOPIERO PÓŹNIEJ delikatnie powrócić do tematów spornych?

A tak – mogąc mieć już ZNACZNĄ CZĘŚĆ, „strona polska” nie ma wciąż nic!

Myśmy albowiem w naszym piśmie-pomyśle „do Ministerstwa”, z konieczności zwięzłym, wymieniali z nazwy, jako li tylko program-minimum (sic!), właśnie wykopaliska pod Chorupaniem i pod Dubnem, i upominaliśmy się o postawienie tam krzyża, kamienia ze stosownym napisem, może ołtarza, a nawet o urządzenie cmentarza wojennego. No i co?

Lecz nie dość na tym. Skoro dzieje kresowe są wielusetletnie, to i mieści się w nich między innymi naddniestrzański Chocim, wciąż chyba jeszcze znajdujący się na trasie wycieczek-autokarówek z Polski – mamy tę nadzieję. Chocim też w naszym piśmie „do Ministerstwa” z nazwy wymienialiśmy, no i daty 1621 oraz 1673, koniecznie (one również widnieją na płytach warszawskiego Grobu Nieznanego Żołnierza, przecież).

Zauważmy, dla porządku, że i między innymi Chorupań i Chocim to dla stosunków polsko-ukraińskich są hasła poniekąd neutralne, gdyż i tu i tam przeciwnikami strony polskiej akurat nie była strona ukraińska, więc raz Turcy-imperialiści, innym razem rosyjscy bolszewicy (i oni też: imperialiści).

Bo co innego pod na przykład Beresteczkiem 1651; lecz mamy też i kolejne polskie w tamtym miejscu zwycięstwo: wspomniane wyżej Beresteczko 1920! Taka to jest, i inna nie będzie, nasza polska historia ojczysta. Nota bene – Setna Rocznica beresteckiego zwycięstwa, tym razem nad bolszewikami – znanego bardziej jako bitwa pod Brodami – przypada już za niecałe dwa tygodnie!!! Albowiem czas nie stoi w miejscu!!!

Szczęśliwe jest to miejsce dla polskiego oręża i dzisiaj całkiem blisko polskich granic położone.

Co do Chocimia pierwszego, tego z roku 1621, to tam siły kozackie-ukraińskie, jak wiadomo, odpierały Turków ramię w ramię z armią Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, gdyż akurat wtedy stanowiły jej część (a w roku 1920 na Wołyniu walczyli przeciwko bolszewikom także ukraińscy partyzanci!). Czy dzisiaj Chocim – zamek i jego otoczenie – w ogóle jest w zasięgu zainteresowania polskiego Ministerstwa, niech będzie że Kultury? I czy tam – bo nie wiemy – stoi dziś choćby i jedna polska pamiątka, choćby i łaciński krzyż na tej ziemi, na której legli w walce nasi polscy krzyżowcy, przecież?

Skoro prezydent Polski, jak i kilka dni temu (15 lipca 2020), potrafi pojechać pod Grunwald, więc w miejsce wydarzeń o wiele bardziej odległych w czasie, i tam składać wieniec pod (wszakże od dawna) istniejącym pomnikiem, pomodlić się za poległych...

Bo pomnik, ale kozackiego hetmana Konaszewicza-Sahajdacznego, widzieliśmy opodal zamku chocimskiego już w owych dawnych latach 90. XX wieku; paradoksalnie, latach dla stosunków polsko-ukraińskich lepszych, aniżeli lata ostatnie, o CAŁE NOWE POKOLENIE PÓŹNIEJSZE OD TAMTYCH.

Kto to tak zarządził? Ani chybi najpewniej jacyś, po obydwu stronach, „politycy historyczni”, lecz zapewne i „ktoś trzeci”. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Nieprawdaż?

Okrągła, Czterechsetna Rocznica Pierwszej Bitwy Chocimskiej przypada... już w przyszłym 2021 roku. A tu nadal... GŁUCHA CISZA. I koniecznie – żadnych wykopalisk! Bo nie wolno! I jeszcze ten namolny „koronawirus”, co to nadaje się na zagłuszenie wszystkiego, a nawet do pozamykania kościołów... nawet na Wielkanoc!!!


Dla porządku śpieszymy poinformować, że istnieje już monografia:

Bartosz Zakrzewski, „18 Dywizja Piechoty Wojska Polskiego w wojnie polsko-sowieckiej 1919-1921”, Warszawa 2016.

Jednak nie tutaj miejsce na jej recenzowanie. Z przekazu internetowego wynika natomiast, że autor owej monografii kontynuował swoje badania, czego następstwem było zaprezentowanie kilka lat temu planszowej wystawy biograficznej o generale Franciszku Kraličku-Krajowskim, w której otwarciu uczestniczyła także, mieszkająca na stałe na Zachodzie, wnuczka generała. A działo się to... bynajmniej nie na obecnym terytorium Rzeczypospolitej, lecz w... konsulacie polskim w Brześciu n/Bugiem; co było połączone z poszukiwaniami grobu generała, który w tym garnizonowym mieście spędził był ostatnie lata swojego życia.

Czy wystawę prezentowano też już na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i czy wydano już biografię generała Krajowskiego? Tego nam nie wiadomo.

Zmieniony ( 21.07.2020. )