Mądremu biada. Śedzia z cebulką poproszę !!
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
25.07.2020.

 

 

Mądremu biada.

Śedzia z cebulką poproszę !!

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4746

Felieton  •  specjalnie dla www.michalkiewicz.pl  •  25 lipca 2020

Popularna anegdotka z czasów napoleońskich opowiada, jak to cesarz odwiedzając rannych w szpitalu, zapytał ich, co by chcieli. Ranny Polak odparł, że pragnąłby, aby cesarz odbudował niepodległą Polskę. Żołnierz francuski – że chciałby dostać Legię Honorową. Trzeci ranny, przypadkowo Żyd, powiedział, że prosiłby o śledzia z cebulką. Cesarz wysłuchał próśb w milczeniu, a kiedy odszedł, Polak i Francuz zaczęli Żyda zawstydzać, jak mógł z taką prośbą zwracać się do samego cesarza. Tamten wysłuchał gorzkich wyrzutów, po czym powiedział do Polaka: tobie cesarz Polski na pewno nie odbuduje. Do Francuza – jak cesarz nie zapomni, to może da ci jakiś order, kto wie – może nawet Legię Honorową. A ja, być może, śledzia z cebulką dostanę jeszcze dzisiaj.

Przypomniała mi się ta anegdotka na wieść, że podczas głosowania w II turze wyborów prezydenckich jakiś obywatel został przekupiony kwotą 20 złotych, żeby oddał głos na faworyta darczyńcy. Państwowa Komisja Wyborcza, podobnie jak policja i zaangażowani publicyści nie znajdowali wprost słów potępienia dla owego przekupionego obywatela, który chyba został też poddany jakimś represjom.

To bardzo smutny wypadek, bo pokazuje, że racjonalne zachowania są tępione przez organy państwowe, organy ścigania i przez funkcjonariuszy organów propagandowych. Tymczasem ten obywatel, w odróżnieniu od milionów innych głosujących, zachował się racjonalnie, bo swój polityczny przywilej skomercjalizował natychmiast, podczas gdy cała reszta uwierzyła w przedwyborcze obietnice, chociaż nie tylko nie miały one żadnego pokrycia, ale w dodatku wykraczały i to znacznie, poza konstytucyjne możliwości prezydenta.

Na przykład pan prezydent Duda podpisał nowelizację konstytucji, chociaż nie mógł nie wiedzieć, że jego obóz polityczny nie dysponuje większością, która byłaby w stanie to przeforsować. Z kolei pan Trzaskowski, którego w ogóle uważam za zarozumiałego blagiera, odgrażał się, że pouchwala rozmaite ustawy, chociaż ani Wielce Czcigodny poseł Pupka, ani niemniej Wielce Czcigodny poseł Łajza, przez trzy następne lata nie będą w stanie przeforsować żadnej ustawy. Wygląda zatem, że bez względu na to, kto wygra, ci łatwowierni obywatele zostaną oszukani, w odróżnieniu od jedynego rozsądnego, który jednak został powszechnie potępiony.

Warto zatrzymać się nad fenomenem tego powszechnego potępienia. Że tego rozsądnego i trzeźwego – nawet jeśli akurat znajdował się w stanie nietrzeźwości – obywatela potępia Państwowa Komisja Wyborcza, to nic dziwnego. Wszak jej powołaniem jest utwierdzanie obywateli w przekonaniu, że są suwerenami, bo mogą sobie co cztery lata wybrać 560 ciemięzców do Sejmu i Senatu, a co 5 lat – jeszcze jednego ciemięzcę, tytułowanego „prezydentem”.

O tym, by mieli coś do powiedzenia w sprawie ciemiężenia jako takiego, nie ma mowy, bo ustawa o referendum wyraźnie zabrania organizowania referendum w sprawie podatków. Nie tylko zresztą w tym przekonaniu, ale również w przekonaniu, że z tymi wyborami wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tymczasem wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, który o sprawowaniu władzy coś tam przecież musiał wiedzieć, z naciskiem podkreślał, że ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy. Jeszcze w wyborach prezydenckich jest to stosunkowo proste, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby w wyborach parlamentarnych głosy liczone były w ten sposób, że z sumy głosów ważnych wyciąga się pierwiastek kwadratowy, potem odejmuje się od niego roczną produkcję parasoli i to, co z tego wyjdzie, rozdziela się miedzy komitety wyborcze, pamiętając o klauzuli zaporowej i systemie d’Hondta, a przede wszystkim – o ustaleniach, jakie stare kiejkuty porobiły z obcymi centralami wywiadowczymi, którym od 1989 roku się wysługują.

Bo – jak mówił partyjny buc w filmie Krzysztofa Zanussiego „Kontrakt” grany przez Janusza Gajosa - „demokracja – demokracją, ale ktoś przecież musi tym kierować!” Zgodnie tedy z moją ulubioną teorią spiskową, Polską rotacyjnie rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, a walki polityczne między ich tubylczymi ekspozyturami są jedynie odbiciem przepychanek w walce tych metropolii o wpływy polityczne w naszym bantustanie; teraz akurat między Niemcami i Stanami Zjednoczonymi, które nie chcą pozwolić Niemcom na wypchnięcie ich z Europy.

Jeśli chodzi o policję i szerzej – władze publiczne – to też nic dziwnego, że potępiają one prywatne inicjatywy zmierzające do komercjalizowania swoich praw politycznych. Uważają bowiem, że taka komercjalizacja stanowi ich monopol, w czym tkwi racjonalne jądro, bo jeśli nawet przekupują suwerenów ich własnymi pieniędzmi, to w taki sposób, żeby przynajmniej jedna trzecia, jeśli nie połowa, trafiała do kieszeni biurokracji. Ta bowiem jest ostoją mocy i trwałości władzy publicznej, bez względu na to, czy reprezentuje ona Stronnictwo Ruskie Pruskie, czy Amerykańsko-Żydowskie – bo biurokracja nie ma poglądów politycznych, a tylko – gospodarcze – ale w znaczeniu całkiem innym, niż za komuny mówił Stefan Kisielewski. Te poglądy, a właściwie pogląd, jest bardzo prosty: jak pisał Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak” - „by w plątaninie rur i rurek malutki zamontować kurek”, przez który można by doić Rzeczpospolitą.

W tej sytuacji prywatne inicjatywy w rodzaju komercjalizowania politycznych przywilejów za pieniądze, zagroziłyby żywotnym interesom biurokracji, która straciłaby zainteresowanie Umiłowanymi Przywódcami, a ci zostaliby generałami bez wojska. A biurokracja to również wojsko, policja i niezawisłe sądy – bo wszystko to żyje z pieniędzy wydartych suwerenom - dla ich dobra.

No i wreszcie niezależne media głównego nurtu. Ich zadaniem jest duraczenie obywateli, żeby jak najdłużej utrzymać ich w przekonaniu, że z tą demokracją, to wszystko naprawdę. Dlatego też są futrowane, jak nie przez ekspozyturę jednego stronnictwa, to przez ekspozyturę stronnictwa drugiego. Widać to na przykład po telewizjach; jedna jest rządowa, a druga nierządna; jedna wyznaje jeden światopogląd, a druga – drugi – bo w Polsce – jak zauważył jeszcze za komuny „komunistyczny parobek Hamilton w warszawskiej urzędówce »Kulturze«” - „są dwa światopoglądy, bo są dwie kasy”. Za to „mają winka i pieczyste, sosy i smaki zawiesiste, jajca kładzione, z octem, świeże...” - jak nie bez nutki zawiści pisał jeszcze w koszmarnych czasach Średniowiecza francuski poeta Franciszek Villon.

Widzimy zatem, że siła złego na jednego, że nasi Umiłowani Przywódcy i ich pomagierzy tępią zdecydowanie wszelkie przebłyski racjonalności i dlatego obywatel, który wziął 20 złotych za poparcie jakiegoś prezydenta, spotkał się z powszechnym potępieniem.

Zmieniony ( 25.07.2020. )