Telewizyjny humor sytuacyjny
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
29.01.2011.

Telewizyjny humor sytuacyjny

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1912

Komentarz    „Dziennik Polski” (Kraków)    26 stycznia 2011

Ileż radości w tych ciężkich czasach może dostarczyć człowiekowi telewizja, a szczególnie – program „Tomasz Lis na żywo”! Już sam widok pana red. Tomasza Lisa na żywo jest dowodem kontynuacji PRL w III Rzeczypospolitej, zwłaszcza, gdy stwarza on panu ministru Bogdanu Klichu szansę udzielenia odporu nikczemnym oskarżycielom, z którymi pan minister polemizuje w ich nieobecności. Tym razem nie będę nawet próbował budzić z letargu pana red. Macieja Iłowieckiego, ani pani red. Magdaleny Bajer ze sławnej Rady Etyki Mediów, bo widocznie mają zakazane wierzganie przeciwko ościeniowi. Zresztą – nie takie rzeczy widywaliśmy w telewizji, która przecież nie powiedziała ostatniego słowa, zwłaszcza, że ostatnio zlikwidowano w niej wolność słowa. Jeśli zatem w ogóle o tym wspominam to tylko dlatego, że telewizja w intencji dostarczenia masom ludowym rozrywki na poziomie, w programie pana red. Lisa najwyraźniej postawiła na humor sytuacyjny, który objawił się w dwóch postaciach. Po pierwsze – w doborze osób dyskutujących nad polska polityką wobec Rosji. Polityka ta powinna być samodzielna. Największy nacisk położył na to pan Józef Oleksy, 15 lat temu, jako premier rządu, oskarżony z sejmowej trybuny przez własnego ministra spraw wewnętrznych o szpiegostwo – akurat na rzecz Rosji. Pikanterii sprawie dodaje okoliczność, że do dnia dzisiejszego nikt nie został w tej sprawie pociągnięty do odpowiedzialności. Przeciwnie – zarówno oskarżony, jak i oskarżyciel są pełni wigoru i zapewne - planów na przyszłość.

Pan Paweł Kowal z PJN z kolei apelował by „skończyć z dziecinadą w relacjach Polski z Rosją”. Wprawdzie ujawniono, iż był on współpracownikiem Wojskowych Służb Informacyjnych, ale – po pierwsze – śp. prezydent Lech Kaczyński obdarzał go swoim zaufaniem, a poza tym pan prof. Andrzej Zybertowicz nie stwierdził, by WSI wykorzystywały pana Pawła Kowala „niezgodnie z ustawowymi uprawnieniami”. Znaczy – również w tym przypadku prawo nie zostało złamane, a to jest przecież najważniejsze. Wreszcie pan prof. Tomasz Nałęcz oburzył się na porównanie premiera Donalda Tuska do generała Jaruzelskiego, bo generał Jaruzelski „był komunistycznym dyktatorem zależnym od Moskwy”. Mimowolny efekt komiczny polega nawet nie na tym, że prezydent Bronisław Komorowski, któremu pan prof. Tomasz Nałęcz „doradza”, uczynił z generała Jaruzelskiego swojego konsyliarza, ale przede wszystkim na tym, że sam prof. Nałęcz aż do 1990 roku był członkiem PZPR, której przywódcą był ów „komunistyczny dyktator zależny od Moskwy”. Ponieważ Polska żadnej polityki wobec Rosji prowadzić już nie może, wiec tyle naszego, co się pośmiejemy. Najwyraźniej kierownictwo państwowej telewizji to rozumie, a kto wie – może nawet i stręczy panu redaktoru Tomaszu Lisu zapraszanie odpowiednich gości?

Stałe komentarze Stanisława Michalkiewicza ukazują się w „Dzienniku Polskim” (Kraków).