Koronawirus nie sprawił, że inne choroby w magiczny sposób zniknęły. Przeciwnie.
Wpisał: Patrycja Dziadosz, Bartosz Dybała   
18.11.2020.

 

 

Koronawirus nie sprawił, że inne choroby w magiczny sposób zniknęły.

Ukryte ofiary pandemii, umierają w domach

Patrycja Dziadosz Bartosz Dybała

https://gazetakrakowska.pl/koronawirus-nie-sprawil-ze-inne-choroby-w-magiczny-sposob-zniknely-ukryte-ofiary-pandemii-umieraja-w-domach


Statystyki w Polsce jak i na świcie potwierdzają, że liczba pacjentów z zawałem serca, którzy zgłaszają się do szpitali na przestrzeni ostatnich miesięcy, zmniejszyła się o blisko 40 proc.


Pandemia koronawirusa nie sprawiła, że inne choroby w magiczny sposób zniknęły. Przeciwnie. Statystyki nie pozostawiają złudzeń: wciąż najwięcej osób umiera przez nowotwory i problemy z sercem. Szkopuł w tym, że aktualnie znaczna część chorych umiera w domach lub do szpitali trafia, gdy jest już za późno. Powód? Strach przed zakażeniem oraz utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych.

Dzwonimy do kilku krakowskich szpitali i pytamy, ilu pacjentów w porównaniu do ubiegłych lat trafia na oddziały. Niemal wszędzie słyszymy, że jest ich o wiele mniej niż rok czy dwa lata temu. Dopytujemy, czy to oznacza, że jest mniej udarów, zawałów oraz czy ludzie nagle przestali mieć kłopoty z nadciśnieniem i chorować na nowotwory? - Wręcz przeciwnie - odpowiadają zgodnie nasi rozmówcy. I dodają: ludzie umierają w domach, ewentualnie trafiają do szpitali, ale w momencie, kiedy ich szanse na uratowanie są dramatycznie niskie.

Prof. Piotr Jankowski z I Kliniki Kardiologii i Elektrokardiologii Interwencyjnej oraz Nadciśnienia Tętniczego CM UJ przyznaje, że coraz częściej zdarzają się sytuacje, że do szpitala trafiają osoby kilka dni po przebytym zawale.

- Takie sytuacje miały miejsce już wcześniej. Jednak ich skala w czasie pandemii uległa znacznej eskalacji - wyjaśnia prof. Jankowski.

I dodaje: - Statystyki w Polsce jak i na świecie potwierdzają, że liczba pacjentów z zawałem serca, którzy zgłaszają się do szpitali na przestrzeni ostatnich miesięcy, zmniejszyła się o blisko 40 proc. Chorzy zwlekają z telefonem po pomoc. Decydują się na niego dopiero wówczas, gdy pojawiają się kolejne powikłania. To niesie za sobą poważne implikacje, ponieważ zbyt późno wdrożone leczenie jest dużo mniej skuteczne, a ryzyko zgonu znacznie wyższe.

Brak zabiegów

Taki stan rzeczy to efekt nałożenia się na siebie dwóch czynników. Po pierwsze - część chorych z powodu obaw przed zakażeniem zaniechało diagnostyki i leczenia chorób przewlekłych, a w drastycznych przypadkach nawet przerwało leczenie.

Po drugie jednak - to także utrudniony dostęp do części świadczeń i lekarzy. W wyniku kilkumiesięcznego zawieszenia wielu planowych zabiegów oraz badań, czas oczekiwania na ich wykonanie niepokojąco się wydłużył, a chorzy czują się zagubieni i pozostawieni bez opieki.

Już drugi raz w tym roku, aby zminimalizować ryzyko transmisji infekcji COViD-19 oraz zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla zakażonych pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala, w połowie października NFZ zalecił szpitalom ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo.

- Oczywiście, że wstrzymanie zabiegów wydłuża czas oczekiwania. Ci pacjenci, którzy mieli być zoperowani w listopadzie, są przesuwani na późniejsze terminy, z kolei osoby, które planowo czekały na operację w grudniu czy listopadzie, automatycznie otrzymują jeszcze bardziej odległy termin. Ubolewamy nad tym, i mamy nadzieję, że sytuacja epidemiologiczna pozwoli na wznowienie zabiegów – tłumaczy Anna Górska, rzeczniczka prasowa szpital im. S. Żeromskiego w Krakowie.

Planowe zabiegi wstrzymano także w szpitalu im. G. Narutowicza, J. Dietla czy też Szpitalu Uniwersyteckim.

Dla przykładu w Małopolsce w październiku w porównaniu do stycznia br. na przyjęcie na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej trzeba było czekać o około 20 dni dłużej. Z kolei jak przekazuje wojewódzki oddział NFZ, aktualnie na zabieg endoprotezoplastyki stawu biodrowego trzeba czekać o blisko pięć miesięcy dłużej w porównaniu do stycznia.

Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka małopolskiego NFZ, zapewnia jednak, że żaden chory wymagający pilnej interwencji lekarskiej [i bla… bla… o procedurach. md]

Zmieniony ( 18.11.2020. )