Zgodnie z teorią Marksa
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
14.01.2021.

 

 

Zgodnie z teorią Marksa


Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4874

Felieton  •  serwis „Prawy.pl” (prawy.pl)  •  14 stycznia 2021


Cały świat, a jeśli nawet nie cały, to w każdym razie spora jego część ekscytuje się utratą dziewictwa przez amerykańską demokrację, a także najbliższą przyszłością Donalda Trumpa, któremu ziejąca doń od lat nienawiścią żydokomuna z pewnością obmyśli jakąś zemstę, dla niepoznaki ubierając ją w kostium praworządności. Nawiasem mówiąc, czy podczas zbliżającego się nieubłaganie kolejnego „Dnia Judaizmu” w Polsce nie można by – obok kwestii życia i śmierci – spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w awangardzie rewolucji komunistycznej, zarówno tej, co wybuchła w 1917 roku w Rosji, jak i tej, która obecnie przewala się przez Amerykę Północną i Europę, niezmiennie pozostaje żydokomuna? Myślę, że rzecz jest warta zastanowienia, bo komunizm, obliczony na zniszczenie cywilizacji łacińskiej, której istotnym elementem jest chrześcijaństwo, zieje do Kościoła nienawiścią może nawet jeszcze większą, a w każdym razie – nieporównanie dawniejszą, niż wobec Donalda Trumpa.

Czy w takiej sytuacji podlizywanie się Żydom i pełzająca judaizacja Kościoła katolickiego jest postępowaniem roztropnym?

Akurat czytam pamiętniki abpa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, gdzie znajduje się relacja ze zwołanego przezeń w styczniu 1863 roku synodu duchowieństwa, podczas którego m.in. wyjaśniana była kwestia dopuszczalności pełnienia przez chrześcijan służby u Żydów. Według zaleceń Stolicy Apostolskiej, w sytuacji, gdyby katolikowi taka służba groziła niemożnością spełniania praktyk religijnych albo utratą wiary, może, a nawet powinien ją porzucić. Wyjątek stanowiła służba w charakterze oficjalistów, czy administratorów, która była „tolerowana”. Okazuje się, że przewielebne duchowieństwo, zwłaszcza to zaangażowane w judaizm, daleko od tamtych zasad odeszło, a w takim razie dokąd dojdzie i dokąd zaprowadzi innych?

Ale mniejsza z tym, bo pod wrażeniem utraty dziewictwa przez amerykańską demokrację, zabrał głos pan prezydent Andrzej Duda, oświadczając, że jest to wewnętrzna sprawa Stanów Zjednoczonych. W zasadzie pan prezydent ma rację, chociaż niepodobna nie zauważyć, iż zwycięstwo Józia Bidena toruje drogę do zwycięstwa komunistycznej rewolucji w USA, a ponieważ pozycja Ameryki w świecie jest potężna, to grozi rozlaniem się komunizmu na resztę świata.

Nawiasem mówiąc, jest to zgodne z teorią Karola Marksa, według której komunizm powinien zwyciężyć w jakimś najbardziej rozwiniętym państwie, więc w USA , w odróżnieniu od Rosji w roku 1917, więc rewolucyjna praktyka byłaby wreszcie zgodna z rewolucyjną teorią. Pana prezydenta Dudę spotkała z tego powodu fala pryncypialnej krytyki, a były ambasador naszego nieszczęśliwego kraju w Waszyngtonie, pan Ryszard Schnepf, legitymujący się, jak wiadomo, pierwszorzędnymi korzeniami, zwrócił panu prezydentowi uwagę, że powinien się zastanowić, wobec kogo powinien być lojalny. Wprawdzie pan Schnepf tego wprost nie powiedział, ale skoro pan prezydent Duda nie powinien być lojalny wobec Donalda Trumpa, to a contrario powinien dochować lojalności jego przeciwnikom, na czele których, jak wiadomo, stoi żydokomuna, a w administracji Józia Bidena najważniejsze stanowiska: sekretarza stanu, sekretarza skarbu i sekretarza Departamentu Spraw Wewnętrznych, zostały zarezerwowane dla Żydów. Podobna sytuacja była w Rosji, kiedy bodajże jedynym Rosjaninem w ścisłym kierownictwie bolszewickim był Anatol Łunaczarski, a drugim „aryjczykiem” - Polak Feliks Dzierżyński. W ścisłym kierownictwie amerykańskim za parawanem Józia Bidena podobnie; stanowisko wiceprezydenta zostało powierzone pani Kamali Harris, której własne korzenie są trochę poplątane, ale za to mąż ma korzenie jak się należy, więc wszystko jest pod kontrolą.

W tej sytuacji krytykę pana prezydenta Dudy ze strony pana Schnepfa można potraktować, jako życzliwą radę, by zamiast przyjmować postawę wyczekującą, pospieszył złożyć homagium nowej, rewolucyjnej władzy, która może to zauważy. O tym, by polski prezydent był lojalny wobec Polski, w ogóle nie ma mowy.

To by się mogło panu prezydentowi Dudzie przydać, bo po okresie zagadkowego milczenia, zaczął znowu wierzgać przeciwko swemu wynalazcy, jak to było w roku 2017 i nie tylko zawetował ustawę o działach administracji rządowej, przewidującą m.in. poddanie Lasów Państwowych pod nadzór Ministerstwa Rolnictwa, ale i wysunął kandydaturę pana Jana Rokity na stanowisko rzecznika praw obywatelskich. Tymczasem Zjednoczona Prawica zgłosiła już kandydaturę pana prof. Piotra Wawrzyka, obóz zdrady i zaprzaństwa – kandydaturę pani Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz, zaś Konfederacja i PSL – kandydaturę pana prof. Roberta Gwiazdowskiego. Pani Rudzińska-Bluszcz, która od 2015 roku siedziała w biurze pana Adama Bodnara, który operetkową posadę rzecznika wykorzystywał do – jak nazwałby to Lenin - „politycznej roboty”, oznacza kontynuację zaangażowania rzecznika praw obywatelskich po stronie obozu zdrady i zaprzaństwa, co pośrednio potwierdza deklaracja kandydatki, że „podziwia” biuro rzecznika. Warto w tej sytuacji przypomnieć, że do 2019 roku szarą eminencją w tym całym biurze była pani Sylwia Spurek, która jest do tego stopnia postępowa, że aż podejrzewam ją o brak równowagi umysłowej. Kandydatura pana prof. Wawrzyka oznacza, że PiS przygotowuje się do „życia po życiu”, to znaczy – do uchwycenia jakichś przyczółków w instytucjach państwowych na wypadek utraty władzy i liczy na to, że pan Wawrzyk nie zapomni, komu zawdzięcza swoje wyniesienie. Najbardziej sympatyczna – również dlatego, że najbardziej odpowiednia – na to stanowisko wydaje mi się kandydatura prof. Roberta Gwiazdowskiego, który nie tylko ma odpowiednie kompetencje, ale którego znam jako człowieka o dużej odwadze cywilnej, która na tym stanowisku niewątpliwie się przydaje, no i o poglądach wolnorynkowych, co stwarza nadzieję, że koncentrowałby się na przeciwdziałaniu przejmowania przez rząd ręcznego sterowania gospodarką, co jest szczególnie ważne w sytuacji, kiedy oczywistym następstwem rządowego dokazywania pod pretekstem epidemii jest demolka całych segmentów sektora prywatnego. O kandydaturze pana Jana Marii Rokity trudno mi się wypowiadać w sytuacji, gdy nie znam przyczyn nagłego przerwania jego świetnej politycznej kariery. Oczywiście oficjalnie wszyscy ostentacyjnie oczekują, że rzecznik będzie „apolityczny” - jednak dotychczasowe doświadczenia z panem Adamem Bodnarem pokazują, że to są tylko pobożne życzenia. Inna sprawa, że zgodnie ze swoim ustawowym umocowaniem, rzecznik właściwie nic nie może poza „interweniowaniem”, to znaczy – pisaniem różnych suplik do instytucji mających prawo decyzji. Takie supliki mógłby każdy obywatel napisać sobie sam, albo przy pomocy wynajętego prawnika, więc nie tyle rzecznik jest tu potrzebny, tylko ustawowe ograniczenie możliwości wkraczania organów władzy publicznej w sferę zastrzeżoną dla swobodnego uznania obywatela. Przypominam, że urząd rzecznika praw obywatelskich utworzony został jeszcze za pierwszej komuny w charakterze listka figowego, a – jak wiadomo – nie ma większego rozczarowania nad to, kiedy po uchyleniu figowego listka zobaczymy pod nim... figę.

Zmieniony ( 14.01.2021. )