Ostateczna rozprawa z hipotezą katastrofy - suplement
Wpisał: marektomasz   
18.02.2011.

Ostateczna rozprawa z hipotezą katastrofy lotniczej - suplement

18.02.2011 http://marektomasz.salon24.pl/279562,ostateczna-rozprawa-z-hipoteza-katastrofy-lotniczej-suplement

Pojawili się na salonie 24 nieśmiali obrońcy hipotezy katastrofy lotniczej. Ich argumentacja wymaga kilku słów wyjaśnienia. Oto ich argumenty :

Argumenty lingwistyczne. Sprowadzają się do zamazywania znaczenia między dwoma słowami – „katastrofą” oraz „zamachem”.

 Tymczasem „zamach bez katastrofy”, to dla mnie zamach. „Katastrofa połączona z zamachem”, to dla mnie również zamach. Katastrofą nazywam  wyłącznie „katastrofę bez zamachu” - a zatem zdarzenie przypadkowe, losowe, opisane w precyzyjnej definicji pod tekstem.

Jeżeli kogoś aż tak dokładne precyzowanie znaczenia słów śmieszy, proszę zerknąć na stronę, na której tego typu rozważania są prowadzone. I nie tylko prowadzone. Pozwoliły również na wysnucie „wniosków”:

-alternatywa  "katastrofa lub zamach" nie istnieje,

- „katastrofa jest elementem stałym w rozumowaniu”,

- „katastrofa jest każdorazowym oczywistym skutkiem zamachu”,

- „mamy z nią do czynienia bez względu na to, jaką przyczynę udowodnimy”,

- „udowadnianie hipotezy zamachu za pomocą wyeliminowania hipotezy katastrofy jest bezsensowne”,  

- „mamy pewność, że katastrofa była”,

- „katastrofa mogła zdarzyć się również w wyniku zamachu”,

- „próba dowiedzenia, że jej nie było, jest groteskowa”.

http://seaman.salon24.pl/279370,zamach-czy-niezamach

 

Tymczasem po przyjęciu podanych przeze mnie definicji jest dokładnie odwrotnie:

- alternatywa „katastrofa lub zamach” istnieje,

- katastrofa nie jest elementem stałym w rozumowaniu,

- katastrofa wcale nie jest oczywistym skutkiem zamachu; mogła być, mogło jej też nie być,

- istnieje teoretyczny ciąg zdarzeń, w którym do katastrofy wcale nie musiało dojść,

- nie mamy na dzisiaj pewności, że katastrofa miała miejsce,

- zamach wyklucza katastrofę w tym sensie, że wyklucza zdarzenie losowe, przypadkowe(nie wyklucza natomiast rozbicia się samolotu),

- na tej samej zasadzie katastrofa (jako zdarzenie losowe) wyklucza zamach,

- wyeliminowanie hipotezy katastrofy w przypadku wydarzeń z 10.04.2010 prowadzi nas do nieuchronnego wniosku, że mieliśmy do czynienia z zamachem. Wynika to wprost z definicji obydwu pojęć.

 

Miejmy nadzieję, że podane pod tekstem definicje dwóch prostych słów – „katastrofa”, „zamach” - uchronią nas przed tego typu niepotrzebnymi dywagacjami.

 

Argument pragmatyczny.Dotyczy rzekomej, niezwykłej trudności przy obalaniu hipotezy katastrofy lotniczej. Wynika najczęściej z pomieszania pojęć. Po przyjęciu podanych niżej definicji oraz po wyeliminowaniu hipotezy katastrofy można przejść wyłącznie do rozważania różnych scenariuszy zamachu. W tym i takich, w których dochodzi do rozbicia się samolotu z Prezydentem na pokładzie. Rozważanych dziś hipotez jest niezwykle dużo. Pewną ich podgrupę określa się wspólną nazwą „hipotezy dwóch miejsc”. Co sprowadza się do przypuszczenia, że akcja, zamach, nie rozgrywała się wyłącznie w miejscach wyznaczonych i wskazanych przez raport MAK.

 

Argument politycznysprowadza się do obserwacji, że chaos polityczny w Polsce mógłby być korzystny dla Rosji. A zatem, że Rosja mogłaby być zainteresowana podtrzymywaniem przekonania w Polsce, że zamach był. Nawet wówczas, jeżeli faktycznie go nie było.

W takim razie spróbujmy ocenić prawdopodobieństwo następującego ciągu zdarzeń losowych – załóżmy, że na terenie Rosji o godzinie 8.41 (10.04.2010) wydarzyła się katastrofa lotnicza. Załóżmy, że było to zdarzenie zaskakujące, nagłe, nieoczekiwane, przypadkowe. Po czym dochodzi do konferencji, na której min. Szojgu podaje nieprawdziwą godzinę katastrofy 8.56. Następnie uruchamiana jest potężna lawina dezinformacji i kłamstw. Rosjanie robią absolutnie wszystko, dosłownie stają na uszach od pierwszych minut po godzinie 9.13, żeby nasunąć obserwatorom podejrzenie zamachu. Którego tak naprawdę nie było. Niszczą nagrania w telefonach komórkowych, wyrywają dziennikarzom z rąk aparaty fotograficzne, uniemożliwiają filmowanie, precyzyjną rejestracje zdarzeń …

Rosjanie musieliby być niezwykle sprawnymi analitykami, żeby w kilka minut po powzięciu informacji o nieoczekiwanym, dramatycznym wydarzeniu, uruchomić spektakl pt „to myśmy wykonali ten zamach”. Żeby najpierw dojść do wniosku, w ciągu kilku minut, że takie przedstawienie im się opłaci - bo w Polsce powstanie, jak wiadomo, chaos polityczny szkodliwy dla rządu mgr Tuska - a następnie, by natychmiast całą tą maszynkę dezinformacyjno-mylącą uruchomić.

Nie wydaje się, żeby powyższy argument był trafiony.

Argumenty logiczne sprowadzają się do dowodzenia tez logicznie wątpliwych. Na przykład - brak „wiarygodnej konstrukcji dowodu poszlakowego dla jednej hipotezy zamachu” nie oznacza, że nie można dowieść tezy innej. Na przykład tezy o nieprawdziwości hipotezy katastrofy. A jedynie takiej tezy na razie dowodzę.

 

Dowodu pośredniego - jakim jest niezwykle niskie prawdopodobieństwo wystąpienia szeregu zdarzeń losowych, z których każde osobno należy do zdarzeń wyjątkowo rzadkich – nie da się obalić przez podawanie rozmaitych interpretacji niektórych z takich wydarzeń. Dowód dotyczył oceny prawdopodobieństwa wystąpienia każdego z tych zdarzeń osobno. Dotyczył także oceny prawdopodobieństwa wystąpienia ciągu niezwykle rzadkich zdarzeń w przyjętej jednostce czasu. Nie dotyczył natomiast możliwych interpretacji poszczególnych zdarzeń. Na argument, związany z oceną prawdopodobieństwa danego zdarzenia (ciągu zdarzeń), nie można odpowiadać rozważaniami nad możliwymi jego (ich) interpretacjami.

 

Jeżeli dysponuję już setkami dowodów pośrednich, że 10.04.2010 nie mogliśmy mieć do czynienia z katastrofą lotniczą na lotnisku Siewiernyj - w znaczeniu zdarzenia przypadkowego, losowego – a równocześnie nikt (!) nie umie wskazać na jakikolwiek ciąg dowodów pośrednich, tym bardziej dowodów bezpośrednich, że na Siewiernym doszło jednak do katastrofy, to dokonuję oceny tego, czym dysponuję. Opowiadam się za tezą o niezwykle wysokim prawdopodobieństwie, przeciwko stwierdzeniu o niezwykle niskim. Czyli, przeciwko stwierdzeniu nieprawdziwemu. Jeżeli ujawni się choćby jeden zwolennik tezy przeciwnej do zaprezentowanej przeze mnie w tekście

 http://marektomasz.salon24.pl/278983,ostateczna-rozprawa-z-hipoteza-katastrofy-lotniczej  , dokonajmy porównania argumentów.

 

Argumenty błędne

 

„Żadna hipoteza nigdy nie stanie się prawdą, jeżeli jej prawdopodobieństwo nie stanie się stuprocentowe, czyli nie wejdziemy w posiadanie dowodu.” Naprawdę?

 

Co na to współczesna nauka? Co teoria poznania? Gdzie mamy do czynienia ze 100% dowodami?

Czy człowiek z nożem w zaciśniętej dłoni, obryzgany krwią, klęczący nad martwą ofiarą dźgniętą przed chwilą tym samym nożem, jest na 100% zabójcą?

Przecież go widzimy, wcześniej obserwowaliśmy, jak wymachiwał narzędziem zbrodni, mamy jego odciski palców, dysponujemy jego fotografią z miejsca zdarzenia, nawet filmem. Czy w tym wypadku możemy mówić o dowodzie (dowodach) 100-tu procentowych?

Otóżw tym wypadku również powiemy, że widzieliśmy, sfilmowaliśmy, jedynie podejrzanego. Także i w takim przypadku należy badać wszystkie okoliczności. Po wyroku skazującym Sądu w dalszym ciągu nie mamy do czynienia ze 100% pewnością.

 

Teoria Newtona była i jest od początku prawdziwa wyłącznie w określonym (bardzo dużym) procencie. Jej rozszerzeniem stała się teoria względności Einsteina. Również nie mająca statusu pewnej na 100%. Cała fizyka opiera się na rachunku prawdopodobieństwa. Cała. W rachunku prawdopodobieństwa wyliczamy ruch sprężyny, ruch jabłka spadającego z drzewa, obrót Ziemi wokół Słońca. Nazywa się to fizyką statystyczną. Takie podejście obejmuje absolutnie wszystkie działy fizyki. Tym samym wszystkie aspekty naszej rzeczywistości.

100% pewność przy odtwarzaniu zdarzeń nie istnieje! ... Nawet wówczas, gdy sprawca się przyzna. Nawet wówczas, gdy opisze przebieg przestępstwa. Nie istnieje również w naukach ścisłych przy ustalaniu teorii danego zdarzenia, przy przewidywaniu jego dalszego przebiegu. Pytanie dotyczy zawsze wyłącznie stopnia prawdopodobieństwa.

 

Stąd lawina dowodów pośrednich, potwierdzających daną tezę, zamienia ją w hipotezę wysoce prawdopodobną. Czyli – zgodnie z teorią poznania – w tezę prawdziwą. Przy niezwykle wysokim prawdopodobieństwie - w prawdę.

 

Argumenty zwodzące

 

Sprowadzają się do podawania tez rozmytych. Na przykład:

 

 „Nie jestem przekonany, czy był to zamach, gdyż żadnych dowodów nie ma”

Nie ma jak dotychczas dowodów bezpośrednich. Zostały pochowane, ukryte, nie mamy do nich dostępu. Można jednak już dzisiaj odnieść się do dowodów pośrednich podanych w tekście http://marektomasz.salon24.pl/278983,ostateczna-rozprawa-z-hipoteza-katastrofy-lotniczej

Można też próbować dowodzić tezy przeciwnej – że była to jednak katastrofa lotnicza. Przy okazji oceniając jej prawdopodobieństwo.

 

„Po co mają dochodzić prawdy zwolennicy zamachu lub niezamachu, skoro są pewni swojej tezy bez dowodów?”

 

Jakiej tezy są pewni? Jedyna dowodzona aktualnie teza, o niezwykle wysokim stopniu prawdopodobieństwa, to teza obalająca hipotezę katastrofy lotniczej. Wykluczająca zaledwie jedną, spośród bardzo wielu badanych hipotez. Hipotez na tyle licznych, że dochodzenie prawdy, po wykluczeniu teorii najmniej prawdopodobnej, może się wyraźnie zintensyfikować. Może też zakończyć obłędny taniec wokół hipotez zbyt licznych, chociaż – jak dowodzą niektórzy - całkowicie nieweryfikowalnych. Otóż jedną z nich, tą pierwszą, możemy już zweryfikować negatywnie. „Ostateczna rozprawa z hipotezą katastrofy lotniczej” wyraźnie zachęca, wręcz prowokuje, do poszukiwania prawdy. Prawdy dla nas wszystkich niezwykle istotnej.

 

Argumenty zwodzące sprowadzają się jakże często do mówienia o dużej ilości dowodów pośrednich na rzecz hipotezy katastrofy lotniczej. Oczywiście bez wymienienia konkretnie choćby jednego z nich. Wielokrotnie podkreślałem, że chętnie zmierzę się z otwartym zwolennikiem hipotezy „katastrofy lotniczej”. Chętnie zapoznam się z jego argumentami. Co w takim razie miałoby świadczyć, że na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem miała miejsce przypadkowa katastrofa? Czekam na pierwszego, który spróbuje powyższej tezy mimo wszystko otwarcie bronić.

 

PS.1       Podaję na wszelki wypadek definicje zdroworozsądkowe, którymi się posłużyłem.

 "Zamach - wyeliminowanie osoby (zwykle osobistości zajmującej ważne stanowisko), bądź grupy ludzi poprzez morderstwo"

"Katastrofa – nagłe i nieoczekiwane wydarzenie niosące ze sobą negatywne skutki: straty materialne oraz straty w ludziach."

"Nieoczekiwane" rozumiem jako przypadkowe, losowe, nie noszące w sobie śladów celowego, świadomego działania, by takie zdarzenie wywołać.

Odpowiedź Seamana:

Rzecz nie sprowadza się do definicji. Bo słowem katastrofa można demagogicznie żonglować, jeśli się go używa niezgodnie z jego znaczeniem. Wtedy nie trzeba wykonać mrówczej (i powiedzmy szczerze - niemożliwej do wykonania) pracy nad wyeliminowaniem WSZYSTKICH INNYCH MOŻLIWYCH PRZYCZYN. I ogłosić, że był zamach. Nie ma nic bardziej idącego na rękę ludziom pragnącym ukrycia prawdy o katastrofie smoleńskiej, niż głoszenie, że należy bez dowodów przyjąć za prawdę hipotezę o zamachu.”

PS.2 Moja odpowiedź na taką odpowiedź:

Można i absolutnie należy wykonywać mrówczą pracę nad wyeliminowaniem innych hipotez, podejrzewanych przyczyn zamachu. Można też dowodzić (przy braku dostępu do wszystkich dowodów), że był to zamach o nieustalonym dotychczas przebiegu. Właśnie taką próbę podjąłem w notce poprzedniej. Tym razem na wszelki wypadek podaję precyzyjne definicje słowa „zamach” i „katastrofa”. W takim znaczeniu, w jakim cały czas tych pojęć używam.

Nie ma nic bardziej mylącego dla obecnej świadomości, jak sztuczne podtrzymywanie przy życiu hipotezy o bardzo niskim prawdopodobieństwie. Czyli - hipotezy katastrofy lotniczej. Nie ma nic bardziej idącego na rękę ludziom pragnącym ukrycia prawdy o Tragedii Smoleńskiej, niż głoszenie, że należy bełkotać w dalszym ciągu o katastrofie. Nie mając w tej sprawie żadnych dowodów, ani żadnych poszlak. Bełkotać, dla samego bełkotania. Dla podtrzymania przy życiu wersji oficjalnych, polskich i rosyjskich.

Podtrzymywanie takiej tezy wynika przede wszystkim z błędów logicznych, z niezrozumienia, z braku wiedzy, z przyjmowaniem doktrynerskich założeń. Z założenia wziętego z sufitu –  „czekamy na 100% dowody”. No to czekajcie Państwo. Z góry można przewidzieć, że się nigdy nie doczekacie, ponieważ 100% dowodów w życiu, ani w przyrodzie, nie ma.

Jedynym dowodem 100% przy takim podejściu będzie ogłoszenie odpowiedniej tezy przez media mainstreamu. Być może ktoś kiedyś decyzję o ogłoszeniu takiej tezy podejmie.

Czekanie na anonimową decyzję „z góry” – ogłoszoną w telewizji przez Tomasza Hypkiego, Monikę Olejnik, a może przez Wojciecha Jaruzelskiego - co do ustalenia racji, mogłoby nas wyłącznie deprecjonować. Dyskutujmy swobodnie bez takiej decyzji. To nie Donald Tusk oceni, którą hipotezę możemy już zweryfikować negatywnie, a której jeszcze nie za bardzo.