Dezinformacja to jest dokładnie to, co ma nas ostatecznie zniewolić i pogrzebać żywcem.
Wpisał: Marek Tomasz Chodorowski, Tomasz Pernak   
19.02.2021.

 

 

Dezinformacja to jest dokładnie to, co ma nas ostatecznie zniewolić

i pogrzebać żywcem.


Z książki: Marek Tomasz Chodorowski, Tomasz Pernak

Dziennik czasu zarazy, wyd. Bolinari, dostępna w internecie, od 27 zł

A skoro nie ma sensu omawianie tych wszystkich technik dezinformacyjnych, to podarujmy może sobie próbę opowiedzenia, w jaki sposób przed dezinformacją się bronić… ale jednak nie, chwila … Może odniosę się do zaledwie jednego przykładu, który podesłał mi przed chwilą kolega.

Otóż prelegent połączył tym razem w zręcznie zmontowanym materiale filmowym - w sztucznie i celowo rozciągniętym wywodzie - rozciągniętym z nieprawdopodobną wręcz przesadą w celu ubrania dezinformacji w formę „naukowej” analizy - dwie niezależne od siebie obserwacje: obserwację absolutnie prawidłową, a mianowicie, że wirus posłuży już wkrótce do gigantycznych manipulacji finansowych i społecznych, czyli mówiąc wprost, do zniewolenia społeczeństw i narodów, z obserwacją nietrafną i błędną - że wirus nie istnieje lub że nie jest groźny. 

Tylko, że ten akurat wirus istnieje i potencjalnie jest groźny, chociaż - być może - istnieją konkretne grupy lub rządy, które byłyby w stanie SARS-CoV-2 już dzisiaj, i to w krótkim czasie, zneutralizować. Z drugiej strony tego akurat - z sobie wiadomych powodów - zrobić nie chcą.

Łączenie obserwacji prawidłowej z nieprawidłową, a dla społeczeństwa szokującą, to przykład dezinformacji pierwszego typu z powyższego zestawienia, połączonej sprytnie z typem drugim - z odwołaniem się do „naukowców”. Celem takiego miksu jest szok, niedowierzanie, oszołomienie, wreszcie … wywołanie w społeczeństwie podziałów.

Przez zalewanie nas dezinformacyjnym śmieciem - dobrze zmontowanym, popartym ciekawymi materiałami filmowym i połączonym z odwoływaniem się do „naukowców” - odwraca się naszą uwagę od istoty, a celem nurtu dezinformacyjnego działającego pod hasłem - "wirus jest niegroźny lub nie istnieje” - jest podzielenie nas na dwa ścierające się bloki.

Używana jest przy tym dokładnie ta sama metoda, co 10 lat wcześniej, po rzekomej „katastrofie lotniczej” pod Smoleńskiem, tym razem na skalę globalną ....

Przed tego typu dezinformacją powinniśmy się bronić, ponieważ "reżyserzy" będą konsekwentnie zmierzali do osiągnięcia swojego celu - zdrowi i niezbyt rozsądni mają zgodnie ze scenariuszem twierdzić z uporem, że "wirus nie jest groźny”, podczas gdy chorzy, lepiej zorientowani lub ciężko doświadczeni, muszą być takim stanowiskiem „zdrowych i głupich” oburzeni, a może wręcz zszokowani…

Sposób na zatrzymanie „reżyserów w akcji” jest tylko jeden - powinniśmy przekazywać sobie od tej pory wyłącznie informacje zweryfikowane, poparte relacjami świadków bezpośrednich, ewentualnie solidnie zorientowanych w zagadnieniu wirusologów; informacje powinny zatem pochodzić od osób, którym ufamy. Zależy nam na doniesieniach o przebiegu leczenia, docierających do nas ze szpitali, z badań i opracowań naukowych, w tym zwłaszcza z opracowań z zakresu wirusologii oraz od osób, które chorych posiadają w swoich rodzinach. Chodziłoby o opracowania naukowe na temat natury wirusa i jego morfologii, metod postępowania z chorymi oraz o opisane szczegółowo, językiem eksperckim, przypadki wyleczenia lub śmierci. Unikać z kolei powinniśmy jak ognia szamanów od wiedzy ogólnej na temat historycznych przypadków pandemii, wśród których ulokowano - jak się dzisiaj wydaje - sporą grupę speców od rozpowszechniania dezinformacji. W tym sensie, że systematycznie i dość nachalnie mieszają oni w liczbach, porównując najczęściej coś, co dopiero startuje i czego dynamikę rozwojową dopiero badamy, czyli COVID-19, z innym czymś, co już było, co posiada charakter zamknięty, przeliczony, szczegółowo zbadany, w związku z tym pewny. Ten jeden systematyczny błąd panów „naukowców”, zazwyczaj specjalistów od wiedzy ogólnej, kosztuje nas sporo zdrowia.

Zatem, w jaki sposób z zalewających nas informacyjnych śmieci wyławiać informacje?

Wystarczy, że będziemy trzymać się z żelazną konsekwencją zaledwie trzech prostych reguł:


  1. umiejętności ustalenia, z zalewającego nas informacyjnego śmietnika połączonego z emocjonalną manipulacją, faktów pewnych. Ewentualnie choćby jednego(!) faktu nie budzącego żadnych wątpliwości. Jeżeli takiego faktu nie potrafimy znaleźć, cały ten obszar, zbiór, teoria czy pogląd nadają się do kosza.

  2. umiejętności skonfrontowania podawanych nam w mediach informacji z faktem, który uznaliśmy za pewny; czyli sprawdzenie ich niesprzeczności. Fakty i informacje sprzeczne należałoby odrzucić, fakty i informacje niesprzeczne pozostają w grze do dalszego filtrowania.

  3. umiejętności wyszukiwania sprzeczności oraz zaskakujących korelacji wśród faktów, które podaje nam się jako sprawdzone. Przykład - dezinformacja posmoleńska, którą należałoby omówić nieco szerzej.


Niezwykłe nagromadzenie sprzeczności i fizykalnych niemożliwości pojawiło się przy formułowaniu obydwu - tym razem nie jednej - oficjalnych, polskich narracji dotyczących tak zwanej „katastrofy smoleńskiej”. Dwie oficjalne, przy tym całkowicie sprzeczne narracje, stanowiły nowość w międzynarodowym zarządzaniu masową świadomością.

Nie chciałbym się pomylić, ale na skalę masową dwie sprzeczne oficjalne narracje pojawiły się w roku 2010-tym po raz pierwszy. Nosiły miano narracji rządowej oraz opozycyjnej oraz taką cechę wspólną, że zdecydowana większość „faktów” podawanych wówczas przez media - rządowe i opozycyjne - Polakom do uwierzenia, a podawanych konsekwentnie w dwóch sprzecznych wersjach, była sprzeczna z tym, co wiemy i co uważamy za pewne.

Rządowa broniła się geopolityką. Narracja ówczesnego polskiego rządu powielała bowiem dokładnie rosyjską, fizykalnie absurdalną, co prawdopodobnie - i czego mieliśmy się jako widzowie domyślić - wynikało z geopolitycznego rozsądku, czyli z pragmatyzmu polskiego rządu. Część polskiej oraz międzynarodowej widowni natychmiast się z takim pragmatyzmem pogodziła, po czym niejako z automatu uznała tego typu poglądy za własne. Na zasadzie - kłamiemy, bo jesteśmy rozsądni. Tracimy honor i prawdę, ale czymże ostatecznie jest honor? A czym prawda? Z czego w takim razie wynikała polska narracja opozycyjna? I dlaczego ewidentne fizykalne bzdury - choćby takie, jak te sypiące się z ust pana Antoniego, nieznanego w świecie polskiego polityka i znanego w Polsce łgarza - wsparły w kluczowym momencie opozycyjne media?

Otóż polskie opozycyjne media wsparły fizykalne bzdury pana Antoniego, ponieważ odpowiadały w ten sposób na psychologiczne zapotrzebowanie części polskiej widowni. A skoro istniała w Polsce taka część widowni, która oczekiwała z utęsknieniem na ruski zamach pod Smoleńskiem, wykonany - jakże by inaczej - z bazooki przez niezawodnego ruskiego komandosa, to taką wersję, w wydaniu złotoustego Antoniego i sporej grupy internetowych dezinformatorów, widownia otrzymała. Po czym, a dokładniej po siedmiu latach, pan Antoni dyskretnie się ze sceny wycofał, pobrał swoje wynagrodzenie za cieszące się przez lata sporą popularnością występy i niemal zniknął. Do dzisiejszego dnia pozostała mu jedynie absolutnie prawdziwa i błyszcząca rządowa limuzyna, przynależna nieprzeciętnemu magikowi oraz jak najbardziej prawdziwy kierowca. Opozycyjny, a dzisiaj już rządowy, Woland - pan Antoni z Warszawy - czeka aktualnie na swoje kolejne wejście na scenę.

Wejście przy zapalonych ponownie teatralnych reflektorach oraz towarzyszącej jak zwykle panu Antoniemu burzy frenetycznych oklasków.

Zostawmy może medialnych magików i sztukę iluzji, aby przez chwilę zająć się poszukiwaniem, w mainstreamowym potoku śmieci, ostatnich informacji wartościowych. Zbliżamy się bowiem nieuchronnie do czasów, w których w medialnym mainstreamie nie znajdziemy już niczego wartościowego, pomimo naszych, choćby najdłuższych, wszechstronnych i upartych poszukiwań.

Zacznijmy może od prostego pytania - co wiemy na temat aktualnej wojny prowadzonej ze społeczeństwem? I co wiemy na temat SARS-CoV-2?

Otóż wiemy, że rządy i media z nieznanych nam powodów wyjątkowo niechętnie wypowiadają się na temat natury wirusa, czy wyników badań nad jego licznymi mutacjami. Mówią natomiast niezwykle chętnie o groźbie, ale nie potrafią już owej groźby w sposób precyzyjny, zatem ilustrowany liczbami oraz wykresami wynikającymi z udokumentowanych badań, nam przedstawić. Gdy słuchamy współczesnych polityków i publicystów, trudno oprzeć się wrażeniu, że wróciliśmy do tych zamierzchłych czasów, w których nie istniały jeszcze szkoła, nauka, laboratoria, badania, ani nawet pojęcie liczby. Wróciliśmy nieomal na drzewa, jak w Polsce po „Smoleńsku”.

Wiemy też na pewno, że funkcjonariusze medialni nie wykazują najmniejszej ochoty do zadawania dociekliwych pytań na temat wirusa. Pytają o epidemię, o wrażenia, o nastroje i o trumny, w związku z czym politycy coś tam na temat owej epidemii, nastrojów i trumien ogólnikowo zmyślają, ale nigdy jakoś nie pada konkretne pytanie o samego wirusa i o jego mutacje. O to gdzie ten genetyczny mikroprocesor powstał, w których laboratoriach, kto nad tym pracował, przez ile lat, i ile to wszystko amerykańskiego podatnika kosztowało. Wreszcie - na czym polegała współpraca amerykańsko-chińska podczas badań nad konkretnymi szczepami wirusa SARS? Po czym można by pytać dalej - kto wieloletnią działalność tych naukowych zbrodniarzy finansował, kto przepychał odpowiednie przepisy i rozporządzenia przez Kongres, wreszcie - na czyj rozkaz zbrodniczą działalność naukowców osłaniały amerykańskie, a być może i chińskie, służby wywiadowcze?

Dziennikarze najwyraźniej boją się dzisiaj pytać i podobnie jak w przypadku WTC oraz tak zwanego „Smoleńska” konkretne, a nawet oczywiste pytania nigdy w przestrzeni publicznej się nie pojawiają.
Wiemy już, że motyw wirusa i towarzyszącej mu pandemii będzie przez prawie wszystkie rządy na świecie wykorzystywany do stałego zwiększania omnipotencji władzy, do odbierania obywatelom resztek praw, swobód i wolności.

Tak było po 11.09.2001, po 10.04.2010 w Polsce i tak będzie obecnie; po globalnym uwolnieniu chińsko - amerykańskiego wynalazku, a następnie po zarządzeniu lockoutu

niemal we wszystkich rozwiniętych krajach świata. Narzędzi do zniewolenia posiadają rządzący sporo i nie wszystkie pochodzą z repertuaru sztuk magicznych, aczkolwiek wiele z nich ma z magią sporo wspólnego. Na przykład pieniądz bezgotówkowy, wyjmowany co chwila jak królik z kapelusza przez ministrów finansów na całym świecie, także niezliczone aplikacje w smartfonach obsługiwanych w technologii 5G. Aplikacje umożliwiające śledzenie i nagrywanie każdego z nas w niemal każdej sekundzie naszego życia i przy każdym naszym ruchu podczas wykonywania przez nas najprostszych czynności. Plus najważniejsza część tego wszystkiego - służby specjalne; czyli wywiad, kontrwywiad, cywilny i wojskowy oraz ich cywilne odpowiedniki - CIA, FBI, DEA, policja finansowa i antykorupcyjna we wszystkich państwach na świecie, służby stale powiększane i doposażane, pozostające zawsze poza jakąkolwiek kontrolą. Czyli służby, które przeciwko własnym społeczeństwom, przeciwko nam, wykonają absolutnie wszystko. Wykonując to nawet nie będą wiedziały, że coś takiego robią. Bo tak właśnie działo się w Nowym Jorku i w USA 11.09.2001 roku, a po 9 latach w Polsce. Funkcjonariusze robili coś, nie wiedząc, co robią, po co, ani na czyj konkretnie rozkaz. Niszczyli dowody, zacierali ślady, pomagali przestępcom, niemal wszystko nieświadomie. Służby specjalne zatem, to najważniejszy oręż naszych dzisiejszych panów i reżyserów historii.

-  Kto dobiera do służb kadry?

-  Wyselekcjonowani, odpowiednio dobrani politycy.

-  Kto zatem wybiera owych wyselekcjonowanych polityków?

-  Służby.

-  Kto w takim razie kontroluje służby i polityków?

-  Powinny to robić media, przy czym media kontrolowane są przez służby, a te do

pewnego stopnia przez polityków, których dobierają sobie, tym samym i kontrolują,

służby.

-  A wymiar sprawiedliwości?

-  Ten jest kontrolowany do pewnego stopnia przez służby, polityków i media. Przy

czym media kontrolowane są przez służby, a te do pewnego stopnia przez polityków, których dobierają sobie, tym samym i kontrolują, służby.

Gdyby jeden z Czytelników w ostatnim zdaniu się pogubił, chętnie powtórzę. Mogę też opowiedzieć rzecz całą o wiele bardziej szczegółowo.
Najważniejszy wniosek z tego jest taki, że służby, politycy, wymiar sprawiedliwości i media stanowią na całym świecie węzełek - inaczej zgęstek lub klaster - który tylko trochę siebie nawzajem kontroluje, ale tak naprawdę i po naciśnięciu małego przycisku może ów klaster wykonywać polecenia kogoś, kogo funkcjonariusze nie znają, nigdy go na oczy nie widzieli, ani nawet o jego istnieniu nie mają zielonego pojęcia. Klaster służący ukrytym reżyserom, to wzajemne zaplątanie służb, polityków, mediów oraz tak zwanego wymiaru sprawiedliwości. Tenże klaster, to bodajże najważniejszy wynalazek XXI wieku i mikroprocesor do manipulowania społeczeństwami. To przez ten klaster będą nas w najbliższej przyszłości zniewalać. Jesteśmy, jak z tego wynika, widzami i ofiarami spektaklu,
który mógł odpalić po naciśnięciu niewielkiego przycisku anonimowy - niewykluczone, że porządnie stuknięty - pan reżyser.

W spektaklu, jaki obserwujemy, kluczową rolę pełnią: magia, iluzja, szok, emocje, nasze niedowierzanie i całkowite skołowanie, czyli w sumie dezinformacja. Dezinformacja i służby. A jak służby, to również media. A jak służby i media, to również tak zwani politycy. Przy czym dla kontroli tego całego towarzystwa wymyślono wymiar sprawiedliwości. Ten z kolei kontrolowany jest przez służby, polityków i media.

Koronawirus miał zatem od początku obserwowanego przez nas spektaklu istnieć i nie istnieć. Miał być bronią biologiczną, ale równocześnie - jakby to było możliwe - naturalnie zmutowanym wirusem niegroźnej grypy z niską śmiertelnością. Kościół - katolicki,ewangelicki, protestancki, greko-katolicki, jakikolwiek - miał istnieć i równocześnie nie istnieć, a dokładniej - nie funkcjonować. Kościół miał być chroniony przez swoich pasterzy i równocześnie okazał się być z największą siłą rozwalany przez tych samych pasterzy, czyli przez tych, którym zaufali wierni, od środka. To samo dotyczyło i w dalszym ciągu dotyczy społeczeństwa, wspólnoty, narodu, przyjaciół i rodziny. W państwie po wirusie wrogiem społeczeństwa staje się powoli władza, ponieważ będzie z tępym uporem realizowała cele śmiertelnych wrogów każdego państwa i każdego społeczeństwa, w społeczeństwie wrogami zostaną naturalni liderzy, choćby dlatego, że będą mówili coś, czego społeczeństwo wolałoby nie wiedzieć, a w nauce jedyne i ostatnie już autorytety.

Z tego samego powodu, co naturalni liderzy, ale również dlatego, że do gardła skoczą im obrzydliwe miernoty ze służb, do których chętnie dołączą jeszcze większe miernoty gramolące się z grajdołka zbudowanego dla polityków, z bagna wymiaru sprawiedliwości i z burdelu przygotowanego dla mediów; wśród przyjaciół naszym potencjalnym zagrożeniem od tej pory może być każdy, w rodzinie prawie każdy ....

Dezinformacja, chaos mentalny, paraliż cywilizacji, to jest dokładnie to, co ma nas ostatecznie zniewolić i pogrzebać żywcem.

Zmieniony ( 20.02.2021. )