Polska ma DWIE konstytucje: Prawowitą ale nieużywaną, oraz nieprawowitą, ale używaną.
Wpisał: Konrad Józef Turzyński   
12.03.2021.

Stulecie konstytucji polskiej


Konrad Józef Turzyński


Polska ma DWIE konstytucje: prawowitą ale nieużywaną, oraz nieprawowitą, ale używaną. Ta pierwsza pochodzi sprzed wojny, a druga z 1997 r. Dzieje się tak dlatego, że przedwojennej konstytucji Polski Niepodległej nikt nigdy nie anulował (blisko ćwierć wieku temu zauważyli to mec. Piotr Łukasz Juliusz Andrzejewski w artykule "Dlaczego głosowałem przeciw?", „Nasza Polska”, nr 5(71) z 29 stycznia 1997 r., str. 5, oraz mec. Andrzej Rościszewski w artykule Konstytucyjne paradoksy”, Nasza Polska”, nr 6(72) z 5 lutego 1997 r., str. 8).

Nie dokonały tego anulowania ani władze RP na wychodźstwie w latach 1939 – 1990, ani władze Polski Ludowej w latach 1944 – 1989, ani władze Polski Transformowanej w trzech dekadach, które nastąpiły po 1990 roku.

Najnowsza konstytucja, ta z 2 kwietnia 1997 r. (Dz. U. nr 78/1997, poz. 483), trafnie nazywana „konstytucją Kwaśniewskiego” (bo ten polityk, najpierw jako poseł, a potem jako prezydent, okazał się jej głównym współtwórcą), przepisem art. 242 uchyliła trzecią „małą konstytucję”, pochodzącą z 1992 r.

Trzecia „mała konstytucja”, ta z 17 października 1992 r. (Dz. U. nr 84/1992, poz. 426), przepisem art. 77 uchyliła (kilkadziesiąt razy zmienianą w ciągu 40 lat) konstytucję lipcową czyli „bierutowską” albo „stalinowską”, pochodzącą z 1952 r. Ściśle mówiąc, zniosła większość niej, ale niewielkie resztki zapomniano poddać derogacji, więc z punktu widzenia uznających konstytucję bierutowską za legalną pewne jej niedobitki nadal (!) pozostają obecne w porządku prawnym, chociaż są nieużywane, zapomniane, a nawet trudne do ustalenia – dokładnie mówił o tym w wywiadzie mec. Maciej Bednarkiewicz (1940 – 2016) zob.: „Wielka wpadka parlamentu", "Gazeta Polska", nr 16(196) z 17 04 1997 r., str. 13.

Konstytucja lipcowa („stalinowska”, bowiem poprawki samego Stalina uwzględniono w jej tekście) z 22 lipca 1952 r. (Dz. U. Nr 33/1952, poz. 232) nie zawiera przepisów derogacyjnych, zapisano je w osobnej ustawie z 22 lipca 1952 r. (Dz. U. nr 33/1952, poz. 233) przepisami art. od 2 do 6 uchyliła drugą „małą konstytucję”.

Druga „mała konstytucja”, ta z 19 lutego 1947 r. (Dz. U. nr 18/1947, poz. 71), w ogóle nie zawiera przepisów derogacyjnych. Przeciwnie, wyliczyła (w swoich art. 11, 13 i 19) enumeratywnie 15 artykułów (21-22, 24, 40, 41-53, 56-63) konstytucji marcowej z 1921 r., jak gdyby utrzymując je w mocy. Owszem, było to zgodne z propagandą reżymu, już od manifestu PKWN z 22 lipca 1944 r. począwszy deklarującego nieuznawanie konstytucji kwietniowej (jako „sanacyjnej” i – jakoby – „faszystowskiej”), a deklaratywnie traktującego konstytucję marcową jako nadal ważną.

Świadczy o tym także ten fakt, że przepisy, przywołane z niej w drugiej małej konstytucji, zostały uchylone przez konstytucję kwietniową („sanacyjną”, z 1935 r.), a więc owego uchylenia ich w 1935 r. komuniści nie uznali za ważne. Jednak reżym komunistyczny nigdy (ani w 1947, ani w 1952 r., ani kiedykolwiek indziej) zachował się niekonsekwentnie, tzn. nie ogłosił niczego o pozostałych przepisach konstytucji marcowej (nie znosząc ich, nie zmieniając, ani też nie utrzymując ich w mocy), jak gdyby traktowali swoją „małą” konstytucję z 1947 i „dużą” z 1952 r. jako teksty o znaczeniu propagandowym tylko, a nie prawnym.

Konstytucja sanacyjna, ta z 23 kwietnia 1935 r. (Dz. U. RP, nr 30/1935, poz. 227), przepisem art. 81 pkt. 2 oznajmiła o uchyleniu konstytucji marcowej (z 1921 r.) z wyjątkiem 11 jej artykułów (109-118 i 120) odnoszących się do praw i obowiązków obywatelskich sanatorzy uznali za nadal obowiązujące inne artykuły konstytucji marcowej niż w 12 lat później komuniści.

Owej kwietniowej konstytucji nikt potem nigdy nie ogłaszał za uchyloną.

Komuniści o tyle byli tu konsekwentni, że skoro głosili o niej, iż jest nielegalna, to nie mieli czego uchylać. Tu nie jest rozważana kwestia, czy reżym Polski Ludowej miał jakiekolwiek prawo do sprawowania władzy ustrojodawczej, znoszenia, albo utrzymywania ustaw zasadniczych sprzed wojny. Nie miał takiego prawa, ale mniejsza z tym.

Władze RP na wychodźstwie na „sanacyjnej” konstytucji kwietniowej opierały swoje istnienie, zwłaszcza zaś na przepisie jej art. 24, pkt 1, upoważniającym prezydenta do wyznaczenia swojego następcy. Pod koniec istnienia władz RP na wychodźstwie istniały dwa wzajemnie nie uznające się ośrodki legalistyczne, z prez. Ryszardem Kaczorowskim i prez. Juliuszem Sokolnickim, obydwa traktujące ten przepis konstytucji kwietniowej jako podstawę prawną swojego istnienia, które dokonały aktów samolikwidacji (J. Sokolnicki 11 listopada 1990 r., R. Kaczorowski 22 grudnia 1990 r., zob.: prof. Grzegorz Górski, Wokół genezy PRL”, Wydawnictwo KUL, Lublin 2004, str. 35).

Władze Polski po 1990 r. nie miały już powodu do obawy przed podcięciem (w sensie prawnym) gałęzi, na której siedziały, mogły spokojnie ogłosić uchylenie konstytucji „sanacyjnej”, ale tego nie uczyniły.

Zatem to owa „konstytucja sanacyjna” jest tą prawowitą, lecz nie używaną, natomiast „konstytucja Kwaśniewskiego” – odwrotnie – prawowitą, ale nie używaną? (Nawiasem pisząc – obydwie bywają nazywane „konstytucjami kwietniowymi”.)

Jeżeli ktoś uznaje prawowitość ustanowienia w 1997 r., to taki wniosek jest oczywisty.

Jednak dla ustanowienia konstytucji „sanacyjnej” złamano przepisy art. 125 ust. 1 i 2 konstytucji marcowej które brzmią: „Zmiana Konstytucji może być uchwalona tylko w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, względnie członków Senatu, większością 2/3 głosów. Wniosek o zmianę Konstytucji winien być podpisany co najmniej przez 1/4 ustawowej liczby posłów a zapowiedziany co najmniej na 15 dni.”. (Były także inne uchybienia, może mniej jaskrawe.) Głosowanie w Sejmie odbyło się 23 marca 1935 r., zamiast wymaganych przynajmniej 266 głosów (tj. dwóch trzecich spośród obecnych 399 posłów) padło nań tylko 260 głosów, tak więc podpis prezydenta Ignacego Mościckiego nie był aktem prawotwórczym, ale poświadczeniem nieprawdy, gdyż Sejm nie uchwalił konstytucji. Zarzut złamania konstytucji marcowej w akcie mającym skutkować uchyleniem jej podnosiła (bezskutecznie) opozycja – od prawicy endeckiej aż po lewicę pozaparlamentarną w postaci nielegalnej Komunistycznej Partii Polski.

W 1935 r. Polska nie znajdowała się pod presją taką jak np. latem 1920 r. i nie było usprawiedliwienia dla łamania prawa w celu stanowienia prawa. Jest to tak, jak gdyby uznawać za ważne małżeństwo pomimo niezłożenia w należytej formie przysięgi małżeńskiej, i to bez okoliczności takiej, jak zawieranie związku in articulo mortis (np. podczas podróży morskiej przed kapitanem statku w obliczu zagrażającej katastrofy), gdy stress może usprawiedliwiałby pewne niedociągnięcia formalne. Pozostając przy porównaniu do prawa rodzinnego – ustanawianie konstytucji mimo tego, że nie została ważnie uchylona poprzednia, można by przyrównać do przestępstwa bigamii – zawarcia małżeństwa przed ważnym rozwiązaniem poprzedniego, wskutek czego bigamista ma małżonkę prawowitą, ale „nieużywaną”, oraz nieprawowitą, ale „używaną” (i ewentualne następczynie tej drugiej). W takiej to konstytucyjnej „bigamii” znajduje się państwo polskie.

Ustawa przechodnia z 18 maja 1921 r. (Dz. U. RP nr 44/1921, poz. 268) przepisem art. 1 i 2 uchyliła pierwszą „małą konstytucję”, tę z 20 lutego 1919 r. (Dz. Pr. nr 19/1919, poz. 226), od której liczy się ciągłość prawno-konstytucyjna państwowości polskiej z konstytucją marcową, która ostatnią (i jedyną) legalną zmianę doznała 2 sierpnia 1926 r. Sporo w niej należałoby poprawić stosownie do obecnych czasów. Co do treści przepisów, różne wyżej wymienione akty prawne odznaczają się rozmaitymi wadami i zaletami, jak praktycznie wszystko na tym świecie, idealnego dobra ani idealnego zła tu nie ma, zalety i wady są przemieszane. Jedną z niewątpliwych zalet konstytucji marcowej jest jej art. 87 nie dozwalający łączyć polskiego obywatelstwa z obcym.

To samo dotyczy także „konstytucji Kwaśniewskiego”. Jej treść odznacza się i wadami, i zaletami. Krytycy jej wad, zwłaszcza przed jej uchwaleniem, piętnowali ją mocnymi epitetami, np. „konstytuta”, „PRL-bis”, „targowica”, „pogańskie państwo wyznaniowe”, „bolszewicka nawała”, potem starali się, aby o tym fakcie mało kto pamiętał, traktują ją po prostu jako konstytucję (podobnie jak endecki poseł, prof. Stanisław Stroński, w 1935 r. piętnował konstytucję sanacyjną, jako ustanowioną z naruszeniem konstytucji marcowej, ale jako emigracyjny polityk podczas II wojny światowej wyrażał akceptację dla niej).

Lewicowy rodowód tego dokumentu jest zauważalny. Nie dziwota, poparły ją partie współczesnego odpowiednika „Centrolewu”, mianowicie „Grubej Czwórki”: Sojusz Lewicy Demokratycznej, Unia Pracy, Polskie Stronnictwo Ludowe – Sojusz Programowy (tak odróżniwszy się w 1993 r. od Polskiego Stronnictwa Ludowego – Porozumienia Ludowego) i Unia Wolności.

Według tego, co ogół polityków lewicowych i prawicowych uznaje za obowiązujący porządek konstytucyjno-prawny, ciągłość państwowości polskiej liczy się od 19 lutego 1947 r. zamiast od 20 lutego 1919 r., a jego elementem jest także (w znacznej większościale nie całkiemuchylona) konstytucja bierutowska.

Można przypuszczać, że na zachowaniu ciągłości prawnej w Polską Ludową właśnie, a nie z Polską Niepodległą, zależało wierzycielom PRL. O tym pisał prof. Mirosław Dakowski w artykule "Konstytucja, ordynacja", Nasza Polska”, nr 15(81) z 9 kwietnia 1997 r., str. 5, i – o ile wiadomo – nikt inny.

Gruba Czwórka” skutecznie zadbała o to, aby referendum konstytucyjnemu nie poddano żadnego innego projektu oprócz przygotowanego przez Komisję Konstytucyjną, której przez pewien czas (do 5 grudnia 1995 r.) przewodniczył pos. Aleksander Kwaśniewski. Praktycznie w grę wchodził tylko jeden konkurencyjny projekt znany jako projekt obywatelski, popierany przez Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, Akcję Wyborczą „Solidarność” i Ruch Odbudowy Polski oraz przez prawie milion (dokładnie 959.270) obywateli, którzy swoje poparcie wyrazili podpisami zbieranymi z inicjatywy NSZZ „Solidarność”.

Na samym końcu ostatniego artykułu 170 projekt obywatelski zawiera zdanie: „uznaje się, że przepisy ustawy konstytucyjnej z 23 kwietnia 1935 r. wygasły”, czyli przynajmniej w taki sposób zaznaczono ciągłość współczesnej Polski z Drugą Rzecząpospolitą. To jednak jest rola władzy sądowniczej, a nie prawodawczej ani wykonawczej! – raczej powinien to uczynić Trybunał Konstytucyjny? O tym, jak można i należałoby od strony prawnej przezwyciężyć PRL-owski system prawa konstytucyjnego, pisał prof. Wojciech Łączkowski w artykule "Przywrócić polskie prawo", Nasza Polska”, nr 6(72) z 5 lutego 1997 r., str. 9.

W dyskusjach nad konstytucją sporo uwagi przyciągnęło ewentualne zapisanie w niej odwołania się do prawa naturalnego. Wtedy mogło wydawać się, że sprzeciw lewicy był motywowany troską o pro-aborcyjnie nastawiony elektorat lewicy, że prawo naturalne mogłoby potem zostać przywołane w celu znaczniejszego ograniczenia legalności sztucznych poronień. Jednak motyw był inny – chodziło o uchronienie przed odpowiedzialnością karną b. funkcjonariuszy PRL-owskich, którzy wobec prawa PRL byli „kryci”, a wobec sądów w wolnej Polsce zasłanialiby się wykonywaniem lub stosowaniem ówczesnego prawa Polski Ludowej; pamiętnym wszak był fakt, że Trybunał Norymberski w analogicznej sytuacji skazał niektórych zbrodniarzy hitlerowskich z powołaniem się na prawo naturalne (wyjaśnił to prof. Grzegorz Górski na str. 146-147 książki Wokół genezy PRL”, Wydawnictwo KUL, Lublin 2004).

Konstytucję Kwaśniewskiego ustanowił nie tylko parlament, ale po raz pierwszy w dziejach Polski – także naród w drodze referendum. Jednak znaczenie tego zaszczytu jest bardzo wątpliwe.

18 lutego 1996 r., przy frekwencji 32,40%, w referendum uwłaszczeniowym (ściśle biorąc, były to dwa jednoczesne referenda, tu mowa o tym, które zarządził prez. Wałęsa) ZA uwłaszczeniem opowiedziało się 8.580.129, a PRZECIW niemu 343.197 obywateli (Dz. U. nr 22/1996 str. 709). Na tej podstawie uznano, że wynik referendum „nie jest wiążący” (tamże).

  25 maja 1997 r., przy frekwencji 42,86%, w referendum konstytucyjnym ZA projektem konstytucji opowiedziało się 6.396.641, a PRZECIW niemu 5.570.493 obywateli (Dz. U. nr 75/1997, str. 2353). Na tej podstawie uznano, że referendum... „jest ważne” (Dz. U. nr 79/1997, str. 2487).

Ściśle biorąc, do referendum zwykłego i do referendum konstytucyjnego odnosiły się przepisy z dwóch różnych ustaw Dla referendum zwykłego próg 50% frekwencji został ustanowiony przepisami art. 19 ust. 3 trzeciej „małej konstytucji” (Dz. U. nr 84/1992, poz. 426), a także art. 9 ust. 1 ustawy o referendum (Dz. U. nr 99/1995, poz. 487). Dla referendum konstytucyjnego próg 50% frekwencji został ustanowiony przepisami art. 9 ust. 1 ustawy o referendum (Dz. U. nr 99/1995, poz. 487), oraz art. 11 i art. 13 (ust. 1 i 5) ustawy o trybie uchwalenia konstytucji (Dz. U. nr 67/1992, poz. 336).], ale akurat pod tym względem były zgodne: „jeśli frekwencja przekracza połowę, to referendum jest ważne”.

W rezultacie: uwłaszczenie poparło więcej głosujących niż konstytucję, ale – pomimo tego uwłaszczenia jak nie było, tak nie ma, zaś konstytucja – jakoby – jest... O kwestii wpływu frekwencji referendalnej na ważność referendum konstytucyjnego pisał chyba tylko red. Tomasz Sakiewicz (w artykule "Protesty »Gazety Polskiej«", "Gazeta Polska", nr 23(203) z 4 czerwca 1997 r., str. 3).

Jak widać powoływanie się na frekwencję referendalną albo właśnie ignorowanie jej dzieje się ZAWSZE po myśli obozu lewicy. Tak było z uwłaszczeniem (1996), tak z konstytucją (1997) i tak rownież z referendum wojewódzkim w sprawie doliny Rospudy (2007).

Politycy AWS byli bardzo „mocni w gębie” na temat uwłaszczenia wtedy, gdy było widać, że szanse na realne ziszczenie go były zerowe. W latach 1997 – 2001 mieli swoją szansę (włącznie z ew. odrzuceniem veta prez. Kwaśniewskiego od ustawy o uwłaszczeniu) i nic! Podobnie z kampanią przeciwko konstytucji Kwaśniewskiego. Byli mocni w gębie, gdy to nic nie kosztowało, a mogło przydać się (i przydało się) w kampanii wyborczej, późniejszej ledwo o parę miesięcy. W kampanii o 8 lat późniejszej (tj. w 2005 r.) okazało się, że idąca po zwycięstwo wyborcze partia (= PiS) ma swój projekt konstytucji. I co? Nawet nie wspomniała o nim po objęciu władzy! Potem wypracowała przynajmniej jeden następny (w 2010 r.). Już ten pierwszy projekt jest bardziej nieśmiały niż projekty: KPN i obywatelski – też nie znosi konstytucji przedwojennej (ani marcowej, ani kwietniowej), tylko tę z 1997 r. To jest podtrzymywanie fikcji prawnej Polski Ludowej, fikcji legalizmu, trwającej zaledwie od 1947 roku, od II „małej konstytucji”.

To właśnie II „mała konstytucja” i konstytucja bierutowska powinny być potraktowane przez ustrojodawcę z pogardliwym milczeniem, nie zasługują nawet na ich uchylanie ani na napisanie o nich, że wygasły (podobnie jak reżym komunistyczny nie uniżył się do uchylenia konstytucji sanacyjnej, którą nazywał „faszystowską”). Natomiast ustrojodawca Polski Niepodległej, stanowiąc pierwszą „małą konstytucję”, a potem konstytucję marcową, nie uniżył się do uchylania statutu organicznego tzw. Królestwa Polskiego, nadanego przez cesarza Rosji, ani statutu krajowego tzw. Królestwa Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim, nadanego przez cesarza Austrii.

Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby ogłosić, iż konstytucja marcowa jest ważna i zaraz potem uchwalić nową ustawę zasadniczą, z przepisem uchylającym konstytucję marcową oraz stwierdzającym (podobnie, jak uczyniono to projekcie obywatelskim) „wygaśnięcie” późniejszych od niej aktów prawnych, aspirujących do roli ustawy zasadniczej. Skromnym zdaniem piszącego te słowa pod bardzo wieloma względami na naśladowanie w tym przedsięwzięciu zasługuje projekt autorstwa Stanisława Michalkiewicza (później - oficjalnie projekt Unii Polityki Realnej), który został opublikowany w numerach od 31(122) do 34(125) "Najwyższego Czasu" z dni: 1, 8, 15 i 22 sierpnia 1992 r., być może najlepszy z projektów polskiej konstytucji, jakie powstały w ciągu ostatnich trzech dziesięcioleci.

 

Zmieniony ( 12.03.2021. )