Telefony z 10 Kwietnia
Wpisał: Free Your Mind   
24.04.2021.

 

 

Telefony z 10 Kwietnia

 

Free Your Mind [specjalnie na stronę dakowski.pl]

W zapomnianym już ruskim filmie Syndrom katyński J. Sasin (który pojawił się niedawno w Stanie zagrożenia E. Stankiewicz) opowiada tak: Kiedy wynosili ciała ofiar dzwoniły, cały czas dzwoniły komórki, które te osoby miały przy sobie. Tak naprawdę wszyscy dzwonili, chcieli się dowiedzieć, co się stało, czy, czy tym osobom, które leciały, nie stała się jakaś krzywda. No, informacji jeszcze tutaj…1 - i zaraz po tej wypowiedzi pokazany jest fragment zapisu wideo S. Wiśniewskiego ze sprytnie domontowanym dźwiękiem dzwoniących telefonów. Dźwiękiem zwyczajnie nałożonym na ścieżkę audio filmu Wiśniewskiego, bo każdy, kto oglądał ten materiał, doskonale wie, że w oryginale żadnego dzwonienia nie słychać.

Przy okazji cytowania powyższej intrygującej relacji Sasina warto przypomnieć, że on, „zeznając” przed Zespołem Parlamentarnym, miał zapewniać, że gdy zjawił się i przebywał na „wrakowisku”, to ruskie służby nic nie robiły: w czasie tej godziny, kiedy byłem tam na miejscu, odniosłem wrażenie, że Rosjanie nie podejmują żadnych czynności dotyczących wraku samolotu. Znaczy moje, to takie było moje wrażenie, znaczy, widziałem… bo tak, powiedziałem, już służby medyczne opuściły miejsce katastrofy, jak przybyłem, jeszcze byli strażacy. Natomiast nikt nie podejmował żadnych czynności dotyczących części samolotu. Znaczy bardziej odniosłem wrażenie… Tak, odniosłem wyraźnie wrażenie, że… służby rosyjskie, że tak powiem, w jakiś sposób obstawiają to miejsce katastrofy2.

Jak nietrudno dostrzec nie ma ani słowa o „wynoszeniu ciał” ani o „dzwonieniu komórek” (podczas tego „wynoszenia”). A propos z kolei ciał na „wrakowisku”, to zrazu (na pierwszym przesłuchaniu) Sasin mówi o kilku: Wiedziałem, że na pokładzie było 96 osób, a widziałem zaledwie kilka ciał3, a potem (na drugim przesłuchaniu) o kilkunastu: to nie było 96 ciał, no, tych ciał, powiedzmy, było, nie wiem, no dziesięć, kilkanaście4.

Dzwonienia komórek nie słychać ani na filmie Wiśniewskiego, ani na filmiku Koli (zarejestrowanym ponoć o godz. 8:56 pol. czasu5), ani też na materiale „e-ostrołęki”, choć ten ostatni musiał być kręcony dużo później (w stosunku do „godziny katastrofy”)6, gdyż widać na nim zbyt wielu oficjeli (możliwe też, że to już po czasie pobytu Sasina na „wrakowisku”). (Nawiasem mówiąc, na „e-ostrołęce” nie ma również żadnego „wynoszenia ciał”, zauważmy – o ile zresztą pamiętam, to „wynoszenie ciał” zaczęło się dopiero gdy dowieziono czerwone trumny na Siewiernyj).

Rzućmy więc okiem jeszcze na opowieść M. Wierzchowskiego, urzędnika ówczesnej kancelarii prezydenta, który, co nie mniej ciekawe niż relacje Sasina, przybiegłszy na „miejsce katastrofy”, słyszeć ma „syrenę leśną”, ale nic poza tym (cisza)7. Przypomnę ten dialog z posiedzenia ZP:

(Posłanka): A te syreny, które zaczęły wyć... ta, o tej 8-mej 56?

MW (wzdycha): No to... yyy... jak ja pamiętam, to... to ja już tam byłem, znaczy, jak słyszałem te syreny gdzieś tam. Mmmm...

(Posłanka): Już, jak był pan na miejscu? Już jak był pan bezpośrednio świadkiem tego?

MW: Myślałem, że jest to jakiś s... że to jest jakiś sygnał... yyy... alarmowy... (...)

(Posłanka): Karetki, czy czego?

AM: Tak, ponieważ one są okropne. Tak. One są tak... przenikliwy dźwięk...

   

(Tu ciekawostka, skąd min. A. Macierewicz wie o tym, jaki to dźwięk, skoro go na lotnisku XUBS nie było ani wtedy, ani potem? Chce nam szef ZP przez to powiedzieć, że syrena z filmiku Koli to właśnie dźwięk z lotniska? Zamontowana na murze może? - przyp. F.Y.M.)

   

MW: Czy... czy... Ja myślałem, że to może to jest, nie wiem, w momencie, kiedy się samolot rozbije, to on, nie wiem, żeby on dał sy... sygnał, że, że, że, dla, nie wiem, poszukiwa... ekip poszukując..., nie wiem, wydawało mi się, że to jest jakiś taki odgłos samolotu, w tym sensie, że, nie wiem,  w momencie katastrofy, włącza się, że...

AM: Tak, tak.

MW: ...w lesie, że... tutaj jesteśmy, tak? A...

(I nieco dalej – przyp. F.Y.M.)

(Inna posłanka): (...) ten moment,  kiedy  (...) pan przybywa na miejsce, syreny jeszcze nie wyją, widzi pan wrak tego samolotu, (...) czy to jest wtedy cisza, czy są jakieś okrzy... czy ktoś...

MW: Cisza.

(Posłanka): Cisza, tak? (...) Czyli  nikt nie wołał? (...) Żadnych okrzyków nie było?

MW: Nie. Ja tam podbiegłem, to wszystko było takie, było po prostu wbite w ziemię... Yyy... ja widziałem... tam... bodajże z dwie, trzy osoby, które gdzieś tam...

AM: Leżały.

MW: ...leżały, które były w... mmm... ciężkim stanie. Po tym, tak jak mówię... Dla mnie to był szok, tak? (...) Ci ratownicy, te trzy osoby gdzieś tam sobie były, nawet nie, nie, nie, nie... eee... yyy... Jakoś... mówię... nie... Nawet mnie to nie interesowało, tak?



ZP tę przepytkę robi oczywiście pod kątem konfrontacji tego, co słyszeć miał Wierzchowski z zawartością dźwiękową filmiku Koli, ale prezydencki urzędnik nie wspomina też przy tej okazji o żadnym rozdzwonieniu się komórek na „wrakowisku”, a przecież miał tam stać godzinami8. Pytanie więc, czy jest (poza Sasinem) jakiś polski świadek takiego rozdzwonienia się, bo ruskich owszem, jest aż dwóch. Na przykład „pułkownik Andriej Aleksandrowicz Miedwiediew”, który miał „jako pierwszy” dotrzeć na „miejsce katastrofy”9: W kilkanaście minut po tym, gdy tupolew powinien wylądować na smoleńskiej ziemi, rozdzwoniły się telefony komórkowe. – To było coś strasznego. Telefony dzwoniły, a my w tym czasie wynosiliśmy zwłoki z polany przeoranej rozdartym kadłubem samolotu. To rodziny chciały zapytać, jak minął lot. A my już pracowaliśmy – mówi.

Nieco dokładniejszą relację zdawał przed laty inny smoleński leśny dziadek, „kapitan Aleksandr Muramszczikow”: Nie było słychać ani krzyków, ani jęków. W złowieszczej ciszy w kieszeniach zabitych dzwoniły tylko telefony komórkowe - słychać było poloneza Ogińskiego, pełnego wigoru krakowiaka...10

W książce L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego Musieli zginąć mowa jest o materiałach (ówczesnej) Naczelnej Prokuratury Wojskowej: Prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie na podstawie stosownych postanowień zwrócili się do poszczególnych operatorów sieci komórkowych i w konsekwencji uzyskali billingi tych numerów telefonów, których karty SIM logowały się na terenie Federacji Rosyjskiej w dniu 10 kwietnia 2010 r. (informację o tym, które to były numery telefonów uzyskano na podstawie wyników badań telefonów komórkowych i kart SIM przeprowadzonych przez biegłych ABW). (…) Z opinii biegłych z ABW wynika, że 23 karty SIM były zalogowane w sieciach telefonii komórkowej Federacji Rosyjskiej. Przeprowadzone badania przez biegłych z ABW oraz analiza billingów wykazały, że na pokładzie samolotu Tu-154M nr 101 w dniu 10 kwietnia 2010 r. oraz bezpośrednio po katastrofie nie wykonywano z numerów telefonów należących do pasażerów i załogi tego samolotu połączeń wychodzących. Analogiczna sytuacja dotyczy wiadomości SMS oraz MMS. Ujawniono jedynie połączenia przychodzące, przy czym niektóre były przekierowywane na pocztę głosową11.

Można by więc postawić pytanie (gdyby jednak okazało się, że ani Sasin, ani żaden inny polski świadek żadnych dzwoniących komórek na „wrakowisku” nie słyszał):

- czy te połączenia przychodzące przychodziły na XUBS zaraz po ogłoszeniu „katastrofy”?

Free Your Mind

5 https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-cz-1.pdf s. 96, printscreen z wypowiedzią B. Biel z TVN

8 Wierzchowski też zeznawał, że nie słyszał ani wybuchów, ani upadku tupolewa, tylko „świst silników” (https://www.salon24.pl/u/freeyourmind/401203,tajemnice-smolenska).

11 Musieli zginąć, „Gazeta Polska. Wydanie specjalne” 1/2012, s. 42.

Zmieniony ( 24.04.2021. )