Monopol na holokaust
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
04.05.2021.

 

 

Monopol na holokaust

 Stanisław Michalkiewicz

 

Kiedy 11 października 1998 roku papież Jan Paweł II kanonizował Edytę Stein, w środowiskach żydowskich podniosły się pretensje, że to jest rodzaj spisku, przy pomocy którego Kościół katolicki chce zawłaszczyć holokaust. Rzecz w tym, że Edyta Stein była Żydówką, uczonym doktorem filozofii, która przeszła na katolicyzm, a nawet została zakonnicą w zakonie karmelitanek. Ale w czasie wojny, jako Żydówka, została przez Niemców wywieziona do obozu w Oświęcimiu i tam, razem ze swoją siostrą, zagazowana. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Żydzi powinni być tą kanonizacją udelektowani, zwłaszcza w dobie ekumenizmu, kiedy to przedstawiciele różnych religii i wyznań, piją sobie z dzióbków na rozmaitych sympozjonach i się nawzajem komplementują, bo przecież kanonizacja, to szczególne wyróżnienie. Co prawda pani prof. Joanna Senyszyn, która coraz bardziej przypomina mi bajzelmamę, może uważać inaczej, zwłaszcza, że kanonizacji dokonał znienawidzony przez absolwentów akademii pierwszomajowych Jan Paweł II, którego w dodatku pani profesor, będąca, jak wiadomo, wybitną koneserką i smakoszką literatury, uznała za “grafomana”. Rzeczywiście, twórczość Karola Wojtyły nie dorównuje poziomem dokonaniom takiej na przykład pani Blanki Lipińskiej, co to napisała utwór o różnych sposobach i technikach spółkowania, który w demi-mondzie robi prawdziwą furorę - ale mówi się: trudno. Nie wszyscy są tak utalentowani, a poza tym nie tylko o talent tu chodzi, ale również o to, by trafić w gust pani prof. Joanny Senyszyn. O ile utwory Karola Wojtyły mogły budzić w niej rozmaite rozterki, to powieść pani Lipińskiej może ją raczej rozmarzać, więc w takiej sytuacji wiadomo, kto jest grafomanem, a kto nie. Jak powiada przysłowie, wolno psu nawet na Pana Boga szczekać.

Mniejsza jednak o panią profesor i jej literackie dyzgusta i fascynacje, bo chodzi przecież o Żydów, którzy zaprotestowali przeciwko kanonizacji Edyty Stein. Okazuje się, że ekumenizm - ekumenizmem, a monopol na holokaust - swoją drogą. Nawiasem mówiąc, ten cały ekumenizm jest pomysłem podejrzanym, bo skoro już zasiada się do “dialogu”, to przez uprzejmość wypada przynajmniej udawać, że opowieści partnera traktuje się z szacunkiem, jakby były prawdziwe. Jednak w sytuacji, gdy opowieści różnią się między sobą w sposób zasadniczy, to obydwie prawdziwe być nie mogą, a wtedy takie udawanie jest po prostu podlizywaniem się partnerowi, który nawet nie zadaje sobie trudu, by się podlizywać. W tej sytuacji podlizujący się z góry staje na pozycji przegranej. No dobrze - ale dlaczego Żydom tak zależy na utrzymaniu monopolu na holokaust? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to prawdopodobnie chodzi o pieniądze. Ten trop znajduje potwierdzenie w postaci potężnego przemysłu holokaustu, za pośrednictwem którego rozmaite środowiska żydowskie od dziesięcioleci ciągną zyski - a do dobrego łatwo się przyzwyczaić, więc nic dziwnego, że te dochody zaczynają traktować jako rodzaj praw nabytych. W tym sensie - jakkolwiek by to nie zabrzmiało - można powiedzieć, że Adolf Hitler okazał się dla Żydów dobroczyńcą, ale oczywiście - dla tych współczesnych, bo dla tych, którzy zostali zagazowani, to oczywiście nie. Jeśli w jakiejś branży panuje dobra koniunktura, to powstaje tam coraz więcej nowych przedsiębiorstw - i z taką właśnie sytuacją mamy do czynienia w branży holokaustu. Jak prawdziwie wielki przemysł, również przemysł holokaustu nie zadowala się istniejącymi terenami eksploatacji, tylko rozgląda się za nowymi - kierując majątkowe roszczenia odnoszące się do tzw. “własności bezdziedzicznej” na przykład do Polski.

Ale na tym sprawa się nie wyczerpuje, bo nie tylko o pieniądze tu chodzi, ale i o metafizykę. W XX wieku przez świat zaczęła przewalać się nowa moda - na sekularyzację. Nieco upraszczając, chodzi o to, by nie przejmować się żadnym “życiem wiecznym”, którego prawdopodobnie w ogóle nie ma, tylko w miarę możliwości - by zapewnić sobie jakoś życie długie - nawet za cenę technologicznego kanibalizmu. Znakomicie zrozumieli to promotorzy rewolucji komunistycznej, proklamując epidemię, postawili na instynkt samozachowawczy, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Toteż kiedy biskupi półgębkiem odważyli się wyrazić wątpliwości, czy technologiczny kanibalizm nie budzi rozterek moralnych, zostali pryncypialnie skrytykowani nie tylko przez pana Hołownię, ale również przez przewielebnych zakonników: ojca Kramera i ojczyka Pawła Gurzyńskiego. Co tam się przejmować jakimiś moralnymi rozterkami, kiedy tak naprawdę chodzi przecież o to, żeby wypić i zakąsić? Ta moda na sekularyzacją, podobnie jak wcześniej - moda na nacjonalizm - objęła oczywiście również Żydów, co tamtejsi przywódcy uznali za zagrożenie. Dotychczas bowiem dla Żydów żyjących w diasporze, najsilniejszym elementem spajającym ich w naród była religia, która, nawiasem mówiąc, jest zwyczajną narodową historią, podaną w metafizycznym sosie. Jeśli tedy pod wpływem mody na sekularyzację, religia zaczęłaby obumierać, to Żydom groziłoby rozpłynięcie się bez śladu wśród narodów, między którymi żyją. Ponieważ jednak nie wszyscy byli pewni, czy mają wierzyć w opowieści, jak to Morze Czerwone się rozstąpiło - i tak dalej, to powstał problem, co z tym fantem zrobić. I tutaj holokaust znowu okazał się błogosławieństwem. Po co odwoływać się do jakichś starożytnych sag, skoro mamy tuż pod ręką przeżycie jeszcze bardziej traumatyczne, niż przejście suchą stopą przez Morze Czerwone? W to nie trzeba “wierzyć”, tylko o tym pamiętać. Jednak sama pamięć nie wystarcza. Chodzi również, a może nawet przede wszystkim o narzucenie światu nieżydowskiemu przekonania, że holokaust był wydarzeniem bez precedensu w historii Wszechświata. Jest to oczywiście nieprawda, ale nie o to chodzi, czy to prawda, czy nie, tylko o to, żeby wszyscy uznali to za prawdę. W religię holokaustu mają wierzyć nie tylko Żydzi, ale również, a może nawet przede wszystkim - goje. W tym jednak celu Żydzi powinni utrzymać monopol na holokaust, bo w przeciwnym razie świat może na te uroszczenia wzruszyć ramionami. Więc nic dziwnego, że nawet kanonizacja Edyty Stein włączyła dzwonek alarmowy.

Taki sam dzwonek alarmowy odezwał się w związku z nominacją, jakiej pan minister Gliński udzielił pani Beacie Szydło na członka Rady Muzeum Auschwitz-Birkenau. Pierwszy zareagował ustąpieniem z Rady pan prof. Stanisław Krajewski, który w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów tresuje tubylczych chrześcijan w sztuce skakania przed Żydami z gałęzi na gałąź, a potem jeszcze inni jej członkowie. Powodem było przekonanie, któremu dała wyraz loża B’nai B’rith - że ta nominacja jest “działaniem zmierzającym do polonizacji Zagłady”.