SOWA znów w awangardzie? | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
07.03.2011. | |
SOWA znów w awangardzie?Stanisław Michalkiewicz Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 4 marca 2011 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1954 Ileż znaków na niebie, a zwłaszcza na ziemi pokazuje, że 20-letni okres pieriedyszki dobiega końca! Zaraz po katastrofie w Smoleńsku pojawiła się inicjatywa „pojednania z Rosją” – oczywiście oddolna i spontaniczna – jakże by inaczej – pod którą podpisały się właściwie wszystkie autorytety moralne, a już specjalnie te, którym w swoim czasie, „bez swojej wiedzy i zgody”, przytrafił się casus pascudeus. Ta oddolna i spontaniczna inicjatywa najwyraźniej musiała zainspirować Sojusz Północnoatlantycki, skoro 19 listopada ub. roku proklamował strategiczne partnerstwo z Rosją, w którym to jakaś rola do odegrania musi przecież przypaść również naszemu nieszczęśliwemu krajowi. A cóż innego może Rosji zaoferować nasz nieszczęśliwy kraj, jeśli nie pojednanie? Nasz nieszczęśliwy kraj nie może Rosji zaoferować niczego innego. A ponieważ – jak zauważył poeta – „w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz” – a więc i Rosja musi zechcieć pojednania z naszym nieszczęśliwym krajem, to chyba jasne? A kiedy Rosja może się na takie pojednanie zdecydować? Nie ulega wątpliwości (nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania, lepiej ciupciać bez miłości, niźli kochać bez ciupciania), że wówczas, gdy takie pojednanie będzie dla Rosji korzystne. A kiedy będzie korzystne? No, to proste; kiedy dokona się na rosyjskich warunkach. No dobrze, ale któż najlepiej pojedna nasz nieszczęśliwy kraj z Rosją? To też proste: ci, którzy zawsze stanowili z nią organiczną jedność. Myśl tę wyraził jeszcze w latach 40-tych Mieczysław Moczar, który naprawdę nazywał się inaczej, ale nie o nazwisko tu chodzi, tylko o myśl: „dla nas, partyjniaków, prawdziwą ojczyzną jest Związek Radziecki”. Wiemy jednak skądinąd, że i wśród „partyjniaków” istniały różne kręgi wtajemniczenia i że najtwardszym jądrem, a zarazem bijącym sercem partii były tajne służby, przede wszystkim – wojskowe, związane z GRU, czyli Gławnym Razwiedywatielnym Uprawlienijem. Służyły one Związkowi Radzieckiemu jak tam potrafiły, podporządkowując mu nasz nieszczęśliwy kraj, aż do wpisania odwiecznego sojuszu do konstytucji. Zatem skoro teraz padł rozkaz pojednania z Rosją, to nie ulega wątpliwości, że w awangardzie popychanego przez parowóz dziejów pociągu przyjaźni, nie może zabraknąć RAZWIEDUPR-u, czyli starej, poczciwej razwiedki. Razwiedka, jak to razwiedka – coś tam musi wiedzieć, toteż bez najmniejszego zaskoczenia przyjęliśmy wiadomość, że 21 stycznia ub. roku, a więc na prawie 2 miesiące przez katastrofą w Smoleńsku, z inicjatywy generała Marka Dukaczewskiego podjęło działalność stowarzyszenie SOWA, którego celem jest walka „o przywrócenie dobrego imienia Wojskowym Służbom Informacyjnym”. A ponieważ wiadomo, że najlepszą metodą walki jest atak, toteż w „Rzeczpospolitej” z 6 lutego ub. roku red. Piotr Nisztor napisał również, iż „prawnicy stowarzyszenia będą m.in. występować z pozwami cywilnymi przeciwko osobom, które wysuwają nieprawdziwe oskarżenia przeciwko WSI”. No i słowo stało się ciałem. Właśnie otrzymałem powiestkę z niezawisłego Sądu Okręgowego w Warszawie II Wydział Cywilny, bym w charakterze pozwanego stawił się na rozprawę w dniu 12 kwietnia – oraz pozew, jaki w imieniu TVN S.A. złożyli adwokaci: pan prof. dr hab. Piotr Kruszyński i pani mecenas Izabela Kruszyńska-Świątek o ochronę dóbr osobistych TVN poprzez zobowiązanie mnie do przeprosin i wpłacenie 50 tys. zł na rzecz PCK. Poszło o to, że w felietonie opublikowanym w „Naszej Polsce” przypomniałem, jak to pani red. Justyna Pochanke przekazała rozkaz, by w dniu pogrzebu, w godzinie zgonu papieża, w całej Polsce zawyły syreny – zwracając uwagę, że tutaj spontan jest wykluczony, bo syreny te stanowią element systemu obrony cywilnej państwa - więc skoro zawyły, to nie ulegało wątpliwości, że Siły Wyższe – czyli WSI - badają w ten sposób możliwości mobilizacyjne agentury, jaką zwerbowały sobie we wszystkich bez wyjątku środowiskach w ciągu ostatnich 30 lat – oraz że użyłem sformułowania „telewizyjna ekspozytura Wojskowych Służb Informacyjnych podaje...” – i tak dalej. Autorzy pozwu uznali, że w tych fragmentach podane zostały „nieprawdziwe fakty”. Niestety nie podali, które fakty są nieprawdziwe. Czy np. ten, że pani red. Pochanke wezwała do uruchomienia syren, czy ten, że syreny rzeczywiście zostały tego dnia i o wskazanej przez nią godzinie w całym kraju uruchomione, czy że WSI w ciągu ostatnich 30 lat zwerbowały sobie agenturę we wszystkich bez wyjątku środowiskach, czy wreszcie – że badały możliwości mobilizacyjne agentury – esperons, że to się wyjaśni podczas rozprawy przez niezawisłym sądem. Znacznie ciekawsza wydaje się jednak wyrażona w pozwie opinia, że sugestia powiązań TVN S.A. z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi ma „nad wyraz obraźliwy charakter”. Ja oczywiście rozumiem, że pozew o ochronę dóbr osobistych ma swoje wymagania, ale czy w tym przypadku dziecko nie zostało aby wylane wraz z kąpielą? Przecież stowarzyszenie SOWA postawiło sobie za cel ostateczny „przywrócenie dobrego imienia Wojskowym Służbom Informacyjnym”, więc jeśli nawet w tej walce używa się oręża pozwów cywilnych, to czy w pozwach tych powinna być używana argumentacja sugerująca, iż współpraca, a nawet powiązania z WSI mają charakter hańbiący? Daleko w ten sposób nie zajedziemy, bo może to doprowadzić do powstania w opinii publicznej potężnego dysonansu poznawczego, który sprawi, że awangarda pojednania naszego nieszczęśliwego kraju z Rosją zostanie otoczona smrodliwym oparem podejrzeń. Co by na to powiedział Józef Stalin, gdyby tak pewnego dnia zmarchtwychpowstał? Tak czy owak – jak mawiał praktykujący za moich czasów studenckich w Lublinie mec. Maciejkowski - sprawa pod względem prawnym i nie tylko – jest „smakowita”, więc będę obficie informował Państwa o wszystkich interesujących szczegółach – „bo nie jest światło, by pod korcem stało” – a te szczegóły pozwolą nam zorientować się w jakim kierunku zmierza sytuacja po zakończeniu 20-letniej pieriedyszki. Tymczasem Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prof. Andrzeja Rzeplińskiego bada sprawę konstytucyjności dekretu Rady Państwa z 1981 roku o wprowadzeniu stanu wojennego. Ogromnie jestem ciekaw wyroku, bo może on stać się albo pierwszym krokiem w kierunku ponownego zlodowacenia, którego nadejście wydaje się nie tylko nieuchronne, ale wręcz widoczne gołym okiem, albo ostatnim fajerwerkiem pieriedyszki przed zapadnięciem nad naszym nieszczęśliwym krajem polarnej nocy. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”. |