Zawód dziennikarz jest dziś prawie w 100 % skorumpowany i zinfiltrowany
Wpisał: Udo Ulfkotte   
29.05.2021.

«Gekaufte Journalisten» – «Kupieni dziennikarze».

 

Zawód dziennikarz jest dziś prawie w 100 %

skorumpowany i zinfiltrowany przez służby

wywiadowcze.

=====================

Oto, dlaczego «Operacja Covid» udała się:

Udo Ulfkotte o presstytutkach

Uczta Baltazara https://babylonianempire.wordpress.com/2021/05/28/oto-dlaczego-operacja-covid-udala-sie-udo-ulfkotte-o-presstytutkach/

babylonianempire     29 październik 2019

W roku 2014 Udo Ulfkotte, dziennikarz i pisarz niemiecki, opublikował książkę «Gekaufte Journalisten» – «Kupieni dziennikarze», w której stwierdził, iż zawód dziennikarz jest dziś prawie że w 100 % skorumpowany i zinfiltrowany przez służby wywiadowcze. Ulfkotte opowiedział w niej, że przez 17 lat był na żołdzie CIA oraz kierowanej przez agencję amerykańską – niemieckiej BND.

13 stycznia 2017, w wieku 56 lat, dziennikarz został znaleziony martwy w swym mieszkaniu, co wzbudziło podejrzenia wielu osób jak chodzi o przyczyny jego śmierci, również dlatego, że rząd Niemiec oświadczył, iż Ulfkotte zmarł na zawał. Zwłoki – bez przeprowadzenia autopsji – zostały poddane kremacji, co na zawsze wyklucza możliwość przeprowadzenia jakichkolwiek dochodzeń.

Ostatnia –  niewydana – książka nad którą pracował Udo Ulfkotte, opisująca liczne naruszenia prawa, których dopuściła się Merkel, miała nosić tytuł «Führer».

W kwietniu 2017 Jonas Schneider opublikował książkę:

«The Mysterious Death of Udo Ulfkotte: Evidence for a Murder (Der mysteriöse Tod von Udo Ulfkotte: Indizien für einen Mord)»

Według jej autora, śmierć Ulfkotte była ukrytym morderstwem.

Angielsko-języczna wersja książki Ulfkotte wydaje się być całkowicie zakazaną na terenie Ameryki Północnej oraz Europy, o czym pod linkiem: https://off-guardian.org/2018/01/08/english-translation-of-udo-ulfkottes-bought-journalists-suppressed/

Poniżej, tłumaczenie na język polski pierwszych 49 minut konferencji, w której wziął udział Udo Ulfkotte. Spotkanie odbyło się w roku 2015.

 (…) Zaczynamy. Rozmawiamy o mass mediach, rozmawiamy o prawdzie. Nie chcę sprzedawać wam książek lub czegoś w tym rodzaju. Każdy z nas stawia sobie pytanie: dlaczego sprawy przybierają taki a nie inny obrót, pomimo, że większość społeczeństwa, lub bardzo wiele osób jest temu przeciwne.

Większość Niemców nie chce broni nuklearnej na terenie kraju, ale mamy ją.

Większość nie chce by żołnierze niemieccy zaangażowani byli w interwencje poza granicami kraju, robimy to jednak.

To, co opowiadają mass media i politycy oraz to, w co wierzy większość społeczeństwa, często wydają się być rzeczami całkowicie różnymi.

Opowiem wam o tym, na podstawie wieloletniego doświadczenia. Zacznę od moich bardzo osobistych opinii, opowiem wam o moich doświadczeniach z kłamiącymi mass mediami – w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Urodziłem się w dość biednej rodzinie. Jestem jedynakiem. Dorastałem we wschodniej części Zagłębia Ruhry. Studiowałem prawo, nauki polityczne i islamistykę. Już w latach studenckich skontaktowała się ze mną niemiecka służba wywiadowcza BND. Wrócimy do tego później.

W latach 1986-2003 pracowałem dla ważnej niemieckiej gazety – dla Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) – między innymi jako dziennikarz wojenny. Spędziłem dużo czasu w krajach Wschodu i w krajach afrykańskich.

Porozmawiajmy teraz o kłamiących mediach. W roli korespondenta wojennego FAZ zatrudniono mnie po raz pierwszy podczas wojny irańsko-irackiej w latach 1980 – lipiec 1986. Irakijczycy byli wtedy oceniani jako „dobrzy”.

Byłem trochę przestraszony. Nie miałem doświadczenia jako reporter wojenny. Przyjechałem do Bagdadu. Z pośpiechem kazano mi wsiąść do autobusu należącego do armii irackiej. Autobus był pełen dziennikarzy wojennych, bardzo rozmownych i doświadczonych, wysłanych przez prestiżowe media, takie jak BBC, kilka zagranicznych kanałów telewizyjnych i zagraniczne gazety – a wśród nich byłem ja, biedny debiutant, po raz pierwszy wysłany na front – bez żadnego przygotowania.

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem, było to, że wszyscy mieli z sobą puszki z benzyną. I od razu ogarnęło mnie złe przeczucie – pomyślałem bowiem: „Ups, jeśli autobus utknie daleko od stacji benzynowej, wszyscy będą musieć dolać trochę paliwa do baku”.

Tak więc obiecałem sobie, że w przyszłości zaopatrzę się w taką puszkę, zanim gdzieś się wybiorę, ponieważ, oczywiście, wydawało się to rzeczą nieodzowną.

Całymi godzinami jechaliśmy przez pustynię w kierunku granicy z Irakiem. W odległości 20-30 kilometrów od granicy naprawdę nie było niczego. Przede wszystkim nie było wojny.

Widać było pojazdy opancerzone i czołgi – wszystko spalone od dawna. Dziennikarze wyszli z autobusu i wylali zawartość puszek na owe pojazdy. Jako naszą eskortę mieliśmy irackich żołnierzy w mundurach, uzbrojonych w karabiny maszynowe. Spróbujcie sobie to wyobrazić: czołgi stojące na pustyni, spalone dawno temu i teraz zapalone ponownie. Chmury dymu. I wszyscy dziennikarze montujący swe kamery.

To było moje pierwsze doświadczenie z mediami, z “prawdą” dziennikarską.

Kiedy zastanawiałem się, co u diabła, powinienem wysłać do mojej gazety, wszyscy dziennikarze ustawili się w szeregu i rozpoczęli: za nimi znajdowały się płomienie i smugi dymu; przez cały czas Irakijczycy biegali przed kamerami z karabinami maszynowymi – chaotycznie, ale za to z wojną w ich spojrzeniach. Dziennikarze zaś – podczas gdy mówili – pochylali się bezustannie.

W pewnym momencie odważyłem się i zapytałem jednego z nich: „Rozumiem, że są to znakomite ujęcia, ale dlaczego pochylają się ciągle?” – Odpowiedź brzmiała: “Po prostu dlatego, że na ścieżce audio są strzały z karabinu maszynowego i w domu dobrze to wygląda”.

Było to kilkadziesiąt lat temu. I to był mój pierwszy kontakt z wojną. W drodze powrotnej, cały czas myślałem: „Mój chłopcze, nie widziałeś żadnej wojny. Byłeś w miejscu, w którym było ognisko. Co zamierzasz powiedzieć czytelnikom gazety?”

Wróciłem do Bagdadu. Wtedy nie było telefonów komórkowych. W hotelu Rashid oraz w innych hotelach, w których przebywali cudzoziemcy, na telefoniczne połączenia międzynarodowe czekaliśmy niekiedy całymi godzinami.

Najpierw skontaktowałem się z moją matką a nie z moją gazetą. Byłem zdesperowany, nie wiedziałem, co robić i chciałem uzyskać poradę od kogoś starszego.

Ale mama krzyknęła przez telefon: „Mój chłopcze, żyjesz!”

Pomyślałem: „Jak to? Przecież wszystko jest OK? ”

„Mój chłopcze, myśleliśmy …”

„W czym jest problem, mamo?”

„Widzieliśmy w telewizji, co się odbywało wokół ciebie”.

Telewizja wytransmitowała już owe drastyczne relacje, więc próbowałem uspokoić matkę, mówiąc jej, że nie jest tak jak sądzi. Matka myślała jednakże, że ​​oszalałem z powodu tego wszystkiego, co dzieje się na wojnie – widziała to przecież na własne oczy!

Kończę, ponieważ nie przyszedłem tu dziś by rozśmieszać. Chciałem jedynie opowiedzieć, że takie było moje pierwsze doświadczenie z “prawdą” dziennikarską i korespondencjami wojennymi.

Faktem jest, że byłem bardzo zaszokowany owym pierwszym kontaktem, był zupełnie inny od tego, czego oczekiwałbym. Ale to nie był wyjątkowy przypadek.

Na początku wspomniałem, że pochodzę z dość biednej rodziny. Na każdą rzecz musiałem ciężko zapracować. Byłem jedynakiem, mój ojciec zmarł, gdy byłem młody. Później wszystko to nie miało już więcej znaczenia, ponieważ miałem pracę, miałem stopień naukowy, cel w życiu.

Ale teraz musiałem wybrać: czy powinienem był stwierdzić, że wszystkie te relacje dziennikarskie były kłamstwami? Byłem zerem, byłem jedynie debiutantem, który co tylko wyszedł z uniwersytetu, rozpoczynającym swą pierwszą pracę. Albo – jeżeli chciałem zrobić pieniądze – powinienem był kontynuować patrząc w przyszłość. Wybrałem drugą opcję. Kontynuowałem i to przez wiele lat.

W owych latach zdobyłem duże doświadczenie. Dzieje się tak, gdy przechodzi się z uniwersytetu do dużej niemieckiej gazety. Wszystko, co mówię, nie odnosi się jednakże wyłącznie do FAZ ale dotyczy także innych mediów niemieckich lub europejskich. Miałem kontakty z innymi europejskimi dziennikarzami z renomowanych mediów. Później pracowałem dla innych gazet. Mogę powiedzieć, iż odkryłem, że tego rodzaju doświadczenie jest naprawdę bardzo rozpowszechnione.

Co zrozumiałem? Jeśli jako reporter pracujesz albo w państwowych mediach finansowanych z obowiązkowych opłat abonamentowych lub w dużych prywatnych firmach medialnych, nie możesz pisać tego, co chciałbyś i jak ci się podoba. Funkcjonują pewne dyrektywy.

Z grubsza mówić: wszyscy wiedzą, że w gazetach takich jak Springer, Bild, die Welt, nie będziesz mógł publikować artykułów, które są zbyt krytyczne wobec Izraela. Pracując dla wymienionych gazet, nie ma takiej możliwości, ponieważ wcześniej musi się podpisać oświadczenie, w którym deklaruje się, że się jest proizraelskim, że nie kwestionuje się ani istnienia państwa Izrael, ani izraelskich punktów widzenia, itp.

We wszystkich strukturach medialnych funkcjonują pewne dyrektywy. Ale to nie wszystko, bardzo szybko nauczyłem się, że jeśli nie chce się utknąć na niższych szczeblach redakcyjnych, jeśli chce się awansować (dla mnie takim awansem było to, że pozwolono mi na podróżowanie z kanclerzem, ministrami, prezydentem i politykami w samolotach państwowych) – powinno się przestrzegać pewnych kwestii. Nauczyłem się tego szybko.

Dotyczy to sytuacji, kiedy ma się monitorować działalność jakiegoś polityka – odnośnie tego tematu, do dnia dzisiejszego nic się nie zmieniło. Błyskawicznie zdałem sobie z tego sprawę, gdy zajmowałem się prezydentem lub kanclerzem Helmutem Kohl’em; oczywiście nie jest się zaproszonym dlatego, że nosi się nazwisko Udo Ulfkotte, ale dlatego, że pracuje się dla gazety Frankfurter Allgemeine.

Następnie, (od dziennikarza) oczekuje się pewnego rodzaju dziennikarstwa. Jakiego?

Zapomnijcie o mojej gazecie – dotyczy to wszystkich gazet. Na początku podróży dziennikarz otrzymuje memo, dziś jest ono w formie elektronicznej. Jeśli podróżujesz za granicę, są to informacje o kraju docelowym lub o przemówieniach, które zostaną tam wygłoszone. Ten plik, mniej więcej zawiera to, co wydarzy się podczas podróży. Dodatkowo odbywają się krótkie spotkania, briefing’i, z rzecznikiem prasowym polityka. Wyjaśnia ci, jak on patrzy na tę podróż. Oczywiście ty powinieneś postrzegać ją w taki sam sposób. Nikt nie mówi tego otwarcie. Ale mniej więcej oczekuje się, że tak to zostanie przedstawione.

Nikt nie mówi ci, żebyś pisał w ten czy inny sposób, ale wiesz, że jeśli NIE napiszesz dokładnie w taki czy inny sposób, następnym razem nie zostaniesz zaproszony. Twoja gazeta zostanie zaproszona, ale o tobie powiedzą „nie chcemy go mieć z nami”. Nie będą cię chcieć.

Oczywiście, ty chcesz zostać zaproszony. Wiadomo, że podróżowanie za granicę jest rzeczą wspaniałą, możesz też zachowywać się jak świnia, nikogo to nie będzie obchodzić. Możesz kupić, co ci się podoba, ponieważ wiesz, że nie będziesz sprawdzany po powrocie. Możesz zabrać ze sobą cokolwiek chcesz. Miałem kolegów, którzy podróżowali do Stanów Zjednoczonych i przywieźli stamtąd (jako że był to samolot wojskowy) Harleya Davidsona rozłożonego na części. Sprzedali go, kiedy wrócili do Niemiec, oczywiście zarabiając na tym. W każdym razie, podobnie jak w przypadku afery z udziałem ministra ds. rozwoju, nie jest to żaden pojedynczy epizod. Tylko że nikt o tym nie mówi.

Będziesz zapraszany, jeżeli widzisz sprawy w określony sposób. O jaki sposób widzenia chodzi? Gdzie i jak powstaje ta wizja świata? Bardzo często pytają mnie: „Gdzie są ci ludzie za kulisami, pociągający za sznurki, tak aby wszystko zostało zrelacjonowane w całkiem podobny sposób?”

Odnośnie wielkich mediów niemieckich – możecie sprawdzić sami – to są wszyscy ci, którzy siedzą w wielkich międzynarodowych think tank’ach oraz w fundacjach transatlantyckich, takich jak The Atlantic Bridge i im podobne. W jaki sposób wpływają one na dziennikarzy? Mogę wam opowiedzieć na podstawie własnego doświadczenia. Nie powinniśmy przedstawiać sprawy jedynie w sposób teoretyczny.

Zostałem zaproszony przez amerykański think-tank The German Marshall Fund. Podróżowałem po Stanach Zjednoczonych przez sześć tygodni. Wszystko w całości zostało (przez nich) opłacone.

Ów think tank do dnia dzisiejszego posiada bardzo bliskie powiązania z CIA. Uzyskali dla mnie kontakty w CIA; umożliwili mi dostęp do polityków amerykańskich – do wszystkich tych, do których chciałem dotrzeć. A przede wszystkim zasypali mnie prezentami.

Jeszcze przed podróżą zaofiarowaną mi przez The German Marshall Fund wiele razy uprawiałem dziennikarstwo za pieniądze. Nie miało to nic wspólnego z żadną konkretną strukturą medialną. Widzicie, zostałem zaproszony – nad czym nie zastanawiałem się w szczególny sposób – przez pewnych miliarderów, na przykład przez sułtana Quabboos’a z Omanu na Półwyspie Arabskim.

Kiedy sułtan Qabboos zaprosił mnie – biedny chłopak, którym byłem, mógł udać się do kraju posiadającego niewielu mieszkańców, ale za to niezmiernie bogatego. Gdzie rządzący państwem posiadał największe jachty świata, osobistą orkiestrę symfoniczną grającą na jego życzenie, a także – między innymi – kupiony w pobliżu Garmisch-Patenkirchen – pub. Qabboos obawiał się, że ktoś mógłby go zobaczyć, gdyby pił alkohol w Omanie, więc woli jeździć do Garmisch. Do lokalu kupionego przez sułtana, codziennie, jego prywatnym jetem, dostarczana jest świeżą jagnięcinę z Irlandii i Szkocji. Qabboos jest także szefem fundacji ekologicznej.

Ale to jest dygresja. Jeśli tego rodzaju osoba – która jest niezwykle bogata – zaprasza kogoś takiego jak ja, to podróżuje się pierwszą klasą. Nigdy wcześniej nie podróżowałem pierwszą klasą. Lądujemy i czeka na ciebie kierowca. Nosi twoją walizkę i plecak. Masz apartament w hotelu. I od samego początku zasypują cię prezentami. Dają ci platynową lub złotą monetę, ręcznie tkany dywan lub coś w tym rodzaju.

Przeprowadziłem kilka wywiadów z sułtanem. Zapytał mnie, jakie są moje pragnienia. Odpowiedziałem, że między innymi, moim pragnieniem jest kurs nurkowania. Chciałem nauczyć się nurkować.

Qabboos sprowadził dla mnie z Grecji instruktora certyfikowanego przez PADI (Professional Association of Diving Instructors). Przebywałem tam dwa tygodnie i dostałem moją pierwszą licencję nurka. Przy kolejnych okazjach sułtan kilkakrotnie pokrył koszty przelotu, jak również honorarium instruktora. Uzyskałem patent nurka ratownika – wszystko zostało opłacone przez sułtana.

Jak możecie zauważyć, w momencie gdy przytrafiają ci się tego rodzaju uprzejmości, orientujesz się, że zostałeś kupiony. W zamian za uprawiany przez ciebie specyficzny rodzaj dziennikarstwa.

W ojczyźnie sułtana nie ma wolności prasy. Prawa człowieka nie są szanowane. Import wielu dzieł literackich jest zabroniony, ponieważ sułtan nie chce ich w kraju. Pojawiają się relacje o łamaniu praw człowieka, ale moje oczy są ślepe.

Informowałem – podobnie jak do dnia dzisiejszego robią to wszystkie niemieckie media, kiedy mówią o Sułtanacie Omanu – wyłącznie o rzeczach pozytywnych. Wielki sułtan, który jest wspaniały. Fantastyczny kraj księcia z bajki – na temat całej reszty milczałem, ponieważ zostałem kupiony.

Oprócz sułtana z Omanu kupiło mnie wielu innych. Kupili także moich kolegów. Otrzymałem wiele zaproszeń poprzez dział podróżniczy mojej dużej gazety. 5-gwiazdkowych. W artykułach nie wspomniałem nigdy o tym, że zostałem kupiony prze kraj A, B lub C.

Yemenia, państwowe linie lotnicze Jemenu, zaprosiły mnie bym uczestniczył w tego rodzaju podróży.

Nie informowałem o brudach i rozkładzie kraju, ponieważ byłem uzależniony od tego jak mnie traktowano, informowałem jedynie o rzeczach pozytywnych, ponieważ chciałem tam wrócić. Jemeńczycy zapytali mnie, czego pragnąłbym po powrocie do Frankfurtu. Jako żart odpowiedziałem: „Waszych nadzwyczajnych krewetek, pochodzących z Morza Czerwonego, z Oceanu Indyjskiego i z portu Mocha (nazwa kawy Moka pochodzi od tego właśnie portu)”. Dwa dni później, Yemenia przysłała samolotem bufet dla całego zespołu redakcyjnego gazety – z krewetkami i nie tylko.

Oczywiście byliśmy kupieni. Kupiono nas na różne sposoby. Kiedy kupujesz samochód lub coś innego, oczywiście ufasz testom konsumenckim. Jak dobrze przetestowano auto? Nie znam ani jednego mojego kolegi, żadnych dziennikarzy testujących samochody, którzy nie braliby łapówek; kto wie, może jednak istnieją tacy.

Osoby te mają nieograniczony dostęp do samochodów wyprodukowanych przez dużych producentów – włącznie z bezpłatną benzyną i całą resztą. W mojej gazecie miałem samochód służbowy, w przeciwnym razie mogłem zachować się podobnie. Kiedy pracowałem dla gazety, miałem do dyspozycji BMW lub Mercedesa. Ale było wielu kolegów (nie związanych z gazetą), którzy przez cały rok używali jedynie tego typu samochodu. Kiedy fabryka prezentowała nowy samochód byli zapraszani do Południowej Afryki, Malezji, Stanów Zjednoczonych – do odbycia wielkich podróży.

Dlaczego? Po to, by oceniali pozytywnie ów samochód. Tyle, że w ich artykułach nie było napisane, że była to „reklama pochodząca od kupionych dziennikarzy”.

Ale taka jest rzeczywistość. Powinniście także wiedzieć – jako że jesteśmy w temacie testów – kto jest właścicielem czasopism zajmujących się testami. Kto jest właścicielem magazynu «Eco-test»? Magazyn jest własnością socjaldemokratów. Ponad sto czasopism należy do socjaldemokratów. Sprawa nie dotyczy wyłącznie jednej partii; wielu wydawców posiada profil polityczny. Za nimi stoją interesy polityczne partii.

Wspomniałem o sułtanie Omanu i kursie nurkowym, a także o German Marshall Fund. Wróćmy jeszcze do Stanów Zjednoczonych i do niemieckiego funduszu Marshall’a. Tam wiedzieli o mnie wszystko, pewna osoba powiedziała mi: „Cześć, wiem, że zrobiłeś kurs nurkowania w Omanie”. CIA znała najdrobniejsze szczegóły tegoż kursu. Także od CIA dostałem prezent: sprzęt do nurkowania. Otrzymałem sprzęt do nurkowania w Stanach Zjednoczonych i podczas mojego sześciotygodniowego pobytu w USA – otrzymałem zaproszenie od stanu Oklahoma, tj. od gubernatora. Pojechałem tam. Odbyła się niewielka uroczystość, podczas której otrzymałem honorowe obywatelstwo stanu.

Jestem dziś honorowym obywatelem jednego ze stanów amerykańskich. W certyfikacie jest napisane, że będę mówił o Stanach Zjednoczonych wyłącznie w sposób pozytywny. Przyjąłem owo honorowe obywatelstwo i byłem z niego całkiem dumny. Z dumą rozmawiałem o nim z kolegą, który pracował w Stanach Zjednoczonych, a on odpowiedział mi: „Ach, mam już 31 takich honorowych obywatelstw!”

Nie opowiadam o tym by was rozbawić, dzisiaj naprawdę wstydzę się tego.

Byłem chciwy. Przyjąłem wiele korzyści, których normalny obywatel w moim wieku, wykonujący moją pracę nie posiada i posiadać nie powinien. Ale uważałem to – i nie jest to wymówka – za rzecz całkowicie normalną, ponieważ wokół mnie, wszyscy moi koledzy robili to samo.

Ale to nie jest rzecz normalna, że kiedy dziennikarze zapraszani są przez amerykańskie think-tanki, takie jak German Marshall Fund  lub Atlantic Bridge, ma to na celu «ustawienie ich do pionu», skłonienie ich do współpracy w przyjazny sposób, kupienie ich, «naoliwienie» ich pieniądzmi.

Ta praktyka ma sporo aspektów, o których zwykle nie mówi się. Kiedy w latach 80′, po raz pierwszy pojechałem do Afryki Południowej, w dalszym ciągu obowiązywał tam apartheid; funkcjonowały obszary wydzielone dla czarnych i dla białych. W mojej gazecie nie mieliśmy problemu z apartheid’em – po to by uprawiać propagandę otrzymywaliśmy wycieczki opłacone w całości przez reżim apartheid’u.

Zostałem zaproszony przez południowoafrykański sektor wydobycia złota, górnictwo węglowe oraz izbę turystyczną. W związku z pierwszym zaproszeniem znalazłem się w Namibii: do hotelu w miejscowości Windhoek przyjechałem bardzo zmęczony, w łóżku mojego pokoju hotelowego zobaczyłem czarną kobietę. Natychmiast wyszedłem z pokoju, poszedłem do recepcji i powiedziałem „przepraszam, ale pokój jest już zajęty” [śmiech publiczności]

Bez problemu dostałem klucze do innego pokoju.

Następnego dnia, podczas śniadania (była to podróż, w której uczestniczyli także inni dziennikarze), moi koledzy zapytali mnie: „A jaka była twoja?” Dopiero wtedy zrozumiałem, co się wydarzyło. Do owej chwili wierzyłem, że był to zbieg okoliczności.

Przytaczając tę historię, chcę opisać jakich metod się używa; prawdopodobnie po to, by filmować dziennikarzy w tego rodzaju sytuacjach, by kupić ich, by uzależnić ich. Krótko mówiąc, by pozyskać ich dla własnej sprawy przy użyciu najbardziej brutalnych metod, by «ustawić ich do pionu».

Nie dzieje się tak ze wszystkimi dziennikarzami. Byłaby to teoria spiskowa, gdybym powiedział, że za każdym dziennikarzem stoi ktoś pociągający za sznurki.

Nie, ponieważ nie każdy dziennikarz ma wpływ na masy. Kiedy piszesz artykuły o folklorze lub polityce rolnej, dlaczego ktokolwiek z wyższych szczebli miałby być zainteresowany kontrolowaniem tego, co publikujesz? O ile mi wiadomo, tak się nie dzieje.

Ale jeśli pracujesz w jednym z dużych mediów i jeśli chcesz zrobić karierę w tym sektorze, jeśli chcesz podróżować z politykami, z głowami państw, z dyrektorami zarządzającymi (którzy również podróżują tymi samolotami) – ma to miejsce. A zatem, jesteś regularnie kupowany i regularnie obserwowany.

Powiedziałem wcześniej, że jako student miałem kontakt ze służbami wywiadowczymi. Wyjaśnię to szybko, ponieważ jest to bardzo istotne dla mojej relacji.

Studiowałem prawo, nauki polityczne i islamistykę, między innymi we Fryburgu. Na początku studiów, tuż przed końcem semestru, podszedł do mnie jeden z profesorów. Profesorowie w owym czasie byli jeszcze autorytetami.

Podszedł do mnie z broszurą i zapytał mnie: „Panie Ulfkotte, jakie ma pan plany na nadchodzące wakacje?

Z pewnością nie mogłem mu powiedzieć, że planowałem popracować trochę na budowie, by następnie wziąć plecak i po raz pierwszy w życiu zobaczyć włoskie morze, „la dolce vita”, by poflirtować z dziewczynami leżąc na plaży i robić to, co robią młodzi.

Zastanawiałem się, jak mu to powiedzieć. Profesor powiedział: „Mam coś dla pana … seminarium, «Wprowadzenie do Studiów nad Konfliktami», dwa tygodnie w Bonn … Jestem pewien, że będzie pan chciał wziąć w nim udział!”

Głowiłem się nad tym, w jaki sposób powinienem wyjaśnić temu starszemu dżentelmenowi, że pragnąłem flirtować z dziewczynami na plaży. Następnie profesor dodał: „Otrzyma pan 20 marek dziennie jako zwrot kosztów, zapłaconą podróż pociągiem, 150 marek na książki … oczywiście jedzenie i zakwaterowanie”. Nie przestawał wyliczać tego, co miałem dostać.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że [w życiu] wszystko będę musiał zdobyć sam, ciężko pracując. Pomyślałem: „W końcu zawsze pragnąłeś uczestniczyć w seminarium zatytułowanym «Wprowadzenie do Studiów nad Konfliktami!”.

Więc z Fryburga pojechałem do Bonn, gdzie spotkałem innych studentów, czujących ową potrzebę uczestniczenia w seminarium. Były też dziewczyny, z którymi można było flirtować – było nas około dwudziestu osób. Cała sprawa była bardzo dziwna, ponieważ siedzieliśmy w pokoju podobnym do tego, w którym znajdujemy się obecnie; były biurka, pulpit i znajdowało się tam kilku starszych wiekiem mężczyzn oraz kobieta, którzy ciągle pisali. Pytano nas o pewne kwestie, co myślimy o NRD, musieliśmy brać udział w grach fabularnych.

Cała sprawa była trochę dziwna, ale dobrze zapłacona. Nie zgłębialiśmy sprawy dokładniej. Rzeczą bardzo dziwną było to, że w owym domu, pod adresem Ubierstraße 88 w Bonn, nie pozwalano nam wchodzić na drugie piętro. Na schodach umieszczony był łańcuch – drugie piętro stanowiło tabù.

Pozwalano nam zejść do piwnicy, gdzie bezustannie dostarczano nowych książek, które mogliśmy swobodnie zabierać. Ebay wtedy nie istniał, ale książki mogliśmy sprzedawać jako używane. Tak czy owak, była to dziwna sprawa, jednakże pod koniec dwóch tygodni pozwolono nam wejść na drugie piętro i zostaliśmy zaproszeni do kontynuowania kursu «Badania nad Konfliktami».

Po czterech takich seminariach, tj. po dwóch latach, ktoś zapytał mnie: „Prawdopodobnie zadałeś sobie pytanie, czym my się tutaj zajmujemy?”.

Osoba ta wyjaśniła mi, że w seminarium uczestniczył komitet rekrutacyjny służb wywiadowczych. Ale ja nie miałem pojęcia o tym, że ​​seminarium o nazwie «Wstęp do Badań nad Konfliktami» zostało zorganizowane przez niemieckie siły obronne i prowadzone przez niemiecki wywiad zagraniczny BND, po to, by przyjrzeć się z bliska potencjalnym kandydatom (na agentów) wśród studentów, nie angażując ich. Zapytali mnie tylko, czy po czterech takich seminariach będą mogli skontaktować się ze mną, podczas mojej pracy zawodowej.

Dali mi bardzo dużo pieniędzy. Moja matka zawsze uczyła mnie uprzejmości. Odpowiedziałem więc „bardzo proszę” i później zgłosili się u mnie. Pracowałem wówczas dla Frankfurter Allgemeine Zeitung – tj.od roku 1986, zaraz po ukończeniu studiów.

Tak więc służby wywiadowcze dotarły do ​​mnie dość szybko. Dlaczego opowiadam wam o tym?

Moja gazeta wiedziała o tym natychmiast. Jest to również napisane w moich referencjach, więc mogę powiedzieć to głośno i wyraźnie. Miałem bardzo bliski kontakt ze służbą wywiadowczą BND.

Dwie osoby z BND regularnie przychodziły do ​​gazety, do pokoju odwiedzin. Zdarzały się sytuacje, w których nie tylko otrzymywaliśmy instrukcje, ale także artykuły napisane przez BND, w dużym stopniu gotowe do publikacji, które były publikowane w gazecie – podpisane moim nazwiskiem.

Podkreślam niektóre rzeczy, aby je wyjaśnić. Gdybym ograniczył się do stwierdzenia: „Istnieją mass media uzależnione od BND”, moglibyście słusznie zaoponować, że „są to teorie spiskowe, czy możesz to udowodnić?”

Mogę to udowodnić. Mogę powiedzieć, że ten i inny artykuł z moim podpisem zostały napisane przez służby wywiadowcze, ponieważ nie mógłbym wiedzieć tego, co zostało tam opisane. Nigdy nie mógłbym wiedzieć, co znajdowało się w jakiejś libijskiej grocie, co było tam ukryte potajemnie lub co tam wybudowano. To były wszystkie wiadomości, które chciało opublikować BND. I nie dotyczy tylko wyłącznie dziennika FAZ.

Tak działo się również w innych mediach. Już o tym mówiłem. Gdybyśmy byli w państwie praworządnym, dziś pracowałaby nad tym komisja śledcza. Ponieważ partie polityczne zbuntowałyby się, niezależnie od tego, czy są lewicowe, centrum czy prawicowe i stwierdziłyby: „O czym opowiada facet Ulfkotte i dodaje ponadto, że jest w stanie tego dowieść? Trzeba przeprowadzić dochodzenie. Czy wydarzyło się to również w innych gazetach? Czy proceder ten odbywa się nadal?”

Mogę wam odpowiedzieć: Tak, wciąż odbywa się to samo. Znam kolegów, którzy nadal mają te bliskie kontakty [ze służbami wywiadowczymi]. Prawdopodobnie można to całkiem dobrze udokumentować, do kilku lat wstecz. Byłoby wspaniale, gdyby taka komisja śledcza istniała.

Oczywiście tak się nie stanie, ponieważ nie jest to w niczyim interesie. Ponieważ społeczeństwo zdałoby sobie sprawę wówczas, jak ściśle zintegrowane ze sobą są w tym kraju polityka, media i tajne służby.

Często widać to w sprawozdawczości, niezależnie od tego, czy są to gazety lokalne, czy gazety regionalne, czy kanały telewizyjne, tabloidy krajowe, czy tak zwane poważne gazety. Porównajcie je ze sobą, a przekonacie się, że ponad 90% mówi prawie że to samo.

Wiele tematów i informacji albo w ogóle nie jest relacjonowanych, albo jeżeli są, przedstawia się je bardzo jednostronnie. Można to wyjaśnić tylko wtedy, gdy zna się struktury funkcjonujące w tle, tj. wie do jakiego stopnia media są osaczone i kupione oraz «wciągnięte na pokład» przez politykę i służby wywiadowcze – gdzie polityka i służby wywiadowcze tworzą całość.

Przy Urzędzie Kanclerza funkcjonuje koordynator wywiadu. Mogę powiedzieć, że za czasów byłego koordynatora Bernda Schmidbauera (kiedy kanclerzem był Kohl), wchodziłem i wychodziłem z Kancelarii i że otrzymywałem stosy tajnych i poufnych dokumentów, których nie powinienem był dostawać. Było ich tak wiele, że mieliśmy specjalne szafy archiwalne na nie. Nie tylko otrzymałem te dokumenty, ale Schmidbauer powinien był znaleźć się w więzieniu, gdybyśmy żyli w państwie praworządnym. Albo powinna była funkcjonować komisja parlamentarna lub śledcza, ponieważ nie wolno mu było tego robić…

Na przykład, jeśli nie mogłem zabrać ze sobą dokumentów, ponieważ sprawa była zbyt gorąca, funkcjonowała inna sztuczka. Zamykali mnie w pokoju. W owym pokoju znajdowały się dokumenty, które mogłem przeglądać. Mogłem nagrywać wszystko na taśmie, fotografować je lub kopiować. Gdy skończyłem, zawiadamiałem o tym przy pomocy domofonu i otwierali drzwi. Były tysiące tego rodzaju sztuczek. Anonimowe dokumenty, których potrzebowaliśmy z kolegami, umieszczano także w skrzynce na listy.

Są to oczywiście rzeczy nielegalne. Ale, otrzymujesz te dokumenty jedynie wtedy gdy podporządkujesz się polityce.

Gdybym napisał, że kanclerz Helmut Kohl jest głupcem, idiotą lub opisał to, co robił Schmidbauer, oczywiście nie dostałbym niczego więcej. Oznacza to, że jeśli czytamy dziś w gazetach, że „wkrótce pojawi się sensacyjna wiadomość: opublikujemy ważną historię, opartą na materiałach pochodzących od tajnych służb”, nie oznacza to, że media te wykopały tunel pod siedzibą służb bezpieczeństwa i w jakiś tam sposób przywłaszczyły sobie coś tajnego. Przeciwnie, znaczy to, że tak dobrze współpracują ze służbami wywiadowczymi, z kontrwywiadem wojskowym, wywiadem zagranicznym, wywiadem policyjnym, itp. że jeżeli uzyskali dokumenty wewnętrzne, to dlatego, że dostali je w nagrodę za dobrze wykonaną przysługę.

Jak widzicie, w ten to sposób, na końcu zostaje się kupionym. Jest się kupionym do takiego stopnia, że w pewnym momencie wyjście z owego systemu nie jest już więcej możliwe.

Opowiadam więc, jak zaopatrują was w prostytutki, jak korumpują was samochodami i pieniędzmi; próbowałem sporządzić listę wszystkiego, co otrzymałem w prezencie, wszystkiego tego, czym nmnie przekupiono. Zrezygnowałem kilka lat temu, ponad dziesięć lat temu.

Z pewnością nie polepsza to sytuacji, ale dziś żałuję wszystkiego. Wiem jednakże, iż tak to działa w przypadku wielu dziennikarzy.

Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby dziennikarze wstali i powiedzieli, że nie będą już więcej uczestniczyć w tego rodzaju praktykach, że uważają, iż są one niewłaściwe.

Jednakże nie wydaje mi się to prawdopodobne, ponieważ sytuacja korporacji medialnych nie jest dobra. Gdzie dziennikarz mógłby znaleźć pracę następnego dnia? To nie jest tak, że dziesiątki tysięcy pracodawców czekają na ciebie z otwartymi ramionami. Jest odwrotnie. Dziesiątki tysięcy dziennikarzy szukają pracy lub zlecenia.

Chodzi mi o to, że z czystej desperacji człowiek jest szczęśliwy, że został kupiony. Znam niektórych dziennikarzy, nawet szanowanych, którzy chcieliby porzucić ten system.

Ale wyobraźcie sobie, że pracując w jednym z kanałów państwowych, wstajecie i wyliczacie wszystko, co otrzymaliście. Jak zareagowali by na to twoi koledzy? Byliby przekonani, że posiadacie ukryty cel polityczny, itp. 

30 września [2015], kilka dni temu, kanclerz Merkel zaprosiła do siebie, do Kancelarii, wszystkich dyrektorów kanałów państwowych. Mogę śmiało stwierdzić, że mówiła im o tym, w jaki sposób należy przedstawiać politykę Kancelarii.

Kto z was [na widowni] słyszał o tym wydarzeniu? 3…4…5 osób? A zatem – znikoma mniejszość. Ale taka jest rzeczywistość. Merkel już 6 lat temu, tj. na początku kryzysu finansowego, zaczęła zapraszać szefów redakcji … zaprosiła redaktorów dużych spółek medialnych z wyraźnym życzeniem, aby media upiększały rzeczywistość z politycznego punktu widzenia. Mogą to być jedynie stwierdzenia – można mi wierzyć lub nie.

Znalazło się jednakże kilku dziennikarzy, którzy mówili o tym. Dlatego powtarzam: Merkel kilkakrotnie zaprosiła redaktorów naczelnych i powiedziała im, że nie chce, aby społeczeństwo było informowane otwarcie i szczerze o problemach kraju.

Na przykład tło kryzysu finansowego. Gdyby obywatele wiedzieli, jak mają się sprawy, pobiegliby byli do banku i wycofali stamtąd swe pieniądze. Tak więc pigułka musi być pozłocona: wszystko jest pod kontrolą, twoje oszczędności są bezpieczne, uśmiechajcie się i trzymajcie się za ręce, wszystko dobrze się skończy.

W taki oto sposób powinno się to przedstawiać. Panie i panowie, to co właśnie powiedziałem, można udowodnić. To są fakty a nie teoria spiskowa.

Opowiedziałem to w sposób nieco humorystyczny, ale kiedy obserwuję jak mają się sprawy w tym kraju, pytam czy jest to demokracja opisana w Konstytucji? Wolność słowa? Wolność prasy?

Państwo, w którym ktoś niezgadzający się z dominującą poprawnością polityczną – jeśli nie chce mieć kłopotów – musi odczuwać strach. Czy jest to republika, o którą walczyli nasi rodzice i dziadkowie, ta, którą budowali?

Twierdzę, że jako obywatele, w coraz to większym stopniu jesteśmy tchórzami, którzy podporządkowują się i którzy nie otwierają ust.

Wielość i różnorodność opinii jest rzeczą wspaniałą. Ale nagle blokują to: dziś robią to całkiem otwarcie.

Na podstawie moich doświadczeń z dziennikarstwem mogę stwierdzić ogólnie, że z wyżej wymienionych powodów zaniechałem z korzystania z wszystkich mediów płatnych. Powstaje więc pytanie: którym mediom płatnym można ufać?

Oczywiście są takie, które popieram. Dodam, że mają zdecydowanie polityczny charakter. Ale wszystkie są małe. I długo pozostaną małymi. Porzuciłem jednakże wszystkie duże media, które prenumerowałem, tj. Der Spiegel, Frankfurter Allgemeine, itp. Chciałbym uniknąć płacenia abonamentu telewizyjnego bez ryzyka aresztowania, ponieważ kar pieniężnych nie płaciłbym. Może jest na widowni ktoś, kto jest w stanie wyjaśnić mi, jak to zrobić bez narażania się na pojawienie się tych problemów?

W każdym bądź razie, nie chcę wspierać finansowo tego rodzaju dziennikarstwa. Mogę jedynie poradzić wam, byście informowali się z alternatywnych, niezależnych mediów oraz z różnych funkcjonujących dziś forów.

Nie reklamuję żadnego z nich. Niektórzy z was zapewne wiedzą, że piszę dla wydawnictwa Kopp. Ale istnieje tyle różnych portali. Każda osoba jest inna ze względu na posiadane przez nią poglądy polityczne, kulturowe, itp. Jedyną rzeczą, która nas łączy, bez względu na to, czy jesteśmy białymi lub czarnymi, wierzącymi lub ateistami, prawicowymi lub lewicowymi, czy też czymkolwiek innym, jest fakt, że wszyscy chcemy poznać prawdę. Chcemy wiedzieć, co naprawdę dzieje się na świecie –  w szczególności jak chodzi o najgorętsze kwestie polityczne: osoby ubiegające się o azyl, uchodźcy, kryzys finansowy, niefunkcjonujące infrastruktury itp. Ludzie nie wiedzą, jaki będzie rozwój tych kwestii.

Właśnie w tymże kontekście staje się jeszcze ważniejsze to, aby ludzie znali prawdę. I co jest dla mnie niespodzianką, tak w mass mediach jak i polityce – funkcjonują wytyczne.

Aby ich uspokoić – obywatelom coraz to częściej rzuca się piaskiem w oczy. Jaki ma to sens? Można posiadać uzasadnioną, całkowicie różną opinię na temat uchodźców.

Ale fakty są ważne dla was jako obywateli – dla decydowania o przyszłości. Ilu uchodźców pojawi się? Jak wpłynie to na moją zamożność? Albo czy w ogóle wpłynie to na moją zamożność? Czy emerytury zmaleją, itd. O tym można rozmawiać z ludźmi całkiem otwarcie. Ale stwierdzenie, że powinniśmy otworzyć wszystkie granice i że nie będzie to miało jakichkolwiek konsekwencji negatywnych, jest rzeczą bardzo dziwną. To, co teraz mówię, nie jest reklamą moich książek. Wiem, że jest ich trochę na stole przy wejściu.

Nie mówię tego, aby skłonić was do kupowania książek. Mówię to z innego powodu, który wkrótce stanie się oczywisty. Zacząłem pisać książki na określone tematy 18 lat temu. Sprzedałem miliony egzemplarzy. Nie chodzi już więcej o kupowanie moich książek. Ważne jest usłyszenie ich tytułów – wtedy ujrzycie pewną myśl przewodnią, która rozwinęła się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Można posiadać różne opinie na jej temat, ale zawsze starałem się opisać (stan rzeczy) w oparciu o moje subiektywne doświadczenie, ukształtowane podczas wieloletniego pobytu na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

Przepływy migracyjne z populacji pochodzących z podobnych obszarów kulturowych: obszar kulturowy można porównać z silnikiem – jeśli olej napędowy wlejesz do silnika diesel, wtedy wszyscy wiedzą, co się stanie: silnik jest fantastyczny, diesel jest świetny, ale jeśli oleju jest za dużo, silnik zaczyna prychać i zatrzymuje się.  

Próbowałem uświadomić wam te sprawy, przy pomocy drastycznych i mniej drastycznych określeń. Czego możemy się spodziewać – nadchodzącego coraz to szybciej? Tytuły książek to: «SOS dla Zachodu», «Uwaga: wojna domowa», «Nie ma czarnego, czerwonego i żótego» [kolory flagi niemieckiej], «Święta Wojna w Europie», «Mekka Niemcy».

Chcę tylko powiedzieć, że kiedy dziś, politycy i media twierdzą, że nikt nie mógł tego przewidzieć, że była to całkowita niespodzianka – panie i panowie, to wcale nie jest niespodzianka. W sprawie fal migracyjnych, od lat napływają ostrzeżenia od organizacji międzynarodowych, od polityków, ekspertów –  dokładnie na temat tego, co wydarzyło się i to jest przewidywalne, jeśli patrzymy na mapę Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu …

Jeśli Zachód nadal będzie destabilizował takie kraje jak Libia, Tunezja, Egipt, Syria – kraj po kraju – Irak (kiedy obaliliśmy Saddama Husseina), Afganistan… Jako Europejczycy i Niemcy wydajemy dziesiątki miliardów na wojnę w górach Hindu-Kuszu [w Afganistanie], w której rzekomo bronimy pokoju i wolności. To tutaj, przed drzwiami naszych domów, będziemy mieli wkrótce Hindu Kush.

Nie ustabilizowaliśmy Afganistanu. Dziesiątki niemieckich żołnierzy straciło życie na darmo. Dziś mamy tam bardziej niestabilną sytuację niż kiedykolwiek wcześniej.

Możecie posiadać wasze własne opinie. Mówię tylko, że owe fale uchodźców nie spadają z nieba. Jest rzeczą przewidywalną, że jeśli bombarduję i destabilizuję jakiś kraj (to zawsze ma miejsce w historii) – nie ma znaczenia, że jest to Bliski Wschód lub Afryka Północna – ludzie migrują. Widziałem wystarczająco dużo wojen w Afryce. Zawsze powodowały fale uchodźców.

Ale my wszyscy nie chcieliśmy tego widzieć. Nie byliśmy przygotowani. Obecnie reaguje się w przypływie paniki, a rzeczą najbardziej niepokojącą jest to, że media i politycy, rzekomo z głębokim wewnętrznym przekonaniem, stwierdzają: „To była kompletna niespodzianka!”

Czy oni są pijani? Co oni palą? Jakie tabletki biorą, że zachowują się w ten sposób?

***

Odpowiadając na pytania obecnych na spotkaniu, Ulfkotte mówi, że hub’y internetowe znajdujące się na obszarze Niemiec nie są kontrolowane przez Niemców, ale przez USA. Opowiada również, iż w podczas swej wizyty z Budapeszcie, gdzie odbywały się targi książki, skontaktował się z nim pracownik ochrony (rządu węgierskiego), który opowiedział mu o tym, że rząd Orbana został zmuszony do udzielenia pozwolenia na tranzyt członków ISIS-u przez terytorium Węgier w kierunku Austrii i Niemiec, przy czym zakazano Węgrom przeprowadzania jakichkolwiek rewizji czy szukania broni.

Ulkotte zreferował również na temat spotkań dziennikarzy – najemników, tak niemieckich jak i włoskich z agentami CIA, odbywających się w w Villa La Collina (Griante) – rezydencji kanclerza Adenauera – oraz z członkami Fundacji Rockefellera w Villa Serbelloni (Bellagio) – nad jeziorem Como.

https://www.kas.de/it/web/villalacollina

https://it.wikipedia.org/wiki/Villa_Serbelloni

https://www.rockefellerfoundation.org/our-work/bellagio-center/

https://ladagadinchiostro.com/2015/03/03/limpero-atlantico-della-menzogna-la-parola-al-pentito-ulfkotte/

***

O reakcji dziennikarzy niemieckich na wiadomość o śmierci Udo Ulfkotte pod linkiem: Udo Ulfkotte nie żyje: Wznieśmy toast!

http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=26309&Itemid=47

***

VIDEO: Konferencja z Udo Ulfkotte (49 minut z napisami po angielsku)

(rok 2015) (Tłumaczenie pierwszych 50 minut zamieszczone powyżej)

VIDEO: Ulfkotte: «European media writing pro-US stories under CIA pressure» (18 październik 2014)

VIDEO: Ulfkotte: Exklusiv: RT Interview mit Udo Ulfkotte über gekaufte Journalisten (6 listopad 2014)

VIDEO: Ploetzlicher Tod: Woran starb Udo Ulfkotte? (Gerhard Wisnewski)

***

«Gekaufte Journalisten»

http://www.agmiw.org/wp-content/uploads/2017/01/GekaufteJournalisten-UdoUlfkotte.pdf

«Bought Journalists : Journalists for Hire: How the CIA Buys the News»

(UNAUTHORIZED MACHINE TRANSLATION)

http://m0ckingbird.com/wp-content/uploads/2018/06/Bought-Journalists-Udo-Ulfkotte-Journalists-for-Hire-Gekaufte-Journalisten-BOOTLEG-TRANSLATION.pdf

***

https://en.wikipedia.org/wiki/Udo_Ulfkotte

https://de.wikipedia.org/wiki/Udo_Ulfkotte szczęśliwy – Żyje się tu bardzo przyjemnie»

Zmieniony ( 29.05.2021. )