Błędne współrzędne pasa | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
11.03.2011. | |
Błędne współrzędne pasa podczas zbliżania do lotniska urządzenia pokładowe wskazywały współrzędne pasa startu i lądowań w zupełnie innym miejscu, niż znajdował się on w rzeczywistości. Anna Ambroziak http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110311&typ=po&id=po06.txt [pomijam część nieistotną dla sprawy.. md] Z relacji przedstawionej wczoraj przez Adama Kwiatkowskiego wynika, iż pięcioosobowa grupa, która z ramienia Kancelarii Prezydenta przygotowywała wizytę 10 kwietnia (w jej skład wchodziła m.in. Katarzyna Doraczyńska), była gorzej traktowana przez stronę rosyjską niż ta przygotowująca wizytę premiera Donalda Tuska wyznaczoną na 7 kwietnia. Chodziło m.in. o różnice w zakwaterowaniu podczas pobytu w Moskwie w marcu ubiegłego roku. Jak wynika z relacji Kwiatkowskiego, grupa z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas swego pobytu w Moskwie była wyłączona z udziału w większości spotkań z przedstawicielami strony rosyjskiej. Nie mogła też przeprowadzić rekonesansu na lotnisku Siewiernyj. Według jego relacji, załoga Jaka-40, który wylądował na Siewiernym przed Tu-154, podnosiła w rozmowie z nim, że podczas zbliżania do lotniska urządzenia pokładowe wskazywały współrzędne pasa startu i lądowań w zupełnie innym miejscu, niż znajdował się on w rzeczywistości. Co więcej, pilot skorygował te błędy dopiero po wyjściu z chmur i dlatego bezpiecznie wylądował na lotnisku. - Rozmawialiśmy też o tym, dlaczego tak się stało, że samolot rozbił się zupełnie z boku od pasa. Oni (załoga jaka) twierdzili wtedy, że prawdopodobnie było to spowodowane uderzeniem w drzewo, co zmieniło tor jego lotu. Zasugerowałem, że byłoby to zbyt duże przesunięcie, żeby samo uderzenie maszyny je powodowało. Po dwóch godzinach, kiedy panowała już piękna pogoda i wystartowaliśmy jakiem ze smoleńskiego lotniska do kraju, podszedł do mnie jeden z pilotów i stwierdził, że miałem rację i że niemożliwie, by samolot tak zboczył z kursu po uderzeniu w drzewo - mówił wczoraj Kwiatkowski. Z jego relacji wynika, że kpt. Artur Wosztyl, dowódca jaka, stwierdził wówczas, że jest nierealne, by tupolew podchodził do lądowania czterokrotnie. Jeśli lotnisko nie jest zamknięte, samolot ma prawo wykonać tylko dwa podejścia. Nie ma też nic dziwnego w tym, że pilot schodzi do wysokości decyzji (tak zrobił mjr Arkadiusz Protasiuk), by podjąć decyzję o ewentualnym lądowaniu lub odejściu. Jak zaznaczył rozmowie z "Naszym Dziennikiem" pilot kpt. Michał Wiland (7 tys. godzin nalotu, w tym 4,5 tys. na Tu-134) urządzenia pokładowe mogą rzeczywiście nieprecyzyjnie określić miejsce pasa, ale wtedy jest to najczęściej efekt rozstrojenia bliższej lub dalszej prowadzącej radiolatarni. Urządzenia pokładowe odczytują wtedy inny kąt ścieżki schodzenia oraz inny kurs podejścia. W efekcie następuje odchylenie samolotu. Innym sposobem na dezinformowanie w tym względzie załogi może być też umieszczenie w dalszej odległości od lotniska urządzeń, które naprowadzałaby samolot na "fałszywy" pas. |