Lekarze, szpitale i przemysł farmac. są trzecią najważn. przyczyną zgonów
Wpisał: Dr Vernon Coleman   
20.06.2021.

Co robić, żeby lekarz cię nie zabił – dr Vernon Coleman

====================

Lekarze, szpitale i przemysł farmaceutyczny są jedną z trzech

najważniejszych przyczyn zgonów, zaraz po

nowotworach i chorobach układu krążenia, takich jak udar

mózgu czy atak serca.

Rady Dave’a Sacketta, ojca medycyny opartej na dowodach:

• Najpotężniejszym narzędziem terapeutycznym, jakie kiedykolwiek będziesz miał, jest twoja osobowość.
• Połowa tego, czego nauczysz się w szkole medycznej, okaże się całkowicie błędna, albo przestarzała w ciągu pięciu lat od ukończenia szkoły; problem polega na tym, że nikt nie może ci powiedzieć, która to będzie połowa – więc najważniejszą rzeczą, której trzeba się nauczyć, to to jak samodzielnie się uczyć.
      Źródło: Thoughts for new medical students at a new medical school, BMJ. 2003 Dec 20; 327(7429): 1430–1433.

=====================

Dr Vernon Coleman

     Jeszcze w latach 80. i 90. XX w. przeprowadziłem badania, które doprowadziły do stwierdzenia, że lekarze, szpitale i przemysł farmaceutyczny są jedną z trzech najważniejszych przyczyn wszystkich zgonów, zaraz po nowotworach i chorobach układu krążenia, takich jak udar mózgu czy atak serca.

Udało mi się dowieść, że osoba, której najbliżej do zabicia ciebie to nie ktoś ze twoich znajomych, złodziej, rabuś czy pijany kierowca, lecz twój lekarz.

Wtedy moje badania i niepokojące ich konkluzje traktowane były jako herezja i atakowano mnie ze wszystkich stron za to, że śmiałem ujawnić prawdę. Ani establishment lekarski, ani przemysł farmaceutyczny raczej nie palił się, by ludzie uświadomili sobie, jak duża jest skala tego negatywnego zjawiska.

Byłem tak zaszokowany moim odkryciem, że w latach 90. napisałem książkę pt. „How to stop your doctor killing you” (pol. Co robić, żeby lekarz cię nie zabił lub Jak powstrzymać lekarza przed uśmierceniem ciebie).

=============================================

Co robić, żeby lekarz cię nie zabił

Od tego czasu nic nie uległo poprawie. Obecnie nie jest tajemnicą, że lekarze są jedną z 3 głównych przyczyn zgonów. Rady, które ponad ćwierć wieku temu przedstawiłem w swoje książce są wciąż jak najbardziej aktualne. Źródło problemu, dlaczego lekarze są tak niebezpieczni, również nie uległo zmianie.

Największym problemem jak się zdaje jest to, że lekarze jako grupa zawodowa są raczej nieskłonni do zaakceptowania nowych idei i nazbyt ochoczy w przyjmowaniu tego, co mówi im przemysł farmaceutyczny i cierpią na godny potępienia brak wyobraźni.

Przez ostatnie 30 lat opublikowałem mnóstwo tekstów przestrzegających przed wieloma produktami farmaceutycznymi oraz przed przemysłem farmaceutycznym jako takim. Establishment medyczny od zawsze drwił, wyszydzał i z całych sił starał się tłamsić moje ostrzeżenia czyniąc wszystko, by i inni je zignorowali. Na początku rzecznicy tego środowiska otwarcie śmiali się z moich ostrzeżeń, a współcześnie establishment ten poszedł krok dalej i otwarcie mnie atakuje, zapewne w nadziei, że jeśli dostatecznie dużo kłamstw wygłoszą, to prawda zostanie pogrzebana pod ich nawałnicą.

Tak na marginesie, lista niektórych wystosowanych przeze mnie ostrzeżeń przez ostatnich kilka dekad dostępna jest na stronie internetowej http://www.vernoncoleman.com oraz w mojej książce pt. „How to stop your doctor killing you”.

Podam jeden przykład. Kiedy 30 lat napisałem tekst odnośnie kluczowego znaczenia układu odpornościowego w walce z rakiem stałem się celem bezlitosnego ataku, ze strony przemysłu nowotworowego. Dzisiaj oczywiście przyznaje się mi rację. Zastanawiam się, ile osób zmarło z powodu tego, że establishment medyczny wolał bronić konglomeraty przemysłowe raczej niż dbać od interes pacjentów.

Współcześnie lekarze może i stosują techniki naukowe, jednakże sposób, w jaki traktują swoich pacjentów czyni ich raczej szarlatanami i znachorami, przywiązanymi do nie popartych dowodami idei, choć zyskownych, opornymi wobec nowych technik i technologii, które ich zdaniem mogą okazać się nieskuteczne.

Co ciekawe, wiele z tradycyjnych procedur medycznych nie zostało nigdy poprawnie przetestowanych. Fakt, że lekarz stosuje w ramach swoje praktyki instrumenty naukowe nie czyni go od razu naukowcem, podobnie jak maszynistka korzystająca z edytora tekstu nie staje się nagle informatykiem. Technologia dostępna lekarzowi może i jest wspaniała, ale problem polega na tym, że aplikacja tejże technologii jest prymitywna, nieprzetestowana i dalece nienaukowa. Uprzedzenia i zabobon są na porządku dziennym.

Nie stanowi problemu znalezienie przykładu ilustrującego nieefektywność współczesnej nauki medycznej. Jeśli lekarze rzeczywiście stosowaliby prawdziwie naukowe metody w leczeniu swoich pacjentów, z radością stosowaliby metody leczenia oferujące pacjentom największe szanse powrotu do zdrowia oraz stosowaliby naukowe metody w celu porównania skuteczności ortodoksyjnych metod, takich jak chirurgia, medykamenty, leki czy radioterapia ze skutecznością metod nieortodoksyjnych, takich jak dieta, ale lekarze tego nie robią.

Kiedy pacjenci chorzy na raka zdrowieją w trakcie czy po otrzymaniu ortodoksyjnej metody terapii, lekarze uparcie utrzymują, że wyzdrowieli DZIĘKI terapii, którą otrzymali. Lekarze, co nie jest niespodzianką, szybciutko przypisują sobie zasługi gdzie tylko mogą i jednocześnie wykazują daleko idący sceptycyzm, gdy pacjenci zdrowieją po zastosowaniu alternatywnych czy nieortodoksyjnych metod leczenia.

Kiedy pacjenci zdrowieją po zastosowaniu alternatywnych czy nieortodoksyjnych metod leczenia, lekarze mówią, że pacjent wyzdrowiał POMIMO zastosowania takiej czy innej terapii.

Pacjenci, których stan się poprawił po otrzymaniu nieortodoksyjnej metody leczenia zostali według lekarzy źle zdiagnozowani lub też w niewyjaśniony czy spontaniczny sposób ich stan zdrowia wrócił do normy. Tak na marginesie, żaden pacjent w historii nie wyzdrowiał w niewyjaśniony czy spontaniczny sposób po zastosowaniu ortodoksyjnej metody leczenia. Pacjenci, którzy przeżywają 5 lat po otrzymaniu ortodoksyjnej metody leczenia są oficjalnie traktowani jako osoby ozdrowiałe, ale jeśli przeżywają 5 lat po zastosowaniu alternatywnej terapii to mówi się, że to po prostu remisja, która skończy się nawrotem choroby lub że pacjent został źle zdiagnozowany.

„Skuteczność chemioterapii w leczeniu nowotworów wynosi średnio 2%. Niestety, podawana przez onkologów wyleczalność na poziomie 50% jest czystą iluzją, gdyż dotyczy tak zwanej względnej wyleczalności. 5 letni okres przeżycia od rozpoczęcia kuracji u dorosłych wynosi 2.3% w Australii i 2.1% w USA.”

Źródło: The contribution of cytotoxic chemotherapy to 5-year survival in adult malignancies. >http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15630849

Choć ortodoksyjni lekarze otwarcie drwią sobie z alternatywnych terapii, które powołują się na pojedyncze przypadki wyleczonych pacjentów, czy to opisują izolowane przypadki choroby, to ci ortodoksyjni lekarze postępują dokładnie tak samo. Nie jest niczym niezwykłym, że czasopisma medyczne publikują artykuły czy listy przed publikacyjne bazujące na studium pojedynczego przypadku czy też dwóch pacjentów.

Otóż lekarze i chirurdzy opierają swoje protokoły leczenia na własnym doświadczeniu i własnych, kompletnie nie mających nic wspólnego z nauką poglądach odnośnie tego, co według niech jest najlepsze dla pacjenta. Dla przykładu, pomimo dostępnych jednoznacznych dowodów pokazujących skuteczność odpowiedniej diety, kontroli stresu i ćwiczeń fizycznych w leczeniu oraz profilaktyce chorób serca, większość lekarzy upiera się przy leczeniu swoich pacjentów czy to chirurgicznie, czy też za pomocą farmaceutyków.

Pomimo dostępności wielu znacznie rozsądniejszych opcji, większość lekarzy stoi mocno na stanowisku, że jedyną drogą leczenia raka jest niszczenie go z zewnątrz, zamiast stosować metody ortodoksyjne w połączeniu z umożliwieniem organizmowi naturalnej regeneracji i ochrony.

Jeśli ortodoksyjna medycyna rzeczywiście byłaby oparta na nauce, wtedy pacjenci z tymi samymi objawami otrzymaliby to same leczenie, ale tak nie jest. Na rynku jest prawie tyle metod leczenia, ilu lekarzy i klinik. Jeśli pacjent ze zdiagnozowanym przypadkiem raka skonsultuje się z 3 lekarzami, to jestem gotów się założyć, że otrzyma 3 zupełnie różne porady. Życie pojedynczego pacjenta zdaje się niekiedy zawdzięczać więcej czystemu szczęściu, niż samej nauce.

Lekarze zwyczajne nie rozumieją dlaczego w przypadku dwójki pacjentów, którzy zostaną poddani tej samej terapii, jeden z nich umrze, a drugi przeżyje. Nigdy nie przyszło im do głowy, że być może w grę wchodzą jakieś inne czynniki, a zgon jednego z pacjentów i wyzdrowienie drugiego może w ogóle nie mieć nic wspólnego z zastosowaną metodą leczenia.

Naukowe i logiczne podejście do każdego rodzaju problemu polega na zaadresowaniu przyczyny, a nie objawów. Jeśli dajmy na to w twoim samochodzie przecieka wężyk od chłodnic, to znacznie rozsądniejszym podejściem jest wymiana tego wężyka, niż bezustanne uzupełniane wody w chłodnicy. Jeśli przecieka ci dach, to bardziej logicznym podejściem jest zatkać źródło przecieku zamiast stawiać wiadro pod miejsce przecieku.

Dobrzy lekarze stosują się do tej logiki, ale niestety mamy wielu kiepskich lekarzy, a kiedy kiepski lekarz ma do czynienia z pacjentem z niestrawnością, on czy ona po prostu przepisze lek zobojętniający wiedząc, że środek ten tymczasowo zredukuje objawy u pacjenta, po czym odeśle go do domu. I przeciwnie, gdy dobry lekarz ma do czynienia z pacjentem cierpiącym na niestrawność, będzie starał się ustalić przyczynę tej niestrawności. Lekarz taki przeanalizuje dietę i inne nawyki życiowe pacjenta w celu zidentyfikowania przyczyny. Jego celem będzie poradzenie sobie z przyczyną tej przypadłości, a nie jej objawami.

Jestem niezmiennie określany jako osoba kontrowersyjna, gdy zwracam uwagę na te fakty. W dzisiejszych czasach każdy, kto mówi prawdę musi liczyć się z tym, że zostanie okrzyknięty osobą głoszącą kontrowersyjne poglądy.

Liczby które pokazują, że lekarze stanowią poważne zagrożenia dla zdrowia są niepodważalne. W samych Stanach Zjednoczonych każdego roku setki tysięcy, a może nawet miliony pacjentów umiera z powodu przepisanych leków lub cierpi z powodu tak poważnych skutków ubocznych, że stają się kalekami do końca życia lub wymagają długotrwałej opieki medycznej.

„W niedawnych badaniach oszacowano, że w USA liczba zgonów z powodu błędów medycznych wynosi około 251.000 rocznie, co sprawia, że błędy medyczne to trzecia najczęstsza przyczyna śmierci. Występowanie błędów jest znacznie wyższe w Stanach Zjednoczonych niż w innych krajach rozwiniętych, takich jak Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Niemcy czy Zjednoczone Królestwo (U.K). W tym samym czasie odnotowano mniej niż 10 procent błędów medycznych. W tym badaniu opisano wyniki badania skuteczności wdrożenia systemu raportowania błędów medycznych o nazwie MEDMARX w 25 szpitalach w stanie Pensylwania.”
Źródło: Your Health Care May Kill You: Medical Errors
>https://www.ncbi.nlm.nih.gov/m/pubmed/28186008/

„Raport z 2006 roku Instytutu Medycyny [Institute of Medicine of the National Academies] mówi, że błędy w stosowaniu medykamentów należą do najczęstszych błędów medycznych. Każdego roku szkodzą co najmniej 1,5 milionowi ludzi.
Dodatkowe koszty leczenia związane z leczeniem urazów powstałych tylko w szpitalach na wskutek podanych medykamentów ostrożnie licząc wynoszą co najmniej 3,5 miliarda dolarów rocznie. Szacunek ten nie uwzględnia utraconych zarobków, wydajności, ani dodatkowych kosztów opieki zdrowotnej.” Medication Errors Injure 1.5 Million People and Cost Billions of Dollars Annually >http://www8.nationalacademies.org/onpinews/newsitem.aspx?RecordID=11623

Przy czym należy pamiętać, że statystyki te nie uwzględniają zgonów czy poważnych uszczerbków na zdrowiu spowodowanych przez błędne diagnozy, błędy popełnione podczas zabiegów chirurgicznych, takie jak usunięcie nie tego organu czy kończyny, którą należało, czy problemów wynikające z nieczytelnie wypisanej recepty. Liczby te także nie uwzględniają błędów, które zostały ukryte.

Ileż to milionów pacjentów ucierpiało z powodu zastosowanego leczenia, po czym usłyszeli od swojego lekarza, że to wina pierwotnej choroby, która wywołuje te objawy. Ilu to milionów członków rodziny w żałobie usłyszało, że ich ukochana osoba zmarła z powodu otrzymanego leczenia?

Jeśli leki byłyby przepisywane w rozsądny sposób i tylko wtedy, gdy pozwoliłby ocalić pacjenta przed potencjalnie śmiertelną chorobą, to wtedy ryzyko związane z ich stosowaniem byłoby akceptowalne. Wszelkie dowody jednak wskazują, że lekarze nie rozumieją zagrożeń związanych z lekami, które przepisują, a które często przepisują w nieprawidłowy sposób i nazbyt często ponad konieczność.

Duża cześć zgonów związana z lekami to wynik przepisania leków, które niekoniecznie musiały zostać przepisane. Już od wielu dekad akceptuje się fakt, że prawie 40 proc. osób, którym przepisano leki na receptę, będą cierpieć z powodu poważnych lub nawet potencjalne śmiertelnych efektów ubocznych.

Powiedziałem „prawie”, ponieważ z szeregu różnych powodów większość lekarzy nigdy się nie przyzna, że ich pacjenci kiedykolwiek cierpieli z powodu efektów ubocznych. Ponieważ prawdziwe statystyki odnośnie szkodliwości leków są ukrywane, większość pacjentów zakłada, że leki są bezpieczne, że mają przewidywalne i skuteczne działanie i spełniają stosowne standardy jakości i bezpieczeństwa. Żadne z tych założeń nie jest poprawne i żaden z tysięcy różnych dostępnych leków nie spełnia wspomnianych kryteriów.

Pacjenci przyjmujący leki narażają się na ryzyko, często też są częścią wielkiego eksperymentu biorąc jakiś lek, w wyniku czego ich stan może się okazać gorszy, niż gdyby tego leku nie przyjmowali. By dolać oliwy do ognia, nikt tak naprawdę nie wie, jak wysokie jest to ryzyko dla konkretnego leku. Lekarze, przemysł farmaceutyczny i organy regulacyjne akceptują fakt, że ryzyka związane ze stosowaniem leków będą znane dopiero wtedy, gdy dany lek zostanie podawany dużej liczbie pacjentów przez wystarczająco długi okres czasu.

„Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w 2013 r. w Polsce działania niepożądane leków zgłosiło jedynie 0,1 proc. mieszkańców…”
Źródło: Rynek Zdrowia, Zaskakująco mało zgłoszeń o niepożądanych działaniach leków, 04.12.2015

Co zaskakujące, pomimo zagrożenia związanego ze stosowanie leków nadzór nad nimi jest słabszy na etapie badań, produkcji, promocji, sprzedaży i logistyki, niż jakakolwiek inna substancja znana człowiekowi, może z wyjątkiem żywności. Jednym z głównych powodów katastrofalnie wysokiej liczby problemów związanych z lekami jest fakt, że w fazie wczesnych testów klinicznych, które przeprowadza się przed dopuszczeniem leku na rynek, by lekarze mogli je przepisywać pacjentom, rzadko kiedy badania prowadzone są na próbie przekraczającej kilka tysięcy osób.

Czy na pewno szczepionki to najlepiej przebadane produkty firm farmaceutycznych? Sprawdźmy.
W USA rejestruje się mniej niż 1% NOPów – Harvard Pilgrim Health Care
Anafilaksja po szczepieniu ~1% zgłaszane jako NOP
Odporność i bezkarność: korupcja w relacjach Państwo-Farmacja – dr Paddy Rawlinson

Niektóre z takich testów mogą nawet obejmować zaledwie pół tuzina pacjentów. Jednakże obecnie wiadomo, że poważne skutki pojawiają się dopiero, gdy lek zostanie podany więcej niż 50 tys. osób lub gdy pacjenci będą stosować dany lek miesiącami czy nawet latami. Z tego powodu liczba przypadków śmiertelnych może kumulować się w czasie.

Organa nadzorujące rynek leków przyznają, że gdy na rynek chodzi nowy lek nikt tak naprawdę nie wie, jakie będą konsekwencje lub efekty uboczne. Lekarze i koncerny farmaceutyczne wykorzystują obywateli jako świnki doświadczalne w swoich testach na masową skalę. Terapie takich powszechnych przypadłości jak artretyzm, ból kręgosłupa, czy alergie takie jak katar sienny, zazwyczaj nie są skuteczne i mogą powodować negatywne skutki dla zdrowia pacjenta, niekiedy gorsze, niż sama przypadłość.

O ile przemysł farmaceutyczny można zasadnie winić za brak wykonywanie adekwatnych testów leków zanim te wprowadzone zostaną na rynek, to jednak głównie jest to wina lekarzy, że przepisują zbyt gorliwie leki czy też przepisują je niepoprawnie. Obawiam się, że lekarze zabijają znacznie więcej ludzi, niż różne rodzaje nowotworów czy nawet inne choroby. Lekarze są przyczyną zgonu większej liczby osób, niż papierosy.

Kiedy podczas transmisji w radio wspomniałem, że 1 na 6 pacjentów w szpitalach, znajdują się tam chorzy z powodu lekarzy, reprezentant establishmentu medycznego nawet nie starał się wchodzić w dyskusję z tym stwierdzeniem, lecz z wyraźnym poczuciem dumy i brakiem jakiejkolwiek refleksji nad absurdem takiej sytuacji zaznaczył, że oznacza to, że co najmniej 5 na 6 pacjentów szpitali znalazła się tam nie dlatego, że przyczyną ich choroby był lekarz.

Szczerze, to trudno powiedzieć, gdzie zacząć czy skończyć analizę, dlaczego lekarze czynią tyle krzywdy. Niektóre z tych niedociągnięć są bardzo proste. Większość lekarzy zwyczajnie nie słucha swoich pacjentów, słyszą tylko objawy przed wypisaniem recepty i niezwłocznie formułują rozwiązania problemu w postaci środków farmakologicznych. Przepisywanie leków stało się działaniem wręcz odruchowym.

Współcześni lekarze rzadko kiedy odwiedzają pacjentów w ich domach i zatem niewiele wiedzą o życiu swoich pacjentów. Większość lekarzy niestety zachowuje się tak, jakby promowała leki z polecenia przemysłu farmaceutycznego, poświęcając życie swoje i swoich pacjentów w celu zagwarantowania, by przemysł, który de facto rządzi establishmentem lekarskim, dalej kwitnął i generował olbrzymie zyski.

Większość pacjentów zapewne jest przekonana, że gdy lekarz sugeruje zastosowanie ustanowionej metody leczenia danej choroby, to stosuje on terapię przetestowaną, sprawdzoną, o udowodnionej skuteczności, ale tak wcale nie jest.

Kilka lat temu w czasopiśmie The British Medical Journal napisano, że mamy na rynku ponad 30 tysięcy różnych czasopism biomedycznych na świecie, a których liczba stabilnie rośnie o 7 procent rocznie od 17 wieku [1991 (Oct 5); 303: 798–799]. W artykule wspomniano także, że zaledwie ok. 15 procent wszystkich interwencji medycznych popartych jest solidnymi dowodami naukowymi, i zaledwie 1 proc. artykułów w czasopismach medycznych to artykuły rzetelne naukowo. Obecnie wcale nie jest lepiej.

„Szacuje się, że tylko od 10 do 20 % wszystkich procedur medycznych, obecnie stosowanych w praktykach lekarskich, okazało się skuteczne w badaniach z grupą kontrolną.”
Dr Kerr L. White, Assessing the Efficacy and Safety of Medical Technologies. Sierpień 1978. Office of Technology Assessment (OTA)
>http://www.princeton.edu/~ota/disk3/1978/7805_n.html

„Tylko około 15% interwencji medycznych jest poparte solidnymi dowodami… Po części dlatego, bo tylko 1% artykułów w czasopismach medycznych jest faktycznie naukowych i częściowo dlatego, bo wiele kuracji w ogóle nie zostało sprawdzonych.”
Where is the wisdom…? Dr Richard Smith, Redaktor, BMJ. 1991 Oct 5; 303(6806): 798–799. >https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1671173/

Co to za nauka? Jak lekarze śmią twierdzić, że uprawiają naukę, jeśli 6 na 7 protokołów leczenia nie ma umocowania w dowodach naukowych. Kiedy 99 proc. artykułów, na bazie których podejmowane są decyzje kliniczne nie mają nic wspólnego z rzetelną nauką.

Większość testów medycznych jest organizowana, finansowana, zlecana czy współfinansowana przez przemysł farmaceutyczny. Ten rodzaj badań jest zaprojektowany w sposób taki, by otrzymać dowody na to, że dany nowy produkt ma jakąś komercyjną wartość. Firmy, które zlecają tego typu badania, nie koniecznie zainteresowane są dowodami, lecz ich celem są wyniki, które pozwolą im sprzedać swój produkt.

Niestety wielu współczesnych tzw. naukowców gotowych jest do manipulowania czy ukrywania wyników swojej pracy, jeśli badanie nie dało pożądanych rezultatów lub na prośbę danej firmy farmaceutycznej.

Nie jest zatem zaskoczeniem, że co najmniej 12 proc. wszystkich badań naukowcy jest sfałszowana. Testy i metody stosowane przez lekarzy w ramach diagnozy także są zawodne, a szansa, że lekarz trafnie przewidzi skutek choroby często nie jest większa niż 50 na 50.

To nie odpowiedzi są stronnicze, tylko pytania – efekt finansowania – prof. David Michaels
O stronniczości badań i publikacji finansowanych przez przemysł farmaceutyczny
Zarządzanie widmami: Jaka ilość literatury medycznej jest kształtowana za kulisami przez przemysł farmaceutyczny? – dr Sergio Sismondo
Prawda o firmach farmaceutycznych. Jak nas oszukują i co z tym robić – dr Marcia Angell

Dwoje patologów dokonało 400 sekcji zwłok i okazało się, że w przypadku ponad połowy pacjentów postawiono błędną diagnozę. Można zatem wywnioskować, że oznacza to także, iż więcej niż połowa z tych pacjentów otrzymała błędne leczenie. Ponieważ współczesne metody leczenia są niewątpliwie potężne, to jak można założyć, również znaczna część tych pacjentów zmarła nie z powodu choroby, lecz sprezentowanej im metody leczenia.

Wspomniani patologowie w raporcie napisali, że potencjalnie uleczalna choroba została źle zdiagnozowana u 1 na 7 pacjentów. Lekarze odkryli, że 65 na 134 przypadków zapalenia płuc nie zostało zdiagnozowanych, a na 51 pacjentów zmarłych z powodu ataku serca lekarze błędnie zdiagnozowali problem w 18 z tych przypadków.

Współczesne nauczanie medycyny opiera się na oświadczeniach i opiniach zamiast na rzetelnych badaniach i naukowym doświadczeniu. Na uczelniach medycznych studenci są bombardowani informacjami, ale nie daje im się przestrzeni i okazji, by mogli zakwestionować wiedzę przekazywaną im ex katedra, co jest przejawem archaicznej kultury środowiska lekarskiego. Stosowane leki i narzędzia może i są tworzone metodami naukowymi, ale już ich stosowanie zdecydowanie z nauką nie ma nic wspólnego.

Jeśli medycyna byłaby nauką, to zawsze, gdy pacjent zgłaszałby się do lekarza narzekając na określone objawy, to otrzymałby niezmiennie to samo najlepsze i sprawdzone leczenie na konkretne schorzenie [coś na zasadzie 2+2=4]. Metody leczenia określonych objawów byłyby przewidywalne tak samo jak metody diagnostyczne, ponieważ bazowałyby na osiągnięciach nauki oraz wiarygodne w określonym zakresie oczywiście. Ale tak nie jest.

W niektórych obszarach medycyny specjaliści praktykują sztukę lekarską na sposoby, które można z łatwością umieścić w spektrum pseudonauki gdyby nie to, że lekarze ci posiadają stosowne certyfikaty honorowane przez establishment lekarski.

Nieubłagana konkluzja jest taka, że dowody jasno wskazują, że współcześni lekarze i pielęgniarki powinni nosić na czołach emblemat z napisem „Uwaga! Zagrożenie życia!” Każdy szpital powinien podobny komunikat umieścić nad wejściem. Jednak nasi politycy, z obawy przed konfliktem z przemysłem medycznym, nie zrobili nic, by poprawić jakość opieki zdrowotnej dla pacjentów.

Politycy stają na głowie, by przemysł farmaceutyczny był zadowolony. Częstotliwość chorób spowodowanych przez lekarzy ma rozmiar epidemii tutaj, w świecie zachodnim. Właściwie jest to choroba endemiczna. Niemożliwym jest bowiem precyzyjne określenie skali tego problemu, zwłaszcza w przypadku lekarzy pierwszego kontaktu, z prostego powodu – znaczna większość lekarzy nie zaprząta sobie głowy dokumentowaniem czy raportowaniem efektów ubocznych pomimo, iż dowody wskazują, że ponad 40 proc. pacjentów cierpi z powodu efektów ubocznych w trakcie stosowania leków.

Jatrogenia kliniczna – Epidemie współczesnej medycyny – Ivan Illich, Medical Nemesis

Nie ma wątpliwości, że „choroby wywoływane przez lekarzy” są jedną z głównych, jeśli nie główną przyczyną chorób w większości tzw. krajów rozwiniętych. Ponad 1 milion pacjentów rocznie jest przyjmowanych do brytyjskich szpitali z powodu choroby wywołanej przez lekarzy.

Pierwsze prawo Colemana w medycynie głosi, że jeśli pacjent w ramach leczenia przejawia nowe objawy chorobowe, to należy przypuszczać, że te nowe objawy są spowodowane zastosowanym leczeniem.

Zapewne dokładasz wszelkich starań, by mieć pewność, że opony w twoim samochodzie mają poprawną wysokość bieżnika, że hamulce są sprawne, stosujesz pasy bezpieczeństwa. To nie jest tajemnica, że wypadki samochodowe mogą być śmiertelne w skutkach, zatem rozsądne osoby czynią wszystko, by do takiej sytuacji nie dopuścić.

Tym niemniej, ponad 4 razy więcej osób ginie w rezultacie pomyłek i błędów lekarskich, niż w wyniku wypadków samochodowych. Faktycznie liczba ta jest nawet wyższa. Nawet dobrzy, posiadający sumienie lekarze, uczciwi i honorowi, którzy podchodzą należycie do swojej pracy, którzy troszczą się o dobro swoich pacjentów, pomimo tego nadal mogą wywołać chorobę u swoich pacjentów a nawet spowodować ich śmierć.

Wiele problemów indukowanych przez lekarzy spowodowanych jest lekami na receptę. Lekarz wypisujący receptę zmuszony jest polegać na szczerości i uczciwości firmy farmaceutycznej, która przepisywany lek produkuje, a ponieważ większość takich firm nie jest przykładem uczciwości, mamy zatem do czynienia z błędnie pokładanym zaufaniem, co może być źródłem wielu problemów.

Ty, jako pacjent, cierpisz z powodu błędnie pokładanego zaufania lekarza do firmy farmaceutycznej. Do tego należy dodać fakt, że każdy pacjent to indywidualny przypadek. Lek, który okazał się skuteczny i bezpieczny, gdy podano go 99 czy 999 pacjentom może okazać się niebezpiecznym czy zabójczym, gdy poda się go temu 100 czy 1000 pacjentowi.

Każdy pacjent, który przyjmuje nawet najlepiej sprawdzony lek, jest uczestnikiem eksperymentu. Większość lekarzy albo tego nie rozumie, albo w ferworze codziennych obowiązków o tym zapomina. Sedno jest takie, że nie ważne jak dobry jest twój lekarz, na ile on czy ona jest osobą godną twojego zaufania, powinna ta osoba dzielić z tobą odpowiedzialność za twoje zdrowie i powinieneś wiedzieć, kiedy powiedzieć lekarzowi, że uważasz, że metoda leczenia zaproponowana przez lekarkę czy lekarza może stać się źródłem problemów.

To żadna nowość, że lekarz może być przyczyną śmierci pacjenta, a ponieważ obecnie wydajemy na opiekę zdrowotną sumy wyższe niż kiedykolwiek w historii, a profesja medyczna rzekomo jest bardziej naukowa i wyposażona w doskonalsze narzędzia niż kiedykolwiek wcześniej, jakże brutalna jest to ironia, że osiągnęliśmy etap, kiedy w ostatecznym rozrachunku wielu lekarzy dobrej woli, lekarzy pierwszego kontaktu oraz pracujących w szpitalach, potencjalnie może czynić więcej zła, niż dobra.

Epidemia chorób o podłożu jatrogenicznym od zawsze towarzyszyła praktyce lekarskiej, przy czym problem ten tylko narastał z czasem do tego stopnia, że dziś wielu z nas lepiej by wyszło na tym, gdyby profesja ta zniknęła. Mieszanina ignorancji, indolencji, uprzedzenia, nieuczciwości, lenistwa, paternalizmu oraz błędnie pokładanego zaufania wielu lekarzy więcej pacjentów zabija, niż ocala.

Lekarze przyczyniają się do większej ilości dyskomfortu i chorób, niż pomagają zalecanymi przez siebie interwencjami.

Wątpię, czy ktokolwiek wie, jak wielka jest skala szkód spowodowanych przez nadgorliwe przepisywanie leków np. dla układu odpornościowego organizmu. Prawdą jest, oczywiście, że lekarze ocalają tysiące ludzkich żyć, np. poprzez przepisywanie pacjentom leków pozwalających ocalić im życie, czy też przeprowadzając niezbędne zabiegi chirurgiczne, np. w przypadku ofiar różnych wypadków.

Oczekiwana dalsza długość trwania życia – J. I. Rodale (1955)
Wzrost oczekiwanej długości życia: Wpływ współczesnej medycyny na przedłużenie średniej długości życia – dr Peter Dingle.
Kalendarz szczepień w XIX i XX wieku – wykresy śmiertelności
Jak instalacje wodno-kanalizacyjne (nie szczepionki) wyeliminowały choroby – Joel Edwards

Jeśli jednak środowisko lekarskie wraz z przemysłem farmaceutycznym twierdzą, że to postępy w medycynie są przyczyną tego, że prognozowana średnia długość życia człowieka wzrosła przez ostanie 100 lat, to się grubo mylą. Ortodoksyjni praktycy w dziedzinie medycyny hołubią sobie kreując wrażenie, że pokonali choroby przy użyciu nauki, ale konserwatywne nawet szacunki sugerują, że jakieś 20 tys. znanych nam chorób nie znalazło jeszcze swojej niezawodnej metody leczenia, nie mówiąc nawet o metodach całkowitej eliminacji tych chorób, a nawet jeśli metoda taka istnieje, to jej skuteczność jest często dyskusyjna.

Większość metod medycznych i chirurgicznych nie została nigdy poprawnie przetestowana. Były dyrektor WHO wiele lat temu skonsternował establishment lekarski mówiąc, że główny i najdroższy aspekt współczesnej wiedzy medycznej zdaje się być bardziej nakierowany na zadowolenie lekarzy, niż konsumentów systemu opieki zdrowotnej.

Dowody zdają się potwierdzać tę rzekomo szokującą i heretycką tezę Zysk, a nie pacjent to główna siła napędowa, która rządzi motywacjami, ambicjami i działaniami lekarzy. Lekarze zdaje się mają już to gdzieś. Poświęcenie zdaje się stało się zapomnianym elementem praktyki lekarskiej. W mojej opinii najważniejszym powodem dla którego profesja lekarska zabija tak wiele osób, jest sojusz tej grupy z przemysłem farmaceutycznym.

Mit, jakoby żyjemy dłużej i w lepszym zdrowiu dzięki przemysłowi farmaceutycznemu oraz lekarzom wywindował nasze oczekiwania. Jesteśmy przekonani, że choroba to coś rzadkiego, oczekujemy magicznej recepty, kiedy już taka choroba nas dotknie. Nie staramy się nawet dbać o nasze zdrowie ponieważ wierzymy, że jeśli zdarzy nam się zachorować, to lekarz nas wyleczy.

Większość chorób nie wymaga stosowania leków, jednak 8 na 10 pacjentów w trakcie wizyty u lekarza otrzyma stosowną receptę. Rośnie także liczba pacjentów, którzy otrzymują leki i z tych leków nie korzysta. Jak pokazywałem w wielu moich książkach, wcale nie żyjemy średnio dłużej, niż nasi przodkowie i na pewno nie jesteśmy od nich zdrowsi.

Liczby często przytaczane przez lekarzy oraz przemysł farmaceutyczny często wprowadzają w błąd, ponieważ śmiertelność wśród noworodków znacząco zmalała. Kiedy mnóstwo noworodków umierało wcześnie z powodu braku standardów higieny, zatem ŚREDNIA prognozowana długość życia była niska.

Wcale również nie prowadzimy zdrowszego trybu życia, niż nasi przodkowie, choć pochłaniamy większe ilości farmaceutyków, niż kiedykolwiek wcześniej, Mamy większy odsetek osób chorych, niż kiedykolwiek w historii, a przynajmniej w historii nieodległej. Gdyby wybrać dowolny rozwinięty kraj na globie to warto dodać, ponad połowa populacji tego kraju w tym danym momencie będzie zażywała jakiś lek.

Nigdy w nieodległej przeszłości choroba nie była czymś tak powszechnym. Wydajemy na opiekę zdrowotną więcej, niż kiedykolwiek, ale nikt nie zdobyłby się na odwagę by stwierdzić, że cierpienia jest mniej. Odpowiedzią jest nauczenie się dbania o własne zdrowie oraz świadomość, kiedy możesz a kiedy nie powinieneś oddawać swojego życia w ręce lekarzy.

Jeśli lekarz każe ci wykonać jakieś badanie upewnij się, że jest ono konieczne. Pamiętaj, że w 9 na 10 przypadków choroby twój organizm sam sobie z nią poradzi. Jeśli cierpisz na przewlekłą chorobę to upewnij się, że zdobędziesz na jej temat tyle informacji, ile tylko możliwe.

Jeśli wynik badania nie będzie miał wpływu na decyzję o podjęciu leczenia określoną metodą, to jaki sens ma takie badanie? Jeśli nie satysfakcjonuje ciebie diagnoza postawiona przez lekarza lub metoda leczenia, poproś innego lekarze o opinię. Jeśli przepisano tobie lek na receptę, miej świadomość możliwych efektów ubocznych i pamiętaj o pierwszym prawie Colemana medycyny: Jeśli pojawią się u ciebie nowe objawy podczas otrzymywania leczenia, to te nowe objawy są prawdopodobnie konsekwencją tejże metody leczenia.

Dziękuję za uwagę.

Zobacz na: 

[W oryginale – jeszcze dwa filmy – admin]

https://pubmedinfo.org

Polecam kanał dr-a Colemana na Youtube:
>https://www.youtube.com/channel/UCd6F39mg7LPUkw1BfiJDibw/featured
Admin


Zmieniony ( 20.06.2021. )