Męczeństwo ks. Jerzego a zgoda NARODOWA...
Wpisał: Jerzy Przystawa   
19.10.2007.

Jerzy Przystawa

Wodo czarna i głębsza od nocy…

Czarna wodo w wiślanym zalewie,

Jak stąd blisko do tych gwiazd na niebie.

Lepka wodo, zatruta fenolem,

Tyś dla ciała jako święty olej.

                        Komunikat PAP z soboty 20 października 1984:

19 bm. około godziny 22.00 w okolicach miejscowości Przysiek koło Torunia został uprowadzony przez nieznanych sprawców ksiądz Jerzy Popiełuszko, ur. 23.09.1947, zamieszkały w Warszawie. Rysopis: wzrost około 170 cm, szczupły, twarz owalna, cera blada, włosy jasnoblond. Ubrany w sutannę i spodnie sztruksowe… Prokuratura Rejonowa i Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Toruniu proszą wszystkich, którzy mogą udzielić informacji o skontaktowanie się.

Organa działały sprawnie, już we wtorek, 23 października, trzej oficerowie SB, Piotrowski, Chmielewski i Pękala, którzy przyznali się do porwania i zamordowania Księdza byli pod kluczem. Przyznali się do torturowania, zabicia i wrzucenia ciała do Wisły. Z jakiegoś jednak powodu nie potrafili wskazać dokładnie miejsca wrzucenia zwłok, bo każdy z nich wskazywał inne miejsce. Z tego powodu liczne grupy płetwonurków przez cały tydzień przeszukiwały dno rzeki, a ogromne zastępy milicji i wojska, na wszelki wypadek, poszukiwały zwłok na ziemi i w powietrzu. Ostatecznie, we wtorek, 30 października, ok. godziny 16.00, w towarzystwie kamer telewizyjnych i mikrofonów radiowych, zwłoki Księdza Jerzego zostały wyłowione przy tamie we Włocławku.

Błyskawicznie przeprowadzony został proces zabójców. Trwał od 27 grudnia 1984 do 7 lutego 1985. Obrady były jawne i transmitowane przez radio i telewizję. Episkopat Polski systematycznie publikował stenogramy z całości obrad w „Piśmie Okólnym”. Trzej esbecy przyznali się do popełnienia zbrodni i szczegółowo opisali wstrząsającą Drogę Krzyżową Jerzego Popiełuszki. Na podstawie ich relacji przy drodze toruńsko-bydgoskiej powstały stacje tej Drogi, gdzie od ćwierć wieku modlą się pobożni pielgrzymi. Na procesie, dobrego imienia Księdza Jerzego podjęli się bronić, jako oskarżyciele posiłkowi, wybitni adwokaci: Jan Olszewski (późniejszy poseł i premier), Krzysztof Piesiewicz (senator), Edward Wende (senator) i Andrzej Grabiński. Mordercy zostali skazani: Grzegorz Piotrowski na 25 lat więzienia, Leszek Pękala na 15, Waldemar Chmielewski na 14, a ich szef, Adam Pietruszka na 25 lat. Wszyscy, za dobre sprawowanie, po nadzwyczajnym złagodzeniu kar, już dawno wyszli na wolność. Pomimo szybkiego ujęcia sprawców i skazania ich, opinia publiczna potępiła zgodnie reżim komunistyczny, a Polska zyskała jeszcze jednego świętego – męczennika.

Należę do ludzi, którzy od samego początku kwestionowali i kwestionują przyjętą oficjalnie wersję mordu na Jerzym Popiełuszce, kwestionują prawdziwość zeznań Piotrkowskiego i spółki, podważają wiarygodność sędziów, adwokatów i ekspertów uczestniczących w tamtym procesie i przygotowaniach do niego. A to dlatego, że uznane za prawdziwe fakty są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i logiką, istnieją również fakty, które wprost zaprzeczają ustaleniom śledztwa i sądu. Do tego stopnia, że istnieją poważne podstawy, aby wątpić, czy to Piotrowski i jego kompani naprawdę zamordowali Jerzego Popiełuszkę, a nie są jedynie wynajętymi aktorami w tym historycznym teatrze. Wymownie świadczy o tym tytuł książki Wojciecha Sumlińskiego Kto naprawdę Go zabił? (Rosner i wspólnicy, Warszawa, 2005), napisanej w oparciu o materiały uzyskane z IPN.

W październiku 1984 redakcja wrocławskiego podziemnego kwartalnika „Obecność” poprosiła mnie o opracowanie kalendarium sprawy zabójstwa Księdza Jerzego. Zostało ono opublikowane w nr. 8 „Obecności” pod koniec 1984 roku. Pod datą 27 października przedstawiłem sprawozdanie z zakończonego tego dnia XVII Plenum KC PZPR, na którym gen. Czesław Kiszczak obszernie referował sprawę i postępy śledztwa, sylwetki aresztowanych sprawców. Niestety, nie mogę obecnie udzielić informacji ani nawet dostatecznie wiarygodnych domniemań, co do losów ofiary porwania. Podejrzani składają w śledztwie krańcowo różne zeznania… jeden ze sprawców zeznaje, że ksiądz Popiełuszko został po uprowadzeniu pozostawiony żywy na przedmieściach Torunia. Długotrwałe poszukiwania w tym rejonie, z udziałem znacznych sił i środków nie przyniosły jednak żadnych rezultatów… Żadnych śladów nie znaleziono…

Pod omówieniem wystąpienia Kiszczaka zanotowałem: Pomimo zapewnień gen. Kiszczaka „z kół zbliżonych do MSW” przedostaje się wiadomość, że ciało ks. Jerzego Popiełuszki zostało jeszcze przed południem wyłowione z zalewu wiślanego k. Włocławka.

Wynika z tego, że przy pomocy jakiejś dziwnej telepatycznej mocy, opowiadający sobie tę historię prokuratorzy, po prostu przewidzieli to, co stało się całe trzy doby później, bo we wtorek 30 października! Pamiętam zdziwienie i rozbawienie, jakie towarzyszyło mi owego popołudnia, kiedy słuchałem reportażu radiowego z ukończonych spektakularnym sukcesem poszukiwań przy tamie we Włocławku!

Ponieważ jestem człowiekiem wychowanym na naukach ścisłych nie wierzę w telepatię zbiorową. Było dla mnie od początku oczywiste, że całe te poszukiwania i wyławiania to wyreżyserowane widowisko dla maluczkich. Kiedy się okazało, że do takiego przebiegu wypadków nie mają zastrzeżeń ani uczeni eksperci od anatomopatologii, zarówno państwowi, jak i kościelni, ani jeszcze bardziej uczeni sławni mecenasi stojący po stronie prawdy, stało się jasne, że mamy do czynienia ze zmową, której celem jest ukrycie prawdy o prawdziwym przebiegu i przyczynach mordu na Jerzym Popiełuszce.

Z moimi podejrzeniami dzieliłem się z kim mogłem, usiłując je opublikować w podziemiu, a nawet posyłając je red. Jerzemu Giedroyciowi do Paryża. Z jakiegoś jednak powodu nikomu nie odpowiadała moja spiskowa wizja wydarzeń i do pierwszej publikacji doszło dopiero w 1998 roku, w „Tygodniku Nowojorskim”. Dzisiaj sprawa przedstawia się już inaczej. Poza kilkoma moimi publikacjami ukazała się książka Krzysztofa Kąkolewskiego Ksiądz Jerzy w rękach oprawców, potem pisali inni, wreszcie pojawiła się wspomniana już książka Wojciecha Sumlińskiego. Dzisiaj wiemy już z pewnością nie tylko to, że ciało znaleziono wtedy i tam, gdzie to wskazywała krążąca po Polsce od piątku 26 października plotka, ale także znaleziono świadków, którzy widzieli, jak w czwartek, 25 października, akurat w tym samym miejscu, w którym nazajutrz płetwonurkowie znaleźli zwłoki, jacyś osobnicy wrzucali, późną nocą, pakunek, który nie mógł być niczym innym, jak tym właśnie co w piątek znaleziono! Wiemy natomiast, że 25 października Piotrowski, Pękala i Chmielewski byli już od dwóch dni pod kluczem w więzieniu MSW przy ul. Rakowieckiej. Jest oczywiste, że siedząc za kratkami nie mogli jednocześnie wrzucać ciała do Wisły!

Te ustalenia, i wiele innych faktów, i poszlak, rozbijają w proch i pył legendę skonstruowaną podczas Procesu Toruńskiego i nadal podawaną nam do wierzenia, zarówno przez czynniki państwowe, jak i kościelne. Dzisiaj wiemy na pewno, że ksiądz Jerzy Popiełuszko został porwany 19 października 1984 roku, a jego zmaltretowane ciało wyciągnięto z Wisły 30 października. Reszta jest esbecką konfabulacją, niezgodną z innymi znanymi faktami i ze zdrowym rozsądkiem. Nie wiemy ani jak, ani gdzie, ani kto, ani dlaczego?

I wiemy jeszcze jedno. Wiemy, że żyją ludzie, którzy znają prawdę, a przynajmniej ci, którzy tę prawdę systematycznie i uparcie fałszowali, tworząc w jej miejsce obrazek pasyjny, który tę prawdę skutecznie zaciemnia.

Jesteśmy w apogeum kampanii wyborczej do Sejmu. Podczas tej kampanii dowiadujemy się, że prokuratorzy, że śledczy ścigają i ujawniają przestępstwa sprzed wielu lat, także takie, które już dawno uległy przedawnieniu. Nie słyszymy nic, żeby przedmiotem zainteresowania służb było wykrycie i ujawnienie prawdy o mordzie popełnionym na Kapłanie Solidarności. Prokurator Andrzej Witkowski, który miał odwagę podjąć ten trop, w 1991 roku został odsunięty od śledztwa przez ministra Wiesława Chrzanowskiego, podobno na polecenie z Kancelarii Prezydenta. Po 10 latach prok. Witkowski, już w IPN, ponownie podjął przerwany wątek, ale szybko kierownictwo IPN pracę tę przerwało i odsunęło go od śledztwa. Nic nam nie wiadomo, żeby obecne władze IPN, albo minister sprawiedliwości, podjęli jakieś zdecydowane kroki, aby przybliżyć nam prawdę.

Wniosek nasuwa się jeden. Razem z trumną Jerzego Popiełuszki pochowano jakąś bardzo przykrą prawdę. Prawdę tak nieznośną, że każda z uczestniczących w tym historycznym procesie stron do dziś robi wszystko, aby nie została ona ujawniona.

Zabójstwo Jerzego Popiełuszki wyznacza cezurę dziejową, od której zaczyna się nieustający ciąg zgód narodowych i koncyliacji pomiędzy komunistycznym reżimem, Kościołem i Solidarnością. Po Procesie Toruńskim rozpoczynają się intensywne rozmowy pomiędzy przedstawicielami wszystkich Wysokich Stron, które potem przechodzą w Magdalenkę, Okrągły Stół i pełną już zgodę narodową w wyborach czerwcowych 1989. Ta zgoda rozkwita na naszych oczach w codziennych występach kampanijnych, w których po jednej stronie zasiadają przedstawiciele ówczesnego reżimu i bohaterowie opozycji i podziemia. Jest oczywiste, że prawda o morderstwie Jerzego Popiełuszki nie ma tu nic do szukania.

 

Wodo czarna i głębsza od nocy,

Rzecznym błotem przemyj ślepcom oczy.

(z wiersza Tadeusza Szymy, „Tygodnik Powszechny” 11.XI. 1984)

 Wrocław, 19 października 2007