Parulski: A mogli nas deportować...
Wpisał: Mirosław Dakowski   
19.03.2011.

Parulski: Mogli nas deportować

[zabawne usprawiedliwiania się prok. Parulskiego.. Musi mu być gorąco - z polskiej strony, ale nie tej, która dała mu stopień generała. Przypomina mi to ruska anegdotkę o Leninie, który delegację dzieci zrzucił kopami za schodów. A Jego bliscy ze czcią: A wied' mog nożom.. (A mógł przecież nożem..) MD]

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110319&typ=po&id=po07.txt

Ustne uzgodnienia dokonane ze stroną rosyjską tuż po katastrofie Tu-154M w Smoleńsku nie dawały polskim śledczym pewności, że przed oficjalnym przyjęciem wniosku o pomoc prawną zostaną dopuszczeni do czynności na terenie katastrofy. Jak sugerował gen. Krzysztof Parulski, zastępca prokuratora generalnego, podczas wysłuchania przed senacką Komisją Obrony Narodowej, "polscy śledczy jako umundurowani oficerowie NATO mogli być deportowani w momencie postawienia stopy na rosyjskim gruncie".

Tuż po przylocie polskich prokuratorów wojskowych do Smoleńska, w nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 roku, odbyło się posiedzenie, w którym oprócz polskich prokuratorów uczestniczyli po stronie polskiej funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i szef Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Głównej Żandarmerii. Spotkanie miało na celu określenie ram współpracy ze stroną rosyjską. W tym czasie wprawdzie wniosek o pomoc prawną był już sformułowany, jednak nie został jeszcze przesłany faksem stronie rosyjskiej. Tymczasem działania strony polskiej miały być nim mocowane. - A więc wszystko, co czyniliśmy, to były wstępne ustne uzgodnienia, które miały nam zapewnić niejako możliwość jak najbardziej skutecznego działania w interesie Polski - relacjonował gen. Krzysztof Parulski. Wśród tych ustnych uzgodnień znalazło się zapewnienie Rosjan, że polscy oficerowie mają prawo do udziału w czynnościach na miejscu katastrofy oraz to, że śledczy w ogóle mogą przebywać na terenie Federacji Rosyjskiej. - Byliśmy przecież umundurowanymi oficerami NATO i mogliśmy być po prostu deportowani w momencie postawienia stopy na rosyjskim gruncie. A zostaliśmy przyjęci jako partnerzy do rozmów - mówił gen. Parulski. Strony podczas spotkania pod przewodnictwem Aleksandra Bastrykina, pierwszego zastępcy prokuratora generalnego, ustalili zakres działań i Rosjanie m.in. zgodzili się na propozycję strony polskiej, by ze wszystkich zwłok pobierać podwójne próbki do badań genetycznych (na potrzeby badań genetycznych w Polsce i Rosji). Co ciekawe, Rosjanie już wówczas byli pewni, że katastrofa nie była efektem działania osób trzecich. Jak jednak zapewnił gen. Parulski, dla polskich śledczych ta sprawa wciąż nie jest zamknięta. - Ja żadnych porozumień z Rosjanami, mówiących o tym, że wykluczamy kwestie zamachu, nie zawierałem (...) polska prokuratura prowadzi niezależne śledztwo i już w pierwszych dniach przekazywaliśmy, że jedną z wersji tego śledztwa jest kwestia zamachu. My tego nie negowaliśmy - zaznaczył. Jak uznał, Rosjanie w swoich działaniach już w pierwszych dniach przeprowadzili ekspertyzy, które miały potwierdzić albo wykluczyć użycie odpowiednich materiałów wybuchowych na pokładzie samolotu Tu-154M. Śladów takich materiałów na elementach wraku badania rosyjskie nie wykazały.
W ocenie mec. Bartosza Kownackiego, pełnomocnika kilku rodzin ofiar katastrofy, sam fakt, iż zezwolono polskim oficerom na wjazd na teren Federacji Rosyjskiej i dopuszczono ich do prac na miejscu katastrofy, bazując tylko na ustnych ustaleniach, pokazuje, że sprawnie działając w tej wyjątkowej sytuacji, można było wiele uzyskać od strony rosyjskiej. Jak ocenił, wypowiedź gen. Parulskiego przed senacką komisją była zbyt pochopna. Jeśli byłoby inaczej, to powstaje pytanie o podejście polskich śledczych do wykonywanych w Smoleńsku czynności. - Sytuacja była wyjątkowa i należało wypełniać swoje obowiązki jak najlepiej. Mogę tylko wyrazić moją nadzieję, że prokuratorzy nie kierowali się obawą o deportowanie czy zatrzymanie przez stronę rosyjską. Byłoby bardzo źle, gdyby tak się działo. Taka sytuacja mogłaby ograniczać zakres podejmowanych przez nich działań. Mam nadzieję, że żaden z prokuratorów na poważnie nie brał pod uwagę takiej okoliczności - ocenił. Jak zaznaczył mec. Kownacki, zawsze najważniejsze jest dobro śledztwa i nie można go ważyć np. z groźbą deportacji. - Lepiej jest się narazić, liczyć się z deportacją, ale należy skrupulatnie wykonywać swoje obowiązki. Zresztą nie sądzę, by Rosjanie posunęli się do takiego rozwiązania. Mielibyśmy wówczas bardzo jasną ocenę ich intencji - dodał.

Marcin Austyn