Obraz nędzy i rozpaczy - po Smoleńsku | |
Wpisał: freeyourmind | |
21.03.2011. | |
Obraz nędzy i rozpaczy freeyourmind 21.03.2011 http://freeyourmind.salon24.pl Polska po zaatakowaniu przez Moskwę 10 Kwietnia 2010 r. i po zupełnie kapitulanckiej odpowiedzi ciemniaków na ten atak, odpowiedzi w postaci „hołdu ruskiego”, czyli pełnego oddania się (i przy okazji, oddania całego państwa) w opiekuńcze ręce czekistów, Kremla, Matki Rassiji - nie jest wcale „bezpieczna”. Jeśli teraz, po blisko roku od żenującego pseudo-śledztwa „komisji Millera” i niestety także polskiej woj. prokuratury, pojawia się idea, by „mimo wszystko” zwrócić się o logistyczną i ekspercką pomoc do NATO (http://www.gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/51/4797/pomoc-nato-ws-katastrofy-smolenskiej), to w obliczu dokonanego już „zacieśnienia sojuszu” między Warszawą a Moskwą, taki ruch musi się „przyjaciołom Moskalom” wydać nie tylko niezrozumiały, lecz i wrogi. Czekiści mogą przecież powiedzieć: nu, jakże tak, wszystko przecież wspólnie już prawie ustaliliśmy, a wy chcecie zawracać Wisłę kijem? Chcecie od początku wszystko badać, gdyż już pole na Siewiernym zaorane, a buldożery tam jadą, bo będziemy tam jakieś centrum handlowo-turystyczne z myślą o przybywających „smoleńskich pielgrzymach z Polski”, stawiać? Czy jest jeszcze cokolwiek do badania poza paroma uściśleniami paru detali? Czy do tego potrzebne jest uruchamianie machiny Paktu Północnoatlantyckiego, kiedy ten zajęty jest kolejną wojną? Już przecież w czasie tej wojny stanęliście po właściwej stronie odwiecznych obrońców pokoju, jakimi są Rosja i Niemcy, po co więc teraz wyłamywać się z tego przyzwoitego szeregu? Mówiąc poważnie – miejmy świadomość, że czekiści nie pozwolą na zajęcie się badaniem tragedii przez jakichkolwiek natowskich ekspertów. Nie pozwolą nie tylko u siebie – bo tego możemy być wprost pewni po tym, co widzieliśmy po 10 Kwietnia. Nie pozwolą w ogóle, a więc nawet u nas (z udziałem zachodnich, zwłaszcza wojskowych, specjalistów). Jeśli bowiem Ruscy zadbali, żeby nawet ten wrak, który wykorzystano do makabrycznej inscenizacji miejsca powypadkowego na Siewiernym, nie został zbadany przez „polską stronę”, jeśli nie pozwolono na polskie analizy patomorfologiczne ciał ofiar, jeśli nie pozwolono na udział polskich ekspertów w oblocie nad Siewiernym i sprawdzeniu działania urządzeń w wieży ruskich szympansów, jeśli wreszcie nie przekazano w ciągu roku (przez cały ten rok obiecywanych) oryginałów czarnych skrzynek, na zapisach których (obok relacji moonwalkera, rzecz jasna (http://freeyourmind.salon24.pl/284554,historia-lunochoda)) przecież oparła się cała „argumentacja dowodowa” neosowieckiego, proputinowskiego „MAK”-u i nie przekazano żadnych istotnych do badania przyczyn tragedii materiałów (vide „polskie uwagi do raportu”) - to nawet Polakom nie chcieli oni umożliwić dojścia tychże przyczyn. Być może zaczyna to docierać do ludzi z prokuratury i „komisji Millera”, ale tu jestem bardzo ostrożnym pesymistą. Jedynym dla czekistów sposobem na powstrzymanie zainicjowania działania takiej międzynarodowej, związanej szczególnie z NATO komisji do badań zbrodni smoleńskiej będzie wzniecenie niepokoju społecznego w Polsce. Oczywiście w żadnym wypadku nie chodzi o to, by doprowadzić do jakiegoś obalenia prokremlowskiej ekipy Tuska (tak zresztą i tak jest traktowana instrumentalnie) ani tym bardziej do jakichś gwałtownych protestów przeciwko podwyżkom, kryzysowi etc. Podstawowym bowiem narzędziem działania czekistów – w sytuacjach poważnych (a będzie to sytuacja bardzo dla nich naprawdę poważna) – są ataki terrorystyczne wymierzone w ludność cywilną. Tak robiono w Rosji, gdy chciano przypomnieć o konieczności przywrócenia „rządów silnej ręki”, które „zaprowadzą porządek”, rzecz jasna, „z terrorystami” - tak może być i w Polsce. By zatem zapobiec powołaniu międzynarodowej komisji i wszczęciu badań przez nią, czekiści mogą użyć swej (jak dotąd niezawodnej w łamaniu przeciwników) broni, jaką są właśnie zamachy terrorystyczne. Tym razem, jak się możemy domyślić, na terenie Polski i to zapewne samej Warszawy (o ile atak byłby jeden, a nie kilka). Przeprowadzenie takich kilku sprawnych działań przy obecnym kompletnym (posmoleńskim) paraliżu instytucji państwowych w Polsce nie powinno stanowić dla czekistów większego problemu – abstrahuję tu nawet od stanu i profesjonalizmu antyterrorystycznego rozpoznania w naszym kraju. Co do wspomnianego paraliżu, to ja jestem nawet zdania, jak już kiedyś sygnalizowałem (http://freeyourmind.salon24.pl/263285,bez-panstwa), że polskie państwo de facto przestało istnieć – są najwyżej jakieś urzędy administrujące pewnymi sprawami na terenie zamieszkiwanym przez Polaków i stopniowo, lecz konsekwentnie przywracanym ruskiemu imperium. Państwo polskie, można powiedzieć nie tylko metaforycznie, zginęło, poległo wraz ze śmiercią członków delegacji prezydenckiej. Instytucje i osoby odpowiedzialne za polskie państwo – w obliczu ataku wymierzonego i w głowę państwa, i w towarzyszące jej, przybywające z pokojową misją, osoby (także przedstawicieli sztabu generalnego) – wykazały się przerażającą wprost indolencją i tchórzostwem. W chwili tragedii ludzie, którzy powinni natychmiast stanąć na wysokości zadania (poczynając od zabezpieczenia sytuacji na Siewiernym, poprzez dopilnowanie spraw logistycznych w obliczu tragedii, kończąc na kwestiach prawno-śledczych; pomijam w tym miejscu postawienie sił zbrojnych w stan najwyższego pogotowia i przygotowanie się do zbrojnej odpowiedzi na ruski atak), zwyczajnie pouciekali i pochowali się po kątach. Załóżmy bowiem przez chwilę (jak chcą i ciemniacy, i wspierający i ich i Moskwę, ociemniały i/lub przeniknięty agenturą mainstream), choć ten scenariusz jest zupełnie niemożliwy, że 10 Kwietnia doszło do wypadku na Siewiernym. Pomijam kwestię natychmiastowego zwrócenia się o pomoc do Paktu (o logistyczną i ekspercką pomoc), bo to oczywiste, ale po pierwsze należało natychmiast powołać tam na miejscu: POLSKI, podkreślam, POLSKI sztab kryzysowy (z Bahrem i Sasinem na czele jako najwyższymi urzędnikami/reprezentantami polskiego państwa będącymi aktualnie w Smoleńsku). Po drugie, natychmiast na miejsce zdarzenia powinien przylecieć premier z paroma ministrami (szefowie MON, MSWiA etc.). Po trzecie, natychmiast należało wysłać helikoptery ratunkowe z Polski. Po czwarte, natychmiast należało wysłać specjalny helikopter (wraz ze specjalną ekipą) po ciało Prezydenta, by je przetransportować do kraju. Po piąte, natychmiast należało wysłać ekipę dochodzeniowo-śledczą, by dokonywała dokumentacji i formalnego zabezpieczenia miejsca zdarzenia. To, co wymieniłem wyżej, to rzeczy absolutnie elementarne. Co zaś się 10 Kwietnia dzieje? Pomijam znowu kwestię miejsca i czasu zdarzenia oraz kwestię „rozpoznania i zabezpieczenia lotniska na Siewiernym”, bo o tym już wiele razy dyskutowano. Po pierwsze: nie wiadomo, co z Okęcia leciało i kiedy wyleciało. W pierwszych OFICJALNYCH, oficjalnych, powtarzam, relacjach mówi się przecież o „prezydenckim jaku-40” - MSZ nawet nie jest w stanie ustalić tego, jakiej maszyny użyła prezydencka delegacja. Wydaje się to czymś nieprawdopodobnym i niemal absurdalnym, by takie ministerstwo w sytuacji zagranicznego wylotu takiej delegacji z Parą Prezydencką na czele i natowskimi generałami – NIE wiedziało, jakiego statku powietrznego użyto do podróży. Dopiero po kilkudziesięciu minutach (pierwszy news od Paszkowskiego właśnie o „prezydenckim jaku” dociera do TVN24 przed 9-tą, ale stacja ta ponoć wstrzymuje się z podaniem wiadomości do godz. 9.19, gdyż wcześniej nie ma potwierdzenia z drugiego źródła (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/02/efekt-motyla.html)) – w okolicach godz. 9.30 zaczyna być już mowa o „prezydenckim tupolewie”, choć na pasku w TVP Info (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/tvp-info-10iv-od-940.html), jeszcze o 9.40 podawana jest informacja o jaku-40. Oczywiście, nie tylko na początku nie wiadomo, CZYM delegacja leciała (i kiedy wyleciała, Paszkowski przecież najpierw mówi o godz. 6.50), jaka maszyna uległa katastrofie, ale nawet nie wiadomo, KTO dokładnie był na pokładzie i ile zginęło osób! Mówić się będzie nie tylko o innych urzędnikach kancelarii prezydenta (Sasin, Wierzchowski, Kwiatkowski itd. - TVP Info wymienia niektórych jeszcze o godz. 11.38!), ale nawet o J. Kaczyńskim. Dziś, w dobie nowoczesnych technologii, nie funkcjonują w Polsce instytucje przekazujące w momencie wylotu ostateczną listę osób, które rzeczywiście znalazły się na pokładzie danego statku powietrznego – i to w przypadku dyplomatycznej, zagranicznej delegacji? Wystarczy zwykły rejs cywilny, by nawet mysz nie weszła na pokład bez biletu i odfajkowania, a tu wylatuje z wojskowego, całkowicie kontrolowanego przez polskie specsłużby, lotniska delegacja prezydencka (i największa powojenna tragedia z udziałem tejże delegacji) i nikt z oficjeli w Polsce nie ma pojęcia, kto leciał, a kto nie leciał. To zaledwie początek tego chocholego tańca. Po drugie, po tragedii zarówno Bahr, jak i Sasin wcale nie zajmują się organizowaniem jakiegokolwiek sztabu kryzysowego tam na miejscu, tylko (po krótkiej krzątaninie na Siewiernym; Sasin, jak wiemy z filmu „Mgła”, przybywa w milicyjnej eskorcie z Katynia najprawdopodobniej po telefonie załamanego kompletnie Wierzchowskiego), udają się do Katynia, w sytuacji, w której już o 9.45 ludzie tam zebrani wiedzą o tragedii (czekają jedynie na jej ostateczne potwierdzenie, ale taki komunikat mógł przekazać przecież nawet ktoś z wojskowych), tam zaś Bahr staje z rozdziawioną paszczęką za Sasinem, który ogłasza łamiącym głosem to, co się na Siewiernym stało. Później znowu wracają na lotnisko, ale przecież nie po to, by zabezpieczać „miejsce wypadku” i zająć się procesem identyfikowania ciał ofiar, tylko by „się krzątać”. Sasin, nie wiedzieć zupełnie czemu, uznaje nagle, że musi wracać do Warszawy, tak jakby tam miał w obecnej, najtragiczniejszej chwili, jakiekolwiek pilne obowiązki. Zanim jednak wróci, przesiedzi jakiś czas po prostu w jaku-40, czekając na zgodę na wylot. Jest to kompletnie niezrozumiałe zachowanie, jak na najwyższego urzędnika kancelarii Prezydenta, który to Prezydent miał polec właśnie tam, na lotnisku, na którym czeka na arcypilny wylot do stolicy, Sasin. Do Sasina zresztą, jak wiemy z filmu „Mgła”, dzwoni z W-wy poruszony Duda, śledzący zamach stanu, jaki naprędce przeprowadzają ludzie gajowego, no i tenże Duda prosi, by Sasin z Wierzchowskim przynajmniej znaleźli ciało Prezydenta, na co Sasin odpowiada „Andrzej, nie jesteśmy w stanie... Nie damy rady tego zrobić”, wcześniej przyznawszy: „Ja widziałem mniej więcej te ciała, które leżały, które jakby można było zobaczyć. Natomiast pozostałe ciała były gdzieś wśród tych szczątków, gdzieś wymieszane z tymi fragmentami samolotu, czy gdzieś wręcz pod tymi fragmentami samolotu, więc po prostu stwierdziłem, że jest to niemożliwe, żeby dotrzeć do tych innych ciał”. Tymczasem należało przede wszystkim dopilnować, by zostało znalezione i zabezpieczone do czasu przybycia rządowego śmigłowca z Polski właśnie ciało Prezydenta i taki był psi obowiązek najwyższego urzędnika czy to kancelarii, czy to ambasadora Bahra. W rezultacie na pobojowisku zostaje całkowicie skołowany Wierzchowski, który i tak jest w stanie uczestniczyć tylko w identyfikacji ciała śp. L. Kaczyńskiego i śp. K. Doraczyńskiej, a potem już nie wytrzymuje psychicznie („bałem się potwornie, że nie będę mógł spać, bo będę miał przed oczyma te wszystkie...”, opowiada Wierzchowski w „Mgle”). Nie lepsza jednak sytuacja panuje nad Wisłą. Ciemniaków po prostu NIE MA. Wydarzyła się największa tragedia w powojennych dziejach Polski, ale nawet nie zostaje zorganizowana konferencja prasowa, na której ogłoszono by, jakie rząd zamierza wykonać ruchy, jak zostanie zabezpieczone miejsce, jakie ekipy zostają natychmiast wysłane, jakich wyjaśnień domaga się Polska od Rosji, jak będzie organizowana współpraca z Paktem w sprawie badania tragedii. Ciemniaków nie ma, zostawiają społeczeństwo polskie samopas i przyglądają się dalszemu biegowi wydarzeń (choć równocześnie bardzo skwapliwie zajmują się przejmowaniem „wakatów” po różnych urzędnikach poległych 10 Kwietnia w Rosji). Nie wylatuje natychmiast premier, nie wylatuje nawet żaden minister, nie startują żadne ratownicze helikoptery, przez pierwsze godziny NIE DZIEJE SIĘ NIC, powiedzmy otwarcie. Jak zresztą pamiętamy, Sikorski otrzymawszy pierwszą wiadomość dotyczącą tragedii, zastanawia się w ogóle, czy należy wszczynać alarm w kraju („czy stawiać w stan kryzysu całe państwo”) i jedynie wysyła sms-a do Tuska (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7761052,Sikorski_dzwonil_do_Jaroslawa_Kaczynskiego__Mam_straszna.html). Chyba trudno sobie wyobrazić świadectwo większej indolencji i głupoty ministra w tak tragicznej dla państwa i polskiego narodu, sytuacji. Już pomijam bowiem to, na ile rozpoznana jest cała ta sytuacja, także pod względem monitoringu ze strony odpowiednich służb. A propos tego ostatniego. Wczytując się w ten (znowu sprawiający przygnębiające wrażenie, jeśli chodzi o poziom intelektualny rozmówców), zamieszczony swego czasu przez „Wprost”, dialog wojskowych zajmujących się m.in. monitorowaniem lotu polskiej delegacji, można dojść do wniosku, iż gościenie tylko nie widzą, ale nawet nie wiedzą, co się dzieje (http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie-monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/). (Bez komentarza pozostawiam hasło „Witebsk też chyba jest na Białorusi”, bo tego nawet chyba by Bareja nie wymyślił, konstruując tego rodzaju scenę do jednej ze swych komedii). „Ppłk. Jarosław Z:No co, Heniu? Mjr Henryk G:No, wychodzi na to, że powinien, jak już chce koniecznie, to w Moskwie. Z: Ale dlaczego? Ale on ma zapasowe na Witebsk i ten… Witebsk i Mińsk. G.:Witebsk powiedział mi poprzednik, że jest nieczynne. A Mińsk ma taką samą odległość, jak do Moskwy. Z:No fakt. G.:I granica... Z:No tak. Bo tutaj, widzę, do Mińska jest 280 km. G.:No. Z:280, a Moskwa. G.:No, to jest jeden kraj, to bez problemu. Z:No nie. No o to chodzi. G.:Ja widzę z mapy, że taka sama odległość. Zresztą Putin ostatnio błyskawicznie przyleciał tam, bo oglądałem, śledziłem transmisję… Z:Czyli mówisz, że Witebsk jest nieczynny? G.:No, tak mi powiedział poprzednik. Zresztą, Witebsk też chyba jest na Białorusi. Z:Jest w Białorusi, oczywiście, że tak. Kolejna rozmowa 15 minut później, o godz. 8.52, a więc już po katastrofie, o której polskie służby jeszcze nie wiedzą: G.:Jeszcze na południu jest bliżej Briańsk i tam jest… no pogoda powyżej warunków. Z:Brańsk? G.:Briańsk, Briańsk. Briańsk. Z:BR G.:Briańsk. Z:No, słuchaj, zobaczymy… G.:To jest dużo bliżej od Moskwy.(…) To by leciał jakieś 40 min. Z:A no zobaczymy, bo ja póki co rozmawiałem z BOR-em. BOR na razie nie ma żadnej informacji. Ja tu poleciłem, żeby Okęcie… G.:Wiesz, jak nie wiem, czy Smoleńsk nie będzie ich tam kierował. Z:Całkiem możliwe. No słuchaj, no przecież to, to jest, to jest nasza głowa państwa. I oni też chyba chcą… chyba chcą, żeby tam był. G.:Dobra. To kogoś informujesz wyżej od nas? Z.:Nie, na razie nie, bo co, co, słuchaj. Ja nie mam tutaj wpływu i zobaczymy. Załoga podejmie decyzję. Ja im nic nie mogę sugerować tutaj. G.:A Galca? [gen. Zbigniew Galec, ówczesny dowódca Centrum Operacji Powietrznych – przyp. „Wprost”]. Z:No, na razie no co, Galec? Jak jeszcze będzie jaka, jakaś, jakieś… G.:Wiesz – jaka jest sytuacja. To wszystko… Z:Nie, oczywiście, że tak. Jak już coś będzie, jakiś pomysł, to wtedy. G.:No to weź sobie zapisz. Tam w sumie tak, jak ci mówiłem, w Moskwie jest ta… pogoda i ma się utrzymać, natomiast w Briański jest 2,5 widać przy zamgleniu 150 podstawa chmur niskich i prognoza jest, że to się w najbliższym czasie utrzyma do godziny 10. Z:No, ale jaka odległość do tego Briańska? G.:No, do Briańska to, to tak patrzę. Wizualnie… Z:Bo akurat mi tutaj mapa nie sięga… G.:No, jedna czwarta odległości trasy z Moskwy, ze Smoleńska do Warszawy. (…) Zeskanuj mapy. Briańsk jest na południe do Smoleńska. Dwadzieścia minut po katastrofie (08.59 – 09.04) Rozmowa dyżurnego operacyjnego Centrum Hydrometeorologii majora Henryka G. z Leszkiem K. z Centrum: K.:I on jest teraz w powietrzu, tak? G.:Powinien praktycznie lądować w tej chwili. Być może tam i Smoleńsk ich gdzieś kieruje. Ja powiedziałem operacyjnemu, że najbliżej jest Briańsk na południu i Moskwa. G.:Jeśli będą mieli jakieś pytania, no bo podejrzewam, że decyzję tam nad Smoleńskiem podejmują albo Smoleńsk ich gdzieś kieruje. K.:Yhyy, kurde, to tak że lotnisko do d... tam. G.:Ja tak sobie wiesz myślałem, że to jeszcze Niemcy budowali, bo ze Smoleńska szła ofensywa do Moskwy. K.:Yhyy, kurde. G.:Tam jakieś loty się odbywają, ale myślę, że to mniej więcej jak nasze Szymany chyba.” http://www.wprost.pl/ar/215934/Oficerowie-monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi/ Oczywiście dialog ten jest niepełny (nawet tu są zaprezentowane wybrane przez redakcję fragmenty – być może więc coś sensownego wycięto) i być może były też wtedy dialogi inne, o których mogłaby poszlakowo świadczyć informacja o wszczęciu alarmu ok. godz. 8.20 w polskich siłach powietrznych (http://lamelka222.salon24.pl/288843,alarm-8-20-proba-analizy). Gdyby do takiego alarmu (np. po otrzymaniu od lecącej delegacji jakiegoś komunikatu o zagrożeniu) faktycznie doszło, a gdyby go ktoś z władz polskich zwyczajnie wyciszył, mielibyśmy namacalny dowód, że w Polsce współdziałano z czekistami w przeprowadzeniu zamachu na osoby towarzyszące Prezydentowi i na samego Prezydenta, naturalnie. Byłoby to też zarazem potwierdzenie tego katastrofalnego stanu rzeczy, w którym Polska jest podbijana nie tylko przez wroga zewnętrznego, lecz i wewnętrznego. Już gorszego scenariusza wydarzeń dla jakiegokolwiek państwa nie można sobie wyobrazić, bo nawet kataklizm w postaci żywiołu pustoszącego jakieś terytorium zamieszkiwane przez ludzi nie prowadzi do takiej apokalipsy, jak takie działania dwóch wrogów. W przypadku kataklizmu ludzie mogą się zjednoczyć, by sobie wzajemnie pomagać – w przypadku podbijania państwa przez zewnętrznego i wewnętrznego wroga, samoobrona danego narodu jest nieustannie paraliżowana. Wróćmy jednak jeszcze na Siewiernyj. Kwiatowski w jednym ze swych publicznych wystąpień, stwierdził, że było ponad 100 trumien przywiezionych na lotnisko (http://www.youtube.com/watch?v=JcI98w_epOo). Jak pamiętamy, Szojgu pierwszego dnia wieczorem ogłosił, że znaleziono wszystkie 96 ciał ofiar i zostaną te ciała przetransportowane do Moskwy (jest też relacja pracownic pogotowia, które po przybyciu na miejsce zdarzenia miały się doliczyć ok. 90 ciał (http://freeyourmind.salon24.pl/234632,film-swiadkowie)). Mamy tu więc bardzo ciekawą i zapewne kluczową do obnażenia ruskiej maskirowki, sytuację, na którą na koniec pragnę zwrócić uwagę. Po pierwsze, wedle relacji takich świadków jak Wierzchowski i Sasin, nie było na Siewiernym widać ciał wszystkich ofiar (a i tak Ruscy wyjątkowo się spieszyli z tychże ciał ewakuacją – oczywiście bez jakiegokolwiek udziału w tych czynnościach polskich ratowników czy choćby lekarzy sądowych, którzy bezwzględnie powinni byli być wysłani przez rząd). Po drugie, przez następne dni „wydobywano” na „miejscu katastrofy” (ciekawe, jak to się odbywało, zważywszy na to, co widać było na materiałach z wrześniowej „Misji specjalnej”, no ale mniejsza z tym) ciała następnych ofiar, a ciał niektórych ofiar miano nie znaleźć w całości po długich dniach poszukiwań. Tymczasem, już 10 Kwietnia na Siewiernym ma być (jak można sądzić wypełnionych) ca. 100 trumien – co więcej, już tego dnia ogłasza się, że rodziny mają nazajutrz lecieć do Moskwy na identyfikacje (jak one wyglądały, to już pisałem (http://freeyourmind.salon24.pl/272972,identyfikacja)). Opara opowiada w „Mgle” tak: „Żołnierze, którzy zdejmują trumnę, którzy pakują zwłoki do trumien i stawiają na inne samochody (…) Na podłodze leżało trumien 10. Na 10 trumien kładli dodatkowe 10, a na te 10 dodatkowe 10”. Z kolei „raport komisji Burdenki 2” stwierdza wyraźnie (s. 104), że „o 16.20” znaleziono 10 Kwietnia „25 ciał ofiar” - żadnych innych liczb „raport” nie podaje, choć zaznacza, że już o 15.12 rozpoczęła się ewakuacja ciał ofiar (najpierw ich ewakuacja, a potem znalezienie? To tak jak ze stwierdzeniem: „wsie pogibli”, zanim zdążyły przybyć jakiekolwiek medyczne „brygady”). O godz. 19. Ruscy niby załadowują ciała do śmigłowca Mi-26, ale nie podają, ile ciał jest transportowanych. No więc było te 96 ciał ofiar w Siewiernym, czy nie było? A jeśli było, to jakie ciała z takim mozołem wydobywano na Siewiernym później przez tyle czasu? I jeśli było, to czemu nie doliczyli się ich od razu polscy świadkowie? Możliwe dlatego, że, jak moonwalker Wiśniewski, nie zostali dopuszczeni do „strefy zero”, która była... w innym miejscu. Niekoniecznie na Siewiernym. http://lamelka222.salon24.pl/288288,briansk-watki-smolenskie-cz-13
http://www.youtube.com/watch?v=ZrwQlS9IwXo&feature=related (Kopacz mówiąca o fotografiach wykonywanych podczas „zbierania ciał” i o analizowaniu fotografii z Arabskim) http://www.youtube.com/watch?v=h0KjUXOFiSM&NR=1 (inny wywiad z Kopacz; „w poniedziałek poleciało do Moskwy 116 osób; następnego dnia było 80 osób”) http://www.youtube.com/watch?v=ImcoKC79GJI&feature=related (m.in. wywiad z polskim dziennikarzem; nie tylko ciekawa angielszczyzna, ale też opowieść o informacji w Katyniu, którą jako pierwszy miał upowszechnić jakiś polski dziennikarz – chodzi o Batera?; no i polski dziennikarz z Katynia jako świadek katastrofy – niezłe, nie?) http://www.youtube.com/watch?v=JcI98w_epOo A. Kwiatkowski wspomina to, co się działo 10 Kwietnia i mówi o tym, że trumien było „chyba więcej” niż 100 http://www.youtube.com/watch?v=g4pqPqoQhNI&feature=related (początek relacji TVP Info godz. 9.38) http://www.youtube.com/watch?v=uygzScvx8Us&feature=related (relacja w TVP Info – o 10.18 materiały operatora towarzyszącego Kraśce, a niedługo potem materiał Wiśniewskiego; W. Pac (korespondent z Rosji) mówi (12'20''): „wszyscy pamiętamy historię z prezydentem Bierutem, który z Moskwy wrócił..., pojechał żywy do Rosji, a wrócił..., ale to jest zupełnie inna historia, która nie przekłada się na te zupełnie...” http://www.youtube.com/watch?v=g4pqPqoQhNI&feature=related (TVP Info od godz. 9.40) http://lubczasopismo.salon24.pl/katastrofa/post/207741,kiedy-sikorski-rozmawial-z-bahrem-kto-klamie |