Odlot delegacji z Okęcia i Andrzej Klarkowski | |
Wpisał: cyprian polak | |
28.03.2011. | |
Odlot delegacji z Okęcia i Andrzej Klarkowski 28.03.2011 cyprianpolak Z wywiadem z panem Andrzejem Klarkowskim doradcą śp. Prezydenta opublikowanym w środę ( 23 marca 2011) w „Naszym dzienniku”, zapoznałem się dopiero wczoraj [...] Naszkicowałem przed przeczytaniem go właśnie notkę w której pytam dlaczego urzędnicy z kancelarii prezydenta dopiero jesienią, w filmie „Mgła” mówią o słowach ruskich czekistów, skierowanych do nich, iż ci którzy pierwsi przyjeżdżają na miejsce wypadku w Rosji nie wracają żywi, a potem o tym dlaczego pan Mackiewicz krewny Marii Kaczyńskiej nie zdementował zaraz narracji opisującej prezydentową jako rozpoznawalną jedynie po charakterystycznej obrączce, jeśli miał zidentyfikować ciało bez problemu o czym wiemy dopiero dzięki niedawnemu przesłuchaniu Komisji Macierewicza ? Itd. I teraz dochodzi do tego ten „kwiatek”. Znów kolejne informacje na które się czeka, a które mogły być przedstawione kilka dni po 10 kwietnia. Wszyscy , którzy śledzą mord smoleński wiedzą że były hipotezy takie iż w ogóle samolot nie wyleciał z Polski. (Nie byłem bynajmniej w minimalnym nawet stopniu sympatykiem tej tezy, ale w świetle wiążących się z nią zdarzeń nikt kto szukał prawdy nie mógł jej odrzucić na sto procent.) Bardzo silnym asumptem do takiego twierdzenia był fakt że nie doczekaliśmy się żadnych materiałów telewizyjnych z pożegnania delegacji na Okęciu. W ramach powszechnego żałowania w pierwszych dniach po 10 kwietnia i wyciągania nawet jakich niepublikowanych wywiadów telewizyjnych pożegnanie delegacji i odlot winien być pokazywany na okrągło, a zwłaszcza sam moment przejścia trapem i znikania we wnętrzu samolotu prezydenta i prezydentowej. (Były tylko prezentowane zdjęcia z innego lotu i chyba jeszcze minimalny fragmencik z jakiegoś innego wylotu tylko z prezydentem na trapie, prezydentową, nie jestem pewien, ale może i były tylko zdjęcia). Nawet jeśli mainstreimowe media nie miały zamiaru pokazywać wsiadającej delegacji to po „katastrofie” przecież musiało być inaczej i na pewno tym filmem by się podzieliły. Potem wyszła kwestia rejestrowania przez urządzenie z wieży lotów na Okęciu startu samolotu i też miało się okazać niedostępne bo się skasowało, nie nagrało czy coś w tym rodzaju, mimo że pono nagrywanie to jest dublowane. Wreszcie kamera przemysłowa na Okęciu. Co rejestrowała i kogo, to też jest bardzo istotne po pierwsze w wypadku mniemanego braku w ogóle dojścia do startu samolotu, i czas rejestracji i dokładnie miejsce, miejsca. Czy tylko jedna kamera? Oczywiście nie interesuje mnie tu w najmniejszym stopniu jedyna interesująca dla mainstreamowych mediów narracja: Pilot i gen Błasik, tylko by zobaczyć tych ludzi, całą a przynajmniej jak najwięcej osób z delegacji , dowiedzieć się też w ten sposób o czasie startu samolotu. Wobec znalezionego kiedyś wpisu (chyba na smoleńsk-2010.pl) w którym autor twierdzi że ostatni raz prezydent był widziany był 8 kwietnia, to będąc ostrożnym od początku, wobec możliwej dezinformacji i sianiu zamętu, ale nie wykluczając żadnej hipotezy, uczulony byłem na informacje o tym. I cóż w jesieni jeszcze, natrafiam w „Gazecie Polskiej” na wywiad z Marta Kaczyńską w którym wspomina że ostatni raz widziała ojca dwa dni przed wylotem do Katynia. I natrafiam niedługo potem na inną publiczną osobę, która też widziała się z nim dwa dni wcześniej. W głowie w tym momencie w naturalny sposób włącza się czerwone światło. „Zobaczymy co będzie dalej” – myślę. No i natrafiam na jeden z wywiadów z Bielanem (chyba w ND) w którym opowiada że w czwartek późnym wieczorem z Lechem Kaczyńskim ustalili że w wyborczej prezydenckiej kampanii motywem przewodnim będzie pieśń o małym rycerzu. W czwartek wieczorem, a więc pozostaje nam tylko piątek i sobotni poranek ,a zatem już nie dwa dni. Czy ta informacja nie mogła być publicznie dostępna wcześniej? W ogóle kuriozalne jest że nie wiedzieliśmy kto, kiedy, w jaki sposób był koło prezydenta, przy prezydencie, zwłaszcza w ostatnich godzinach, widział go do momentu odlotu (oprócz przywołanego Andrzeja Klarkowskiego) ale o tym poniżej. A może coś w kwestii której dotyczy powyższe zdanie coś przeoczyłem? Przejdźmy do pana Andrzeja Klarkowskiego socjologa,, psychologa społecznego i jak przytoczyłem na początku doradcę prezydenta Lecha Kaczyńskiego (w kwestiach społeczno- gospodarczych). Relacja to jest niezwykle ważna bo nigdzie do tej pory nie było relacji osoby, która widziała ich wszystkich, (czy przynajmniej twierdzi że widziała) ogólnie cała delegację na lotnisku, zarówno na płycie, jak i na dworcu lotniska. Jest to dość niesłychane, zwłaszcza że minął prawie rok. Pan Klarkowski, jak mówi wiedział że jest bardzo dużo chętnych osób z ważnych instytucji, które chcą lecieć na uroczystość, choć nie znał dokładnej listy, ale Dopiero gdy pojechałem na lotnisko zobaczyłem kto na pewno poleci. Jak się okazuje pan Andrzej Klarkowski jest kolejną osobą która miała, lub chciała lecieć, a nie poleciała. Kilka tygodni przed wizytą sam chciałem lecieć do Katynia z prezydentem, ale gdy zauważyłem ilu jest chętnych(...) zrezygnowałem ze starań. Nie mógł jechać pociągiem? Był też pewny że nie będzie miejsca w tym rzekomo wypełnionym do ostatniego miejsca Tupolewie? A z innej strony czy ekspert nie powinien być ze swoim prezydentem w przypadku tak ważnej i równocześnie drażliwej wizyty. Służyć pomocą, ale i sam nauczyć się czegoś, obserwować, zwłaszcza jeśli jest psychologiem społecznym. Co mamy dalej? Wstałem bardzo wcześnie, na lotnisku byłem już około 6.10. Wylot był z tego, co pamiętam, o godzinie 7.23. (podkreśl. moje) A więc Klarkowski wymienia godzinę zgodną z powszechnie przyjętą narracją. Stenogram zapisów z wieży z otwartego mikrofonu (za Markowskim, S24, O 6:50:52 wieża wiedziała o starcie TU - dowód z wieży) 06:50:09 Dyspozytor/Kontroler Obszaru – Pawle Waleriewiczu, za 55 minut na ASKIL pierwszy Polak 0-31 PLF. Wynika z tego że Tu - wyleciał zgodnie z planem o 6.50. Mamy jednak naocznego świadka – co zrobimy? Ciekawe jest że godzinę przybycia na lotnisko podaje w taki sposób w jaki podaje się gdy opiera się tylko na swojej pamięci, potwierdzonej w swoim czasie dokładnym spojrzeniem na zegarek. Na lotnisku byłem już około 6.10. I tak się pamięta. Natomiast Wylot był z tego, co pamiętam, o godzinie 7.23 brzmi trochę dziwnie. Może się czepiam, ale czy nie powinien bardziej pamiętać odlotu niż przylotu tym bardziej że przybył przed czasem. Jednak kolejne zdanie jest jeszcze dziwniejsze. Od wczesnych godzin porannych byłem na lotnisku i czekałem na delegację. Klarkowski opisuje w innych miejscach że gdy przyjechał wszyscy już byli poza poza posłem Gosiewskim i prezydentem. Delegacja to jak rozumiem wszyscy jej uczestnicy a przynajmniej ogół. Tymczasem prawie wszyscy mieli być na dworcu lotniczym. Czy może delegacja to był tylko pan prezydent? Ale nie, Klarkowski mówi o przyjeździe prezydenta.. jako o przyjeździe prezydenta a nie delegacji. Równocześnie więc był na lotnisku około 6.10, gdzie była już prawie cała delegacja, a równocześnie od wczesnych godzin porannych był na lotnisku i na delegację czekał. A więc jeszcze przed wszystkimi. Poza tym Tu – 154 miał odlecieć z półgodzinnym opóźnieniem wedle oficjalnej narracji. Jednak Klarkowski nic o opóźnieniu się wylotu i spóźnieniu prezydenta nie mówi.- Rozmawiał Pan tego dnia z prezydentem? - Pan prezydent z ochroną przyjechał w ostatniej chwili i zamieniliśmy właściwie jakieś zdawkowe zdania. W ostatniej, to nie znaczy spóźnił się. Także z innych części wywiadu nie wynika że samolot miał opóźniony wylot. Cokolwiek zaskakuje mnie też następujący fragment - O której godzinie przyjechał gen. Błasik? – dokładnie nie pamiętam, ale wydaje mi się, że kiedy przyjechałem na dworzec lotniczy, to już na miejscu była cała generalicja. Mogli przyjechać już dużo wcześniej. (podkreśl. moje). Dlaczego tak wcześnie, no ale wydawało mu się, więc nie wiemy na pewno czy była nawet wedle jego relacji. Czy nie jest trochę dziwne że cała generalicja miała być już o 6.05 najpóźniej, ale i ta godzina jest zbyt późna bo ich nie widział, a więc już pozajeżdżali, ulokowali się, trudno żeby zjechali równocześnie. Więc ile wcześniej? Pierwsi pół godziny przynajmniej, bo jeśli to nie był określony czas przybycia trudno aby przybyli wszyscy naraz. Jednak uzupełniające zdanie jest jeszcze dziwniejsze. Dużo wcześniej, to znaczy ile? Dużo to znaczy.. dużo.. już dużo wcześniej, więc to brzmi jakby to była godzina co najmniej. Albo półtorej. Dlaczego tak wcześnie? Nie dziwi to zupełnie pana Andrzeja Klarkowskiego - Nic z tego co pan widział, jakoś nie zwróciło Pana uwagi, nie wywołało niepokoju? – Niepokoju raczej nie. Natomiast to zróżnicowanie udających się do Katynia osób..(...).. wzbudziło we mnie skojarzenie z „Weselem” Stanisława Wyspianskiego ( Z „Wesela” to raczej chocholi taniec, ale on zaczął się trzy godziny później i trwa do dziś - dop. mój). Najpierw dziwiliśmy się iż dziennikarze przybyli blisko trzy godziny przed wylotem Tu, a teraz mamy całą generalicję, która mogła przyjechać już dużo wcześniej przed Klarkowskim, który było około godziny 6.10. ??? Głównodowodzący Sił Zbrojnych RP jest na miejscu przynajmniej na godzinę przed planowym wylotem, a półtorej godziny przed mniemanym faktycznym, przynajmniej bo mógł przyjechać już dużo wcześniej. Po co? Aby posiedzieć dwie godziny na ten przykład w sali odlotów. Tyle głównodowodzący sił zbrojnych ma wolnego czasu. Bo już prezydent jak wiemy przyjechał w ostatniej chwili. Tradycyjnie zapracowany by też Przemysław Gosiewski. Dobrze pamiętam też, jak wpadł na dworzec Przemek Gosiewski, który wyglądał na bardzo zapracowanego. Dziwi mnie też inna uwaga . Chciałem porozmawiać chwilę z Krzysztofem Putrą i zorientowałem się , że wszyscy marszałkowie byli w saloniku na górze. Więc nie porozmawiał? Skoro się zorientował to dlaczego nie? Przecież nie sądził że porozmawia z marszałkiem Putrą dopiero wtedy gdy wpadną na siebie w drzwiach. Będzie go musiał odszukać. Zresztą wszyscy marszałkowie to dwóch marszałków, pozostali to wicemarszałkowie i tak wydaje mi się powinien rozdzielić. Ci wszyscy marszałkowie siedzący osobno w jednym miejscu, jak jakaś kasta do mnie nie przemawiają. Ale cóż może tak było. Bardziej konsternuje mnie następne zdanie . Generalicja natomiast była w innym miejscu. Pamiętacie państwo Bahra i kogo tam jeszcze? Ciała natomiast były w innym miejscu. Może jestem przeczulony, ale chyba nie tylko ja gdy ktoś pisze w sprawie Smoleńska że coś, ktoś był w innym miejscu. Jak przeczytałem to zdanie odruchowy dreszcz przebiegł mi po plecach. Dziwię się ze pan Klarkowski nie ma urazu w przypadku takiego sformułowania używając go skoro 10 kwietnia jest dla mnie również osobistym przeżyciem. Dlatego niezwykle trudno mi o tym mówi i czynię to bardzo rzadko. Klarkowski odnotował także że rozmawiał w sumie z trzydziestoma dziewięcioma osobami. Tu jak widzimy jest bardzo dokładny. ( chociaż z nazwiska wymienia sześć osób). Zaskakuje też inny opis. Gdy wchodziłem do dworca lotniczego, był tam taki niesamowity tłok, że ludzi odpowiedzialni za kontrolę pasażerów błyskawicznie ich odprawiali. Niespełna stuosobowa delegacja robiła taki wielki tłok że aż obsługa szybko ich odprawiała. Co najmniej jakby przedstawiciele całej Polski się zjechali. Wszystkie stany, burmistrzowie i rajcowie, itd. Przepraszam za ironię w tym miejscu, ale ten opis.... no właśnie co o nim sądzić. Samoloty często odlatują pełne, także z Okęcia, zwykle pasażerów z załoga jest więcej niż 96 , a tu niesamowity tłok. Dalej Pamiętam jak hala odlotów zapełniała się tłumem ludzi. Pamiętam studenta który rozpoczynając studia udał się pierwszy raz do filharmonii i potem na lewo i prawo opowiadał z podnieceniem jak to tam jest i jakie to wszystko duże i piękne. No, ale pan Klarkowski nie był pierwszy raz na lotnisku. Symptomatyczna jest i istotna jest szczególnie ta informacja. Byłem jedyna osobą, która nie leciała, nie licząc osób odpowiedzialnych za organizację. To znaczy? Dlaczego on, zwykły doradca był taką jedyną osobą? I czyż nie powinniśmy wcześniej, powtórzę to jeszcze raz, poznać relacji osoby , która jako jedyna etc. Dlaczego inne osoby nie odpowiedzialne za organizacje tam się nie pojawiły. Dlaczego Klarkowski był tam taki rara avis? Istny biały kruk. Nie było delegacji z kancelarii prezydenta, innych delegacji, które żegnały ważne osobistości? Tyle słowa Andrzej Klarkowskiego, choć w wywiadzie można znaleźć i inne interesujące rzeczy, choć bardziej w niuansach, taki obraz proponowany przez niego przemawiający do niektórych serc i umysłów, rysy postaci jakby wedle zapotrzebowania części społeczeństwa: skupiony mąż stanu Kaczyński, powiewna i promienna Kaczyńska. Może to przypadek, ale... Mamy jeszcze też narrację dotyczącą jego wątpliwości co do tej maszyny (ogólnie, nie na ten moment) która kieruje bezkrytycznego czytającego w kierunku jasnym i prostym. Każdy kto będzie pisał o czasie wylotu Tu będzie musiał odnieść się do relacji pana Klarkowskiego. Pytanie brzmi czy pan Klarkowski mówiąc o czasie odlotu mówi prawdę, kłamie świadomie, czy też myli się po prostu i rzeczywiście zapamiętał błędny czas. Zapamiętał błędny czas bo mu go wdrukowała posmoleńska narracja? Jeśliby samolot się spóźnił czy nie napisałby o tym skoro przytacza tyle różnych opisów? Jeśli podaje że prezydent przyjechał w ostatniej chwili to znaczy że o czasie, ostatnia chwila w przypadku prezydenta znaczy że przybył jeszcze o zaplanowanym czasie tuż na jego końcu, nikt bowiem nie powie że samolot „prezydencki” miałby odlecieć bez swojego głównego pasażera, a to by znaczyło ową „ostatnią chwilę” w innym znaczeniu niż przybycie jeszcze o czasie. A może kłamie nie ze złej woli, ale dlatego iż wie że jeśli powiedziałby iż samolot odleciał o 6.50 to zacząłby się niezły młyn, a on może byłby następny w kolejce do podzielenia losu ofiar wypadków, samobójcy, i ofiary ojcobójstwa. Tego nie wiem, ale to co czytam w wywiadzie nie wzbudza mojego zaufania, więc akurat strachu tylko nie muszę mu przepisywać. Oprócz rozwiania mało prawdopodobnej (ale jednak trzeba ją rozwiać) kwestii wylotu Tu w ogóle relacja takiego świadka jak Klarkowski jest niezwykle istotna w gdy idzie o czas odlotu, sprawę jedną z kluczowych (jak się wydaje) w przypadku tego śledztwa. No i trzecia niezmiernie istotna sprawa to ta czy cała delegacja wsiada do jednego samolotu Tu-154 i nim odleciała, inaczej mówiąc czy mamy na to iż wszyscy wraz z prezydentem wsiedli do jednego samolotu i ten samolot wzbił się w powietrze (to co było dalej na razie zostawmy). Mamy tu świadka, który podaje iż: - Samolot odleciał o czasie zgodnym z przyjętą narracją. - Widział że cała delegacja wsiadła do jednego samolotu (choć oczywiście nie mówi tego wprost , bo też nie ma o tym mowy w wywiadzie, dziennikarz nie drąży takich kwestii) - Widział iż samolot wystartował i odleciał (nie było więc możliwości zmiany przesadzenia części pasażerów do Jaka Relacja jednego świadka, nawet gdyby wydawałby się najwiarygodniejszy (a tego w przypadku pana Klarkowskiego moim zdaniem nie ma) nie wystarczy aby przyjąć wersję oficjalną o jednym samolocie i czasie wylotu. I tutaj jestem znów bardzo wkurzony. Głowimy się od roku. Czy nie można dotrzeć do ludzi z Okęcia, różnych, nawet sprzątaczki, czy to tak trudno?! Czy ich wciągnęła czarna dziura? Chyba można by upewni się na podstawie rozmów, ale i rożnych śladów, które muszą być na lotnisku co do prawdziwego czasu odlotu, lub dotrzeć tutaj do manipulacji czy fałszerstw. Gdzie są dziennikarze śledczy? Nie mówię o mainstreamowych, ale czy niezależni nie mogą dotrzeć do tak banalnych rzeczy jak rozmowa z panią Kasią sprzątaczką, która wtedy sprzątała na dworcu? Sprawdzić czy nie było żadnych telewizji, które filmowały jednak odlot (zawsze mógł się przydać, choćby po to żeby śmiesznie pokazać prezydenta, prawda?). Czy ludzie z kancelarii prezydenta nie powinni nakręcić odlotu, z wsiadaniem itd., z panorama na różne osobistości? Tak samo wojskowi – odlatywało całe dowództwo, czy nie powinno być pamiątki? Gdybym mieszkał w Warszawie to sam bym udał się już jutro na Okęcie i próbował się czego dowiedzieć. Wkurzające jest też to na dłuższą metę że redakcje ND, GP nie badają nadal tych wątków, które dla wielu blogerów są bardzo istotne. Pytanie, uważają że są nieistotne, wolą tego nie ruszać? Chwała ND za ten wywiad, ale równocześnie bardzo jestem ciekaw czy dziennikarzowi ND wszystko tu gra, czy w ogóle zastanawiał się prywatnie nad dezinformacją dotyczącą czasu wylotu, więcej niż jednego samolotu, brakiem materiału z odlotu, brakiem świadków? Tak dalej być nie powinno. Jeśli nawet nie chciały drążące Smoleńską tragedię gazety tyka wprost spiskowej teorii dziejów to powinny do tej pory przynajmniej uzbierać materiał w ramach „wspominania” i dotrzeć nawet do wspomnianej sprzątaczki pani Marysi, aby potwierdziła że na dworcu byli ci wszyscy ludzie, powiedziała co pamięta o czasie odlotu, może przypatrywała się jemu, czy było spóźnienie. Nawet zwykły pracownik na pewno był pod wrażeniem takiej wyjątkowej delegacji i spóźnienie czy jego brak musiał mu utkwić w pamięci. Mamy kasjerów, kelnerki, itd. No i przede wszystkim byli, jak napisał Klarkowski osoby odpowiedzialne za organizację, gdzie są rozmowy z nim , nagrane przez nich materiały choćby telefonami komórkowymi. No i jeszcze jedno rodziny ofiar. Nie było ani jednej na lotnisku? Jesteśmy duchowo z nimi , wspieramy ich i nie wiemy tego? Przecież tuż przed odlotem gdy wiadomo było że wszyscy są na pokładzie na pewno niejeden z nich dzwoni lub wysyłał sms do rodziny. Więc mamy te esemesy, mamy bilingi osób odbierających, nie mówiąc o tym że niejedna osoba na tej podstawie musi pamiętać ( z rodzin) o której by faktyczny wylot. Wyważamy otwarte drzwi? Co jest grane? A może i nawet niektórzy bardzo wzięci blogerzy prowadzą śledztwo w przez nich wiadomym kierunku? Mam nadzieję że tak nie jest. Niemniej mamy tam fakty – przywoływane komunikaty z wieży, przytaczana dezinformacja podobna pozostałej dezinformacji – również fakty. A sam wywiad z panem Andrzejem Klarkowskim dezawuujący odlot o 6.50. dwa samoloty, czy wreszcie w ogóle brak wylotu Tu , jak go analizowałem, jego słowa, nie wzbudzają, mojego przynajmniej, zaufania. |