A "Caravana" idzie dalej | |
Wpisał: Aleksander Ścios | |
31.03.2011. | |
A "Caravana" idzie dalejPOLITYCZNA AGENTURA WPŁYWU - PARTIA INTERESU[tak mi się jakoś skojarzyło z nowym polowaniem z nagonką w sprawie Elektrowni Jądrowych. PO poprzednim pewien Jacek M. miał spore kłopoty ze spłacaniem jurgieltu „sponsorom”. Może się odkuje? MD] „Caravana” idzie dalej
Aleksander Ścios http://bezdekretu.blogspot.com/2011/03/polityczna-agentura-wpywu-partia.html
"Służba Bezpieczeństwa może i powinna kreować rożne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, musza być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityka." – mówił Czesław Kiszczak w lutym 1989 rok, podczas posiedzenia kierownictwa MSW. Lektura dokumentów SB z lat 1988-1990 pozwala stwierdzić, że cały proces „ustrojowej transformacji” był wspomagany przez bezpiekę. Jeszcze zanim rozpoczęły się rozmowy okrągłego stołu, instrukcje SB wskazywały na potrzebę „wspierania zwolenników konstruktywnego nurtu opozycji w naszym kraju" kosztem "wyhamowania najbardziej agresywnych inicjatyw podejmowanych przez ekstremistów". W dokumencie gdańskiej SB ze stycznia 1989 r zatytułowanym "Problemowy plan działania" jest mowa o tym, że w związku z istniejącymi podziałami w strukturach przeciwnika należy "ofensywnie wykorzystywać posiadane już osobowe źródła informacji oraz nawiązać dialogi operacyjne zwłaszcza w strukturach zwolenników nurtu umiarkowanego". Miały one czynnie wspierać "reformatorskie poczynania władz polityczno-państwowych". Centralną operacją SB w tym zakresie było "Żądło" ukierunkowane na kontrolę operacyjną Komitetu Obywatelskiego. Specyfiką polskiego życia politycznego po roku 1989, była mnogość partii politycznych. Tylko niektóre z nich odegrały później istotną rolę. Jednym z ugrupowań powstałych w tym okresie, był Kongres Liberalno - Demokratyczny. Choć sama partia należy już dziś do przeszłości, gdyż zakończyła swój byt w roku 1994, to jej liderzy - Donald Tusk, Janusz Lewandowski, Jacek Merkel czy Jan Krzysztof Bielecki odegrali w polskiej polityce ważne role, a wielu z ludzi KLD jest nadal aktywnymi uczestnikami życia publicznego. Dlaczego właśnie KLD ma być partią, na którą warto zwrócić uwagę, pisząc o agenturze wpływu? Warto na początek przytoczyć wypowiedź posła UPR, Lecha Pruchno-Wróblewskiego, członka tzw. komisji Ciemniewskiego, badającej w 1992r. sposób wykonania uchwały lustracyjnej: ,, Istnieją pewne powiązania finansowo-polityczne pomiędzy KLD, a komunistami. Mógłbym na ten problem spojrzeć przez pryzmat moich doświadczeń z komisji lustracyjnej, gdzie te wątki także się pojawiały. Tam te związki widać. Obowiązuje mnie jednak tajemnica, ale gdyby nie to, mógłbym niektóre przykłady podać. Podałbym także informacje, które dotyczą tego ścisłego związku, nawet personalnego, pomiędzy niektórymi członkami KLD i to wcale nie z peryferii tego ugrupowania, z niektórymi osobami, których przeszłość do świetlanych nie należała. (...) Uzyskiwanie kredytów „na telefon”, o czym wiem i są na to dowody, to wzajemne przenikanie się biznesu, nomenklaturowego i powiązanego z KLD - to przecież zasługa m.in. rządów pana Bieleckiego.” O jakich powiązaniach mówił poseł Wróblewski, którego wiedza w roku 1992 była zapewne mniejsza od tej, jaką posiadamy obecnie? Nie uzyskamy tych informacji z protokołów posiedzeń komisji Ciemniewskiego, ponieważ do tej pory pozostają one tajne i żaden marszałek Sejmu nie zdecydował się na ich publikację. O początkach KLD możemy dowiedzieć się z artykułu „Gazety Polskiej” z roku 2007, zatytułowanego „Don Null” Czytamy tam m.in.: „ Kim jest towarzystwo polskiego lidera elegancji (chodzi o D. Tuska.)? By się tego dowiedzieć, nie musimy opuszczać hotelu Marriott. Przeniesiemy się tylko z sali balowej na 18. piętro (i o dwa lata wstecz). 1990 r. – na 18. piętrze Marriotta mieści się apartament wynajmowany przez Wiktora Kubiaka, służący mu jako biuro firmy Batax. O Wiktorze Kubiaku będzie wkrótce głośno, jako o sponsorze musicalu „Metro”, lansującym skutecznie Edytę Górniak (brzmi elegancko). Ale póki co apartament Kubiaka to miejsce spotkań liderów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Czy to oficjalne biuro, czy nieformalnie użyczany przez przyjaciela lokal, mało kto dziś już pamięta. W każdym razie Donald Tusk i Paweł Piskorski czują się tu jak u siebie w domu. Wiktor Kubiak jest w ich otoczeniu kimś szczególnym. Podczas programowej narady twórców KLD w Cetniewie ląduje helikopter z Kubiakiem, który w asyście liderów tej partii pozdrawia głowiących się nad programem liberałów i po odebraniu honorów odlatuje.(…) Tajemniczość potęguje fakt, że Kubiak to obywatel szwedzki. Absolwent ekonomii i prawa wyjechał tam w 1965 r. „W Szwecji zajmowałem się biznesem. Nigdy nie pracowałem dla innych. Pośredniczyłem, organizowałem kolekcje mody, zajmowałem się transportem” – czytamy. Od 1986 r., mając szwedzki paszport, Kubiak robi interesy w PRL. Dalej dowiadujemy się, że Kubiak to przedstawiciel firmy Batax Ltd. z siedzibą na pięknych Bahamach, zajmującej się bankowością oraz właściciel przedsiębiorstwa zagranicznego Batax PZ. Gdy chodzi o politykę – honorowy członek Kongresu Liberalno-Demokratycznego, z którego nadania został pełnomocnikiem ministra ds. przekształceń własnościowych Janusza Lewandowskiego w sprawie Thomson-Polkolor. Także „New York Times”, pisząc 12 kwietnia 1992 r. o sponsorze „Metra”, zauważa, że Kubiak finansował KLD.” W maju 2008 roku Krzysztof Wyszkowski zamieścił na swoim blogu artykuł, opisując szczególne związki, jakie łączyły Wiktora Kubiaka z liberałami spod znaku KLD: „Dzisiaj wydaje mi się, że Tusk bardzo wcześnie zorientował się w roli tajnych służb w „transformacji” PRL w III RP i, co odróżniałoby go od większości ludzi Solidarności, którzy za głównego animatora „transformacji” uważali SB, dostrzegł fundamentalną rolę WSW/WSI. Przypuszczenie to wyprowadzam m.in. z bardzo bliskich stosunków, nawet przyjaźni, jaką nawiązał wówczas z Wiktorem Kubiakiem, wybitnym agentem WSW. Ten bliski współpracownik Grzegorza Żemka, znanego jako „mózg” afery FOZZ, w latach 80. zajmował się nielegalnym transferem z Zachodu urządzeń elektronicznych objętych zakazem eksportu do krajów komunistycznych. W tym czasie zwerbowano do biernej współpracy przy odbiorze oficjalnie prywatnych paczek z żywnością, w których ukrywano np. układy scalone, liczną grupę osób, które następnie znalazły się w elicie polityczno-kulturowej III RP. Część z tych ludzi przyczyniła się do sukcesu KLD. W r. 1989 Kubiak objawił się, jako ktoś zupełnie inny – biznesmen zainteresowany wspieraniem środowisk politycznych. Ofiarowywał swą pomoc np. ś.p. Michałowi Falzmanowi, działaczowi Solidarności i członkowi redakcji pisma „CDN – Głos Wolnego Robotnika”. Falzman wyczuł z kim ma do czynienia i odrzucił propozycję. Tusk, który albo tego nie wyczuł, albo mu to nie przeszkadzało, przyjął pomoc. Za objaw zawarcia kontraktu można zapewne przyjąć moment, w którym „Przegląd Polityczny”, z wydawanego metodami podziemnymi brudzącego palce biuletynu, przeobraził się w eleganckie pismo drukowane na kredowym papierze, a KLD wprowadził się do nowych biur, do których wniesiono nowiutkie czarne meble. Współpraca rozwijała się znakomicie – Tusk organizował spotkania KLD w zajmującym całe piętro biurze Kubiaka w Hotelu Mariott, a Kubiak w fotelu pełnomocnika ministra prywatyzacji. Firma „Batax”, której WSW używało do operacji na Zachodzie, cieszyła się pełnym zaufaniem Tuska. Szkopuł w tym, że WSW nie była służbą suwerenną, a tylko oddziałem GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. Co wiedzieli agenci WSW/WSI, wiedzieli również Rosjanie. Trzymanie pieczy nad młodymi talentami politycznymi, którzy w rekordowo szybkim tempie znaleźli się w elicie władzy III RP, z pewnością było zadaniem, którego nie zlekceważyli.” Kim był Wiktor Kubiak? Jego nazwisko i opis działalności znajdziemy w Raporcie z Weryfikacji WSI. Firma „Batax”, której założycielem był Kubiak pełniła ważną rolę w strategii wywiadu wojskowego PRL. To poprzez nią, w latach 80. prowadzono nielegalne operacje finansowe polegające m.in. na dokonywaniu zagranicznych operacji bankowych typu „PORTOFOLIO” i „AKREDYTYWA”, przynoszących zyski rzędu 40% rocznie. Źródłem finansowania były m.in. fundusze Central Handlu Zagranicznego; przebieg niektórych z tych operacji znamy dzięki agenturalnym materiałom dotyczącym Grzegorza Żemka. Jedną z nich (do dziś nie w pełni wyjaśnioną) była operacja udzielenia BATAX-owi kredytu w wysokości 32 mln USD przez Żemka działającego w imieniu BHI (filia Banku Handlowego) w Luksemburgu, gdzie pełnił rolę dyrektora komitetu kredytowego. Również na terenie Polski wywiad i jego tajni współpracownicy w krajowych przedsiębiorstwach zakładali wspólne interesy. Jednym z nich było kasyno w warszawskim hotelu Mariott. Otworzył je LOT wspólnie z utworzoną w Chicago firmą ABI. W interesie pośredniczył Kubiak i jego firma BATAX, na której konto ABI przekazało milion dolarów. Skąd, zatem człowiek, o tak jednoznacznych związkach z PRL- owskim wywiadem w towarzystwie „liberałów”? Jaka była rola Wiktora Kubiaka, współpracownika Zarządu II Sztabu Generalnego w powstaniu KLD, jeśli możemy słusznie przypuszczać, że spełniał wobec założycieli tej partii rolę hojnego sponsora? W tym samym czasie, spotykamy w środowisku KLD innego człowieka, który odegrał równie ważną i inspirującą rolę. Chodzi o Jacka Merkla. Jego nazwisko figuruje w archiwach TW-k, (nr rejestracyjny 4077-89445, nr archiwizacji l8432/I-k. Miejsce złożenia akt wydz. III Biura Ewidencji i Administracji UOP. Nr mikrofilmu 18432/1. Sprawa prowadzona przez KW MO Gdańsk oraz wydz. XI dep. I (wywiad) Warszawa). Materiały i mikrofilmy zniszczono w styczniu 1990 r., a więc w kilka miesięcy powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego. Wydział XI Departamentu I SB MSW zajmował się kontrolą łączności między podziemiem w kraju i placówkami „Solidarności” zagranicą. Przeznaczony był do walki z „dywersją ideologiczną”, a po wprowadzeniu stanu wojennego zyskał nową formułę (będąc jednocześnie wywiadem i kontrwywiadem) stając się, obok Biura Studiów MSW, „okrętem flagowym” MSW. W latach 80. Wydział XI prowadził działania na terenie państw zachodnich (głównie Europa Zachodnia. Na jego czele stał płk Aleksander Makowski, późniejszy partner biznesowy Jacka Merla. Bezpośrednim przełożonym płk Makowskiego był gen. Władysław Pożoga, a efekty pracy Wydziału XI Dep. I przekazywano bezpośrednio do KGB. Sam Merkel, w 1989r. brał udział w obradach "okrągłego stołu", negocjując rejestrację "Solidarności". W 1990 roku odpowiadał za zorganizowanie II Krajowego Zjazdu NSZZ "Solidarność" w Gdańsku.. Następnie został szefem sztabu wyborczego Lecha Wałęsy. Po jego zwycięstwie wyborczym, do 12 marca 1991 r. był ministrem stanu do spraw bezpieczeństwa narodowego w Kancelarii Prezydenta RP. Dwukrotnie Jacek Merkel zasiadał w Sejmie. W latach 1989-91 z ramienia OKP i w latach 1991-93 jako członek Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Merkel był członkiem Prezydium Rady Krajowej KLD i szefem kampanii wyborczej w 1993 roku. Od zjednoczenia Unii Demokratycznej i KLD był członkiem Rady Krajowej Unii Wolności. Opis późniejszej działalności Jacka Merkla, znajdujemy na stronie 108 Raportu z Weryfikacji WSI.: „W 1995 r. Mohammed Al-Khafagi, wraz z Jackiem Merklem i Januszem Baranem założył firmę „Caravana” Polsko-Arabska spółka z o.o. Według informacji zgromadzonych przez WSI firma ta miała być założona za aprobatą generałów: H. Jasika i G. Czempińskiego. Z informacji Zarządu KW UOP dla WSI wynikało, że M. Al-Khafagi ma powiązania z irackimi służbami specjalnymi. Natomiast według ustaleń poczynionych przez ppłk. Słonia - Jacek Merkel „posiadał naturalne dotarcie” do polityków Unii Wolności i niektórych urzędników kancelarii Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego. Kontakty te współwłaściciel firmy „Caravana” Mohammed Al-Khafagi starał się wykorzystywać do zapewnienia sobie bezpieczeństwa osobistego. Według WSI Jacek Merkel (w dokumentach operacyjnych nazwano go „Bankierem”) działał z inspiracji UOP: „UOP realizuje wobec Bankiera przedsięwzięcia, które są kontrowersyjne. Budzą wątpliwości również z powodu celu, który ma być osiągnięty. Bankier zbudował sobie pozycję w sferze interesów i pełni rolę „spinacza” grup interesów o różnych rodowodach. Prowadząc działalność gospodarczą Bankier nawiązał kontakty polityczne przydatne dla aktualnych decydentów (w tym zagraniczne). (...) Osoba Bankiera może być „kluczem” do zrozumienia określonych zjawisk gospodarczych, które występują na naszym rynku telekomunikacyjnym i zbrojeniowym. Jest osobą „operacyjnie” interesującą.” Powstaje zasadne pytanie – czy udział tych dwóch ludzi: Wiktora Kubiaka i Jacka Merkla, związanych z komunistycznym wywiadem PRL w powstaniu KLD, można przypisać zbiegowi okoliczności, - czy też mamy do czynienia z przykładem działalności agentury wpływu, inspirującej powstawanie nowej partii? Wśród wielu partii, tylko Kongres Liberalno Demokratyczny dysponował od początku dostatecznymi środkami, by zorganizować struktury partii i przeprowadzić w roku 1991 udaną kampanię wyborczą do Sejmu. Po wyborach politycy tej partii współtworzyli rząd, na którego czele stanął Jan K.Bielecki. Wśród członków tego rządu znajdowało się ośmiu TW, z tak charakterystycznymi postaciami na czele, jak Andrzej Olechowski (TW MUST) i Michał Boni (TW ZNAK). Środowisko KLD ( poza licznymi aferami gospodarczymi) odegrało również istotną rolę polityczną, współuczestnicząc w zamachu na rząd Jana Olszewskiego, dzięki czemu skutecznie zablokowano przeprowadzenie lustracji wśród polityków. POLITYCZNA AGENTURA WPŁYWU (5) – W SŁUŻBIE III RP „Niezależnie od tego, że udział w tym przedsięwzięciu bierze szereg osobistości politycznych o życiorysach związanych z opozycją wobec PRL, to zarówno Andrzej Olechowski, główny animator Platformy (zarejestrowany tajny współpracownik kontrwywiadu zagranicznego PRL), jak i jego bezpośrednie zaplecze intelektualno-organizacyjne w postaci funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych (generałowie Petelicki i Czempiński) oraz grupa finansowego wsparcia (Business Centre Club, gdzie czołową rolę odgrywają byli pracownicy biur radców handlowych PRL-owskich ambasad) kojarzeni są z komunistycznym wywiadem - dawnym I Departamentem MSW. Platforma Obywatelska nie jest wyłącznie ekspozyturą "jedynki", ale w rękach realnej grupy kierowniczej stanowi użyteczne, w dużym stopniu kontrolowane narzędzie realizacji jej ekonomicznych interesów.” – z wypowiedzi Ludwika Dorna dla "Nowego Państwa" (z 2.03.2001 r.) Korzeni Platformy należy szukać na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy ówczesny prezydent Lech Wałęsa powołał na szefa rządu J. K. Bieleckiego z marginalnej wówczas partii o nazwie Kongres Liberalno-Demokratyczny.. W powstaniu KLD, o czym pisałem już w poprzedniej części, istotny udział mieli ludzie związani z wywiadem PRL – Wiktor Kubiak i Jacek Merkel.. To najprawdopodobniej dzięki finansowemu wsparciu Kubiaka, młodej „partii liberałów” udało się szybko osiągnąć polityczny sukces. Tak opisuje ten związek Krzysztof Wyszkowski Jak na partię, która głosiła „pragmatyczny liberalizm”, potrzebę prywatyzacji i wolnego rynku oraz postulowała szybką integrację Polski ze strukturami zachodnimi i ostrożnie przeprowadzaną dekomunizacją, w szeregach KLD spotykamy szczególnie wielu tajnych współpracowników bezpieki. W przekazanym Sejmowi 4 czerwca 1992 r. wykazie agentów wymienia się jako TW: Michała Boniego, Władysława Reichelta z Poznania (ps. "Adam") i Herberta Szafrańca (ps. "Grażyna").TW byli również wśród parlamentarzystów Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, którzy zaraz po wyborach utworzyli z KLD wspólny klub Polskiego Programu Liberalnego: Tomasz Holc (ps. "Zenek") i Jan Zylber (ps. "Roman"). W KLD-owskim gabinecie Krzysztofa Bieleckiego, Michał Boni był ministrem pracy. Dyplomacją kierował tam Krzysztof Skubiszewski, współpracownik wywiadu o pseudonimie "Kosk", a resortem współpracy gospodarczej z zagranicą - Dariusz Ledworowski, agent wywiadu, o pseudonimie "Ledwor". Ten ostatni, w 2001 r., znalazł się w gronie założycieli PO. W rządzie Bieleckiego, na stanowisku sekretarza stanu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą zaczynał swoją polityczną karierę Andrzej Olechowski – TW Departamentu I SB MSW,. W jego przypadku, mamy do czynienia z klasycznym przykładem kariery, jaką po 1989 roku robili ludzie komunistycznego wywiadu. Andrzej Olechowski podjął współpracę w wywiadem PRL w 1972 r. (rejestracja 4 listopada 1972). Wywiad załatwił mu w 1973 roku pracę w sekretariacie Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju - UNCTAD w Genewie, gdzie był zatrudniony do 1978 roku. Po powrocie do Polski podjął pracę jako adiunkt w Instytucie Koniunktur i Cen, a po uzyskaniu stopnia doktora (1979) został kierownikiem Zakładu Analiz i Prognoz, gdzie zapisał się do „Solidarności”. W roku 1982 roku, Olechowski znów wyjechał pracować do UNCTAD. W tym czasie jego oficer prowadzący Gromosław Czempiński został oficjalnie sekretarzem ambasady PRL w Szwajcarii. Współpraca tych dwóch trwała również w III RP. W czasie spełniania swoich zadań zagranicznych TW „MUST” został „wypożyczony” II Departamentowi SB MSW, czyli kontrwywiadowi. W latach 1985-87 prowadził działalność agenturalną w Banku Światowym w Waszyngtonie. Po powrocie do Polski, od 1987 r. został doradcą prezesa NBP, następnie, w 1988 dyrektorem Biura ds. Współpracy z Bankiem Światowym. W latach 1989-91 był pierwszym wiceprezesem NBP, w latach 1991-92 - sekretarzem stanu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. Następnie, jak wielu innych PRL - owskich agentów, znajdujemy go w otoczeniu prezydenta Lecha Wałęsy. To dzięki jego rekomendacji, Olechowskim został w roku 1992 ministrem finansów, a w latach 1993-95 ministrem spraw zagranicznych. Ten „polityk do wynajęcia” – jak sam siebie nazywa, wykazywał niezwykłą wprost aktywność w różnych okresach III RP, by po zainicjowaniu sprawy, usunąć się w cień. Pierwszą inicjatywą polityczną Olechowskiego był „Ruch Stu”, powołany wspólnie z Krzysztofem Bieleckim, powstały na bazie tzw. Komitetu Stu, nieformalnej organizacji wspierającej w 1995 kandydaturę Lecha Wałęsy. Prawdopodobnie celem Olechowskiego była reaktywacja mocno już „zużytego” KLD, gdyż od początku nalegał na połączenie obu partii i stworzenie koalicji z Unią Wolności. Gdy to się nie powiodło, Olechowski natychmiast porzucił Ruch Stu i wycofał się „w biznes”. To z „Ruchu Stu” wywodzą się późniejsi politycy PO – Aleksander Grad czy Paweł Graś. W wyborach prezydenckich 2000r Olechowski uzyskał 17,3% głosów, co nie było wynikiem rewelacyjnym. Wśród osób wspierających kandydaturę Olechowskiego znajdziemy całą plejadę PRL-owskiej agentury : Lecha Falandysza – (TW Wiktor), ministra w kancelarii Wałęsy, Roberta Mroziewicza - byłego podsekretarza stanu w MSZ i MON, Janusza Kaczurbę- podsekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki, Dariusza Ledworowskiego (KO/ „LEDWOR) – byłego minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Jana K. Bieleckiego. Wśród „współpracowników merytorycznych” - Wojciecha Raduchowskiego-Brochwicza. Wydaje się, że celem wszystkich tych politycznych roszad było stworzenie „nowej” formacji politycznej, w miejsce skompromitowanego KLD i nieudolnej Unii Wolności. Licząc na krótką pamięć Polaków, słusznie wytypowano na założycieli nowej partii „czystych politycznie” - Donalda Tuska i Andrzeja Olechowskiego, do których, w charakterze „kwiatka do kożucha” dodano Macieja Płażyńskiego. Nieprzypadkowo, wśród osób zaangażowanych w powołanie Platformy Obywatelskiej znajdziemy ponownie Jacka Merkla. To ten sam krąg ludzi Departamentu I SB MSW, z którego wywodzi się Olechowski, Czempiński czy Jasik. Wszystkich znajdziemy „na zapleczu” nowopowstającej Platformy. Tak na łamach SLD-owskiego "Przeglądu" (z 15.01.2001 r.) pisano o ludziach owej "jedynki": I pewnie im inicjatywa Olechowskiego, Płażyńskiego i Tuska bardzo się spodobała. Bo, po co płacić wszystkim partiom, kiedy można jednej, swojej? Po co antyszambrować u obcych, kiedy ma się wreszcie swoich? Po co wreszcie kiwać głową Millerowi czy Krzaklewskiemu, skoro Olechowski czy Tusk mówią tak, jak ludzie z pewnej półki myślą naprawdę? Wystarczy tylko się sprawdzić. To, czy jeden z najsilniejszych w Polsce układów, który do tej pory był wszędzie, czyli nigdzie, pójdzie na to sprawdzenie, jest jednym z najciekawszych pytań ostatnich godzin.” POLITYCZNA AGENTURA WPŁYWU (6) – WRÓG WEWNĘTRZNY Ponownie Jacek Merkel pojawia się w otoczeniu Tuska w 2001 roku, gdy trzeba powołać Platformę Obywatelską. Wspólnie z Olechowskim i Płażyńskim budują struktury nowej formacji, a Merkel zostaje jej pełnomocnikiem okręgowym. Gdy PO już zaistniało, Merkel natychmiast wycofuje się z polityki. Jednak prawdziwym spiritus movens Platformy, był bez wątpienia Andrzej Olechowski i jego osobie przypisywałby największy wpływ na kształt nowej partii. Co prawda oficjalna geneza powstania PO wskazuje na wspólny wysiłek „trzech ojców”, lecz późniejsze sytuacje i zachowanie Olechowskiego zdają się świadczyć, że miał on szczególnie mocny wpływ na Platformę. Charakterystyczne wydaje się zachowanie Tuska wobec Olechowskiego. Jeszcze przed wyborami prezydenckimi 2000r. Tusk mówił: - „Głosując na Andrzeja Olechowskiego, kwestionowałbym wysiłek tysięcy ludzi, także swój własny; włożyłbym w ironiczny cudzysłów dwadzieścia najważniejszych lat mojego życia.” Po wyborach, obecny lider PO zmienił zdanie i w wewnątrzpartyjnej kampanii namawia już do zagospodarowania Olechowskiego i jego wyborców. Trzeba przyznać, że powołanie nowej partii, przez trzech „przegranych” przecież polityków, było zadaniem ryzykownym. „Ludzie tworzący PO nie mogli sobie znaleźć ugrupowania, do którego mogliby należeć. Dlatego utworzyli własne” - tak w 2001 roku Andrzej Olechowski tłumaczył przyczyny powstania Platformy Obywatelskiej. Od chwili powstania PO, towarzyszyła jej przychylność mediów. W sondażu przeprowadzonym przez Pracownię Badań Społecznych w Sopocie 18 stycznia 2001 roku, (a więc dzień przed oficjalnym powołaniem PO) na pytanie: "Czy, gdyby powstała formacja polityczna Tuska, Olechowskiego, Płażyńskiego, udzieliłby jej Pan poparcia wyborczego?", 23 procent respondentów odpowiedziało – tak. Bez tzw. PR, opartego na przychylnych partii przekazach medialnych, tak wysoki „kredyt zaufania” nie byłby możliwy. Ale nawet ta nowoczesna broń nie ustrzegła Platformy od spektakularnych porażek. Olechowski w 2002 roku niechlubnie przegrał wybory prezydenckie w Warszawie, również wybory samorządowe zakończyły się dla partii klęską. Wkrótce odszedł z PO Maciej Płażyński - pierwszy przewodniczący partii, który był największym zwolennikiem ścisłej współpracy z PiS. Krytykował swoich kolegów za "ściśle liberalny program, biznesowe uwikłania, które odstraszyły wyborców". Jego miejsce zajął Donald Tusk. Sondaże PO ustabilizowały się na poziomie kilkunastu procent poparcia i nie rokowały poprawy. Jak zgodnie twierdzi wielu obserwatorów, przełom nastąpił za sprawą Jana Rokity i jego udziału w tzw. komisji Rywina. Również, rzekomo za sprawą Rokity nastąpiło odejście Olechowskiego. Jednak, nawet pozostając poza Platformą, Olechowski wywierał ogromny wpływ na decyzje jej przywódców. Warto zauważyć, że kontrolowanie ugrupowania politycznego za pośrednictwem uplasowanej wewnątrz agentury wpływu wydaje się zbyt skomplikowane, gdyż z natury ambitni politycy zazwyczaj z trudem podporządkowują się linii myślenia narzucanej im przez partyjnych kolegów. Zupełnie inaczej odbierane są uwagi i opinie doradców, ekspertów, lub tzw. autorytetów, komentarze mediów czy wyniki sondaży opinii publicznej. Wynika stąd, że łatwiej jest manipulować partią z zewnątrz, niż wewnątrz. Czy w zachowaniach Jacka Merkla i Andrzeja Olechowskiego wobec własnego, politycznego „dziecka” nie znajdziemy elementów tej strategii? Jestem głęboko przekonany, że antypisowska retoryka PO jest w ogromnej mierze właśnie zasługą Olechowskiego i to on wskazał kierownictwu Platformy prosty sposób na zdobycie poparcia wyborców. Więcej – cały program PO, zbudowany na potrzeby kampanii wyborczej 2005 i 2007r został oparty na „politycznych poglądach” byłego agenta I Departamentu MSW. Dość zajrzeć do wypowiedzi Olechowskiego z lat 2006-2007, na temat stosunków PO z PIS-em, by zrozumieć, na czym polegał ów genialny w swojej prostocie plan propagandowy. Oto w artykule zatytułowanym „Platforma w cieniu PIS”, Olechowski pisał: „Jak to się stało, że znaleźliśmy się w tak trudnej i jednocześnie tak absurdalnej sytuacji? Dlaczego daliśmy sobie narzucić debatę tak nieistotną, niezwiązaną z realnymi wyzwaniami? Przecież PiS popierany jest ledwie przez trzecią część elektoratu.(…) środowisko, które sformułowało projekt IV Rzeczypospolitej, okazało się zdolne do zdobycia władzy, ale niezdolne do jej sprawowania z pożytkiem dla Polski. Chyba nikt się nie spodziewał, że hasło IV RP okaże się tak żałośnie puste. Do dziś przecież nie wiadomo, czym ta Rzeczpospolita miałaby się różnić od poprzednich - wyższością rządu ludzi nad rządami prawa? Wielki to wstyd dla przywódców tego środowiska. (…)Najdziwniejsza w tym układzie jest obecność Platformy Obywatelskiej. Ta partia powstała z ambicji “uwolnienia energii Polaków” - i o tym powinna przede wszystkim mówić, nie dając się wciągnąć do tak absurdalnej debaty. Od kiedy jednak postanowiła się zająć przede wszystkim państwem, a nie ludźmi, od kiedy pozwoliła się opanować trawiącej polską prawicę obsesji rozliczenia z PRL, nie jest w stanie wyrwać się z kręgu dyskusji dyktowanej przez PiS. [...] „Platforma musi wnieść nowy ton do debaty publicznej. Jeśli Platforma nie sprosta temu oczekiwaniu, trzeba będzie stworzyć inną partię.” W wywiadzie dla „Życia Warszawy” z 12.02.2007r., znajdujemy następującą wypowiedź: „Silne państwo i partia obywatelska wzajemnie się wykluczają. Postulat silnego państwa może przynosi popularność, ale nigdy nie uznam go za swój. Moja partia chce państwa, które służy obywatelom, a nie odwrotnie.(…) Współczesny człowiek potrafi zrobić sam, z sąsiadami lub np. z kolegami z tego samego zawodu bardzo wiele i z każdym pokoleniem coraz więcej. Nie potrzebuje do tego państwa. Dlatego działania na rzecz rozbudowy i wzmacniania państwa są marnowaniem pieniędzy obywateli.” Również ten wywiad kończy się jednoznaczną zapowiedzią Olechowskiego, co stanie się, jeśli Platforma nie posłucha „dobrych rad” – „To będzie wyłącznie zależało od oblicza Platformy, jakie wyłoni się z debaty programowej. Jeżeli wyłoni się partia, w której nie będę się rozpoznawał, to zaangażuję się w powołanie nowej. Dziś jednak nad takim planem nie pracuję.(…) Jeżeli będę mógł znów z czystym sumieniem głosować na Platformę, ponownie zapadnę w miłą bezczynność. Jeżeli jednak okaże się, że nie mam już swojej partii, będę musiał temu zaradzić.” Tuż przed wygranymi przez Platformę wyborami parlamentarnymi w roku 2007, Olechowski jasno wytyczył jej kurs. W emocjonalnych wypowiedziach znajdujemy być może prawdziwe oblicze „eleganckiego, dystyngowanego ministra spraw zagranicznych”. W wywiadzie dla “Newsweeka”, z 18.10.2007 r. czytamy: „Olechowski wspiera powyborczą współpracę Platformy z LiD. Ale nie jest bezkrytyczny wobec szefostwa PO. Ma za złe Donaldowi Tuskowi, że zgodził się na wybory zamiast rozliczać rządy PiS w komisjach śledczych. - Najpierw trzeba było sprawdzić, czy miejsce Kaczyńskich jest w wielkiej polityce czy w kryminale - mówi dosadnie. (…)ja jestem w polityce tylko gościem. Zabieram głos wtedy, gdy dzieję się coś ważnego, albo mam coś do powiedzenia. (…)pozostaje do rozstrzygnięcia wielkie pytanie, czy należało wybory przeprowadzać akurat teraz, jeszcze przed weryfikacją rządów PiS. Weryfikacją, która by odpowiadała na pytanie czy miejsce braci Kaczyńskich jest w wielkiej polityce, czy w kryminale.” Znajdujemy również potwierdzenie tezy o wpływie Olechowskiego na tzw. program PO: „Jakiś czas temu interweniowałem, bo nie byłem zadowolony z przekazu i programu Platformy. Przestałem się odzywać, gdy doszedłem do wniosku, że jestem zadowolony z programu.(…) Uważam, że między innymi dzięki mojej interwencji Platforma pożegnała się z projektem IV RP. ” Nietrudno z powyższych cytatów wyprowadzić wniosek, że wpływy Olechowskiego na Platformę nie skończyły się z rokiem 2002, lecz trwają do dnia dzisiejszego i determinują wszystkie bodźce propagandowe, używane przez PO. Jeśli odrzeć je z ogólników, zwrotów retorycznych i pustych haseł, pozostanie „esencja”, którą można sprowadzić do postulatu demontażu/marginalizacji państwa. „W wojnie informacyjnej zniewala się społeczeństwo stopniowo. Trwa to latami. Polem walki jest ludzka świadomość. W pierwszej fazie wyznaczona do podboju społeczność jest demoralizowana, żeby złamać jej moralny kręgosłup. W kolejnej fazie burzy się obowiązujący w niej od wieków porządek wartości, potem pozbawia się ją poczucia własnej godności, zakłamuje osiągnięcia przodków, wpaja poczucie ogólnej niemożności, by wreszcie zniechęcić do stawiania oporu tłumacząc, że wszelki sprzeciw jest bezsensowny, bo trzeba płynąć z prądem.” – pisał Rafał Brzeski w opracowaniu „Wojna informacyjna” ************************** Cykl tekstów „Polityczna agentura wpływu” powstał przed trzema laty, gdy wiedza o przeszłości partii rządzącej z trudem przebijała się do świadomości Polaków. Sądzę, że warto powrócić do tych wpisów, by odczytać je w perspektywie zdarzeń z ostatniego roku. Informacje dotyczące przeszłości grupy rządzącej, pozwalają lepiej zrozumieć dzisiejsze działania i postawy. Powinny też pozbawić złudzeń tych, którzy w życiu publicznym III RP dopatrują się demokratycznych procesów i naturalnej gry politycznej. Ponieważ w ostatnim okresie pojawiły się próby kreowania kolejnych mutacji partyjnych, powiązane z nachalną promocją tych tworów, warto dostrzec mechanizm towarzyszący takim zabiegom. Przypominam wybrane fragmenty „Politycznej agentury wpływu”, bo sądzę, że istnieje pilna potrzeba napisania ostatniej, siódmej części. |
|
Zmieniony ( 31.03.2011. ) |