Kościół nie jest mistycznym ciałem papieża
Wpisał: O. ROGER TOMASZ CALMEL OP   
01.04.2011.

Kościół nie jest mistycznym ciałem papieża

 

[Zawsze wierni, nr 3 (142) marzec 2011]

 

Kościół nie jest mistycznym ciałem papieża - Kościół wraz z papieżem jest mistycznym ciałem Chrystusa. Gdy wewnętrzne życie chrześcijan jest coraz bardziej skupione na Chrystusie, nie popadają oni w rozpacz, nawet gdy cierpią z powodu upadków papieża.

 

O. ROGER TOMASZ  CALMEL OP

 

O. Roger TOMASZ CALMEL OP (1914-1975), wybitny francuski domi­nikanin i tomista, wniósł ogromny wkład w obronę katolickiej Tra­dycji poprzez swoje pisma i konferencje, zwłaszcza jako stały (17 lat) współpracownik czasopisma "Itineraires" Jana Madirana. Najwięk­szy wpływ wywarł na tradycyjne Dominikanki Nauczające z Fan­jeaux i Brignoles we Francji, które prowadzą dwanaście szkół dla dziewcząt we Francji i USA.

 

Tradycja zwycięży!

 

W tym punkcie jesteśmy zgodni. Niezależnie od tego jaką - opartą na hipokryzji ­- broń modernizm włoży w ręce biskupów, a nawet samego Wikariusza Chrystusowego, Tradycja ostatecznie zwycięży: uroczysta forma chrztu, zawie­rająca egzorcyzmy przeciw­ko złemu duchowi, nie będzie zarzucona na długo; podobnie jak tradycja nieodpuszczania grzechów poza indywidualną spowiedzią. Również tradycyj­na katolicka Msza św. z cho­rałem gregoriańskim, kano­nem i gestami pełnymi sza­cunku dla świętości, zgodnie z mszałem rzymskim św. Piu­sa V. wkrótce zajmie należne jej miejsce; z całą pewnością zostanie też przywrócony Kate­chizm Soboru Trydenckiego ­względnie zostanie opracowany nowy, pozostający z nim w peł­nej zgodzie.

W głównych punktach doty­czących dogmatów, moral­ności, sakramentów, stanów życia oraz doskonałości, do której jesteśmy wezwani, Tra­dycja Kościoła pozostaje znana wszystkim jego członkom, bez względu na ich rangę. Trzyma­ją się jej, nie nękani wyrzutami sumienia, nawet gdy należący do hierarchii strażnicy Tradycji usiłują ich zastraszyć lub znie­chęcić, nawet gdy ich prześla­dują z wyrafinowaniem moder­nistycznej inkwizycji. Pomimo tego wszystkiego zachowują oni niewzruszoną pewność, że trzymając się Tradycji nie odci­nają się od widzialnego zastęp­cy Chrystusa. Wikariusz Chry­stusa jest bowiem napełniony przez Zbawiciela taką mądro­ścią, że nie może zmienić Tra­dycji Kościoła ani sprawić, by popadła ona w zapomnienie. A gdyby tego próbował - albo on sam, albo jego bezpośredni następcy będą zobowiązani do głoszenia na mocy swego urzę­du tego, co pozostaje wiecznie żywe w pamięci Kościoła: Tra­dycji apostolskiej. Oblubieni­ca Chrystusa nie może utracić pamięci.

 

"Quod ubique, quod semper..."

 

Tym wszystkim, którzy utrzy­mują, że Tradycja jest syno­nimem sklerozy lub że postęp osiąga się w wyniku odrzuce­nia tradycji, innymi słowy tym, którzy wyczarowują miraże absurdalnej filozofii ewolucyj­nej, polecam lekturę Commoni­torium Św. Wincentego z Lery­nu

[Zakonnik i Ojciec Kościoła z południowej Galii, sławny z powodu sformułowania zasady, wedle której nawet w trudnych czasach katolik może ustrzec się herezji: "Magnopere curandum est ut id teneatur quod ubique, quod semper, quod ab omni­bus creditum est - Należy się trzy­mać tego, w co wszyscy zawsze i wszędzie wierzą".]

 

i dokładne przestudiowanie historii Kościoła: jego konsty­tucji, dogmatów, sakramento­logii oraz duchowości. Pomoże im to dostrzec zasadniczą róż­nicę między "postępem" a "błą­dzeniem", między "posiada­niem postępowych poglądów" a "postępowaniem wedle słusz­nych idei", innymi słowy pomo­że odróżnić profectus ('rozwój') od permutatio ('zmiana').

Rozważanie nad próbami, jakim poddawany jest Kościół, może być dla nas w tym cza­sie bardziej nawet zbawienne i korzystne niż w okresie poko­ju. Możemy odczuwać pokusę, żeby postrzegać te próby jedy­nie jako prześladowania i ata­ki przychodzące z zewnątrz. Powinniśmy jednak obawiać się przede wszystkim wrogów wewnętrznych: znają oni lepiej słabe punkty, mogą ranić lub zatruwać tam lub wtedy, gdy się tego najmniej spodziewa­my; zgorszenia, jakie wywołują, są też zazwyczaj trudniejsze do naprawy. Dlatego też w para­fii żadna organizacja antyreli­gijna nigdy nie poczyni takich spustoszeń wśród wiernych, jak żyjący na wysokiej stopie modernistyczny ksiądz. Analo­gicznie - prowadzący zeświec­czone życie zwykły kapłan wywiera wpływ daleko mniej zgubny niż zaniedbanie lub zdrada ze strony biskupa.

 

Największe zgorszenie

 

Jeśli więc biskup zdradza wiarę katolicką, nawet bez for­malnego jej porzucenia, jest to dla Kościoła znacznie cięższy cios, niż w przypadku gdy zwy­kły ksiądz łamie celibat lub też zaprzestaje sprawowania ofiary Mszy świętej. Cóż więc należało­by powiedzieć o próbach, jakim zostałby poddany Kościół, jeśli ich źródłem miałby stać się sam papież, Namiestnik Chrystusa na ziemi? Niekiedy samo posta­wienie tego pytania wystarcza, by ludzie wzdrygali się jak na słowa bluźnierstwa. Nie chcą nawet myśleć o takim zgor­szeniu. Rozumiem ich uczucia. Zda­ję sobie doskonale sprawę, że wobec tylu niegodziwości moż­na poczuć się całkowicie zagu­bionym.. "Sinite usque hue ­Przestańcie, nic nad to!" (Łk 22, 51), powiedział Chrystus Pan do trzech Apostołów, gdy ludzie arcykapłana przyszli, by Go aresztować, zaciągnąć przed trybunał i uzyskać skazanie na śmierć Tego, który jest Arcyka­płanem na wieki. Sinite usque hue. To tak, jakby Pan powie­dział: Zgorszenie może rzeczy­wiście posunąć się aż tak dale­ko, wy jednak nie zważajcie na to, bądźcie natomiast posłusz­ni moim słowom: "Czuwajcie i módlcie się, duch bowiem jest ochoczy, ale ciało mdłe". Sinite ad hue: "Godząc się pić z tego kielicha, wyjednałem dla was wszelkie łaski, podczas gdy wy spaliście i pozostawiliście mnie samego. Zdobyłem dla was też łaskę nadprzyrodzonej siły, któ­ra pozwoli wam sprostać każ­dej próbie, nawet takiej, któ­rej poddany jest Kościół wsku­tek działania papieża. Udzieli­łem wam łaski wyjścia obronną ręką nawet z tak niezwykłego zamętu" .

Na temat straszliwej próby, w obliczu której staje Oblubie­nica Chrystusa, mało mówi nam Objawienie, wiele natomiast uczy sama historia Kościoła. Objawienie nigdzie nie mówi bowiem, że papieże nigdy nie zgrzeszą zaniedbaniem, tchó­rzostwem czy uleganiem ducho­wi tego świata w głoszeniu i obronie Tradycji apostolskiej. Wiemy, że nigdy nie zgrzeszą nakłaniając wiernych do przy­jęcia innej religii: od grzechu tego chroni ich natura piasto­wanego urzędu. Gdy używa­ją autorytetu w taki sposób, że odwołują się do swojej nie­omylności, posiadamy pewność, że przez ich usta przemawia do nas sam Chrystus: jest to przywilej, który posiadają jako następcy świętego Piotra. O ile Objawienie poucza nas o prerogatywach urzędu papie­skiego, o tyle jednak nigdzie nie głosi, że nie angażując swej nieomylności, papież nie może nigdy stać się pionkiem w ręku szatana, czy też sprzyjać herezji w pewnych kwestiach. Również Pismo święte nie zawiera twier­dzenia, że - choć nie może on formalnie nauczać innej reli­gii - papież nigdy nie posunie się do sabotowania warunków niezbędnych, by bronić religii prawdziwej. Sam modernizm wydaje się znaczącym argu­mentem na rzecz takiej tezy.

Objawienie nie daje nam więc żadnej gwarancji, że Wikariusz Chrystusowy nigdy nie stanie się dla Kościoła źródłem poważ­nego zgorszenia; mam tu na myśli poważne zgorszenia, nie w zakresie prywatnej moralno­ści, ale w sferze stricte religij­nej, w sferze - że tak powiem - wiary i moralności. Historia Kościoła uczy nas, że papieże nie szczędzili Kościołowi tego rodzaju prób, chociaż zdarza­ło się to rzadko i nie trwało nigdy zbyt długo. Może nam się to wydawać dziwne, biorąc pod uwagę małą liczbę papieży kanonizowanych i czczonych jako przyjaciół Boga i świę­tych od czasów Grzegorza VII. Jeszcze bardziej zdumiewają­cy jest fakt, że papieże, którzy doświadczyli szczególnie bole­snych prześladowań, jak Pius VI i Pius VII, nigdy nie zostali ogłoszeni świętymi ani przez vox Ecclesiae ('głos Kościo­ła'), ani przez vox populi ('głos ludu'). Jeśli ci papieże, pomi­mo poniesionych cierpień, nie znosili swego losu z miłością, jaka predestynowałaby ich do wyniesienia na ołtarze, jak może dziwić nas fakt, że inni następcy św. Piotra, którzy postrzegali swoją pozycję przez pryzmat tego świata, dopuści­li się poważnych nadużyć lub ściągnęli na Kościół Chrystuso­wy szczególnie straszne i bole­sne doświadczenia? Gdy wierni, kapłani i biskupi, którzy chcą żyć życiem Kościoła, są stawia­ni w obliczu tak ekstremalnych sytuacji, muszą nie tylko modlić się usilnie w intencji papieża będącego źródłem tak poważnej próby, ale przede wszystkim sil­nie przylgnąć do Tradycji apo­stolskiej, Tradycji obejmującej prawdy wiary, mszał i liturgię, zasady życia wewnętrznego i prawdę o wezwaniu do dosko­nałej miłości w Chrystusie.

 

Św. Wincenty Ferreriusz

 

W takich okolicznościach szczególnie pouczający jest dla nas przykład świętego domi­nikanina, który w najbardziej bezpośredni sposób pracował dla papiestwa, duchowego syna świętego Dominika, Wincen­tego Ferreriusza (ok. 1350-­1419). Wincenty Ferreriusz, legat a latere Christi ('od boku Chrystusowego'), działając jak anioł Apokalipsy, doprowadził - po okazaniu wcześniej nie­skończonej wręcz cierpliwości - do złożenia papieża z tronu, [chodziło o antypapieża Bene­dykta XIII z linii awiniońskiej. Św. Wincenty uważał go za prawowitego papieża.] był równocześnie (...) nieustra­szonym, utalentowanym, peł­nym łagodności i działającym cuda misjonarzem, głoszącym Ewangelię niezmierzonym rze­szom ludu chrześcijańskiego. Nosił w swoim sercu Apostoła - tak wytrwale, uparcie i z naj­głębszych pobudek - nie tyl­ko Najwyższego Pasterza, tak zawziętego, upartego i enigma­tycznego, ale także całą owczar­nię Chrystusową, rzesze pro­stego, pokornego ludu, "turba magna ex omnibus gentibus et tribubus et populis et linguis­ - ze wszystkich narodów i poko­leń i ludów i języków" (Ap 7, 9). Św. Wincenty wiedział, że ówczesny Wikariusz Chry­stusa nie troszczył się bynaj­mniej o wierną służbę Kościo­łowi świętemu. Papież stawiał ponad wszystko inne osobistą, powodowaną dwuznacznymi przesłankami żądzę władzy. Jeśli jednak przynajmniej sami wierni zachowali zmysł Kościo­ła, jeśli starali się żyć w zgodzie z dogmatami i sakramentami przekazanymi poprzez Trady­cję apostolską, jeśli nad osła­bionym i spustoszonym świa­tem chrześcijańskim nadal wiał jeszcze wiatr czystej i pokornej modlitwy, musiał pojawić się również z czasem obdarzo­ny prawdziwą pokorą Wika­riusz Chrystusa, posiadający świadomość ciążących na nim obowiązków i starający się jak najlepiej z nich wywiązać. Jeśli lud chrześcijański będzie potrafił odkryć zasady życia zgodnego z Tradycją apostol­ską, Wikariusz Chrystusa nie będzie zaniedbywać swych obo­wiązków z zakresu głoszenia i obrony tej Tradycji, ani zawie­rać niebezpiecznych w tej dzie­dzinie kompromisów. Po złym lub wprowadzonym w błąd papie­żu musi nastąpić papież dobry, a nawet święty.

 

Godna trzoda, godny pasterz

 

Stanowczo zbyt wielu świec­kich, kapłanów i biskupów w tych czasach wielkiego zamę­tu, gdy Kościół doświadcza prób będących rezultatem postępo­wania papieża, pozostaje całko­wicie - lub niemal całkowicie - biernymi. Zgodzą się oni co najwyżej na odmawianie kil­ku modlitw, natomiast będą się wymawiać nawet od codzienne­go różańca: pięciu dziesiątek Ave ofiarowanych Niepokalanej dla uczczenia Jej życia ukryte­go oraz Męki i Chwały Chrystu­sa Pana. Nie wykazują też spe­cjalnego zapału do pogłębiania znajomości tej części Tradycji apostolskiej, która bezpośred­nio dotyczy ich samych: dogma­tów, liturgii, życia wewnętrzne­go (postęp w życiu wewnętrz­nym jest bowiem oczywiście częścią Tradycji apostolskiej). Ludzie, przyzwyczajeni do let­niości i kompromisów, ponoszą dodatkową szkodę na widok papieża, nie wykazującego sto­sownej gorliwości w kwestii obrony Kościoła Tradycji apo­stolskiej (...) Taka reakcja jest jednak niewłaściwa. Im bardziej potrzebujemy świętego papieża, tym bardziej sami musimy ­dzięki łasce Bożej i trzymając się usilnie Tradycji - stawiać kroki na drodze ku świętości. Wówczas Pan Jezus da w koń­cu swej owczarni widzialnego pasterza, który będzie starał się być godnym swego urzędu.

Tego właśnie uczy nas życie św. Wincentego Ferreriusza, przypadające na apokaliptycz­ny czas poważnych uchybień ze strony biskupa Rzymu. Moder­nizm stawia nas w obliczu jesz­cze poważniejszych doświad­czeń, co powinno nas skłonić do prowadzenia życia tym bar­dziej czystego i zachowywania we wszystkim Tradycji apo­stolskiej, we wszystkim - włą­czając w to również dążenie do doskonałej miłości. I rzeczywi­ście, doktryna moralna obja­wiona nam przez Pana i prze­kazana przez Apostołów uczy nas, że powinniśmy starać się o doskonałą miłość, bowiem prawo o wzrastaniu w Chry­stusie jest nieodłączną częścią łaski i miłości, które jednoczą nas w Chrystusie.

 

Fundamentalne misterium

 

W doktrynie Kościoła oso­bę papieża otacza z pewnością jakaś tajemnica: najwyższy kapłan, Wikariusz Jezusa Chry­stusa, nie jest jednak wolny od upadków, niekiedy nawet bar­dzo poważnych, które mogą stanowić niebezpieczeństwo dla prowadzonych przez niego wiernych?-. Ale dogmat o bisku­pie Rzymu jest tylko jednym z aspektów fundamentalnego misterium Kościoła. W miste­rium to wprowadzają nas dwie zasadnicze prawdy. Po pierwsze Kościół, którego członkowie są powoływani spośród grzeszni­ków, jakimi wszyscy jesteśmy, jest mimo wszystko nieomyl­nym i hierarchicznym szafarzem światła i łaski, rządzonym z Nie­ba przez jego Głowę i Zbaw­cę, Jezusa Chrystusa i wspo­maganym przez Ducha Chry­stusowego. Z drugiej strony: Zbawiciel składa poprzez swój Kościół ofiarę doskonałą i oży­wia go swą własną Istotą. Po drugie: Kościół, święta Oblubie­nica Chrystusa Pana, musi mieć udział w Krzyżu, włączając w to zdrady ze strony swych wła­snych członków, równocześnie jednak nie przestaje się cieszyć w swej hierarchicznej struk­turze asystencją [Ducha Świę­tego] i ożywiany jest ogniem miłości, innymi słowy, pozosta­je przez cały czas dostatecznie święty i czysty, by dzielić krzyż ze swym Oblubieńcem, włącza­jąc w to zdrady poszczególnych członków hierarchii (....). Jeśli w naszym życiu ducho­wym chrześcijańska prawda o papieżu jest zakotwiczona jak należy w chrześcijańskiej praw­dzie o Kościele, pozwoli nam to wyjść zwycięsko ze wszystkich prób, nie wyłączając tych, które mogą spadać na Kościół z powo­du Wikariusza Chrystusowego i następców Apostołów.

Gdy zastanawiamy się nad kwestią papieża, postępów modernizmu, Tradycji apostol­skiej i trwania przy tej Trady­cji, widzimy, że w coraz więk­szym stopniu jesteśmy zmusze­ni ograniczać się do modlitwy, do niestrudzonej modlitwy za Kościół oraz za tego, który w naszych czasach trzyma w swych rękach klucze do Kró­lestwa Niebieskiego. Trzyma je w swych rękach, ale niejako ich nie używa. Pozostawia bramę owczarni otwartą dla złodziei, nie zamyka tych obronnych drzwi, które jego poprzednicy niezmiennie trzymali zamknię­te niezniszczalnymi zamkami i ryglami. Czasami, jak w przy­padku posoborowego ekumeni­zmu, chce otwierać to, co na zawsze powinno pozostać zamknięte. W tej sytuacji pozo­staje nam jedynie modlitwa za Kościół i papieża. To błogosła­wieństwo. Niemniej, rozważa­nia o naszej Matce, Oblubienicy Chrystusa, znajdującej się w tak pożałowania godnym sta­nie, w najmniejszym stopniu nie zwalniają nas od obowiązku ścisłego rozumowania. Niech ta klarowność spojrzenia, bez której z pewnością opuściłaby nas odwaga, będzie przeniknię­ta pokorą oraz łagodnością, a również mocą - dzięki któ­rym będziemy niestrudzenie i wytrwale nalegać na Najwyż­szego Kapłana, by pośpieszył nam z pomocą. "Deus in adiuto­rium meum intende. Domine, ad adiuvandum me festina ­ - Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pośpiesz się ku ratunkowi memu" (Ps 69, 2). Oby spodobało się Mu udzielić nam jak najszybciej, za pośred­nictwem swej Najświętszej Mat­ki, Niepokalanej Maryi, sku­tecznego lekarstwa.

 

Tłumaczył z języka angielskiego Tomasz Maszczyk.