Najważniejszy lot w moim życiu
Wpisał: Mirosław Dakowski   
09.04.2011.

Najważniejszy lot w moim życiu

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110409&typ=re&id=re13.txt

 [całość na powyższym adresie md]

Z mjr. Krzysztofem Dzidą, pilotem 8. Bazy Lotnictwa Transportowego Kraków-Balice, który latał na maszynach TS-11 Iskra, An-2 i An-26, a obecnie wykonuje loty na CASA C-295M, rozmawia Marta Ziarnik

[....]

...to właśnie Pan pilotował samolot, którym para prezydencka wyruszyła w ostatnią drogę do Krakowa..

 

Jaka atmosfera panowała podczas tych szczególnych lotów?
- Nie jest łatwo o tym opowiadać, chociaż od tego momentu minął już rok. Od razu zaczęły działać emocje, a różne myśli błąkały się po głowie. Wybuch wulkanu na Islandii spowodował zamknięcie części przestrzeni powietrznej nad Polską, a to też potęgowało wzrost adrenaliny i niepewności co do wykonania lotu. Dzień przed planowanym startem wraz z pozostałą załogą przebazowałem samolot z Krakowa do Warszawy. W dniu startu pogoda była bardzo dobra, było bezchmurne niebo i świetna widoczność. W normalnych okolicznościach byłby to lot rekreacyjno-widokowy, ale nie w tym dniu. Podkołowałem samolotem pod terminal rządowy i wyłączyłem silniki. Nie było żadnych przemówień. Trumny wniesiono na pokład wojskowego samolotu CASA przy dźwiękach żałobnych melodii Orkiestry Marynarki Wojennej. Kiedy córka pierwszej pary - pani Marta, weszła na pokład samolotu, aby pożegnać rodziców, to ze wzruszenia aż przeszył mnie dreszcz. To był tak podniosły moment, że aż serce mi się ścisnęło, a łzy same poleciały.

Skąd pomysł z gestem pożegnania przez machnięcie skrzydłami?
- Tego dnia prawie nie rozmawialiśmy w załodze. Każdy jednak wiedział, co ma robić. Po otrzymaniu zgody uruchomiłem silniki i powoli kołowałem. Byliśmy jedynym samolotem, który poruszał się po Okęciu. Po wkołowaniu na pas startowy zauważyłem, jak pojazdy straży pożarnej, straży granicznej, obsługi lotniska i inne stały jako asysta wzdłuż drogi startowej. Gdy byłem już na pasie startowym i otrzymałem zgodę na start, powoli zacząłem zwiększać moc silników. Chciałem, aby ten start był wykonany z największą godnością. Delikatnie podniosłem więc przednie koło i gdy samolot unosił się w powietrzu, a podwozie zaczęło się chować, dotarło do mnie, że główni pasażerowie tego samolotu nigdy już tu nie wrócą. Że to jest ich ostatni lot. Wtedy zrodził się pomysł pomachania na pożegnanie i od razu ten pomysł wprowadziłem w życie.

Co ten gest miał symbolizować? Czy chodziło o pożegnanie pary prezydenckiej, czy też pożegnanie jej w imieniu Warszawy?
- Przechylanie samolotu ze skrzydła na skrzydło to był gest wykonywany przez pilotów od dawna. Dokładnie tak, tym lotniczym gestem, chciałem pożegnać parę prezydencką z Warszawą. To miało być takie "żegnaj, Warszawo" od pary prezydenckiej.

Nie miał Pan przez to jakichś nieprzyjemności?
- Lot był wykonywany według VFR, czyli zasady lotu z widocznością. Był to manewr zamierzony i w pełni kontrolowany i nie spotkałem się z procedurą, która zabrania wykonania takiego gestu. Do dzisiaj nie miałem nieprzyjemności i mam nadzieję, że tak zostanie.

Były emocje?
- Nie miałem pojęcia, że cały ten start jest filmowany i wywoła takie emocje. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy wróciłem do domu i przeczytałem komentarze na forach internetowych. Byłem tym bardzo zaskoczony.

To chyba jeden z trudniejszych lotów w Pańskiej 22-letniej karierze pilota?
- To prawda. Wykonałem tysiące startów i lądowań i spędziłem w powietrzu kilka tysięcy godzin. Pod względem manualnym robiłem już naprawdę trudne loty, ale ten z 18 kwietnia 2010 roku z pewnością zapamiętam do końca życia.

Dziękuję za rozmowę.