BY SIĘ BALI... | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
11.04.2011. | |
Aleksander Ścios sobota, 9 kwietnia 2011 http://bezdekretu.blogspot.com
„Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na „zdradę o świcie” i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu „niezastąpionych”. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo”. Dziś, po roku od ich napisania, powtórzę te same słowa – nie możemy być razem. Nie możemy, bo to co nas podzieliło trwa nadal i przybrało postać granicy nieprzekraczalnej. Zebrało kolejne ofiary i czyha na następne. Tragedia smoleńska nie rozbiła nas na „dwie Polski”, nie przecięła linią „politycznych podziałów”. Obnażyła to tylko, co ukrywano przez dziesięciolecia i odsłoniła prawdę, której bano się wykrzyczeć. Nie nazwę rodakami tych, którzy na niej zbudowali władzę, którzy z niej drwili i jednali się z katem. Nie nazwę rodakami siewców nienawiści i fałszerzy pamięci. Są tylko bękartami w granicach mojej ojczyzny. Apatrydami i ludźmi bez ziemi. Nie możemy być razem, bo nie wolno zapomnieć, że doprowadzili nas pod mur, za którym nie ma drogi. Dzieląc nas nienawiścią do ludzi prawych, drwiąc z naszych wartości i z naszych marzeń. Postawili nas pod murem obojętności na zło, przyzwolenia na rządy miernot i kanalii, wymagając zgody dla rzeczy niegodnych i fałszywych. Na kłamstwie o 10 kwietnia, na rezygnacji z dochodzenia prawdy zbudowali swoje dzisiejsze pozycje. Śmierć mojego Prezydenta, ofiary życia dziesiątków Polaków – pozwoliły im utrzymać władzę i zachować marne przywileje. Groby smoleńskich ofiar są miara ich „politycznego sukcesu”, a ich język nienawiści,– to język śmierci. Nawet, gdy zginął mój Prezydent żądali od nas milczenia, wezwali do „pojednania” i narodowej amnezji. Zniewolenie każąc nazywać „pragmatyzmem”, kłamstwo - „polityką pojednania”, a zdradę – „racją stanu”. W obronie zafajdanych życiorysów narzucają nam semantyczne oszustwo i żądają odstąpienia od prawa do żałoby. Chcą dialektyki, w której prawa oprawcy mierzy się zdolnością do deptania grobów ofiar. Mamy jedną broń w walce z „bezkształtem” dławiącym Polskę. Z totalnym zafałszowaniem, - które ofiary czyni winnymi, a łotrów usprawiedliwia. Tą bronią jest moc słowa, nazywania rzeczy po imieniu, bez światłocieni i zabójczych kompromisów. Walka z potworem pozbawionym wymiarów, to walka z cieniem. Trzeba uczynić go widocznym, nazwać prawdziwym imieniem, dotknąć i powalić w bezpośredniej bitwie. Inaczej - "udusimy się bezkształtem" i staniemy mu podobni. Dziś boją się. Tak straszliwie, że chcieliby zabić pamięć o ofiarach, zabić tych, którzy pozostali i tych, którzy będą pamiętać. Wysyłają przeciwko nam policje i tchórzy bez mundurów, straszą głosem medialnych opryczników i grożą prowokacją. Boją się tak, jak może bać się tylko oprawca. "Mimo nakazu milczenia, totalnego zakłamania, fałszowania faktów, wymazywania z historii wydarzeń, cenzury, fizycznego i psychicznego przymusu i całej łżepropagandy (...) Las Birnam idzie, choć odgłos jego marszu jest niedosłyszalny. Idzie w przyszłość (...) Gdyby ten, kto zabija, był zawsze zwycięzcą i nie musiał zdawać sprawy ze zbrodni ani za nią płacić, świat byłby niedorzeczny" –pisał Włodzimierz Odojewski w „Milczący, niepokonani. Opowieść katyńska”. Wiedzą, że bać się powinni. Zbrodnia wymaga kary, a ten świat rządzi się prawem skutku i przyczyny. Choćby dziś zatkali nam usta, zdławili cenzurą i otoczyli szpiclami - las smoleński przyjdzie po nich. Za kilka miesięcy bądź kilka lat. Dopadnie ich za życia lub w godzinę śmierci. Nie będzie miał względu na stanowisko ani szatę. Po równo zażąda zapłaty - od prezydenta, premiera, biskupa. Tylko tego od nich oczekuję. By się bali. |