DROGA DO CERKWI
Wpisał: Aleksander Ścios   
15.04.2011.

DROGA DO CERKWI

Gdzież Hierarcha, który powie: "non possumus”

 

Aleksander Ścios  15.04.2011 http://cogito.salon24.pl/298512,droga-do-cerkwi

 Są w polskiej historii ponure karty, na których ludzie Kościoła zapisali się najcięższą zdradą i sprzeniewierzeniem interesom narodu. Dość wspomnieć Targowicę i haniebną rolę prymasa Poniatowskiego czy postawę biskupów Kossakowskiego, Massalskiego, Skarszewskiego, Okęckiego i innych, wzywających Rosję do zbrojnej interwencji i nakłaniających posłów do podpisania traktatu rozbiorowego.

Szubienice wzniesione przez mieszkańców Warszawy w majową noc 1794 roku przyniosły zasłużoną karę zdrajcom ojczyzny, a powieszeni wówczas biskupi Kossakowski i Massalski stali się symbolem zaprzaństwa i służalczości wobec Rosji. I choć w późniejszych latach zdarzały się przypadki, gdy ludzie Kościoła stawali po stronie naszych wrogów, nigdy nie dochodziło do trwałego sojuszu „tronu i ołtarza” wymierzonego w interesy Polski i Polaków.

Przez wieki hierarchowie Kościoła Katolickiego byli dla nas nie tylko przewodnikami w sprawach wiary, ale głównymi gwarantami polskości. To dzięki heroicznym postawom sług Kościoła przeżyliśmy czas komunizmu i sowieckiej okupacji, nie tracąc więzi narodowych i miana Polaków. Bez prymasa Wyszyńskiego, bez Karola Wojtyły, księdza Jerzego, Stanisława i setek innych niezłomnych kapłanów – sowieccy najeźdźcy uczyniliby z nas stado posłusznych niewolników, a polskość byłaby od dawna „rajem utraconym”. Świadomość, że nasze dążenia do niepodległości znajdują wsparcie w ludziach Kościoła, dodawała Polakom sił i nadziei.

Dlatego najpoważniejszym zagrożeniem, przed którym stanęliśmy po roku 1989 nie były rządy agentury i miernot okrzykniętych „elitami” – tych bowiem nigdy nie brakowało w post-sowieckiej rzeczywistości lecz zaangażowanie ludzi Kościoła w proces tworzenia III RP, państwa sankcjonującego patologie i zło komunizmu. Nie można zapomnieć, że w czasie, gdy niektórzy z hierarchów Kościoła paktowali potajemnie z komunistami, mordercy z SB dokonali krwawej rozprawy z niepokornymi kapłanami. 20 stycznia 1989 roku zamordowano księdza Stefana Niedzielaka, 30 stycznia został zamordowany ksiądz Stanisław Suchowolec, a w dniu 11 lipca 1989 roku zabito księdza Sylwestra Zycha. Te zbrodnie, podobnie jak zabójstwo księdza Jerzego stały się prawdziwym kamieniem węgielnym, na którym zbudowano III RP.

Za milczącym przyzwoleniem hierarchów ukryto zbrodnie komunistów i nie dopuszczono do rozliczenia okresu okupacji sowieckiej. To niektórzy ludzie Kościoła stali się akuszerami fałszywego „pojednania” i „historycznego kompromisu”, uwierzytelniając państwo powstałe na niegodziwym i niemożliwym do akceptacji przymierzu katów i ofiar. 

Fakt, że hierarchom zabrakło odwagi i pokory, by oczyścić Kościół z rozlicznej agentury świadczył nie tylko o słabości ale dowodził sprzeniewierzenia się fundamentalnej zasadzie, iż prawda zawsze wyzwala. Przyniósł akty zgorszenia i na trwale zafałszował Polakom obraz dobra i zła.

Jednocześnie ludzie Kościoła hierarchicznego, stając się beneficjantami III RP nie mogli trafić do tych, których to państwo odrzuciło lub skazało na zapomnienie; do najuboższych i zagubionych w nowej rzeczywistości, pozbawionych pracy i perspektyw. Kryzys wiary, o którym tyle mówiono po 1989 roku był również konsekwencją wyboru, jakiego dokonali hierarchowie, stając po jednej stronie z władzą i decydentami. Nigdy bardziej, jak w czasach „okrągłego stołu” i następujących po nim aktów grabieży majątku narodowego, uwłaszczania czerwonej nomenklatury i tworzenia agenturalno – oligarchicznych układów, nie mieliśmy prawa oczekiwać od polskiego Kościoła donośnego głosu sprzeciwu i obrony interesów społeczeństwa. Bez polityki i bez "dyplomacji". Bez "kompromisów w imię..." i "wybaczania w imieniu...". Nie doczekaliśmy się tego głosu i przez cały okres III RP najgłębszym patologiom tego państwa towarzyszyło milczenie hierarchów.

Przez 20 lat nie zdobyto się na odwagę, by powiedzieć Polakom, jak okrutnie oszukano ich w czasie „ustrojowej transformacji”, jak zniweczono ich marzenia o niepodległości i skazano na państwo w którym „elity” tworzą tchórze i zaprzańcy.

Jeśli tylu Polaków nie potrafi dziś odróżnić dobra od zła i dokonywać wyborów w zgodzie z Dekalogiem, jest w tym również wina polskich hierarchów, którzy przykładem własnych postaw zatarli jasne kryteria zasad moralnych i odstąpili od twardego obowiązku głoszenia prawdy.

Nie słyszeliśmy ich głosu, gdy wzniecano nienawiści wobec Lecha Kaczyńskiego i niszczono życie publiczne przyzwoleniem na kłamstwo i arogancję władzy. Nie słyszeliśmy ich sprzeciwu wobec lżenia człowieka prawego, gdy rozbrzmiewał wrzask prymitywnych łajdaków i kłamliwe głosy miernot.

Zabrakło tego głosu, gdy na „nieludzkiej ziemi” zginął prezydent i polskie elity. Nikt wówczas nie powiedział Polakom, że ukrywa się prawdę o tragedii smoleńskiej, że obecna władza w pakcie z kremlowskim ludobójcą pozbawia nas resztek godności i suwerenności. Nie usłyszeliśmy apelu o wyjaśnienie przyczyn tragedii, nie zadbano o uszanowanie pamięci ofiar ani obronę tych, którzy zginęli za Polskę. W obliczu nieszczęścia, które dotknęło Polaków usłyszeliśmy natomiast nawoływania do „pojednania” z Rosją i głosy potępienia wobec ludzi ośmielających się wołać o prawdę. Brzmiały tym bardziej obłudnie, że w tym samym czasie władze Rosji niszczyły nie tylko ślady po smoleńskiej tragedii ale zawłaszczały miejsce kaźni polskich oficerów w Katyniu, stawiając na terenie Zespołu Memorialnego w Lesie Katyńskim Cerkiew Zmartwychwstania Chrystusa. Inicjatorem tej budowy jest współpracownik sowieckiego KGB, zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi, Cyryl, a projekt finansuje koncern Rosnieft, zarządzany przez oficera KGB - Igora Sieczina.

Zabrakło mocnych słów biskupów, gdy bito i lżono obrońców krzyża, a człowiek wybrany prezydentem rozpętał wojnę z symbolem chrześcijaństwa. Polski Kościół miał wówczas obowiązek powiedzieć donośne „non patitur” i domagać się poszanowania praw ludzi wierzących. Miast tego, usłyszeliśmy nikczemny bełkot o „fanatycznej sekcie broniącej krzyża” i „bezrozumnych zwierzętach”.

Trudno uwierzyć, że tak brzmi dziś głos polskich hierarchów. Tym trudniej, że wielka jest wówczas nasza samotność. Tak wielka, jak zagrożenie, przed którym stoimy.

Nie da się bowiem walczyć o prawdę bez wsparcia przywódców polskiego Kościoła i nie da się zachować polskości bez jej najważniejszego gwaranta. Od działań grupy rządzącej, zakusów rosyjskich satrapów, od rządów agentury i tchórzy – groźniejsza jest postawa niektórych hierarchów wspierających tę władzę, – wbrew interesom Polski i wbrew dobru Polaków.

To postawa na wskroś polityczna, krótkowzroczna i nacechowana egoizmem, w której następuje groźne przemieszanie porządku doczesnego i wiecznego, a nakaz posługi narodowi zostaje sprowadzony do ochrony bieżących interesów władzy. Znamy tę postawę, nie tylko z czasów Targowicy, bo dostrzegając zachowania niektórych hierarchów przychodzą na myśl znacznie groźniejsze skojarzenia. Tak bowiem wyglądała droga rosyjskiej Cerkwi, która po okresie terroru i prześladowań znalazła „bezpieczną przystań” w śmiertelnym sojuszu z władzą sowiecką. Ceną za odnowienie Patriarchatu Moskiewskiego i nadanie marnych przywilejów hierarchom, było całkowite podporządkowanie się Stalinowi i wierne wykonywanie sowieckiej polityki. Dzięki posłuszeństwu hierarchii wobec władz, do 1948 roku udało się otworzyć prawie 22 tysiące świątyń i blisko 90 klasztorów. Cena moralna, jaką za to zapłacono była ogromna, a wiernopoddańcze listy, gratulacje i hołdownicze deklaracje z tego kresu, są złowrogim świadectwem upadku i upodlenia. Do dziś, w niemal każdej sferze życia Rosji widać ślady współdziałania hierarchii cerkiewnej i państwa, tak głębokie, że można wręcz mówić o fuzji tych dwóch porządków.

Jeśli kogoś razi przywołanie tak drastycznego symbolu, ten zdaje się nie rozumieć, że III RP wsparta jest na tych samych mechanizmach, które przez dziesięciolecia niszczyły polską wiarę i tradycję, i niezależnie od dzisiejszej nomenklatury wywodzi swój byt z ideologii wrogiej chrześcijaństwu i Kościołowi. Świadczą o tym nie tylko życiorysy głównych architektów „historycznego kompromisu” ale przede wszystkim stała obecność „obcego elementu” - rosyjskiej, post-sowieckiej supremacji. Bez niej nie byłoby Targowicy, rozbiorów i okupacji, bez niej nie doszłoby do narodowej tragedii w Smoleńsku.

Trudno uwierzyć, by hierarchowie Kościoła nie dostrzegali tej prawdy, by nie znali roli „wrogiego elementu” w polskiej historii. Jeśli widzą dzisiejszy stan państwa i antypolską, wasalną postawę jego władz, - czemu stają po stronie obcych interesów i odwracają się od dążeń Polaków, czemu brakuje im odwagi, by wspólnie bronić prawdy?

Wielkiemu Prymasowi Tysiąclecia zarzucano w pewnym okresie zbytnią uległość wobec komunistów. Czynili to również ci ludzie dobrej woli, którzy postrzegali Kościół jako instytucję społeczną i instrument w doraźnych działaniach politycznych. Mądrość kardynała Wyszyńskiego polegała na tym, że wiedział, iż przyjdzie czas, gdy trzeba będzie powiedzieć głośne „non possumus”. I powiedział - dokładnie wtedy, gdy stało się to konieczne.

Dziś stoimy wobec zagrożenia, że wielu polskich hierarchów nie zna granicy, poza którą jest tylko "non possumus".

Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie.