A może zabić wierzyciela? Bankructwo USA
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
16.04.2011.

A może zabić wierzyciela?

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2004

Komentarz    „Dziennik Polski” (Kraków)    15 kwietnia 2011

Ze Stanów Zjednoczonych dobiegają dziwne i niepokojące wieści. Republikanie nie chcą przyjąć propozycji prezydenta Obamy w sprawie zahamowania przyrostu długu publicznego, który wkrótce może przekroczyć 14 bilionów (po amerykańsku – trylionów) dolarów. Po przekroczeniu tego progu USA nie będą już miały środków na wykup własnych obligacji, co oznacza bankructwo państwa. Republikanie alternatywnie proponują by zamiast podnosić podatki, redukować wydatki, m.in. na państwową ochronę zdrowia, na co Obama odpowiada, że w takiej sytuacji amerykańskie długi spłacaliby prawie wyłącznie ubożsi. Wydaje się, jakby obydwie strony sporu zapomniały o sposobie redukcji długu znanym każdemu gangsterowi. Kiedy nie wie, jak spłacić dług, morduje wierzyciela. Nie ma wierzyciela – nie ma długu.

Jest to sposób oczywiście kontrowersyjny, ale w warunkach amerykańskich nie pozbawiony pewnego uzasadnienia. Oto obligacje wypuszczane przez rząd wykupują banki i fundusze inwestycyjne, pożyczające w tym celu pieniądze od Systemy Rezerwy Federalnej. System Rezerwy Federalnej, będący umową między 12 bankami, które uzyskały przywilej emisji waluty, kreuje walutę z niczego, a następnie pożycza ją bankom komercyjnym, które kupują za nie rządowe obligacje. W ten sposób rząd za pośrednictwem banków komercyjnych pożycza od Rezerwy Federalnej pieniądze pod zastaw przyszłych podatków – bo przecież środki na wykup obligacji pochodzą właśnie z tego źródła. Oznacza to, że obdarzając System Rezerwy Federalnej przywilejem emisji waluty, rząd przyjął rolę pośrednika sprzedającego grandziarzom uczestniczącym w tej umowie własnych obywateli w niewolę. W tej sytuacji zabójstwo wierzyciela, niekoniecznie w znaczeniu dosłownym, ale w formie likwidacji Systemu byłoby uzasadnione, przynajmniej od strony moralnej.

Stałe komentarze Stanisława Michalkiewicza ukazują się w „Dzienniku Polskim” (Kraków).