Sodoma, Smoleńsk, Krzyż - a sprawiedliwa kara | |
Wpisał: Ks. Władysław Jadam | |
17.04.2011. | |
Sodoma, Smoleńsk, Krzyż - a sprawiedliwa kara Rozważanie pasyjne V (na Gorzkie Żale) DROGA KRZYŻOWA, SPOTKANIE Z SZYMONEM Ks. Władysław Jadam, Nisko „A dźwigając krzyż dla siebie, wyszedł na to miejsce, które się nazywa Kalwaria” J 19, 17. Ziemia święta, gdzie spędza Pan Jezus ziemski żywot, pełna jest nie tylko miejsc uświęconych przez Jego życie, ale oprócz tego, pełna jest i naturalnych osobliwości. One, gdy się tam przebywa, zwracają też uwagę pielgrzymów. Przepływająca przez kraj rzeka Jordan… wpada do wielkiego zamkniętego jeziora, które się nazywa Morzem Martwym. Jest ono jedną z osobliwości nigdzie indziej na świecie nie spotykanych. Długie na około 80 km jest rzeczywiście niczym innym jak martwym zbiornikiem wody. Woda słona nadaje się jednak do kąpieli…Nagie brzegi, bez żadnej roślinności, a w wodzie nie żyje żadne żywe stworzenie. Ta martwota i powietrze przepełnione siarką świadczą, że kiedyś w tym miejscu stała się jakaś naturalna katastrofa. Mówią o tym badania specjalistów, a wyraźnie potwierdza Pismo św. Istniały tam dwa miasta: Sodoma i Gomora. Mieszkańcy tych miast jakby zapomnieli, że są ludźmi, życie ich zupełnie do ludzkiego stało się niepodobne. Aż przebrała się miara Bożej cierpliwości i Pan postanowił ukarać te dwie jaskinie grzechu. Nie pomogły prośby Abrahama o przebaczenie, jeśli się znajdzie tam chociaż dziesięciu sprawiedliwych. Okazało się, że nie ma nawet tej liczby. I spadł siarczysty ogień, zamieniając to miejsce grzechu i nieczystości na wieczną pustkę i martwotę. Dawno to było – tysiące lat, ale tam byli ludzie, można powiedzieć, nasi bracia i siostry, tylko żyjący przed wiekami. Za nieposzanowanie Bożego prawa spotkała ich sroga kara. A dziś, chociaż jest już XXI wiek, grzechy sodomskie zdają się wracać. To wszystko, co niezgodne z ludzką rozumną naturą. To wszystko, co hańbi „obraz i podobieństwo Boże” w człowieku, wraca z tych zamierzchłych czasów. Bo czymże są związki homoseksualne, jeszcze na hańbę nazywane małżeństwami. W programach mediów nie ma już żadnego wstydu. Bez żenady mówi się, w sposób wulgarny, o sprawach intymnych dotyczących przecież wielkiej tajemnicy przekazywania życia. Chciałoby się powiedzieć: „Panie Boże Ty widzisz, a nie grzmisz”. A może już czasem grzmi??? Pan Bóg uczynił człowieka dziedzicem wiecznego szczęścia, wskazał mu do niego drogę przez zachowanie dekalogu. A dzisiejszy człowiek zabiera się do obalania Bożych przykazań. One stoją jak wielkie drogowskazy z wypisaną na nich wolą Bożą. Jak żołnierz przekraczający granicę zdobywanego kraju obala słup graniczny tak człowiek wszedł na Boże drogi i obala graniczne słupy między dobrem a złem. „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną, nie będziesz brał Imienia Mego nadaremno, a dzień Mój czcić będziesz.” I następne siedem z drugiej tablicy…nie czas by wszystkie omawiać… Obala człowiek Boże przykazania, a Pan Bóg nie zsyła kary jak na Sodomę i Gomorę. Pytamy: dlaczego? Bo jest miłosierny i czeka. A dlaczego jest miłosierny? Bo między Bogiem a człowiekiem stanął Ktoś, co ustawicznie powstrzymuje prawicę Bożej sprawiedliwości. Stanął Krzyż, którego jeszcze nie było w czasach Sodomy i Gomory. Nieustępliwa postawa żydów i wołanie: „Ukrzyżuj Go”, złamały wreszcie słabość Piłata i padły ostatnie jego słowa: „Ibis ad crucem” – pójdziesz na krzyż. Na dziedzińcu, żołnierze otoczyli postać Skazańca. Przyprowadzają Go na miejsce gdzie na ziemi leżą dwie belki zbite w kształcie krzyża. Leży krzyż - przez całe życie widziany wzrokiem Jezusa sięgającym w przyszłość i widzącym zakończenie swego życia na drzewie krzyża… To, co było kiedyś dalekie, teraz staje się bliskie, obecne. Ręce obejmują twardą belkę, ledwie ociosaną, obejmują jak największy skarb, co choć będzie narzędziem Jego boleści, stanie się znakiem zbawienia dla milionów i przez krzyż dokona się to, co Sam zapowiedział słowami: „A Ja, gdy będę wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie”. I dalej mówi Pismo św. „a niosąc krzyż dla siebie wyszedł”. Zaczęła się jedyna w ludzkich dziejach droga – krzyżowa droga. Tradycja chrześcijańska podzieliła tę drogę na stacje, wyrażające jej najważniejsze momenty. Pośród nich są trzy stacje mówiące o potrójnym upadku Pana Jezusa. Człowiek strasznie wyczerpany pod ciężarem drzewa, popychany przez żołnierzy, musiał upadać na jerozolimskiej ulicy… Ale Jezus powstaje, podnosi krzyż, bo musi go zanieść na górę, by tam stanął i stamtąd zasłaniał na zawsze ludzi przed Bożą sprawiedliwą karą. Może i ty czasem jesteś tak wyczerpany(a), że upadasz i mówisz sobie „już dalej nie mogę iść”. Wiem, że nie możesz, bo życie człowieka wyczerpuje, bo trudności na jego drodze spotykane odbierają mu siły. Ale wstań, Chrystus ci pomoże i nie o wiele proś, proś o wytrwanie przez jeden dzień, jutro prosić będziesz o wytrwanie w nowym dniu, bo „dosyć ma każdy dzień troski swojej” – jak mówi Pismo. A gdy wyszli poza bramę miasta, wyczerpanie Skazanego dochodzi do najwyższych granic. Spotykają wtedy, wracającego z pracy w polu Szymona i każą mu dźwigać, wespół z Jezusem, krzyż. Idzie Jezus drogą krzyżową, a naprzeciw Niemu wychodzi tętniąca życiem wiosna palestyńska. Idzie inny świat i jego przedstawiciel Szymon Cyrenejczyk, człowiek wracający z wiosennej pracy. Na niektórych obrazach widzimy go z łopatą na ramieniu. Cóż obchodzi spokojnego rolnika – żyda, że wczoraj w sali arcykapłana toczyła się rozprawa nad życiem Jezusa. Co może mieć wspólnego Szymon, człowiek pracy, z tym tłumem, który wołał: „Ukrzyżuj Go!” Widzi z dala tłum ludzi, widzi idących koło krzyża żołnierzy. Szymon chce tę smętną procesję ominąć. Lecz oni zmuszają go. Nie pomogą wymówki, nie pomoże opór biednego wieśniaka. Patrzy na krzyż i wstręt jego jeszcze rośnie, boć to drzewo w całości prawie pomazane krwią. A kto jest ten skazaniec? Szymon pewnie nie wie. Na głowie jakiś dziwny cierniowy wieniec. Ale niech będzie, co chce. Przymusili mnie, więc muszę dźwigać, choć nie wiem, za kogo. Ale po chwili, gdy ruszyli powoli naprzód, Szymon czuje, że z nim zaczyna się dziać coś dziwnego. Postać Skazańca staje mu się jakaś bliska i droga, a serce napełnia się jakąś niezrozumiałą przyjaźnią i sympatią dla tego Człowieka. W pewnym momencie uświadamia sobie, że nawet gdyby go nie przymusili, on i tak pomógłby dźwigać temu Człowiekowi. A teraz gdyby nawet chciano mu odebrać ten krzyż, nie oddałby go za nic. Coś się stało w jego duszy od momentu, gdy krzyż włożył na swoje ramiona.. Poznał słodycz krzyża, poznał miękkość jego nieociosanych kształtów dopiero, gdy go zaczął nieść. I tu przypomina się scena z „Pasji” Mela Gibsona – kiedy dochodzą na szczyt Golgoty, a Szymon wykonał już swój obowiązek, zamiast szybko wracać do rodziny on nie może oderwać wzroku od Jezusa – do tego stopnia, że zostaje brutalnie odepchnięty przez rzymskiego żołnierza. Szymon nie zdawał sobie sprawy, że chociaż pod przymusem i początkowo bez wolnej decyzji, stał się współpracownikiem Jezusa w dziele odkupienia świata. A nam, dzisiaj, Pan Jezus przyjmujący pomoc Cyrenejczyka mówi: ”Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych Mnieście uczynili”. Mt 25, 40. Czeka nasz Pan dzisiaj na pomoc w ludziach chorych, cierpiących, głodnych, przybyszach, więźniach i będących w rożnych trudnych sytuacjach. Św. Paweł zachęca: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe”. Ga 6, 2. A prawo Chrystusowe to prawo miłości – nowe i największe przykazanie naszego Pana. Kiedyś, jak słusznie zauważa Paul Claudel: - „W martwych dłoniach poniesiemy tylko to, co daliśmy innym: bliźni trzymają nasze klucze do nieba!”. Nasz dzisiejszy temat to droga krzyżowa Chrystusa Pana ale także jego wyznawców, czyli Kościoła świętego. Patrząc szczególnie w naszą przeszłość, przywołajmy tu, znaczone krzyżami nasze polskie drogi do wolności Narodu i Kościoła. Jaką straszną krzyżową poniewierką był los tych, którzy byli w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, czy w sowieckich łagrach. Tygodniami, pociągami na Syberię, były transportowane tysiące Polaków, w bydlęcych wagonach, by potem żyjąc w nieludzkich warunkach, niedożywieni a wykonując morderczą pracę, najczęściej tam - zakończyć swoje życie. Ktoś opisując taką drogę krzyżową na Syberię czy do Kazachstanu, odbywaną zimą, wspomniał, że gdy od czasu do czasu pociąg zatrzymywał się, głównie po to, by pozbyć się zmarłych w czasie transportu ludzi, to na twarzyczkach wynoszonych zmarłych dzieci, można było dostrzec zamarznięte łzy. I jeszcze wspomnijmy drogę krzyżową zamordowanych w Katyniu, czy innych miejscach zbrodni. Pod konie życia Prymas Tysiąclecia – kardynał Stefan Wyszyński – wielki obrońca Narodu i niezłomny Pasterz Kościoła, którego 30-tą rocznicę śmierci będziemy obchodzili 28 maja br. powiedział, że droga jego posługi biskupiej, za komuny, była dla niego Wielkim Piątkiem. Na tegorocznych Gorzkich żalach, idąc śladami Męki Pańskiej, uważnie chcemy się także przyjrzeć Słudze Bożemu Janowi Pawłowi II – wiernemu naśladowcy Chrystusa, co wnet uroczyście potwierdzi Kościół, dokonując beatyfikacji Papieża – naszego Rodaka… A trzeba nam sobie przypomnieć, że od początku życie Ojca św. było naznaczone krzyżem: Bardzo wcześnie umarła mu matka, bo nie doczekała nawet dnia I Komunii św. małego Karola. Gdy miał 12 lat – umiera jedyny, ukochany starszy brat lekarz, zaraziwszy się, pracując w szpitalu, ostrym wypadkiem szkarlatyny, co przy ówczesnej nieznajomości antybiotyków (1932), było zakażeniem śmiertelnym. Potem lata okupacji, ciężka praca w kamieniołomie, wypadek i prawie nagła śmierć ojca, gdy Karol miał 21 lat. I właściwie odtąd, nie miał już nikogo z najbliższej rodziny. A gdy myślimy o latach posługi papieskiej Jana Pawła II, to już dobrze wszyscy wiemy, co wydarzyło się 13 maja 1981 roku, a potem wiele następnych problemów zdrowotnych miało niewątpliwie tu swe źródło. Wszyscy też dobrze pamiętamy o ostatnich stacjach drogi krzyżowej posługi papieskiej Jana Pawła II, gdy w Wielki Piątek 2005 r. nie mogąc uczestniczyć w nabożeństwie Drogi Krzyżowej w Koloseum, łączył się z uczestnikami tego szczególnego nabożeństwa, modląc się w swojej prywatnej kaplicy. Z pewnością mamy mocno utrwalony w naszej pamięci obraz Jana Pawła II trzymającego w swoich dłoniach krucyfiks, który potem przycisnął sobie do serca i do twarzy. Ks. abp Mieczysław Mokrzycki, wtedy jeden z sekretarzy papieskich, wspomina: „przytulał twarz do krzyża. To był niezwykły obraz, niezwykłe świadectwo. My stojąc obok widzieliśmy coś, czego w telewizji nie można zobaczyć. Widzieliśmy tę rurkę w tchawicy. Widzieliśmy jak ciężko oddycha i jak walczy. To była jego droga krzyżowa”. Potem było jeszcze błogosławieństwo Urbi et Orbi w Niedzielę Wielkanocną, ale już bez słów i podobnie – ostatnie błogosławieństwo we środę po Wielkanocy. A w końcu sobotni wieczór 2-kwietnia z ostatnim słowem Amen, wypowiedzianym przez umierającego Ojca świętego. I znowu abp Mokrzycki, naoczny świadek: „Jego twarz promieniała…jego twarz się zmieniła. Nie była już ani pomarszczona, ani blada…Pan Bóg przechowuje ciało (świętych) w niezniszczalności, z jasnym obliczem”. – „O odchodzeniu Jana Pawła II”. Idąc dalej za Jezusem naszą drogą krzyżową, która wpisuje się w Drogę krzyżową naszego Zbawiciela, nie możemy zapomnieć o tej drodze, która dla 96-ciu osób, tak bolesny kres miała pod Smoleńskiem. W tym miesiącu minął dokładnie rok od tej tragedii. Trwa dalej droga krzyżowa rodzin i bliskich tych, którzy tam wtedy zginęli. Jest to też w pewnej mierze i droga krzyżowa wielu z nas. Ale Droga Krzyżowa jednak nie jest szlakiem wiodącym do nikąd i nie jest celem, lecz prowadzi do celu. Idziemy z naszymi krzyżami za Tym, który jest „drogą, prawdą i życiem” do pełni życia w Bogu. Chrystus dźwigający krzyż, wskazuje nam drogę ku niebu i woła: Sursum corda - W górę serca. Panie Jezu, spraw, abyśmy nigdy nie tracili Ciebie z oczu, na naszych drogach krzyżowych, bo przecież Ty idziesz zawsze przed nami i z nami. Bądź naszym Przewodnikiem! Uśmierzaj nasze bóle i niepokoje. Mocą swojego Ducha Świętego, z naszych krzyży dźwiganych w jedności z Tobą, Zbawicielu, uczyń drogę światła. Nisko, par. św. Józefa, 17 kwietnia 2011. Niedziela Palmowa |