"Kołchoźnik" czyli misja RTV
Wpisał: Iza Falzmannowa   
25.11.2007.

Iza Falzmannowa

"Kołchoźnik" czyli misja RTV

            Wśród wielu obietnic wyborczych Tuska znalazło się zniesienie abonamentu RTV. Dla wielu ludzi miałoby to duże znaczenie symboliczne. Nie godzą się oni na płacenie podatku od kupionego za własne pieniądze mebla zwanego telewizorem, podatku porównywalnego do znanych z historii danin od posiadania komina czy własnymi rękami postawionego płotu. Dlaczego tłumacz używający telewizora wyłącznie jako ekranu do odtwarzanych na wideo filmów ma obawiać się donosu życzliwych sąsiadów i listonosza? Dlaczego „moherowy beret” oglądający wyłącznie telewizję Trwam i słuchający tylko Radia Maryja ma płacić za inne programy obrażające często jego uczucia religijne? Dlaczego z moich pieniędzy mam finansować kretyńskie tasiemcowe seriale? Nie interesuje mnie „Agrobiznes” ani „Klan” ani „Jaka to melodia” ani „Moda na sukces” ani „ Plebania” ani „Wideoteka dorosłego człowieka” ani „Pytanie na śniadanie”. Docierające od sąsiadów przez ścianę odgłosy tych przejawów misji kulturalnej TVP zatruwają mi życie. Radia nie używam, muzyki klasycznej słucham wyłącznie z płyt, a gdybym nawet miała czas i ochotę na oglądanie telewizji, wybrałabym jakiś prywatny kanał. Dodatkową sprawą są kominy płacowe i gwiazdorskie kontrakty przekraczające 100 krotnie przeciętną emeryturę, których nie akceptuję. Razi mnie również obecność w TVP takich postaci jak pani, która podobno tak ujęła – powiedzmy - za serce hrabiego Raczyńskiego, że aż ofiarował jej swoje nazwisko. Mnie natomiast jej oszustwa i krętactwa zupełnie nie ujmują i nie widzę powodu abym miała się opodatkowywać na jej wygórowane apanaże.

            Gdyby zakodować programy TVP i pobierać opłaty za ich odbieranie wyszłoby na jaw jak wiele osób chce dobrowolnie korzystać z jej misji kulturalnej i cywilizacyjnej. Przymusowy abonament jest sprzeczny z zasadami liberalizmu i z zasadami rynkowymi, którymi wszyscy sobie wycierają przecież usta. Jest częścią współczesnego aksamitnego totalitaryzmu. Ludzie wystarczająco dojrzali aby wybierać sobie władzę, okazują się zbyt mało dojrzali aby decydować co ich interesuje i za co są skłonni płacić.

            Przed wielu laty, przed naszym rodzinnym domem na rogu ulicy Odyńca i Czeczota umieszczono tak zwany „kołchoźnik” czyli głośnik, który realizował swą misję, nadając od piątej rano sowieckie pieśni masowe. Odstrzelił go wreszcie z procy jakiś wróg ludu czyli sabotażysta. Za przymusową edukację społeczną i kulturalną, której nie umieliśmy docenić, nie musieliśmy jednak płacić abonamentu.

Zmieniony ( 02.02.2008. )