ŚWIAT WIELKIEGO PIĄTKU - Ketman
Wpisał: Aleksander Ścios   
27.04.2011.

ŚWIAT WIELKIEGO PIĄTKU

Ketman

Należy milczeć o swoich prawdziwych przekonaniach, jeżeli to możliwe. Jednakże są wypadki, kiedy milczenie nie wystarcza, kiedy może ono uchodzić za przyznanie się. Wtedy nie należy się wahać. Nie tylko trzeba wtedy wyrzec się publicznie swoich poglądów, ale zaleca się użyć wszelkich podstępów, byleby tylko zmylić przeciwnika. Będzie się wtedy wypowiadać wszelkie wyznania wiary, które mogą mu się podobać, będzie się odprawiać wszelkie obrządki, które uważa się za najbardziej niedorzeczne, sfałszuje się własne książki, wykorzysta się wszelkie środki wprowadzania w błąd.

 

Aleksander Ścios

Wielki Piątek, 22 kwietnia 2011 http://bezdekretu.blogspot.com/2011/04/swiat-wielkiego-piatku.html

 

W "Zniewolonym umyśle" Miłosza znajdziemy definicję „ketmana” zaczerpniętą od francuskiego myśliciela Artura Gobineau. To z jej pomocą Miłosz próbował analizować zachowania intelektualistów w epoce stalinizmu i rozprawić się z  własnym „ukąszeniem”.

"Czym jest Ketman?” – pytał Miłosz. – „Zdaniem ludzi na muzułmańskim Wschodzie posiadacz prawdy nie powinien wystawiać swojej osoby, swego majątku i swego poważania na zaślepienie, szaleństwo i złośliwość tych, których Bogu spodobało się wprowadzić w błąd i utrzymać w błędzie. Należy więc milczeć o swoich prawdziwych przekonaniach, jeżeli to możliwe. Jednakże są wypadki, kiedy milczenie nie wystarcza, kiedy może ono uchodzić za przyznanie się. Wtedy nie należy się wahać. Nie tylko trzeba wtedy wyrzec się publicznie swoich poglądów, ale zaleca się użyć wszelkich podstępów, byleby tylko zmylić przeciwnika. Będzie się wtedy wypowiadać wszelkie wyznania wiary, które mogą mu się podobać, będzie się odprawiać wszelkie obrządki, które uważa się za najbardziej niedorzeczne, sfałszuje się własne książki, wykorzysta się wszelkie środki wprowadzania w błąd.

Znamy „ketmana”. W opinii przedstawicieli tzw.„elit” III RP jest kuszącym wyzwaniem, wzniosłym, niemal egzystencjalnym testem wielkość ich ducha zdolnego przekraczać granice dobra i zła. Daje poczucie władzy nad złożoną dialektyką i miraże prowadzenia gry na kresach antynomicznych rzeczywistości. Miłosz podpowiedział im, że „Ketman napełnia dumą tego, kto go praktykuje. Wierzący dzięki temu osiąga stan trwałej wyższości nad tym, którego oszukał, chociażby ten ostatni był ministrem czy potężnym królem”.

Uzbrojeni w ten arsenał pseudofilozoficznych sofizmatów, wszelkiej maści konformiści, bufoni, karierowicze i pospolite kanalie stworzyli przestrzeń własnej miernoty, nieistniejące „państwo ketmana”, w którym próbują dyktować fałszywą wersję zdarzeń pisaną  językiem tchórzy i łgarzy

Ta postawa istniała od zawsze, wszędzie tam, gdzie do ludzkiej nędzy przykładano miarę szlachetnej postawy myśliciela, gdzie niemoc tłumaczono rozsądkiem, a pychę, przezornością. To według niej „politycznego” wyboru dokonał Judasz rozczarowany „niemesjańskim“ przesłaniem Jezusa, gdy wydał Nauczyciela Radzie Kapłanów. To ona stała za Potockim, Branickim czy Kossakowskim, pomagając im wytłumaczyć zdradę Targowicy. Według niej działali w PRL-u literaccy „inżynierowie dusz” i szczytne „Puczymordy” przekonani o moralnej „dostojności” i „potykaniu się ze złem”. Wysublimowany z pospolitej zdrady „ketman” miał zaspokajać potrzeby ludzi nazbyt słabych, by pogodzić się z własnym zbydlęceniem, zbyt tchórzliwych, by znieść swoją prawdziwą twarz.

Tragedia smoleńska jedynie obnażyła te postawy, niosąc tryumf nienawiści i ucieczkę od elementarnych zasad. To dzięki niej dostrzegliśmy pozę „ketmana” podniesioną do rangi „racji stanu” i usłyszeliśmy mowy pospolitych oszustów udających „elitę”. Jednego możemy być pewni. Tchórzliwa kapitulacja przed rosyjskim dyktatem w sprawie przyczyn tragedii i walka z pamięcią o jej ofiarach zostanie rozgrzeszona przez „elity intelektualnych trupów” tym samym zabiegiem, jakim ich peerelowscy pobratymcy rozgrzeszali peany na cześć Stalina. „Podpowiedź” Miłosza łączy te dwa okresy i odsłania trwałe przymierze postaw.

To dzięki „ketmanowi” poznaliśmy współczesnych „talibów” III RP - owych uczniów polit-poprawnej medresy, praktykujących odwieczną takijję, by zasłonić nią swój prostacki oportunizm. Można w nich rozpoznać semantycznych terrorystów, próbujących za pomocą „odwróconego języka” sparaliżować ludzi odważnych i pozbawić ich prawa do głosu.

Ich obłudne mowy „w obronie demokracji”, ich „apele o wstrzemięźliwość” mają uciszyć niepokój sumienia i nie są niczym innym, jak oracją w obronie własnego tchórzostwa.

Nie wolno nam godzić się na postawę „ketmana” – który z negacji dobra i zła próbuje zbudować własne państwo i swoją „niby obecnością” niszczy odwieczny porządek, występując przeciwko tym, którzy mają odwagę stawiania trudnych pytań.

Nie można pozwolić, by pseudointelektualny bełkot „ketmanów” uzasadniał najzwyklejsze łajdactwo i z zaprzeczenia  rzeczy niezaprzeczalnych czynił fałszywą normę. Nie wolno - ponieważ każdy z nich, nienazwany swoim imieniem zabija fundamentalną prawdę o naszej rzeczywistości i drwi z ludzi, zdolnych udźwignąć ciężar odpowiedzialności za słowa.

Ich świat - najgroźniejszej z fikcji, gorszej od „socjalistycznej demokracji” i „Europy bez granic” jest anty- ludzki i anty -chrześcijański.

To dlatego ”ketman” zawsze zna odpowiedź na pytanie „cóż to jest prawda” i wie kiedy i przed kim być „królem żydowskim”. To dlatego, żaden „ketman” nie powie „Oto jestem” i nie wkroczy na drogę z której nie ma odwrotu. Lęk, jaki odczuwają przed Słowem wymusza nienawistny bełkot, groza pustki żąda zgiełku i agresywnej  kazuistyki. Tylko tak mogą ukryć własną beznadzieję, tylko tak potrafią oszukać nieskończony strach.

Trzeba, żebyśmy zostawili „ketmanów” w ich świecie Wielkiego Piątku, „podziwiających zawrotną grę losu, potencje i uśmiechy fortuny.”  Nie znajdą z niego wyjścia. Książę Poetów, pogromca „ketmanów” wiedział jak próżne ich oczekiwanie:

 

„A Nazareńczyk

 został sam

 bez alternatywy

 ze stromą

 ścieżką

 krwi”.

 

Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie