Pod płaszczykiem nirwany | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
03.05.2011. | |
Pod płaszczykiem nirwanyStanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2025 Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 1 maja 2011 Wprawdzie Wielkanoc już za nami, ale kraj nadal trwa w poświątecznej nirwanie tym bardziej, że zaraz po uroczystościach wielkanocnych, w Rzymie rozpoczyna się uroczysta beatyfikacja Jana Pawła II. A w nirwanie - jak to w nirwanie; ucichły potępieńcze swary i jeśli nawet w Sejmie człowiek o zszarpanych nerwach, czyli wicemarszałek Stefan Niesiołowski wdaje się w pyskówki, to raczej machinalnie, niż z rzeczywistej potrzeby. Namiętności ma się rozumieć, nie wygasły, tylko zostały na chwilę przytłumione. Jak śpiewała przed laty pewna artystka, „zmysły drzemiom, zmysły drzemiom - ale som”. Toteż przedstawiciele Jasnogrodu odreagowują Święta Wielkanocne po swojemu, narzekając na opłakany stan moralny Kościoła, albo - dla rozmaitości - na obniżający się poziom wykształcenia duchowieństwa, widoczny zwłaszcza na tle szybko wzrastającego poziomu wykształcenia pozostałej części społeczeństwa. Kondycją moralną Kościoła tradycyjnie najbardziej zainteresowani i zatroskani są u nas ateiści i Żydzi, zaś zainteresowanie poziomem intelektualnym duchowieństwa objawiła ostatnio pani filozofowa Magdalena Środa. Ano cóż; już Franciszek ks. de La Rochefoucauld zauważył, że nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy - ze swego rozumu. Nikogo zatem nie dziwią te rewelacje zwłaszcza na tle świadectwa osobistości najbardziej chyba reprezentatywnej dla owej reszty społeczeństwa, czyli pana prezydenta Bronisława Komorowskiego, który „w bulu i nadzieji” łączył się z Japończykami podczas trzęsienia ziemi. Inna reprezentatywna dla tej części społeczeństwa osobistość, były prezydent naszego państwa Lech Wałęsa nawet „pracował naukowo”, to znaczy - rozwiązywał krzyżówki - co przyniosło mu mnóstwo doktoratów honoris causa z szerokiego świata zwracającego uwagę na wszelkie osobliwości. Okazuje się, że doświadczenia naszego nieszczęśliwego kraju mogą być przydatne dla krajów znajdujących się w podobnym do nas położeniu. Dlatego też były prezydent Lech Wałęsa jedzie do Tunezji, by pomóc tamtejszym Tunezjakom w przeprowadzeniu transformacji ustrojowej, koniecznej po wygnaniu tamtejszego tyrana. Pewne zaskoczenie opinii publicznej wzbudził fakt, że do Tunezji Lech Wałęsa wybiera się bez generała Czesława Kiszczaka, bez którego żadna transformacja, zwłaszcza w wykonaniu Lecha Wałęsy, udać się przecież nie może. Zaskoczenie było tym większe, że niezawisły sąd, jakby w przeczuciu wagi momentu dziejowego, właśnie uniewinnił generała Kiszczaka z zarzutów związanych z zabójstwem 9 górników w kopalni „Wujek” w roku 1981. Ponieważ inne niezawisłe sądy skwapliwie tłumaczyły wszystkie wątpliwości, które, mówiąc nawiasem, mnożyły się zwłaszcza przy okazji politycznych przesileń rządowych, dzisiaj można odnieść wrażenie, że w kopalni „Wujek” nikt w ogóle nie zginął, a jeśli nawet ktoś tam i zginął, to stało się to na skutek znanej prawidłowości, że każdy karabin raz w roku strzela sam, bez żadnego udziału człowieka. Najwyraźniej siły porządkowe w kopalni „Wujek” zostały uzbrojone w takie właśnie karabiny i się narobiło. Dlaczegoś najbardziej ucieszył się z tego Henryk Wujec, zapewniając wszystkich, że o taką właśnie niezawisłość sądów walczył. Ogromnie się wszyscy cieszymy, bo jakże tu się nie cieszyć, kiedy wprawdzie po 30 latach, niemniej przecież dowiadujemy się, o co pan Henryk Wujec walczył. Dobrze zatem, że przynajmniej on jest zadowolony, bo inni obywatele naszego nieszczęśliwego kraju - jakby zdecydowanie mniej. Wracając do tunezyjskiej misji byłego prezydenta okazało się, że jednak nie pojedzie tam samopas, bo towarzyszą mu m.in. Paweł Kowal i Aleksander Smolar. W tej sytuacji rzeczywiście - generał Kiszczak nie musi fatygować się tam osobiście, bo i bez tego były prezydent będzie wiedział, w jaki sposób biednych Tunezjaków uszczęśliwić. Tymczasem los innego generała niesłychanie poruszył Jego Ekscelencję ks. bpa Tadeusza Pieronka. Chodzi naturalnie o generała Jaruzelskiego, który nie został zaproszony na uroczystości beatyfikacyjne, chociaż w procesie beatyfikacyjnym występował jako świadek. To prawda, że występował, ale chyba nie wniósł żadnych rewelacji, na przykład na temat zamachu na papieża w 1981 roku. Wspominał był tylko, że ponieważ wroga propaganda krajów imperialistycznych uporczywie rozpuszczała fałszywe pogłoski, jakoby za zamachem stał miłujący pokój Związek Radziecki, korzystając z pośrednictwa bratniej Bułgarii, przy najbliższej nadarzającej się okazji zapytał wprost o to towarzysza Żiwkowa. Naturalnie towarzysz Żiwkow z oburzeniem te nikczemne insynuacje odrzucił, słowem - dzięki generałowi Jaruzelskiemu utwierdziliśmy się w przekonaniu, że i Ali Agcy pistolet po prostu sam wypalił, podobnie jak karabiny w kopalni „Wujek”. Jestem pewien, że takie byłyby też ustalenia każdego niezawisłego sądu, gdyby ta sprawa trafiła na wokandę. Jakże przyjemnie przekonać się nawet po tylu latach, że prawda niezmiennie triumfuje. Tym bardziej szkoda, że generał Jaruzelski nie został powołany na świadka w procesie beatyfikacyjnym księdza Jerzego Popiełuszki. Nie ulega wątpliwości, że potwierdziłby ustalenia niezawisłego sądu poczynione podczas słynnego procesu toruńskiego - bo cóż innego mógłby zeznać miłujący prawdę generał Jaruzelski - ale należy podziwiać również takt drugiej strony, że nie znalazła potrzeby narażania generała Jaruzelskiego na jakieś konflikty partyjnego sumienia. Ale nawet i ta okoliczność nie tłumaczyłaby tak mocnego zaangażowania emocjonalnego w tę sprawę Jego Ekscelencji księdza bpa Tadeusza Pieronka. Można oczywiście złożyć ją na karb powszechnie znanej tajemniczości świata, na którym dzieją się rzeczy zaskakujące filozofów, ale zanim to uczynimy warto przypomnieć, iż jedyną funkcją kościelną, jaką Jego Ekscelencja ostatnio pełnił, było członkostwo w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, której działalnością z poduszczenia Sojuszu Lewicy Demokratycznej interesowała się ostatnio prokuratura. Najprawdopodobniej jest to okoliczność pozbawiona wszelkiego znaczenia, ale w takim razie tym bardziej nic nie szkodzi, jeśli przy okazji rozważań o tajemniczości świata, wspomnimy również o niej. Esperons tedy, że beatyfikacji Jana Pawła II nieobecność generała Jaruzelskiego nie zaszkodzi, chociaż krytycznie wypowiadały się o niej liczne autorytety, nawet z „New York Timesa”. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). |