Sukcesy - NA PRZEKÓR DEKRETYNOM
Wpisał: Mirosław Dakowski   
17.12.2007.

[Uwaga: nasi rabusie znacznie podnieśli ceny olejów. W marcu 2008 już NIC się nie opłaca - sprawdzić ceny surowców! MD] 

Tekst opublikowany został w:     http://www.moto.gda.pl/strona.htm?id=629   ,a także w miesięczniku "AUTO MOTO SERWIS" (http://www.automotoserwis.com.pl) nr 1/2008.

O biopaliwach bez niedomówień

Sukcesy - NA PRZEKÓR „DEKRETYNOM”

            Z prof. dr. hab. MIROSŁAWEM DAKOWSKIM, fizykiem jądrowym i międzynarodowym ekspertem od energii odnawialnych, rozmawia Henryk Jezierski

- Niby mamy ustawę o biopaliwach ale gdy wczytać się dokładnie w jej treść, a zwłaszcza – w zawartość towarzyszących jej tzw. rozporządzeń wykonawczych, wówczas przychodzi nieodparte wrażenie, że więcej w tych urzędowych dokumentach straszenia koncesjami, certyfikatami oraz wysokimi karami finansowymi za niespełnienie urzędniczych nakazów niż troski państwa o uniezależnienie się od energetycznego szantażu ze strony zagranicznych dostawców ropy naftowej i gazu oraz dbałości o racjonalne zagospodarowanie olbrzymiego potencjału jakim dysponuje Polska i polski rolnik w produkcji paliw odnawialnych. O co tu chodzi?

- Dokładnie o to samo, gdy nie wiadomo o co chodzi, czyli – mówiąc krótko - o pieniądze, i to największe z wyobrażalnych. Rzeczona ustawa i różne rozporządzenia napisane zostały bowiem pod oczekiwania tzw. lobbystów związanych z importerami i producentami paliw ropopochodnych. Mówię „tzw. lobbystów” bowiem bardziej adekwatne byłoby tu odwołanie się do pojęcia mafii kontrolującej nasz rynek od dziesięcioleci i dysponującej silnymi powiązaniami międzynarodowymi, niekoniecznie tylko sowieckimi czy rosyjskimi.

Jej przedstawiciele zdają sobie doskonale sprawę z setek tysięcy hektarów ziemi leżącej u nas odłogiem i nadającej się do obsiania np. rzepakiem jako znakomitym surowcem do napędzania pojazdów z silnikami wysokoprężnymi. Mafia „zaropiała” wie również o wrodzonej przedsiębiorczości polskich rolników, którzy z legalnej produkcji paliw pochodzenia roślinnego byliby w stanie uczynić Polskę europejskim potentatem. Zrobiono więc wszystko, aby nie dopuścić do realizacji takiego scenariusza, a głównymi beneficjentami rodzącego się rynku biopaliw uczynić… dotychczasowych monopolistów rynku paliw ropopochodnych. Zwłaszcza w sytuacji gdy do rozwoju alternatywnych źródeł energii zmuszają nas rozporządzenia unijnych komisarzy.

- Przeciwnicy biopaliw sięgają jednak często także do argumentów natury technicznej, wskazując m.in. na ryzyko uszkodzenia silnika, brak odporności na niskie temperatury czy mniejszą wydajność energetyczną.

- Jestem w stanie zrozumieć wygłaszanie takich tez przez zawodowych propagandystów i akwizytorów na usługach firm czerpiących krociowe zyski z handlu ropą naftową i gazem. Lecz gdy mówią to reprezentanci środowisk technicznych wówczas nasuwa mi się nieodparte skojarzenie z tzw. użytecznymi idiotami lub panienkami dającymi za pieniądze. W tym wypadku dają oszukańcze ekspertyzy. Nawet gdyby przyjąć, że biopaliwa wymagają zmian w konstrukcjach silników to, po pierwsze – podejmowanie tego rodzaju wyzwań jest wręcz obowiązkiem każdego szanującego swój fach inżyniera, po drugie – stawką są tutaj korzyści zbyt wielkie i zbyt istotne dla gospodarczej suwerenności Polski, aby dołączać do stada wyrachowanych manipulatorów bądź nieświadomych malkontentów. Zwłaszcza w sytuacji, gdy biopaliwa można stosować praktycznie bez jakichkolwiek ograniczeń nawet w samochodach napędzanych najnowszym silnikami.

- No właśnie… Parę lat temu, w okresie najintensywniejszej krucjaty przeciwników biopaliw w Polsce, dane mi było testować nowego Volkswagena Polo z zaawansowanym technologicznie silnikiem wysokoprężnym. W schowku tego samochodu leżała oryginalna instrukcja obsługi dopuszczająca… jazdę na biopaliwie, przynajmniej w Niemczech. Na naszym rynku jednak ten sam producent w takiej samej sytuacji groził klientom utratą  praw gwarancyjnych. W dodatku – Niemcy importowali wówczas z Rafinerii Trzebinia ponad 20 tys. biopaliw rocznie. Skąd ta niekonsekwencja?

- Z powodu, który wymieniłem wcześniej. Faktyczne profity z wdrażania odnawialnych źródeł energii mają omijać Polaków zupełnie bądź docierać do nas w stopniu maksymalnie ograniczonym. Nie jest to zresztą tylko nasza przypadłość. Podam przykład Brazylii. Słynne „oil shock’s” z lat 1974 i 1979 i związany z nimi gwałtowny wzrost cen ropy naftowej sprawił, że ówczesny minister energetyki w brazylijskim rządzie, Jose Goldemberg – notabene mój (wtedy) dobry kolega - postanowił przestawić całą tamtejszą motoryzację na spirytus bezwodny produkowany z masowo uprawianej trzciny cukrowej.

Największymi przeciwnikami takiego rozwiązania – oprócz lobby „zaropiałego” – okazali się główni dostawcy aut na brazylijski rynek; Fiat i Volkswagen. Też straszono Brazylijczyków negatywnymi konsekwencjami zamiany benzyny na spirytus lecz ci okazali się konsekwentni. Efekt? Koncerny samochodowe musiały dostosować się do nowych realiów. Dzisiaj spirytusem z trzciny pojone są nie tylko Fiaty i Volkswageny ale także auta innych marek zainteresowanych znaczącą obecnością w Brazylii. Nie mają wyjścia – albo zgoda na alkohol w baku, albo zerowa lub śladowa sprzedaż swoich produktów.

- Sami Brazylijczycy narzekali jednak na słabsze osiągi aut…

- To oczywiste. Czysty alkohol ma niższą o kilkanaście procent wartość energetyczną, co przekłada się także na zmniejszenie osiągów i zasięgów. Chodziło jednak o uniezależnienie się od kosztownego importu paliw, a alkohol był najtańszy.

- Czy w Polsce byłoby podobnie?

- U nas jeden litr spirytusu z ziemniaków można wyprodukować za około 1,50 zł pod warunkiem, że nie obciąży się tej ceny kontrybucjami podatkowymi. Co ciekawe, nasze możliwości produkcyjne byłyby w stanie zapewnić niewielkie domieszki spirytusowe do benzyny, parę procent, a takie proporcje nie mają żadnego negatywnego wpływu na pracę silnika. Ba, niewiele osób wie, że chociaż Polska i inne kraje europejskie nie przeszły w czasie kryzysu paliwowego na alkohol bezwodny, to od bardzo dawna stosuje się kilkuprocentową domieszkę alkoholu do benzyn. Podkreślam - stosuje się od bardzo dawna, nie informując klientów o tym i nie było to przez użytkowników zauważalne w osiągach samochodu. A alkohol dolewa się dlatego, że zmieszany z benzyną w 5% nawet poprawia jej jakość.
Obecny mętlik wokół biopaliw tworzą m.inn. ci dziennikarze, którzy nie mają zielonego pojęcia o czym mówią i piszą. Nie odróżniają dodatków w postaci bezwodnego alkoholu etylowego czy metylowego do benzyny od dodatków w postaci estrów olejów roślinnych do oleju napędowego. A są to rzeczy zupełnie różne. Co włączę telewizor, to bredzi tam jakaś pańcia o "biokomponentach", nie wiedząc, co to znaczy.

Alkohol jako dodatek do benzyny działa przeciw-stukowo i zastępuje stosowany dawniej czteroetylek ołowiu. Jest dodatkiem sprawdzonym technologicznie i bardzo dobrym. Wymaga tylko, żeby go nie "chrzcić"; alkohol ma być bezwodny. Technologia jego produkcji jest dosyć skomplikowana. Nie da się go pędzić tak jak bimber - w domowej gorzelni, bo trudno produkt odwodnić.

            Za to o wiele prostsza sprawa jest z estrami olejów roślinnych. Proces ich produkcji nazywa się trans-estryfikacją i można to robić nawet w szopie. Przypomnijmy, że pierwsze silniki wysokoprężne Rudolfa Diesla zasilane były olejem roślinnym, rzepakowym czy palmowym. Okazało się jednak, że olej ten jest zbyt lepki i pompy wtryskowe dość szybko zatykają się. Z tego względu konstruktor poszukał innego paliwa, konkretnie - oleju z ropy naftowej. I tak zostało. Ale może inaczej by się to potoczyło, gdyby znano wówczas technologię trans-estryfikacji olejów roślinnych. Tę odkryto około 50 lat temu. Jeśli do jakichkolwiek olejów, szczególnie roślinnych, ale też do tłuszczy zwierzęcych, dodamy alkohol, to następuje reakcja tzw. zmydlenia. Wskutek niej uzyskujemy dwie frakcje: glicerynę i estry, które już mają odpowiednią lepkość, aby je spalać w silniku Diesla. I to lepkość lepszą (mniejszą)o kilkadziesiąt procent od lepkości oleju napędowego.

Metoda przemysłowej produkcji paliwa rzepakowego znana jest w Polsce od prawie dwudziestu lat. Pionierami we wprowadzaniu tej technologii byli inżynierowie Andrzej Adamczyk i Jan Piotrowski, którzy mieli doskonałe wyniki już p;od koniec lat 80-tych. Według ich pomysłu działała pierwsza w kraju agrorafineria w Mochełku. Niestety, działała z całym bagażem podatków, więc musiała splajtować. Obecnie, tak w Niemczech, jak i w Polsce, część użytkowników silników diesla montuje podgrzewacze oleju (do ok. 750)przed pompą wtryskową. To wystarcza w lecie. Tankują wtedy w hurtowniach zwykłego oleju. Inni dolewają olej roślinny bezpośrednio do baku w proporcji 1:10 lub 1:7, bez zmian w silniku. Też są świetne wyniki.

            Kłopot z produkcją biopaliw w Polsce (i to zarówno alkoholu bezwodnego, jak i estrów olejów roślinnych) polega na tym, że kolejne ekipy rządzące nie mają na widoku ani polskiego kierowcy, ani polskiego producenta i rolnika. Ustawa o biopaliwach, przy której wstępnym formułowaniu brałem udział jako ekspert sejmowy, od początku była obiektem nacisku dwóch grup potwornie silnych zakulisowo i ekonomicznie.
            Pierwsza chciałaby zmusić Polaków do kupowania jak najdroższych paliw importowanych lub wytwarzanych ze sprowadzonych zza granicy surowców, na które państwo nakłada ogromne podatki i opłaty graniczne. Druga związana jest z nuworyszami, którzy zdobyli dziesiątki tysięcy hektarów ziemi (pokolenie Magdalenki) i jako nowi obszarnicy chcą mieć z tej ziemi duży zysk przy małym wysiłku. Ma ona jednocześnie koneksje z partiami chłopskimi i agencjami "upłynniającymi" ziemię. I te dwie grupy skoczyły sobie do gardeł. Dlatego przez ostatnie 10 lat nie mogła przez Sejm przejść ustawa, która byłaby korzystna dla kierowców i dla rolników gospodarujących na kilku czy kilkunastu hektarach. Już z dystansu, ale z niesmakiem (ok. 2005) śledziłem bój wice-premierów: Leppera z Gilowską.

- A z ustawy w obecnej formie kto korzysta najbardziej?

- Obydwie wymienione wyżej grupy "trzymające władzę". Zrobiono wszystko, żeby rolników do tego biznesu nie dopuścić. Na początku naszej rozmowy sam Pan podkreślił wyjątkową restrykcyjność tej  ustawy. (Wolno sto litrów z hektara rocznie, pozwolenia i podania.. brr.) Taka właśnie miała być, aby nikt niepowołany, a więc spoza układu, nie mógł zaimportować ziarna rzepakowego, nie mógł wyprodukować paliwa, jeśli ma tańszą technologię itp. Bo konieczne są zezwolenia, wprowadza się ceny minimalne i umowy kontraktacji, limity, jest komisja porozumiewawcza, jednostka certyfikująca, a na końcu są przepisy karne! Ustawa mówi nie o konkretnych produktach, jak alkohol czy estry olejowe lecz o jakichś "biokomponentach", co jest pojęciem szerokim i niejasnym.

To wszystko pozwala łowić wielką masę ryb w mętnej wodzie. Powstał rakowaty wytwór biurokracji, a przecież w założeniach miało powstać prawo, które umożliwiałoby małemu rolnikowi zbyt ziarna, ziemniaków, nasion oleistych czy oleju przez niego wytłoczonego, a kierowcom zapewniło tańsze paliwo. Bo ono może być tańsze od paliw ropopochodnych. W moim Zakładzie Energii Odnawialnej magistranci wyliczyli, że gdyby estrów oleju rzepakowego nie obciążać tymi wszystkimi podatkami, narzutami oraz innymi restrykcjami i gdyby je produkowali rolnicy, to litr paliwa kosztowałby około 1,20 zł. [uwaga w marcu 2008: ceny oleju  skoczyły obłędnie w górę, te obliczenia wobec agresji UE są już nieaktualne..] Weźmy także pod uwagę, że w Polsce jest do zagospodarowania jeszcze cała masa odpadowych tłuszczów zwierzęcych, cała masa przepracowanych olejów z najprzeróżniejszych smażalni, mcdonaldsów itd., które też można doskonale przetworzyć na bioestry. A te surowce są do kupienia już po 10-50 groszy za litr. Włączając je do produkcji razem z wszelkimi kwasami tłuszczowymi, możemy mieć dobrej jakości napęd do „diesli” po 63-70 groszy za litr. To są precyzyjne wyliczenia. Ale czy władza pozwoli, aby tanio produkować paliwa?

- Może byłoby to wbrew interesom Państwa, które ciągle jest pełnym właścicielem rafinerii w Gdańsku i znaczącym udziałowcem rafinerii w Płocku?

- Gdyby rafinerie między sobą konkurowały, tak jak nie konkurują, to rywalizacja między nimi spowodowałaby, że prześcigałyby się w dodawaniu do benzyny tanich krajowych alkoholi, a do oleju napędowego - tanich krajowych bioestrów. Tak się dzieje w państwach, które też wyszły z komunizmu, jak Czechy czy Słowacja. Zresztą szmuglowano kiedyś do Polski estry z tych krajów i „nielegalnie” mieszano je z olejem opałowym, była taka głośna afera w latach 90-ych (np. lotnisko w Nowym Targu)... Teraz już się estrów nie szmugluje, tylko produkuje na miejscu w „nielegalnych” agrorafineriach, mieszając w wielkich zbiornikach polski olej rzepakowy z tanim (polskim?) alkoholem.

- Czyli jednak Polak potrafi…
- A ma jakieś inne wyjście? Domowym sposobem można uzyskać świetne paliwo dieslowskie. Wypróbowywałem je we własnym VW Golfie. Nie odczuwałem żadnej różnicy w mocy, strat prędkości czy zwiększonego zużycia części. Z wyliczeń zaś wynika, że spalanie może być nieco większe. Jedynie wyraźnie zauważalna różnica to taka, że spaliny nie śmierdziały, a wydzielały woń smażonych placków ziemniaczanych.

Przy okazji – ci, którzy twierdzą, że biopaliwa mają negatywny wpływ na trwałość silników są ewidentnymi kłamcami. Precyzyjne badania (u nas przeprowadzał je doskonały Instytut Lotnictwa) wskazują, że nie ma najmniejszego zagrożenia dla silników napędzanych biopaliwami, a estry oleju rzepakowego są nawet lepsze niż olej napędowy. Tylko, że te informacje nie mogą się z jakiś dziwnych powodów przebić do wielkich mediów, ujawniane są jedynie w niskonakładowej prasie fachowej.

Nie mówi się i nie pisze także o tym, że na Zachodzie biopaliwa stosuje się powszechnie, tankuje się je do nowych samochodów tych samych producentów, których reprezentanci u nas protestują przeciw biopaliwom. O ile pamiętam, tylko Daewoo-FSO stwierdziło, że biopaliwa nie są groźne dla Polonezów, Matizów i Lanosów, co zresztą przeszło bez echa, bo firmy już nie ma na polskim rynku.

- Przeciwnicy wykorzystania potencjału polskiego rolnictwa szermują również argumentem o braku norm jakościowych dla paliw z dodatkiem biokomponentów oraz czystych biopaliw. Kto powinien je stworzyć, a następnie egzekwować?

- Takie normy są, a powinni ich pilnować ci sami, którzy niby pilnują jakości paliw obecnie. To jednak bardziej kwestia walki z korupcją niż problem techniczny. Chłop produkujący dla siebie jest zainteresowany wynajęciem, nawet na godziny, chemika - technologa, żeby pilnował jakości paliwa. Przy metodzie przemysłowej jakość można technologicznie narzucić. Nie tylko alkohol bezwodny, ale i estry na skalę masową wytwarza się z zastosowaniem najnowocześniejszych technologii. Miesza się np. tłuszcze i zgazowany alkohol metodą wtryskową, bardzo wydajną, z użyciem katalizatorów, a więc proces przebiega szybko.

Nowoczesna agrorafineria do produkcji 10 tys. ton bioestrów mieści się w dwóch kontenerach. Każda gmina może sobie taką zafundować, albo kilku bogatych chłopów, którzy się skrzykną. Mam nadzieję, że tak się stanie na wielką skalę i na tę całą rakowatą, restrykcyjną ustawę o biopaliwach będzie można wypiąć się gołym chłopskim tyłkiem…

- Aktualnie tę formę „obywatelskiego nieposłuszeństwa” stosuje – najczęściej w pojedynkę i na miarę swoich skromnych możliwości - około półtora tysiąca polskich rolników (stan na 2006r). Sęk w tym, że ich działalność jest prawnie zakazana, a sankcje finansowe – poważne. Jestem przekonany, że Pan dałby sobie radę z policjantem lub komornikiem kwestionującym zawartość zbiornika w pańskim VW Golfie (oj, boję się, że nie.. MD). Co jednak poradzić rolnikowi mniej biegłemu w potyczkach prawno-administracyjnych?

- To samo, co żartobliwie radzę wszystkim „nielegalnym” producentom biopaliw przy każdej możliwej okazji. Najpierw wręczyć butelkę dobrej, wystałej księżycówki (i wypróbować, czy dobra!), a potem przekonać, że zbiorniki są to urządzenia do … mieszania pasz. A wytłoki rzepakowe są znakomitym dodatkiem do paszy. Czy ktoś może zabronić rolnikowi wzbogacać pożywienie dla bydła, nierogacizny i ptactwa domowego? Wobec gróźb BSE i medialnej ptasiej grypy??

Ze spraw ogólniejszych: 1) ceny ropy ( a więc i benzyn) są znacznie a sztucznie zawyżone. Więc nie narzekajmy, a korzystajcie produkując własne paliwa. 2) Wciskanie nam energetyki jądrowej ( a energetyka rozszczepialna to zaułek II połowy XX wieku), może nas kosztować – jeśli pozwolimy – na początek 8-10 miliardów złotych. Zmniejszanie energochłonności jest 5-7 razy tańsze. 3) Podatek od emisji CO2 już powoduje groźbę bankructw wielu firm w Polsce, a oparty jest o nieuzasadnione hipotezy (że efekt cieplarniany spowodowany jest przez człowieka). Brońmy się. Więcej na stronie Dakowski.pl i w książce „O Energetyce dla użytkowników i sceptyków”.

- Dziękuję za rozmowę.

W ramkę:

Prof. dr hab. Mirosław Dakowski

Mianowany przez Prezydenta RP profesorem w 1997 roku za dokonania w zakresie fizyki jądrowej (rozszczepienie i zderzenia ciężkich jonów). Autor około 70 prac naukowych. W latach 1959 - 89 pracował (mimo bycia wyrzuconym...) w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku. Osiem lat przebywał jako fizyk za granicą (Dubna w ZSRR, Saclay i Orsay we Francji, Darmstadt w Niemczech). W latach 90-tych pracował na Uniwersytecie Warszawskim, w Państwowej Agencji Atomistyki, w Centralnym Urzędzie Planowania, Agencji Techniki i Technologii oraz w Wyższej Szkole Rolniczo-Pedagogicznej w Siedlcach.
Od 1995 roku do końca 2007r. wykłada na Akademii Podlaskiej w Siedlcach oraz prowadzi tam Zakład Energii Odnawialnych. W połowie lat 80-ych zaczął tworzenie w Polsce Ruchu Poszanowania Energii i Energetyki Użytkownika. Jest także animatorem Grupy Poszanowania Energii i członkiem w Rady Programowej kwartalnika "Rurociągi". Wraz z prof. Stanisławem Wiąckowskim wydał w 2006 r. popularną książkę pt. "O Energetyce - dla użytkowników oraz sceptyków".      

      O biomasie: www.zubr-kotly.pl   Ogólniejsza:

www. Dakowski.pl      mail: Dakowy@tlen.pl

Zmieniony ( 25.10.2009. )