Krakowski tygiel
Ze wzgórza pod Krakowem [...w tym tygodniu ukaże się w "Gazecie Polskiej", pisze Dobry Ksiądz u siebie MD] ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski Brak dobrego rozwiązania w sprawie ks. Natanka może być początkiem rozłamu w Kościele [musze uściślić: ew. rozłamu w polskim grajdołku postępactwa kościelnego, nie w Kościele Bożym. M. Dakowski] Rok temu felieton pt. "Spór o intronizację" poświęciłem sprawie ks. dr. hab. Piotra Natanka z Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie, zwolennika intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Napisałem wówczas, że niesłychanie ostry komunikat kurii krakowskiej z marca 2010 r. nie tylko niczego nie rozwiąże, ale jeszcze bardziej zaogni konflikt ze zwolennikami owego kapłana. A tych w całym kraju jest coraz więcej. Przypomniałem także, że z powodu tego samego sporu z szeregów zakonu jezuitów usunięty został ks. Tadeusz Kiersztyn, gorliwy duszpasterz, który starał się wprowadzać w życie ideały mistyczki i kandydatki na ołtarze Rozalii Celakówny spod Makowa Podhalańskiego. Wyraziłem wówczas obawę, że jeżeli władze kościelne nie znajdą drogi do polubownego rozwiązania, to finał sprawy ks. Natanka będzie nie mniej fatalny. Podobnie wypowiadałem się dla innych mediów. Niestety, moje obawy się sprawdziły. Konflikt się zaostrzył, gdy kuria krakowska wydała kolejny komunikat, podpisany tym razem przez ks. kard. Stanisława Dziwisza i krakowskich biskupów pomocniczych. Jego autorzy bardzo mocno skrytykowali niesfornego duchownego. Co więcej, poinformowali wiernych o odebraniu mu misji kanonicznej, czyli prawa do nauczania. Nie pamiętam, aby w ostatnich latach jakiś inny ksiądz krakowski został tak "zrównany z ziemią". Komunikat ten pali ostatnie mosty i nie ma już szansy na polubowne rozwiązanie sprawy. Zwłaszcza że w archidiecezji krakowskiej chyba nikomu na tym nie zależny. Następnym krokiem będzie z pewnością zasuspendowanie ks. Natanka, a co za tym idzie, rozłam w Kościele. Część wiernych na pewno bowiem opowie się za swoim kapłanem. Może więc powtórzyć się sytuacja sprzed stu lat, kiedy w Kongresówce kilku gorliwych kapłanów, pod wpływem objawień "Mateczki" Feliksy Kozłowskiej z Płocka, wypowiedziało posłuszeństwo biskupom, tworząc odłam pod nazwą mariawici. Stanowisko księdza kardynała jest tym bardziej zaskakujące, że równocześnie nie reaguje on na liczne skargi diecezjan dotyczące kontrowersyjnych wypowiedzi bp. Tadeusza Pieronka i ks. Kazimierza Sowy. Bagatelizuje też działalność braci Rasiów, którzy przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi znów próbują powiązać archidiecezję krakowską z obozem władzy. Niektórzy księża ironizują, że po ostatnich występach Bronisława Komorowskiego na procesji św. Stanisława owi bracia już teraz ustalają (na wzór Bieruta), którzy posłowie PO będą trzymać drążki baldachimu na procesji Bożego Ciała. Oczywiście sam poseł Ireneusz Raś pójdzie na czele z kadzielnicą. W myśl starego porzekadła: "Ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni". Z innych kontrowersyjnych wydarzeń krakowskich odnotować należy zapowiedź przyjazdu pod Wawel znanych ze skrajnych poglądów antypolskich działaczy partii "Swoboda", którzy weszli w skład delegacji radnych ze Lwowa. Zostali oni przyjęci z entuzjazmem przez radnych PO. Co więcej, zapowiedziano, że na stadionie Cracovii rozegrany zostanie piłkarski "mecz przyjaźni", a później będzie oczywiście piwo i może jeszcze coś mocniejszego. Pełna fraternizacja. Kraków i Lwów to dwa miasta partnerskie. Dobrze, że władze samorządowe obu grodów, które przez tyle wieków były w jednej Rzeczypospolitej, utrzymują ze sobą kontakty oficjalne. Źle, że klepią po plecach gloryfikatorów morderców Polaków i Żydów. Czy podwładni Donalda Tuska zamierzają także zaprzyjaźnić się z pogrobowcami z Hitlerjugend? A może przewodniczący Rady Miejskiej Bogusław Kośmider, który w sprawach dyplomatycznych zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, wyda na koszt krakowskich podatników bankiet na cześć Eriki Steinbach? Przecież Kraków i Norymberga to też miasta partnerskie. Przeciwko skandalowi zaprotestował komitet społeczny, który zorganizował pikietę przed stadionem, a także radni PiS, którzy odmówili udziału w tej hucpie. Co więcej, kilku krakowian złożyło zawiadomienie do prokuratury, w którym przypomniano, że zaproszony do Krakowa lwowski radny Iwan Grynda publicznie wychwalał członków dywizji SS Galizien, odpowiedzialnej m.in. za wymordowanie kilkunastu polskich wiosek. W zawiadomieniu powołano się na art. 256 kodeksu karnego: "Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3". Z dobrych rzeczy, choć już nie krakowskich, dodam, że w Zespole Szkół przy ul. Prusinowskiej w Szadku k. Łodzi otwarto wystawę "Golgota Wschodu". Na wystawie upamiętniono oficerów związanych z miastem i okolicą, zamordowanych podczas zbrodni katyńskiej. Upamiętniono także ks. Mariana Dziamarskiego, urodzonego w Szadku, a wyświęconego we Lwowie. W czasie wojny był on administratorem parafii w Nowosiółce-Bekerów k. Podhajec na ziemi tarnopolskiej. 28 lutego 1945 r. został on uprowadzony z plebanii przez bandy UPA i skrytobójczo zamordowany. Miejsce pochówku nie jest do dziś znane. Imię kapłana męczennika znajduje sie także na pomniku w Łężycy k. Zielonej Góry, który dwa lata temu odsłaniałem.
|