Nic bez BOGA
Wpisał: Jacek Bartyzel   
18.12.2007.

[Umieszczam tu małe wyjątki ze świetnego artykułu prof. Jacka Bartyzela pod tym samym tytułem umieszczonego w Zawsze Wiernych z listopada 2007 r. Usunąłem, niestety, zdjęcia i hiszpańskie definicje. Zainteresowanych gorąco zachęcam do przestudiowania całości w ZW (p. np. link) Adm.]

             Jacek Bartyzel

Nic bez Boga

Społeczne Królestwo Chrystusa jako sens i cel kontrrewolucji

w teologii politycznej tradycjonalizmu hiszpańskiego

             Odkąd markiz de Condorcet (entuzja­styczny zwolennik i zarazem ofiara rewolucji) wynalazł słówko contrerevolution - definiując ją zresztą jako też rewolucję, tyle że w przeciwną stronę (une revolution au sens contraire) - pojęciu "kontr­rewolucja" nadawano naj­rozmaitsze i często wyklu­czające się znaczenia. W tym miejscu jednak sku­pimy się na obecności tego terminu wyłącznie w wizji religijno-politycznej tych autorów, którzy nie tylko że zgadzają się z generalną przesłanką zaproponowaną już przez jednego z najwięk­szych Doktorów Kontrrewo­lucji - Józefa hr. de Ma­istre'a - iż kontrrewolucja nie będzie rewolucją "na wspak", lecz przeciwień­stwem rewolucji (la contre­revolution ne sera point une revolution contraire, mais le contraire de la revolution), ale sens tego przeciwieństwa do­precyzowują z bezkompromiso­wością niespotykaną gdziekol­wiek indziej, nawet w pokrew­nych odmianach tego samego nurtu myśli kontrrewolucyj­nej. Przedmiotem naszej uwagi będzie tedy f1lozofia i teologia polityczna współczesnych wirtuozów tradycjonalizmu katolickiego (przeważnie także legitymistycznego karlizmu) w Hiszpanii (Franciszek Eliasz de Teja­da y Spinola [1917-1978], Alwar d'Ors [1915-2004], Rafał Gambra Ciudad [1920-2004], Franciszek Canals Vidal [1922-], Jan Vallet de Goytisolo [1917-], Wincenty Marrero Suarez [1922-2000]).

"Prawdziwa kontrrewolucja"

            Specyfika tradycjonali­stycznego rozumienia sen­su i celu kontrrewolucji mo­że i powinna być rozpozna­wana w kontekście po­wszechnego występowania od czasu rewolucji 1789 ro­ku deklaratywnie antyrewo­lucyjnych, lecz bardzo zróżni­cowanych co do genezy, świa­topoglądu, ideologii i progra­mów, formacji ideowych, poli­tycznych i niekiedy zbrojnych, w wielu wypadkach także spra­wujących władzę, bądź zdoby­wających ją tam, gdzie siły "starego porządku", względnie "restauracji", już ją utraciły. Formacje te samo­określały się zazwyczaj jako konserwatywne, narodowe, prawicowe lub po prostu jako "umiarkowani" albo "partia porząd­ku". Nagminnym zjawi­skiem w tym wypadku była ich - z tradycjonalistycznego punktu widzenia - połowiczność i faktyczna kompromiso­wość w stosunku do zasad i in­stytucji rewolucyjnych, jak również zawężenie stawianych sobie celów do obrony konkret­nych interesów partykular­nych, "trzymających władzę" grup społecznych. Jakkolwiek rozumianego "porządku" bro­niły przecież przed rozmaitymi frakcjami "partii ruchu" i "stronnictw wywrotu" zarów­no biurokratyczno - policyjne reżimy w Austrii i Niemczech czy autokratyczne despotyzmy w Rosji i Turcji, jak zwolennicy juste milieu w Monarchii Lip­cowej pod berłem dynastii orle­ańskiej i we Włoszech pod rzą­dami "prawicy historycznej" (destra storica) czy demokracje mieszczańskie, począwszy od III Republiki Francuskiej. Szczególnym znakiem zajęcia pozycji de facto kompromiso­wych wobec rewolucji było jed­nak godzenie się z coraz głęb­szą sekularyzacją polityki. Już kanclerz Metternich - ucho­dzący za ostoję i symbol reakcji - domagał się, z pozytywnym skutkiem, od władcy Królestwa Obojga Sycylii dymisji dla mi­nistra - księcia di Canosa, traktującego serio chrześcijań­skie deklaracje Świętego Przy­mierza. Urzędowe przeszkody w rozpowszechnianiu antylibe­ralnego Syllabusa papieża bł. Piusa IX stawiały zaś nie tylko rządy laickie lub protestanc­kie, ale również oficjalnie ka­tolickiego cesarstwa Brazylii oraz deklarującego życzliwość dla Kościoła, drugiego cesar­stwa we Francji. W świetle tych okoliczności należy wi­dzieć wypowiedź z programo­wej encykliki papieża św. Piu­sa X, która może być uznana za presupozycję stanowiska tradycjonalistów: "Wiadomo Nam (...), że niemało jest ludzi, którzy powodowani miłością pokoju - czyli, jak się mówi ­spokoju czy porządku, łączą się i zrzeszają w stowarzysze­nia i stronnictwa, które nazy­wają stronnictwami porządku. Czcze nadzieje i stracone wy­siłki! Istnieje tylko jedno stronnictwo porządku, które jest zdolne przywrócić spokojność pośród panującego zamę­tu: jest to stronnictwo tych, którzy trzymają z Bogiem". W podobnym duchu wypowie­dział się – indagowany w kwestii pojęcia "prawicy" ­autorytet filozoficzny, o. Regi­nald Garrigou-Lagrange OP: "Uważam (...), że nie powinni­śmy mylić prawdziwej prawicy z rozmaitymi pseudo-prawica­mi, które bronią fałszywego, a nie prawdziwego ładu. Praw­dziwa zaś prawica broni ładu ufundowanego na sprawiedli­wości i wydaje się odzwiercie­dlać to, co Pismo św. nazywa «prawicą Boga», gdy głosi, iż Chrystus zasiada po prawicy Ojca, a wybrani staną po pra­wicy Najwyższego"

            Znakiem rozpoznawczym prawdziwej kontrrewolucji, prawdziwej prawicy, prawdzi­wej partii porządku jest zatem jej usytuowanie w nadprzyro­dzonym planie Opatrzności Bo­żej względem człowieka. Dla prawdziwego kontrrewolucjo­nisty polityka bez religii jest,­ jak mawiał Chateaubriand ­niczym, a na dnie każdej kwe­stii politycznej leży - jak orze­kał Donoso Cortes - kwestia religijna. "Nic bez Boga" - ten aksjomat po­zwala odróżnić kontrrewolu­cjonistę tradycjonalistę od zwykłego reakcjonisty bądź konserwatysty, tym bardziej zaś od "prawicowych" libera­łów, demokratów chrześcijańskich lub bonapartystów ­także faszyzujących lub populi­stycznych. Nie wszyscy reak­cjoniści są bowiem kontrrewo­lucjonistami, gdyż, jak mawiał Bernanos, być reakcjonistą znaczy chcieć po prostu zacho­wać życie, bo tylko zwłoki nie reagują. 

W oczach tradycjonali­sty każdy reżim liberalny, czy to republikański, czy nawet monarchiczny, jest inspirowa­ny przewrotnymi doktrynami rewolucji. Nato­miast kontrrewolucja jest dok­tryną, która chce zachować w społeczeństwie prawo Boże, która odbudowuje to, co rewo­lucja zburzyła, czyli ład natu­ralny i nadnaturalny. To jest "reakcja", której pragnie i któ­rą stara się wzbudzić tradycjo­nalista. Konceptem analogicz­nym do pojęcia kontrrewolucji jest społeczne panowanie Chry­stusa, co oznacza odbudowanie cywilizacji chrześcijańskiej. Zwięzłą eksplikację sensu i celu kontrrewolucji w rozu­mieniu tradycjonalistów hisz­pańskich odnajdujemy w pro­jekcie manifestu: Do moich umiłowanych tradycjonalistów i do wszystkich Hiszpanów, napisa­nego po oficjalnym zakończeniu Krucjaty wiosną 1939 roku przez wdowę po ostatnim bez­pośrednim sukcesorze karli­stowskiej linii Burbonów - Al­fonsie Karolu I - księżnę Marię de las Nieves de Braganza: "Pierwszym słowem naszej dewizy jest Bóg. Znaczy to, że prawo Boże, au­torytet Kościoła Świętego i cześć dla wszystkich nauk Bo­skich są pierwszym i funda­mentalnym z naszych praw. (...) Religia katolicka jest kamie­niem węgielnym, niewzruszoną podstawą i najmocniejszym fundamen­tem narodu hiszpańskiego, ce­lem, a nie środkiem. (...) Z tego powodu my, którzy reprezentujemy prawdziwą kontrrewolucję wychodzi­my od przeciwstawienia się wszystkim zasadom rewolucji liberalnej, jako koniecznej i nieodzownej podstawy odbu­dowania Hiszpanii, jej jedności katolickiej, która nie jest rze­czą przebrzmiałą i niemożliwą w naszych czasach, jak niektó­rzy mniemają, lecz pulsującą aktualnością, możliwą i ko­nieczną; jako że wiara chrześci­jańska jest u Hiszpanów nie­zniszczalna” .

Herezja europeizmu

            Cechą znamienną myśli tra­dycjonalistycznej jest intencja docierania do samych korzeni zła rozpoznawanego jako rewo­lucja. W tym sensie można mó­wić o "radykalizmie" tradycjo­nalizmu, nie bacząc na pozor­nie oksymoroniczne brzmienie tego sformułowania, pamięta­jąc natomiast o tym, że etymo­logicznie radix znaczy "ko­rzeń", a przenośnie - począ­tek, źródło, zasadę. Tradycjona­listyczny antyrewolucjonizm jest zatem radykalny, to znaczy "dogłębny", ponieważ nie zado­wala go wskazanie i napiętno­wanie rewolucji 1789 roku, a tym bardziej wszystkich na­stępujących po niej rewolucji li­beralnych, demokratycznych, socjalistycznych, komunistycz­nych, populistycznych czy fa­szystowskich. Tradycjonalista postrzega w nich skutek, a nie przyczynę, kolejne eksplozje śmiercionośnej trucizny, wy­tryskające z wrzodu, który za­gnieździł się w organizmie cy­wilizacji zachodniej dużo wcze­śniej i z różnych powodów. Eliasz de Tejada czas agonii da­tuje dokładnie: według niego cywilizacja chrześcijańska na Zachodzie umarła, czy raczej stopniowo umierała, pomiędzy 1517 a 1648 rokiem. Rozpadła się ona w pięciu kolejnych "ze­rwaniach" czy też "pęknię­ciach", stanowiących pięć pchnięć sztyletem w histo­ryczny organizm chrześcijań­stwa (Cristiandad). Były to: a) zerwanie religijne luteranizmu, które zniszczyło harmonię dogma­tyczną; b) zerwanie etyczne makiawelizmu, repoganizującego moralność przez zastąpienie scholastycz­nej i ascetycznej cnoty „cnotą” ambicji; c) ze­rwanie polityczne w teorii suwerenności monarszej Bodina; d) zerwanie jurydyczne w sekularyzującej prawo natu­ralne filozofii prawa Grocjusza i Hobbesa; e) zerwanie socjolo­giczne z chrześcijańskim mistycznym ciałem politycznym, do­konane definitywnie wraz z podpisaniem traktatu westfal­skiego, który uświęcił pojęcie "polityki międzynarodowej" ja­ko mechanizmu równowagi so­juszów i przeciwsojuszów, od­rzucając hierarchiczny ład na­rodów w cesarstwie średnio­wiecznym".

Bezwzględnie ujemna ocena dokonań epoki wczesnonowo­żytnej nie jest oczywiście jesz­cze niczym wyjątkowym. Tym, co nadaje jej jednak rys rady­kalizmu i odrębności, jest zde­cydowane, twarde, można rzec: świadomie prowokacyjne prze­ciwstawienie Europy - chrze­ścijaństwu. Hiszpańscy trady­cjonaliści w najmniejszej mie­rze nie podzielają zapału swo­ich ideowych pobratymców w innych krajach do rewindy­kowania pojęcia Europy dla cy­wilizacji chrześcijańskiej, tym samym zaś - skłonności do traktowania wszystkich wy­mienionych wyżej "pęknięć" (oraz ich następstw) jako obja­wów kryzysu "prawdziwej" (w domyśle: średniowieczno­-chrześcijańskiej) Europy oraz "podmiany wartości" dokona­nej perfidnie przez reprezen­tantów ,,Anty-Europy". Hiszpa­nie odrzucają takie strategie semantyczne. Tejada powiada: czas porodu i inkubacji Europy to właśnie nowożytność! Euro­pa mogła narodzić się tylko dzięki temu, że wyrzekła się, odstąpiła i zamordowała u sie­bie Christianitas. "Europej­skość" to tylko eufemistyczne i dystyngowane określenie an­ty-chrześcijańskiej herezji kul­turalnej, społecznej i politycz­nej. Nie ma żadnego iunctim pomiędzy Europą a chrześci­jaństwem: to dwie nie tylko różne, ale na każdym punkcie przeciwstawne koncepcje cywi­lizacji. Można je ująć w długi, złożony ciąg antynomii:

"Europa jest mechanizmem; to neutralizacja władz; formal­na koegzystencja wyznań; mo­ralność pogańska; absoluty­zmy; demokracje; liberalizmy; domowe wojny nacjonalistycz­ne; abstrakcyjna koncepcja człowieka; państwa narodowe i organizacje międzynarodowe; parlamentaryzm; konstytucjo­nalizm; zburżuazyjnienie; soc­jalizm; protestantyzm, republi­kanizm; suwerenność; królo­wie, którzy nie rządzą; indyfe­rentyzm, ateizm i antyteizm: w sumie - rewolucja. Cristian­dad, przeciwnie, jest organi­zmem społecznym; to chrześci­jańska wizja władzy; jedność wiary katolickiej; władza ogra­niczona; krucjaty misyjne; koncepcja człowieka jako bytu konkretnego; Kortezy auten­tycznie reprezentujące rzeczy­wistość społeczną, rozumianą jako ciało mistyczne; systemy wolności konkretnych; konty­nuacja historyczna przez wiernośćc przodkom: w sumie - tradycja”.

[Po całość odsyłam do ZW, nr. 11(102) 2007]

Zmieniony ( 19.12.2007. )