Dwie taktyki jednej strategii
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
12.06.2011.

Dwie taktyki jednej strategii

....pomagał w rozwijaniu „antysemickiego” transparentu z napisem śmierć garbatym nosom za „znieważenie narodu żydowskiego”. Właśnie dostałem list od oburzonej pani narodowości ormiańskiej, która twierdzi, że garbate nosy to mają Ormianie, a nie żadni Żydzi,

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2081

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    12 czerwca 2011

Jeszcze dokładnie nie wiadomo kiedy w naszym nieszczęśliwym kraju odbędą się wybory Umiłowanych Przywódców, jeszcze nie wiadomo, czy fałszowanie wyników głosowania będzie trwało tylko jeden, czy aż dwa dni - a już partie polityczne zademonstrowały odmienność taktyk wyborczych. Mówię o taktykach, bo strategia jest ta sama; mimo nieprzejednanej wrogości, zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska starają się nie dopuścić do pojawienia się politycznej alternatywy, zarówno z jednej, jak i drugiej strony.

Postrzegając tedy jedność strategii, możemy podziwiać odmienność taktyk i to niczym w laboratorium, bo właśnie w niedawnej ulubienicy mediów głównego nurtu, czyli partii Polska Jest Najważniejsza, dokonał się przewrót pałacowy. Joanna Kluzik-Rostkowska została pozbawiona godności przewodniczącej na rzecz Pawła Kowala. To znaczy nie wiadomo, czy rzeczywiście na jego rzecz, bo na przykład poseł Jan Filip Libicki, który coś tam musi o swojej partii wiedzieć twierdzi, że ten cały Paweł Kowal, to tylko taki figurant, za plecami którego za sznurki pociąga Elżbieta Jakubiakowa.

Wszystko to oczywiście może być również elementem partyjnej strategii, bo wprawdzie dwie panie na czele partii wyglądały szalenie nowocześnie i postępowo, ale ceną tego postępu było to, że nie mogły się rozmnażać. Tandem Paweł Kowal - Elżbieta Jakubiakowa, to co innego. Nie mówię, że natychmiast przystąpią do rozmnażania, ani nawet - że w ogóle - ale nie da się ukryć, że taka szansa się otwiera. Podobnie postąpił pewien literat; ożenił się, by podwoić liczbę swoich czytelników.

Więc pani Joanna Kluzik-Rostkowska początkowo zamierzała udać się na pustynię, to znaczy - na urlop, żeby uniknąć natrętnych pytań dziennikarzy i w ogóle - zgiełku tego świata, ale pewnie długo tam nie wytrzyma, bo właśnie pojawiły się fałszywe pogłoski, że Platforma Obywatelska zaoferuje jej pierwsze miejsce na swojej liście w okręgu wałbrzyskim. Pogłoski te wywołały oburzenie pana Waldemara Kuczyńskiego, który nie może zapomnieć pani Joannie podstępu zastosowanego podczas kampanii prezydenckiej, w której - jako szefowa sztabu - przedstawiała Jarosława Kaczyńskiego w charakterze gołąbka pokoju.

Banda nie przebacza, kula jest zapłatą” - śpiewano za moich czasów w sferach kryminalnych i obyczaje te jakimiś tajemniczymi kanałami musiały przeniknąć do Salonu, którego reprezentantem, chociaż oczywiście nie tak wybitnym, jak dajmy na to, red. Michnik - jest Waldemar Kuczyński. Może obawia się on, że PO wskutek takich transferów może się strefić - ale bardziej prawdopodobnie można wytłumaczyć tę niechęć do pani Joanny obawą, że pierwszych miejsc może dla wszystkich chętnych nie wystarczyć.

W takiej sytuacji szalenie liczy się refleks, toteż poseł Jan Filip Libicki, który początkowo zostawiał sobie tempus deliberandi co najmniej do 10 czerwca, już 9 nie wytrzymał napięcia i oświadczył, że PJN opuszcza. Natychmiast pojawiły się fałszywe pogłoski, że i jemu też PO coś zaoferowała, bo jużci - gdyby tylko - jak się odgrażał - miał pozostać posłem „niezależnym”, to znaczy - biezprizornym, to nie byłoby potrzeby aż tak się spieszyć. Zresztą mniejsza o niego, bo ważniejsza jest taktyka, jaką wobec tych wszystkich Umiłowanych Przywódców stosuje PO. Zapobiega alternatywie metodą odkurzacza, zasysając wszystkie ofiary partyjnych rozłamów na swoją orbitę.

Prawo i Sprawiedliwość natomiast stosuje taktykę inną, taktykę ekskluzywizmu, w służbie której pozostaje doktryna szalenie podobna do przedsoborowej opinii, że „poza Kościołem nie ma zbawienia”. W jesiennych wyborach do tubylczego parlamentu o żadne zbawienie, ma się rozumieć, nie chodzi, chociaż dla niektórych poselskie diety, zwłaszcza połączone z immunitetem zaczynają być już do zbawienia bardzo zbliżone - więc doktryna w służbie tej taktyki głosi, że poza PiS-em nie ma opozycji”.

Pod pozorem chłodnej politycznej deklaracji, jest w niej potężny ładunek moralnego szantażu w postaci sugestii, że każdy, kto poza PiS-em będzie próbował wyborczego szczęścia na własną rękę, to nie tylko dureń, ale i świnia, bo pogarsza szanse wyborcze tej partii. Taktyka ta oparta jest na milczącym założeniu, które należy przyjmować bez dowodu, że na każdym spoczywa moralny obowiązek poświęcania się dla Jarosława Kaczyńskiego.

Wprawdzie nikomu nie przychodzi do głowy, żeby istnienie takiego obowiązku jakoś uzasadniać, ale nietrudno się domyślić, że takim uzasadnieniem jest wiara w płomienny patriotyzm prezesa PiS. Tą wiarą nie jest w stanie zachwiać ani poparcie przez Jarosława Kaczyńskiego Anschlussu podczas referendum w roku 2003, ani głosowanie 1 kwietnia 2008 roku za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który coraz bardziej wypłukuje z Polski resztki suwerenności - bo wprawdzie Platforma Obywatelska i sprzedawczyk Tusk w jednej i drugiej sprawie głosował tak samo, ale wiadomo - on z podłości, podczas gdy prezes PiS - z płomiennego patriotyzmu.

Ciekawe, która taktyka przyniesie lepsze rezultaty, to znaczy - komu lepiej uda się zablokować pojawienie się politycznej konkurencji, która mogłaby rozhermetyzować polityczną scenę. Sprawdzianem będzie liczba zarejestrowanych komitetów wyborczych i charakter ich umizgów do opinii publicznej, z których można będzie wydedukować, z którym właściwie ugrupowaniem parlamentarnym konkurują.

Tymczasem coraz więcej radości dostarczają nam niezawisłe sądy. Jeszcze nie ustało zdumienie po pięknych wyrokach na Krzysztofa Wyszkowskiego i Jerzego Jachowicza, a już pani sędzia Maria Surmacz w Rzeszowie skazała na karę ograniczenia wolności młodego człowieka, który pomagał w rozwijaniu „antysemickiego” transparentu z napisem śmierć garbatym nosom za „znieważenie narodu żydowskiego”. Właśnie dostałem list od oburzonej pani narodowości ormiańskiej, która twierdzi, że garbate nosy to mają Ormianie, a nie żadni Żydzi, więc jeśli nawet należałoby owego młodego człowieka skazać, to bynajmniej nie za obrazę „narodu żydowskiego”, tylko ewentualnie - ormiańskiego. Ładny interes - toż to może być jakaś okropna pomyłka sądowa! W świetle wyjaśnień mojej korespondentki wydaje się oczywiste, że transparent nie mógł mieć charakteru „antysemickiego” bo jacyż tam z Ormian semici? Nie ma co; jestem przekonany, że jeśli iustitia w naszym nieszczęśliwym kraju nie polegnie pod ciosami politycznej poprawności, to na tle tej oraz innych spraw na pewno rozwinie się bogata doktryna i orzecznictwo.

W ogóle niezawisłe sądy gwałtownie rozszerzają zakres swoich zainteresowań. Już nie wystarczają im garbate nosy i inne żydowskie odmienności anatomiczne - i zaczynają dociekać poczytalności polityków, ale nie, dajmy na to, człowieka o zszarpanych nerwach, czyli pana wicemarszałka Niesiołowskiego, tylko - Jarosława Kaczyńskiego - którego proces właśnie się toczy z inicjatywy byłego ministra spraw wewnętrznych w jego rządzie, Janusza Kaczmarka.

Co to jest, że tylu premierów doświadczyło zgryzot akurat od swoich ministrów spraw wewnętrznych? I Józef Oleksy, oskarżony przed prawie 16 laty przez Andrzeja Milczanowskiego o szpiegostwo na rzecz Rosji, no a teraz - Jarosław Kaczyński? Czy ktoś im tych ministrów nastręczył, czy też sami wyszukali ich sobie w korcu maku? Zresztą - mniejsza z tym, bo ta dociekliwość niezawisłych sądów zaczyna przypominać podobne pasje sowieckich wraczy, badających Włodzimierza Bukowskiego, czy nie ma aby „schizofrenii bezobjawowej”. Skoro jednak jest rozkaz, żeby „pojednać się” z Rosją, to nic dziwnego, że zaczynają się u nas upowszechniać tamtejsze obyczaje.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).