Rasistowskie Smurfy i nazista Piłat | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
14.06.2011. | |
Rasistowskie Smurfy i nazista PiłatStanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2082 Komentarz • serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl ) • 13 czerwca 2011 No proszę! Już niczego nie można być pewnym, już nigdzie nie jest bezpiecznie. Antysemitnicy i rasiści podstępnie wcisnęli się we wszystkie, nawet te najbardziej wstydliwe zakątki i z tych bezpiecznych nisz ekologicznych wstrzykują nieświadomej niczego ludzkości dawki trucizny, dla większej skuteczności oblanej czekoladkową polewą. Nie ma rady; trzeba będzie jak najszybciej temu położyć kres. Jeśli nie my - to kto? Jeśli nie teraz - to kiedy? Bo perfidia antysemitów, rasistów i ksenofobów posunęła się tak daleko i osiągnęła taki perfekcyjny poziom, że przez całe lata nikt nie zauważył, że najciemniej pod latarnią - aż dopiero młody socjolog paryski Antoni Bueno, jednym rzutem oka spenetrował prawdę. Niby to bajkowa opowieść dla dzieci o Smurfach, to w istocie nazistowski instruktaż, jak budować kołchozy, a właściwie obozy, jak potem sprawnie nimi zarządzać. Nic dziwnego, że z roku na rok przybywa coraz więcej antysemitów, rasistów i ksenofobów - skoro skorupki niewinnych dzieci mimowolnie takimi treściami nasiąkają. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło; dzięki rewolucyjnej czujności Antoniego Bueno, który za to odkrycie powinien koniecznie otrzymać nie tylko Nagrodę Nobla, ale wszelkie inne nagrody, nadszedł czas, by właściwe gremia dokonały przeglądu całej twórczości, odsiewając zdrowe ziarno od zatrutych plew. Deprawowanie dzieci i młodzieży może okazać się jeszcze gorsze w skutkach, niż ich molestowanie i kiedy na jednej szali mamy tak zwaną wolność słowa, a na drugiej - moralne zdrowie przyszłych pokoleń, to nie ma miejsca na żadne wahania. Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata - i niech nikomu nie drgnie ręka niechybna, kiedy trzeba będzie spełnić obowiązek wobec przyszłych pokoleń. Jak to się stało, że wiedeńska Agencja Praw Podstawowych, mająca przecież monitorować mniej wartościowe europejskie narody, czy nie schodzą na manowce antysemityzmu, kseno i homofobii, nie zauważyła tego słonia w menażerii? Z pewnością złożył się na to szereg zagadkowych przyczyn, ale - co tu ukrywać - na pierwszym miejscu jak zwykle mamy utratę więzi z masami. Gdyby ta więź nie została zerwana - na pewno do Agencji dotarłyby sygnały. Zresztą - może i dotarły, ale co z tego, skoro najwyraźniej musiały zostać zlekceważone przez rutyniarzy cierpiących na zawrót głowy od sukcesów. Zatem - przede wszystkim odbudować więź z masami - oczywiście za pośrednictwem agentury, to znaczy - krajowych kolaborantów wiedeńskiej Agencji, wspomaganych przez tzw. organizacje pozarządowe, gdzie argusowemu oku wypróbowanych działaczy nie ujdzie nic. Każdy grzech palcem wytkną, zademonstrują, święte pieczęcie złamią, powyskrobują, wytropią język nienawiści, a nienawistników oddadzą we właściwe ręce, które już zrobią z nimi porządek. Bo nienawiści tolerować nie można; cóż innego bardziej zasługuje na nienawiść, niż nienawiść właśnie? Toteż nienawiść powinna być powszechnie znienawidzona - czego przykład dała nam w Afryce Południowej pani Mandelina, zakładając nienawistnikom na szyje płonące opony samochodowe. I chociaż nigdy dość przypominania o obowiązku wzmożonej czujności, to przecież nie można zamykać oczu na przykłady pozytywne. Oto po nieudanym zebraniu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich redaktor Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej” zaproponował podział tej organizacji na postępową i wsteczniacką, na tym etapie jeszcze sugerując, że obydwie organizacje „jakoś” dogadają się w sprawach podziału majątku. Wprawdzie nie trzeba o tym głośno mówić, przynajmniej na razie, kiedy gadzina nie została jeszcze w swoim faszystowskim legowisku dobita - ale przecież chyba dla każdego normalnego człowieka jest oczywiste, że wstecznikom żadnego mienia zostawiać nie można. W jakim to niby celu mieliby dysponować mieniem, które tylko ułatwiłoby im prowadzenie ich zbrodniczej działalności? Zatem - na tym etapie podział - niczym na mienszewików i bolszewików, no a potem, gdy już wejdziemy w następny etap, nikt przecież z mieńszewikami ceregielił się nie będzie. Zatem linia przedstawiona przez Seweryna Blumsztajna jest zasadniczo słuszna - ale nie można zamykać oczu na to, że nie wyczerpuje ona całości zagadnienia, nie ogarnia wszystkich zadań, jakie należy wykonać na drodze ku świetlanej przyszłości. Weźmy religijny odcinek frontu ideologicznego. Dzięki ofiarnej postawie funkcjonariuszy działu religijnego „Gazety Wyborczej” osiągnięte zostały spore postępy. Już nikomu nie przychodzi do głowy kwestionowanie prymatu Zakonu Synów Przymierza i innych ośrodków opiniotwórczych w kształtowaniu właściwego rozumienia rozmaitych prawd wiary, zaś obchody Dnia Judaizmu cieszą się rosnącym zainteresowaniem, któremu coraz częściej towarzyszy świadoma dyscyplina. Stopniowo przeprowadzane są korekty pobożnych pieśni i modlitw, by na psychikę wiernych oddziaływały we właściwym kierunku. Te metody się sprawdziły, jednak właśnie na tle dotychczasowych osiągnięć jeszcze wyraźniej daje o sobie znać potrzeba koordynacji. Skoro, dajmy na to, Benedykt XVI w swojej najnowszej książce „Jezus z Nazaretu” oczyścił Żydów z zarzutu spowodowania śmierci Jezusa, to oczywiście dobrze - ale trzeba pójść krok dalej, jeśli nie chcemy, by ktoś pomyślał sobie, iż Jezus zmarł śmiercią naturalną. A przecież został skazany przez rzymskiego prokuratora Poncjusza Piłata. No dobrze - ale kim właściwie był ten cały Poncjusz Piłat? Wiadomo, że używał tzw. rzymskiego pozdrowienia, które również dzisiaj jest znakiem rozpoznawczym nazistów, no a poza tym - był zdeklarowanym antysemitą - o czym najlepiej świadczy zbudowanie przezeń w Jerozolimie wodociągów. W świetle tych powszechnie znanych faktów, nie ulega wątpliwości, że wspomniany Poncjusz Piłat był nazistą, a skoro tak, to nie ma co chować pod korcem spiżowej prawdy nowej wiary, że Jezusa zamordowali naziści. I dopiero ten finał można będzie uznać za ukoronowanie polityki historycznej. |