Zwabieni w śmiertelną pułapkę
Wpisał: Dr Łucja Świątkowska   
16.06.2011.

Zwabieni w śmiertelną pułapkę

 14.06.2011 http://czytelnia.salon24.pl/315689,zwabieni-w-smiertelna-pulapke

Dr Łucja Świątkowska

Ujawnione niedawno przez rząd USA dokumenty potwierdzają, że władze sowieckie za pomocą zmanipulowanego sygnału radiolatarni zwabiały na swoje terytorium amerykańskie samoloty i zestrzeliwały je zaraz po przekroczeniu granicy. Książka Larry'ego Tarta i Roberta Keefe'a "The Price of Vigilance: Attacks on American Surveillance Flights" ("Cena czujności: ataki na amerykańskie loty obserwacyjne") opisuje historię takich zestrzeleń, a szczególnie incydent z amerykańskim transportowcem C-130 z 2 września 1958 roku, gdy śmierć poniosło 17 amerykańskich wojskowych.

 

Po wybuchu sowieckiej bomby atomowej w 1949 r. rząd USA czuł się zagrożony możliwością niespodziewanego nuklearnego ataku na Stany Zjednoczone. ZSRS i kraje Układu Warszawskiego były zamknięte dla obserwatorów z Zachodu, nie wydostawały się z nich żadne informacje. Ubezpieczeniem na wypadek takich ataków były loty samolotów amerykańskich zbierających elektroniczne informacje o przygotowaniach do wojny w ZSRS. Niektóre maszyny latały nad samym terytorium Związku Sowieckiego, czego jednak zaprzestano po tym, jak lotnictwo sowieckie zestrzeliło samolot U-2 w 1960 roku. Natomiast

zdecydowana większość lotów USA miała charakter obserwacyjny w strefie

granicznej ZSRS i jego aliantów. Ponieważ Związek Sowiecki ustanowił swoją

strefę graniczną na 12 mil (20 km), samoloty US Air Force miały przykazane, aby trzymać się 20, a potem 50 mil (80 km) od granicy. Mimo tych instrukcji wiele nieuzbrojonych samolotów transportowych USA w wyniku błędów

nawigacyjnych znajdowało się nagle nad terytorium ZSRS, gdzie natychmiast po

przekroczeniu granicy były zestrzeliwane przez obronę lotniczą. W czasie zimnej wojny, w programie Peacetime Aerial Reconnaissance (Pokojowy Patrol Powietrzny), gdy samolotom nie wolno było wlatywać na terytorium wrogiego państwa, zestrzelono 22 samoloty. Ten tragiczny bilans, szczególnie w rejonie Morza Czarnego, na granicy między ZSRS a Turcją, zmusił rząd USA do dokładnego zbadania sprawy strącenia przez ZSRS transportowca C- 130 2 września 1958 roku.

 

Fałszywe radiolatarnie

 

W dochodzeniu stwierdzono, że ZSRS zainstalował dwie fałszywe radiolatarnie

w Armenii i Gruzji, blisko granicy z Turcją. Przywłaszczyły one sobie częstotliwość, która była zarezerwowana dla Turcji przez Międzynarodową Unię Komunikacyjną (International Communications Union - ICU) do użytku jako radiolatarnie lotnicze. Jeżeli piloci nastawili częstotliwość, która miała być używana przez lotniska w Turcji, radionawigacja samolotu automatycznie się "związywała" z jedną z radiolatarni w ZSRS, szczególnie jeżeli była mocniejsza, i samolot automatycznie leciał w głąb Związku Sowieckiego. Samolot US Air Force przeprowadzający śledztwo w tej sprawie przeleciał tą samą trasą co zestrzelony transportowiec C-130. Ustalił, że sowiecka radiolatarnia w Poti w Armenii emitowała sygnały na tej samej częstotliwości co turecka w Trabzon, ale 20 watów mocniej. Niektóre testy ujawniły, że sowieckie radiolatarnie miały wpływ na nawigację samolotów latających na trasie Trabzon - Van w Turcji. Amerykanie zainstalowali nowe pomoce nawigacyjne w tym rejonie i zabronili amerykańskim pilotom używania radiolatarni.

Po stwierdzeniu oszustw w funkcjonowaniu sowieckich radiolatarni rozgorzała

dyskusja, czy Rosjanie robili to naumyślnie. W magazynie "Readers Digest" w

czerwcu 1959 r. Allen Rankin pisał, że ta wojenna taktyka nazywa się "spoofing" i zgodnie z prawem międzynarodowym jest nielegalna, bo może zmylić

najbardziej doświadczonych pilotów w czasie złej pogody.

Wielu amerykańskich pilotów i wojskowych jest przekonanych, że Rosjanie

naumyślnie wysyłali fałszywe sygnały, aby zmylić pilotów i zwabić ich na

terytorium ZSRS, gdzie byli natychmiast zestrzeliwani. Taką hipotezę postawił

prezydent Dwight Eisenhower, mówiąc na konferencji prasowej 10 lutego 1959 r. o zestrzeleniu transportowca C-130.

 

Zestrzelenia samolotów

 

US Air Force również przeprowadziła dochodzenie w sprawie strącenia C-130.

Zebrała zeznania świadków po tureckiej stronie granicy, następnie, po 1990 r., po armeńskiej. Analizowano również wywiadowcze nagrania rozmów pomiędzy

rosyjskimi pilotami, którzy zestrzelili amerykański transportowiec. Najbardziej

zagadkową kwestią było nagłe obniżenie wysokości przez amerykańskich

pilotów. Ostatni komunikat do bazy lotniczej w Niemczech twierdził, że samolot

jest na wysokości 25 tys. stóp (8 tys m). Rosyjski pilot MiG-a również zameldował, że napotkany transportowiec jest na wysokości 32 800 stóp (10 tys. m). Lecz gdy świadkowie zobaczyli samolot, znajdował się on na wysokości od 1 tys. do 3 tys. stóp (300-1000 m).

Różnicę w wysokości można logicznie wytłumaczyć. Kiedy pilot MiG-a zaczął

strzelać do bezbronnego amerykańskiego samolotu, jego jedyną możliwością

obrony był unik. Samolot musiał się mocno przechylić i bardzo szybko zejść na

wysokość kilkudziesięciu metrów, by próbować uciec przez granicę. Wysokość

500 stóp (150 m) była zbyt mała dla operatorów sowieckich radarów śledzących

maszynę. Nagrane przez wywiad amerykański wypowiedzi sowieckiego pilota

potwierdzają, że amerykański samolot wykonywał akcję zniżania.

Tureccy strażnicy graniczni raportowali, że zobaczyli C-130 wylatujący z chmur.

Kiedy leciał nad wioską Kosarak w Armenii, gwałtownie się zniżył, jakby wpadł

w dziurę powietrzną. Zaraz za nim wyleciały cztery MiG-i i otoczyły go. Dwa

znajdowały się na obu skrzydłach, pozostałe pod i nad maszyną. Amerykański

samolot został zestrzelony przez MiG-a, który był nad maszyną. Świadkowie

usłyszeli wybuch przypominający wystrzał armatni, a po minucie drugi. Ogon

samolotu został odstrzelony i maszyna straciła sterowność. W tym momencie

statek zapalił się, przekoziołkował w powietrzu kilka razy i spadł na ziemię. Atak przeprowadzono na małej wysokości.

W latach 90. US Air Force dopuszczono do miejsca katastrofy; przy pomocy

archeologów dokładnie przeczesano cały teren, znaleziono resztki ludzkich kości, jak również rzeczy osobiste. Potwierdziły one personalia ofiar. Okoliczni chłopi pozabierali niektóre przedmioty, takie jak: obrączki, pierścionki, zegarki etc. Część z nich udało się odzyskać. Po zestrzeleniu samolotu C-130 US Air Force zaprzestała lotów obserwacyjnych, analizując słabości swoich operacji w Europie. Po dołączeniu operatorów Morse'a i lingwistów rosyjskich loty przywrócono 15 listopada 1958 roku. Nowym zespołem kierował sierżant John Kozak, Polak z Pensylwanii. Ich pierwszy lot odbył się w tym samym rejonie co C-130, ale jeszcze dalej od granic ZSRS. Mimo to sytuacja się powtórzyła. Gdy sowieckie MiG-i gwałtownie zbliżyły się do amerykańskiego transportowca, sierżant Kozak zaalarmował kapitana, że widzi nieznane samoloty lecące szybko w ich stronę. Zdecydował: "Uciekajmy stąd!". Samolot przechylił się na prawą stronę, wypuścił klapy wyporowe i podwozie. Kapitan Lewis zanurkował z 28 tys. stóp (9 tys. m) do 500 stóp (159 m) niemal błyskawicznie i na maksymalnych obrotach silnika uciekał w stronę Turcji. Ale sowieckie samoloty leciały za nimi. Gwałtowne przyspieszenie sprawiło, że - jak później stwierdzono - z kadłuba powypadały zewnętrzne śruby.

 

Nagrania pilotów MiG-ów

 

Po zniknięciu samolotu C-130 2 września 1958 r. ambasada amerykańska w

Moskwie zapytała rząd ZSRS o zaginiony samolot. Początkowo Rosjanie

twierdzili, że nic o nim nie wiedzą. Dopiero tydzień później przyznali, że rozbił

się w Armenii i znaleziono w nim sześć ciał amerykańskich wojskowych.

Opierając się na zeznaniach tureckich świadków, rząd amerykański twierdził, że

sowieckie myśliwce eskortowały C-130 przed katastrofą, i domagał się znalezienia 11 innych członków załogi, których widziano na spadochronach. W odpowiedzi 19 września rząd ZSRS negował jakiekolwiek uczestnictwo samolotów sowieckich i twierdził, że nie zna losu pozostałych członków załogi. Mimo podejmowanych wysiłków dyplomatycznych ta informacja była kategorycznie powtarzana. Chcąc doprowadzić do oddania 11 członków załogi, żywych czy umarłych, prezydent Dwight Eisenhower zdecydował się ujawnić wywiadowcze nagranie rozmów pilotów MiG-ów z chwili ataku na amerykański samolot. 13 listopada 1958 roku, podsekretarz Departamentu Stanu Murphy zaprezentował nagranie ambasadorowi ZSRS, lecz ten odmówił wysłuchania go. Nie otrzymawszy odpowiedzi, prezydent Eisenhower ogłosił zapis dźwiękowy i jego transkrypcję 5 lutego 1959 roku. Sprawa została nagłośniona w gazetach, w telewizji i w ONZ. Związek Sowiecki twierdził, że nagrania są fałszywe, lecz większość światowej opinii publicznej uwierzyła rządowi amerykańskiemu. Mimo to los reszty załogi pozostaje nieznany.

 

Inne incydenty

 

W książce wspomina się również inne incydenty zestrzelenia samolotów, o

których jest mniej informacji. Dwa najbardziej znane to te, w których część

amerykańskich wojskowych przeżyła strącenie. Transportowiec C-118 był w

drodze z Cypru do Teheranu i nie miał zamiaru zbliżać się do granicy ZSRS,

mimo to został zestrzelony nad Azerbejdżanem 27 czerwca 1958 roku. Część

załogi wyskoczyła na spadochronach, część wylądowala w płonącym samolocie.

KGB wzięło do niewoli 9 wojskowych, 10 dni później zostali oni zwróceni

Amerykanom na granicy z Turcją. Wrak pozostał w Azerbejdżanie, lecz po jakimś czasie Rosjanie zmęczyli się jego pilnowaniem. W raporcie dla Komitetu Centralnego KPZS z sierpnia 1958 r. urzędnik ministerstwa obrony narodowej rekomendował, by zniszczyć szczątki samolotu, i napisać oświadczenie o jego destrukcji albo przekazać to, co zostało z samolotu, na potrzeby przemysłu. Jeżeli USA pytałyby o maszynę, miano im wręczyć zaświadczenie o jej zniszczeniu.

Inna historia: samolot RB-47 leciał w pobliżu Norwegii nad Morzem Barentsa, został zaatakowany przez MIG-a 1 lipca 1960 roku. Pierwszy atak zniszczył dwa z trzech silników na lewym skrzydle i spowodował, że samolot wpadł w korkociąg. Pilot zginął, drugi pilot i nawigator wyskoczyli na spadochronach i

zostali wyłowieni z morza przez trawler rosyjski. Nie wiadomo, co stało się z

resztą załogi. Uratowani byli przetrzymywani przez kilka miesięcy w Moskwie na Łubiance w całkowitej izolacji, brutalnie przesłuchiwani, grożono im pokazowymi procesami. Później, na podstawie porozumienia dyplomatycznego,

zostali przekazani do USA. W czasie niektórych incydentów świadkowie widzieli załogę na spadochronach w strefie przygranicznej ZSRS, ale piloci nie zostali przekazani rządowi amerykańskiemu. Pojawiały się informacje, że byli przesłuchiwani w celu wydobycia z nich informacji wywiadowczych, a następnie zostali zesłani do gułagu, gdzie kończyli życie. Rząd amerykański do dzisiejszego dnia zbiera informacje o wojskowych z 10 zestrzelonych samolotów, których los jest

nieznany. Zestrzeliwane były nie tylko amerykańskie transportowce wojskowe. Autorzy książki twierdzą, że w latach 1963-1981 sowieccy piloci strącili 7 irańskich maszyn, w większości cywilnych. Znane są również incydenty naumyślnego najeżdżania z tyłu na samolot (ramming), jak stało się z irańskim samolotem

wojskowym 28 listopada 1973 r. czy z kanadyjskim transportowcem CL-44

lecącym z Teheranu na Cypr 18 lipca 1981 roku.

Są podejrzenia, że radiolatarnie ze zmanipulowanym sygnałem były również

zainstalowane blisko granic z Koreą i Japonią. Rosjanie zestrzelili dwa

koreańskie samoloty pasażerskie w 1978 r. nad Syberią i w 1983 r. w pobliżu

wyspy Sachalin. 30 czerwca 1968 roku zmusili do lądowania Seabord World

Airways, który transportował 214 amerykańskich żołnierzy do Wietnamu. Były

również inne niewytłumaczone przypadki zaginięcia samolotów.

 

Motywacje

 

Władze wojskowe USA zastanawiały się nad motywacją rządu sowieckiego w

podjęciu decyzji o zestrzeliwaniu samolotów, które bezsprzecznie leciały poza

perymetrem granicznym ZSRS. Doszły do wniosku, że było to spowodowane

częściowo ideologią. Liderzy ZSRS, Chin i Korei Północnej przewodzili

społeczeństwom zamkniętym, uważając wszystkich intruzów za szpiegów, stąd

zestrzeliwane były nawet samoloty cywilne, które przypadkowo naruszyły

przestrzeń powietrzną.

Lecz ważniejsze wydaje się wykorzystywanie faktu zestrzelenia samolotu jako

sygnału dyplomatycznego dla rządu amerykańskiego. W ten sposób rząd sowiecki dawał do zrozumienia Amerykanom, aby zaprzestali swoich lotów nawet na zewnątrz perymetru granic ZSRS. Tak się jednak nie stało. Wprawdzie po

zestrzeleniu samolotu U2 nad terytorium Związku Sowieckiego w 1960 r.

amerykański rząd zaniechał tych lotów, lecz mimo dużej liczby zestrzeleń swoich maszyn nigdy nie zaprzestał lotów na zewnątrz perymetru granicznego ZSRS i innych krajów, jak Chiny. Traktował je bowiem jako podstawowy środek ostrożności w zabezpieczeniu USA przed niespodziewanym atakiem nuklearnym.

Ten cel był najważniejszy.