GARIBALDI: KOŚCIÓŁ Piusa IX a "insygnia Wdowy"
Wpisał: Epiphanius   
27.06.2011.

GARIBALDI: KOŚCIÓŁ Piusa IX a "insygnia Wdowy"

 

GARIBALDI: BICZ NA KOŚCIÓŁ I NA CYWILIZACJĘ CHRZE­ŚCIJAŃSKĄ

 [z książki UKRYTA STRONA DZIEJÓW

Masoneria i tajne organizacje, Epiphanius, str. 132 wyd. ANTYK MD]

 

W tamtych czasach budowano pracowicie jeszcze jeden mit, mit o Trzecim Rzymie: po pierwszym Rzymie - starożytnym, i drugim - papieskim, miał nastać Rzym laicki i pogański, odrodzony dla wartości "obywatelskich", demokratyczny, wolny od wszelkiego jarzma i przymusu doktrynalnego.

 

Jednym ze stałych motywów apologetyki Risorgimento jest postać Giuseppe Ga­ribaldiego, przedstawianego w barwach czystego idealisty i heroicznego bojownika, zawsze gotowego chwycić za broń w obronie uciśnionych wszędzie tam, gdzie wol­ność (oczywiście rozumiana po masońsku) była deptana lub zagrożona. Nimb chwa­ły, jakim otoczono tę legendarną już dzisiaj postać, sprawił, że nie było we Włoszech miasta, miasteczka ani wsi, gdzie nie nazwano by jego imieniem placu ulicy, dworca itp. Co więcej, ,,mówienie źle o Garibaldim" stało się sformułowaniem, które weszło na długo do języka potocznego jako określenie mające zganić kogoś, kto w tępym uporze nie chce przyjąć do wiadomości oczywistych faktów.

Ale minął ponad wiek od tamtych wydarzeń i rzeka prawdy, którą usiłowano przykryć jakby całunem, rozlała się na tysiąc strumieni - pomimo czujności i trwania w nieustannym pogotowiu stróżów oficjalnej wykładni. Wyidealizowane postacie nieskazitelnych apostołów, odważnych polityków i niezmordowanych wodzów zaczęły się rozwiewać, ukazując drugi szereg mniej znanych, za to o wiele potężniejszych kondotierów.

"W latach 1815-1870 istniały obok siebie dwie Europy: jedna - oficjalna, i dru­ga - licząca zaledwie kilka tysięcy osób wyznających podobne ideały i które łączył duch odnowy społecznej. Osoby te siłą rzeczy, ale też siłą własnej determinacji dużo podróżowały i obracały się w szczególnych środowiskach [...]. To one miały wkrótce zadecydować o nowym obliczu Kontynentu”.

Jeśli przyjrzeć się bliżej życiu i działalności Garibaldiego okaże się m.in., że w Urugwaju (po niespodziewanym przejściu do przeciwnego obozu) wolał on walczyć o zagwarantowanie Brytyjskiemu Imperium monopolu handlowego na Rio de Plata, występując przeciwko hegemonii katolicko-iberyjskiej. I właśnie tam, w Montewideo, rozpoczęła się w 1844 r. jego masońska kariera, zwieńczona 33 stopniem Rytu Szkockiego – który otrzymał w Turynie dnia 17 marca 1862 r. - i najwyższą godnością Wielkiego Hierofanta Rytu Egipskiego Mem­fis-Misraim (1881). Nigdy by tego nie osiągnął bez pomocy opiekuńczego boga w postaci brytyjskiej masonerii.

[Obecność dwóch angielskich okrętów wojennych powściągnęła nieco dowódców okrętów nieprzyjacielskich, którzy tylko czekali, kiedy będą mogli nas razić ogniem z armat. To dało nam czas na zakończenie desantu; [...] bodaj po raz setny doświadczyłem ich opieki" (G. Garibaldi, Memorie", wydawn. Rizzoli, 1982, str. 252-3). Garibaldi nawiązuje tu do "desantu Tysiąca" w Marsali z dn. 11 maja 1860 r., ułatwionego przez obecność w porcie jednostek angielskiej floty wojennej.]

 

         Nawet oficjalny historyk masonerii włoskiej, Aldo Alessandro Mola, uznał za stosowne podkreślić niezwykłą rolę tego czynnika:

         ,,[...] wyprawa tysiąca odbywała się od początku aż do końca pod egidą brytyj­ską lub, jeśli kto woli, pod patronatem masonerii brytyjskiej."

         Czyniąc aluzję do szczególnej troskliwości Braci, którym udało się przy po­mocy Adriana Lemmiego zwietrzyć spisek mający doprowadzić do zdyskredyto­wania, a być może nawet do zgładzenia Garibaldiego, A.A. Mola zaznacza, iż ten ledwo co wrócił "z "oficjalnej wizyty" w Wielkiej Brytanii, gdzie powitano go z wielkimi honorami, jakie dotąd nie przypadły w udziale żadnemu zwykłemu obywatelowi.

Giulio di Vita dodaje:

"W wyniku przeglądania archiwów i czasopism edynburskich udało mi się usta­lić fakt wypłacenia Garibaldiemu naprawdę niebagatelnej sumy pieniędzy podczas jego krótkiego pobytu w Genui, gdzie zawinęła do portu jego Ekspedycja. Była to dokładnie wymieniona kwota 3 mln franków francuskich, przekazana Garibaldiemu w złotych piastrach tureckich.

Trudno jest oszacować finansową wartość tej kwoty. Porównując ją z wartością in­nych walut ówczesnej Europy i odnosząc do dochodu narodowego, można powiedzieć w dużym przybliżeniu, iż stanowi ona ekwiwalent kilku milionów dzisiejszych dolarów.

[...] Potwierdzenie istnienia tajnej kasy Ekspedycji znajdujemy w liście Ippolita Nievo, oficjalnego szefa Intendentury, do jego siostry. Intendentura dysponowała m.in. rezerwą złota i innymi walorami na potrzeby wyprawy wojennej.

         Nievo pisze, że z przezorności trzyma sporą ilość "mieszków złota" pod sienni­kiem w swoim mieszkaniu. Ów szczegół może rzucać interesujące światło na hipotezy dotyczące okolicz­ności śmierci Ippolita Nievo oraz na zniknięcie parowca "Ercole" , którym ten płynął z Palermo do Neapolu. Nievo, który po zakończeniu epopei Tysiąca miał zgłosić się do Kwatery Głównej Armii Królewskiej i do ministerstwa Wojny, miał przy sobie całą dokumentację finansową Ekspedycji.

         Nie mogło w niej oczywiście brakować szczegółowych danych na temat sposo­bu wykorzystania złota otrzymanego przez Garibaldiego tuż przed jego wyprawą.

         Jak wiadomo, parowiec ,,Ercole" zatonął podczas krótkiego rejsu na Morzu Ty­reńskim. Inne jednostki pływające w tym rejonie nie natrafiły na sztorm.

         Wkrótce zaczęto snuć domysły o akcie sabotażu, który miał doprowadzić do wybuchu kotłów. Zdają się to potwierdzać niedawne oględziny wraku.

Trzeba pamiętać, że piastr turecki, czyli waluta Imperium, które od kilku wie­ków panowało nad połową wybrzeży śródziemnomorskich, był ceniony i uznawany w całym basenie Morza Śródziemnego, a zwłaszcza na takich wyspach, jak Sycylia, Malta, Kreta i Cypr.

Nie możemy formułować wprost oskarżeń o korumpowanie władz administra­cyjnych i cywilnych Królestwa Obojga Sycylii.

Jednak nie ulega wątpliwości, że iście triumfalny pochód legionów Garibaldie­go od Zatoki Palermo do Wezuwiusza znakomicie ułatwiał fakt nagłego nawrócenia możnych dostojników burbońskich z Sanfedyzmu na demokrację liberalną. Nie jest też nonsensowną teza, że katalizatorem tego olśnienia, przywodzącego na myśl zda­rzenia Pięćdziesiątnicy, było złoto.

[...] Istniały prawdopodobnie dwie linie strategii politycznej. Celem pierwszej było uderzenie w Papiestwo w jego wymiarze doczesnym ­czyli bezpośrednio we Włoszech - a tym samym stworzenie warunków dla powsta­nia państwa laickiego.

[...] Wyprawa Tysiąca pozostaje wydarzeniem, które wywarło wpływ na kształt nowożytnej Europy. Zbiegła się ona w czasie z Wojną Secesyjną w USA, z rewolu­cją przemysłową oraz z budową Kanału Sueskiego i przyczyniła się do uruchomienia procesu destabilizacji i przebudowy (przypomina to masońskie dewizy: "solve et co­agula" i "ordo ab chao" - przypisek redakcji) w regionie Morza Śródziemnego, który trwa do dziś.

Również Giacinto de Sivo (1814-1867), autor o sympatiach proburbońskich, demaskuje w cytowanym dziele "machinę intryg i korupcji, przy pomocy której Anglicy i Piemontczycy przekupili cały rząd Franciszka II, w tym premiera Libo­ria Romano, a także znaczną część dowódców i urzędników, czyniąc jedną z najpotężniejszych na Półwyspie armii i niemniej potężną marynarkę wojenną praktycznie bezbronnymi w obliczu tysiąca kiepsko uzbrojonych ochotników.

Z kolei Alianello przyglądając się wydatkom poniesionym podczas Wyprawy Tysiąca stawia pytanie: "gdzie podziało się pięć milionów dukatów wypłaconych le­galnie lub wyprowadzonych po cichu z Banku w Palermo przez jasnowłosego Wy­zwoliciela? Tę sprawę spowija mrok tajemnicy [...]. Nie przeniknie go nawet wzrok Argusa”.

Inna kwestia, nad którą podręczniki historii zazwyczaj "prześlizgują się", do­tyczy posiłków, które w ciągu trzech miesięcy od wyruszenia tysiąca ochotników na słynną wyprawę dotarły do Sycylii, by wzmocnić liczebnie oddziały Garibal­diego. Były to aż 22 tys. żołnierzy, na ogół służących wcześniej w wojsku sardyń­skim, z którego bądź zostali zwolnieni, bądź pozwolono im zdezerterować.

Garibaldi poświęcił swoje życie na dechrystianizację narodów, w tym zwłaszcza narodu włoskiego, na bezpardonową walkę z Kościołem i papieżem Piusem IX, którego ośmielił się nawet nazwać "kubikiem gnoju”, na uderzanie w Papiestwo - "nieprzejednanego wroga Włoch i Jedności” i w księdza, w któ­rym widział on "największego szkodnika spośród wszystkich stworzeń, będącego główną przeszkodą w urzeczywistnianiu postępu ludzkości oraz idei braterstwa między ludźmi i narodami”.

         W swoim liście z 1869 r. do loży Prawdziwy Postęp Społeczny w Genui ma­son 33° Garibaldi oznajmia:

         ,,[...] Tak! Zadaniem Masonerii, która niesie Powszechne Przymierze Demokratycznego i ludzkiego Braterstwa, jest zwalczanie despotyzmu i kleru - obu tych re­prezentantów obskurantyzmu, niewolnictwa i nędzy."

W dążeniu do celu, jakim była laicyzacja Włoch, nie przebierał w środkach. Mimo swoich republikańskich przekonań nie zawahał się wstąpić w szeregi Domu Sabaudzkiego:

         "Gdyby powstały zastępy demonów chcące zwalczać despotyzm i księży, za­ciągnąłbym się do nich”.

To jego zawzięty antyklerykalizm doprowadził (już po proklamowaniu Królestwa Włoch) do batalii o zapewnienie protestantom i Żydom równych praw, do zlaicyzowa­nia szkolnictwa podstawowego, do objęcia księży obowiązkową służbą wojskową, do zniesienia szkół kościelnych, a wreszcie do prób upowszechnienia praktyki kremacji zwłok, by odebrać Kościołowi możliwość „żerowania na zmarłych”.

Garibaldi dokonał żywota 2 czerwca 1882 r. Wcześniej wyraża w testamencie wolę, aby jego zwłoki zostały spalone. Oświadcza też, że nie życzy sobie ,,kie­dykolwiek odrażających, godnych pogardy i łajdackich usług księży, których uważam za okrutnych wrogów rodzaju ludzkiego, w tym szczególnie Włoch”.

         A zatem w wyniku ostrzelania z armat słynnej Porta Pia stało się rzeczywi­ście tak, że władza doczesna Papieży legła w gruzach. Masoneria tryumfuje:

         "Skończył się czas zabobonów, czyli myślenia religijnego. Oto Papiestwo jest pogrążone również jako władza duchowa, w ślad za upadkiem jego władzy docze­snej. To tryumf wolnej myśli ludzkiej”.

         Rzym jest nie tylko stolicą Włoch, ale także masonerii. Przewidział to Albert Pike, wskazując na ten kraj jako na drugą siedzibę "Rytu Palladycznego", jeszcze zanim ustanowił Adriana Lemmiego swoim następcą na stanowisku szefa świato­wego dyrektoriatu Rad Najwyższych 33 stopnia. Fakt ten nastąpił w 1894 r. i dy­rektoriat Rytu Palladycznego przeniósł swoją siedzibę do Rzymu.

W tym czasie proces destrukcji władzy doczesnej papieża wydaje się przesą­dzony: samowole i napaści, okradanie i poniżanie katolików będą na terytoriach "wyzwolonych" przez lata na porządku dziennym - przy zupełnej obojętności tzw. katolickich mocarstw. Można mówić wręcz, bez obawy o przesadę, o nowym "sacco di Roma" (złupieniu Rzymu). Nastąpią grabieże na ogromną skalę, kasata zakonów, konfiskata dóbr kościelnych na rzecz liberalnego rządu. Będzie docho­dzić do plądrowania kościołów i profanowania Eucharystii; rozpętają się prześla­dowania kleru i religijnych rodzin.

Ale szczyt bestialstwa następuje w nocy 13 lipca 1881 r., kiedy rozpasana ha­łastra, podżegana przez masonów, usiłuje wrzucić ciało Piusa IX do Tybru, pod­czas przeniesienia jego szczątków do Bazyliki Św. Wawrzyńca.

Przewodniczący Rady Agostino Depretis (mason 33°) i minister spraw zagra­nicznych Stanislao Mancini od razu obarczyli winą za ten haniebny czyn sa­mych katolików. Nic nowego pod słońcem!

Mason Depretis oczywiście nie zauważył, co "brat" Alberto Mario (1825-­1883), pisarz i dziennikarz spod znaku Mazziniego, napisał nazajutrz po tym zaj­ściu w masońskiej gazecie codziennej "La lega della Democrazia":

,,Przenoszono wczoraj ścierwo Piusa IX; jego zabalsamowane zwłoki zostały zło­żone do krypty wśród gwizdów tłumu. Gdyby nie bagnety żołnierzy i rewolwery poli­cjantów, zostałyby one zrzucone z żałobnego rydwanu [...]. Nasze serca odpowiadały echem na te gwizdy. Pius IX był durniem. Uosabiał Kościół Katolicki, który jest dziś, zredukowany do monstrualnego głupstwa. Rzymskim klerykałom dostało się za przeno­siny tego Papieża ojcobójcy i pajaca. Zostali wygwizdani. Witamy te gwizdy z zadowo­leniem. Ale spotkałyby się one z jeszcze większym aplauzem z naszej strony, gdyby szczątki tego wielkiego imbecyla zostały wrzucone z Mostu Św. Anioła do Tybru”.

Trzydzieści lat po wydarzeniach pod Porta Pia Leon XIII skonstatuje:

"Ograbienie z suwerenności państwowej dokonało się po to, by wykańczać po trochu władzę duchową Głowy Kościoła”.

W tamtych czasach budowano pracowicie jeszcze jeden mit, mit o Trzecim Rzymie: po pierwszym Rzymie - starożytnym, i drugim - papieskim, miał nastać Rzym laicki i pogański, odrodzony dla wartości "obywatelskich", demokratyczny, wolny od wszelkiego jarzma i przymusu doktrynalnego.

Wróg (który dziś wdarł się do serca Chrześcijaństwa) będzie musiał czekać prawie sto lat - dzięki nie strudzonemu oporowi papieży przed-soborowych - na to, by wślizgnąć się do wewnątrz i zatknąć na dachu Kościoła "insygnia Wdowy".