Azja zmierza ku wojnie | |
Wpisał: Wojciech Lorenz | |
30.06.2011. | |
Azja zmierza ku wojnie30-06-2011, http://www.rp.pl/artykul/26,681004.html Okręty z USA i Filipin rozpoczęły wczoraj wspólne manewry na wodach graniczących z basenem Morza Południowochińskiego, gdzie coraz agresywniej poczynają sobie Chińczycy. W 11-dniowych ćwiczeniach biorą udział m.in. dwa najnowocześniejsze amerykańskie niszczyciele rakietowe. W przyszłym miesiącu Amerykanie planują manewry z Wietnamem. Dawne urazy poszły na bok. Komunistyczne władze uznały, że tylko USA mogą być przeciwwagą dla coraz potężniejszych Chin ostrzących sobie zęby na terytoria, do których pretensje zgłasza Wietnam. Gaz i ropa Napięcie na Morzu Południowochińskim dawno nie było tak wysokie. Władze Filipin twierdzą, że chińskie okręty próbowały w marcu staranować ich jednostkę prowadzącą badania geologiczne w pobliżu spornych wysepek Spratly. Innym razem Chińczycy mieli otworzyć ogień do filipińskiego kutra. Prezydent Benigno Aguino zaapelował do USA o pomoc w powstrzymaniu chińskiej agresji. Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton pojechała do Manili, gdzie przypomniała, że USA mają podpisany z Filipinami traktat i są zobowiązane do obrony tego kraju. Zaognił się też spór między Chinami i Wietnamem. Według władz w Hanoi w maju załogi chińskich kutrów poprzecinały kable na wietnamskim statku geologicznym prowadzącym badania na spornych obszarach. 13 czerwca Wietnam odpowiedział manewrami z użyciem ostrej amunicji. „Z wszystkich sporów terytorialnych spór Wietnamu z Chinami najłatwiej może się przerodzić w wojnę" – ostrzega w piśmie „Diplomat" ekspert Carnegie Endowment Minxin Pei. Widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli, Pekin i Hanoi ogłosiły w niedzielę, że zrobią wszystko, by uniknąć wojny. W spory terytorialne w regionie zaangażowane są Chiny, Brunei, Malezja, Filipiny, Wietnam i Tajwan. Aż cztery kraje roszczą sobie prawo do wysepek Spratly, które, podobnie jak okoliczne wody terytorialne, mogą skrywać bogate złoża gazu i ropy. Spory dotyczą też wysepek Paracel, Pratas i raf Macclesfield Bank. Zdaniem analityków Pekin uznał za cel strategiczny zapewnienie sobie kontroli nad całym terytorium. – Chińczycy uważają, że cały basen Morza Południowo-chińskiego należy do nich. Historycznie nie mają do tego żadnych podstaw. Jako dowód na odwieczną kontrolę nad tymi terenami przedstawiają np. znaleziony gdzieś kawałek chińskiej porcelany. To śmieszne – mówi „Rz" prof. Bruce Jacobs, ekspert ds. Chin z australijskiego Monash University. Od incydentu do wojny Z opublikowanego właśnie raportu australijskiego Lowy Institute for International Policy wynika, że prawdopodobieństwo wojny w regionie jest wysokie. „Wraz ze wzrostem liczby incydentów rośnie prawdopodobieństwo, że któryś z nich zamieni się w zbrojną konfrontację, dyplomatyczny kryzys lub konflikt" – ostrzegają eksperci prestiżowego think tanku. – Na razie nie spodziewam się wojny. Ale im silniejsze będą Chiny, tym agresywniej będą wysuwać żądania. Jeśli ktoś myśli, że ekspansja nie leży w chińskiej naturze, to jest w błędzie. Wiemy z historii, jak się kończyło niedocenianie ambicji terytorialnych niektórych krajów – mówi prof. Jacobs. Zdaniem ekspertów symbolem rosnących ambicji Chin jest ich pierwszy lotniskowiec, który lada dzień wyruszy w dziewiczą podróż. Amerykanie bardzo poważnie traktują zagrożenie. W poniedziałek amerykański Senat jednogłośnie potępił stosowanie siły przez chińskie statki na Morzu Południowochińskim i wezwał do pokojowego rozwiązania konfliktu na drodze wielostronnych negocjacji. – Coraz więcej krajów nad Morzem Południowochińskim wyraża poważne zaniepokojenie próbami zastraszania ze strony Chin – mówił senator Jim Webb, szef senackiej podkomisji ds. Azji Wschodniej i Pacyfiku. Chiny: to Amerykanie Przedstawiciele chińskich władz podkreślają, że chcą rozstrzygać spory, ale na drodze dwustronnych negocjacji. – Negocjacje dwustronne nie mają sensu, bo prawo do spornych terenów rości sobie po kilka krajów. Chiny nie chcą jednak negocjować z paroma graczami naraz, bo to osłabia ich pozycję – mówi prof. Jacobs. Zdaniem chińskich ekspertów to Ameryce zależy na zwiększaniu napięcia w regionie. – USA doprowadzają do wzrostu napięcia nie na tyle, aby doszło do wojny, ale wystarczająco, aby poproszono je o mediację. W ten sposób rozdają karty w regionie – mówi Ye Hailin z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych cytowany przez „China Daily". Rzeczpospolita |