KŁUSZYN 1610
Wpisał: Mirosław Dakowski   
04.07.2011.

KŁUSZYN 1610

http://www.historycznebitwy.info/bitwy/duze/kluszyn1610ne/ocena.php

[w rocznicę (4 lipca) przypominam mało znaną wielką bitwę Polaków. Tu – skrót MD]

FAKTY W PIGUŁCE

Data:

4 lipiec 1610

Konflikt:

wojna moskiewska (1609 − 1618)

Miejsce:

150 km na zachód od Moskwy

Rezultat:

zdecydowane zwycięstwo Polaków

STRONY KONFLIKTU

RON

 

Carstwo Rosyjskie
Szwecja

DOWÓDCY

Stanisław Żółkiewski

vs

Dymitr Szujski
Jakub de la Gardie

LICZEBNOŚĆ ARMII

5608 husarii;
1350 Kozaków zaporoskich;
200 piechurów;
2 falkonety

vs

35 000 − 48 000
(w tym 8000 cudzoziemców);
11 dział

STRATY

180 − 300

vs

2000 Rosjan;
700 cudzoziemców

4 lipca 1610 roku pod Kłuszynem dowodzona przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego, składająca się głównie z husarii polska armia pokonała kilkukrotnie liczniejsze wojska cara Wasyla Szujskiego. Jest to kolejny (obok Kircholmu i Wiednia) przykład wysokiego poziomu polskiej sztuki wojennej początku XVII w. i doskonałych możliwości bojowych słynnej ciężkiej jazdy.

Bitwa była pokłosiem wydarzeń, które miały miejsce po śmierci Iwana Groźnego i jego synów. Wygaśnięcie dynastii Rurykowiczów rozpoczęło walki o tron moskiewski pomiędzy bojarami i licznymi samozwańcami. W konflikt wmieszał się także Zygmunt III Waza, licząc na wzmocnienie swojej pozycji w walce o tron Szwecji. Wspaniałe zwycięstwo nie zostało niestety należycie wykorzystane. Wojna z Rosją trwała jeszcze osiem lat i choć przyniosła odzyskanie Smoleńska, Siewierszczyzny i Czernichowszczyzny, doprowadziła również skarb państwa do ruiny i uniemożliwiła aktywny udział RON-u w innych ówczesnych wydarzeniach międzynarodowych.

===========

 [----]

Przeciwnicy

Dowództwo polskie

Naczelny dowódca wojsk polskich, Stanisław Żółkiewski, był bardzo doświadczonym wodzem. Sztuki wojennej uczył się między innymi u boku Stefana Batorego i Jana Zamoyskiego, dzięki czemu dobrze poznał metody walki Tatarów, Wołochów, Mołdawian, Szwedów i Rosjan. Wieloletnie doświadczenie oraz znajomość przeciwników pozwalała hetmanowi dokonywać odpowiednich wyborów podczas prowadzenia kampanii wojennych. Dzięki temu Żółkiewski cieszył się wielkim autorytetem i poważaniem. Świadczy o tym na przykład fakt, że po wydaniu rozkazu marszu pod Kłuszyn nikt nie ośmielił się podważać słuszności tej decyzji, choć znano liczebność przeciwnika, a na radzie wojennej było wielu adwersarzy takiego stanowiska. Nawet zbuntowani i nie przywykli do posłuszeństwa żołnierze tuszyńscy poszli za hetmanem. Pewne znaczenie miał również fakt, że hetman zgodnie ze staropolskim zwyczajem prowadzenia wojny dążył do stoczenia walnej bitwy w polu.

Hetman miał do dyspozycji doświadczoną kadrę oficerską, która zdobywała doświadczenie podczas licznych walk w Inflantach, na Wołoszczyźnie, w toku walk z Tatarami oraz w szeregach obydwu samozwańców. Dla przykładu można wymienić Stanisława Koniecpolskiego, późniejszego hetmana wielkiego koronnego i Marcina Kazanowskiego − uczestnika bitwy pod Kircholmem, przyszłego hetmana polnego koronnego. Samuel Dunikowski, Aleksander Bałaban, Piotr Borkowski, Jan Piotr Sapieha i Aleksander Zborowski to kolejne przykłady utalentowanych dowódców niższego szczebla.

Armia polska

Trzon armii hetmańskiej stanowiła husaria zaliczana do ciężkiej jazdy kopijniczej łączącej szybkość kawalerii Wschodu z osiągnięciami techniki wojennej Zachodu. Głównym zadaniem husarii było przełamywanie szyków nieprzyjaciela. W tym celu husarze dosiadali najlepszych koni, a ich podstawową bronią była kopia, której długość przekraczała 5 metrów. Dla zmniejszenia ciężaru kopia była wydrążona w środku, dlatego zwykle pękała podczas pierwszej szarży. W takiej sytuacji jeździec odrzucał resztki zniszczonej broni i walczył prostym mieczem, szablą lub pałaszem. Dodatkowym uzbrojeniem husarzy były pistolety, a w późniejszym okresie długa rusznica. Jeźdźcy byli chronieni ważącą 6−7 kilogramów półzbroją, która mogła zostać przebita jedynie kulą muszkietową i to jedynie w sprzyjających warunkach.

Bez wątpienia najbardziej rozpoznawalnym atrybutem husarza były jego pióra. Należy jednak podkreślić, że panuje nieco błędne wyobrażenie tej części ekwipunku. Pióra husarskie (lub pióro) zwykle były przymocowane do siodła, a nie do pleców jeźdźca. Wydaje się, że ich stosowanie było indywidualnym wyborem żołnierza. Zachowały się liczne rysunki przedstawiające husarzy bez piór, a obecne dzisiaj egzemplarze zbrój husarskich zostały wyposażone w ten element dopiero w XIX wieku lub później. Przyjmuje się, że pióra miały płoszyć swym wyglądem konie przeciwnika, a nie jak się powszechnie sądzi łopotem na wietrze, którego w zgiełku bitewnym zwykle nie było słychać.

W walkach pod Kłuszynem poza husarią wzięły także udział roty kozackie. Była to lżejsza jazda chroniona kolczugami, szyszakami lub misiurkami i okrągłymi tarczami, dysponująca za to większą siłą ognia i manewrowością. Kozacy uzbrojeni byli w dwa pistolety, rusznicę, szablę oraz oszczep lub rohatynę i często także w łuk. Kozaków wykorzystywano do ubezpieczenia i rozpoznania, a w bitwie do wsparcia husarii. Kozacy mogli to robić na dwa sposoby: torując ogniem pistoletowym drogę szarżującym husarzom lub atakiem na białą broń poszerzając wyłom powstały po szarży ciężkiej jazdy. Ruchliwość i manewrowość rot kozackich pozwalała na oskrzydlanie nieprzyjaciela, a w przypadku zwycięstwa na prowadzenie skutecznego pościgu.

Pod Kłuszynem była obecna również piechota w liczbie 200 żołnierzy. W Rzeczpospolitej służyły dwa rodzaje piechoty: polsko-węgierska oraz niemiecka. Pierwsza z nich dysponowała dużą siłą ognia, ale pozbawiona była chroniących przed szarżą kawalerii pikinierów, natomiast druga lepiej spisywała się w walce na białą broń.

Ogółem w skład armii hetmańskiej wchodziło:

  • 5608 husarzy;
  • 1350 Kozaków zaporoskich;
  • 200 piechurów;
  • 2 falkonety.

Dowództwo sprzymierzonych

Naczelnym wodzem sprzymierzonych był brat cara Dymitr Szujski. Miał on pewne doświadczenie wyniesione z walk z samozwańcami, ale wbrew temu co sądzą historycy rosyjscy, był miernym dowódcą. Nie miał też wielkiego autorytetu wśród swoich żołnierzy, po części dlatego, że wielu oskarżało go pośrednio o śmierć Michała Skopina Szujskiego.

Dużo lepsze kompetencje miał główny dowódca wojsk najemnych Jakub de la Gardie. Uczył się u wybitnego stratega, księcia Nassauskiego, najprawdopodobniej walczył w bitwach na zachodzie Europy, brał udział w walkach o Inflanty. Swoje doświadczenie wojskowe pogłębił na terenie państwa moskiewskiego, dowodząc oddziałami najemnymi. Prywatnie był przyjacielem Michała Skopina Szujskiego, dlatego po śmierci rosyjskiego dowódcy stosunki z Dymitrem Szujskim układały się raczej chłodno. Na pewno nie ułatwiało to dowodzenia połączonymi armiami.

Niewiele można powiedzieć o niższej kadrze dowódczej sprzymierzonych. Część oficerów, między innymi Jakub Boratyński, Wasyl Buturlin, Andrzej Galicyn, posiadała spore doświadczenie wyniesione z walk z wojskami samozwańców, ale trudno powiedzieć coś konkretnego o ich talentach wojskowych czy poważaniu wśród żołnierzy. Dużym doświadczeniem wojskowym mogli pochwalić się dowódcy wojsk cudzoziemskich, którzy bez wyjątków byli zawodowcami.

Armia sprzymierzonych

Elitą moskiewskiej armii były utworzone w XVI w. oddziały strzelców. Rekrutowano ich wśród ludzi wolnych, którzy otrzymywali niewielką zapłatę oraz możliwość dzierżawy kawałka ziemi. Strzelcy byli jednolicie umundurowani i uzbrojeni w rusznice, berdysze oraz szable. Ćwiczeni głównie w walce ogniowej świetnie nadawali się do działań obronnych. Po zakończeniu wojny nie byli rozpuszczani do domów, lecz przenoszeni wraz z rodzinami do tzw. strzeleckich słobód, by w pobliskich miastach pełnić funkcję policji.

Oddziały strzelców wzmacniano przez zaciągi jednostek piechoty nieregularnej tworzonej głównie przez ludzi datocznych i osoby prywatne, które nie mogły iść na wojnę. Żołnierze ci byli wykorzystywani głównie do budowy fortyfikacji i ochrony taboru, ponieważ w krytycznych momentach bitwy często wprowadzali zamieszanie i panikę. Nie posiadali żadnego uzbrojenia ochronnego, a jako broń zaczepną używali pałek, toporów i rohatyn.

Trzonem moskiewskiej armii była jazda pomiestna. Były to oddziały tworzone przez drobną i średnią szlachtę, arystokrację tatarską oraz Kozaków, którzy służyli w nich w zamian za kawałek ziemi otrzymany od cara. Oddziały tego typu były mobilizowane tylko w sytuacji zagrożenia kraju, a potem rozpuszczane do domów, zatem ich wyszkolenie nie było najlepsze. Wyposażenie było indywidualną sprawą żołnierzy i w głównej mierze zależało od zamożności człowieka. Wśród członków jazdy pomiestnej można było spotkać jeźdźców chronionych stalowymi zbrojami czy kolczugami ale również lnianymi pancerzami wzmocnionymi tylko metalowymi blachami. Na uzbrojenie składały się rohatyny i włócznie oraz szable, pałasze i lekkie miecze. Niektórzy żołnierze posiadali broń palną, jednak częściej dysponowali łukami.

Najlepiej wyszkolone i uzbrojone były oddziały najemne z Europy Zachodniej. Pancerze jazdy zaciężnej były tej samej klasy co husarskie, a jej broń zaczepną stanowiły rapiery i pistolety. Główną zaletą rajtarii była duża siła ognia. Jazda ta walczyła w popularnej na zachodzie taktyce karakolu: oddział zbliżał się do przeciwnika na odległość 30 metrów, pierwszy szereg oddawał strzał z lewej ręki, obracał konia w miejscu i oddawał salwę z prawej ręki po czym wycofywał się, by naładować broń, a do akcji wkraczał kolejny szereg. Po załamaniu szarży nieprzyjaciela w zmasowaniu ogniu pistoletowym rajtaria uderzała na białą broń.

Piechota cudzoziemska dzieliła się na pikinierów i muszkieterów. Jedynym uzbrojeniem ochronnym muszkieterów były hełmy, a ich główną bronią muszkiety. Podstawowym zadaniem muszkieterów było przygotowanie ataku pikinierom, którzy posiadali dobre uzbrojenie ochronne oraz długie piki i miecze. Pikinierzy zapewniali także muszkieterom ochronę przed szarżą kawalerii lub atakiem piechoty.

Podsumowanie

Niewiele jest atutów, które mogły działać na korzyść sprzymierzonych. W zasadzie poza liczbą żołnierzy strona moskiewsko-cudzoziemska ustępowała wojskom hetmańskim pod każdym względem. Przede wszystkim stroną polską dowodził jeden, posiadający olbrzymi autorytet i zdolności wojskowe człowiek − hetman Stanisław Żółkiewski. Po stronie sprzymierzonych wodzów było dwóch, nie darzyli się oni wzajemnym zaufaniem, a w takiej sytuacji zawsze dochodzi do konfliktów. Polska niższa kadra dowódcza była bardziej doświadczona od dowódców po stronie sprzymierzonych. W sztabie moskiewskim panowała atmosfera rywalizacji, źle odebrano również nominację Dymitra na głównego wodza. Przewaga jakościowa wojsk należała bezapelacyjnie do strony polskiej. Trzon armii hetmańskiej stanowiła osławiona kircholmską wiktorią husaria, co musiało mieć wpływ na morale obydwu armii. Jedynie pułki cudzoziemskie mogły się równać pod względem uzbrojenia z oddziałami hetmańskimi, ale nawet one ustępowały pod względem taktyki. Prowadzona cwałem szarża husarii była dużo potężniejsza od karakolu zaciężnej rajtarii.

Faza I

Pole bitwy

Bitwa pod Kłuszynem rozegrała się na lekko pofałdowanej polanie, długiej na 10 km i szerokiej na 1.5−2 km, rozciągającej się na północ za wioski Bogajewo i Łagoczychę. Od strony zachodniej i północno-zachodniej polanę ograniczał las oraz wieś Piriniewo, w pobliżu której znajdował się obóz wojsk cudzoziemskich. Od wschodu teren ograniczała bagnista dolina rzeczki Gżać, nad którą rozłożyli się żołnierze moskiewscy. Środek polany zajmowała wioska Preczystoje − jej płoty przecinały polanę w poprzek. Teren taki doskonale nadawał się do ataku ciężkiej jazdy, ale uniemożliwiał lekkiej jeździe oskrzydlenie przeciwnika.

Walka o płot

[był to ciężki, dębowy częstokół... md]

Brak jakichkolwiek straży i umocnień obozów pozwolił chorągwiom hetmańskim zastać zupełnie nieprzygotowanego nieprzyjaciela. Większość wrogich żołnierzy jeszcze spała lub w najlepszym razie dopiero budziła się ze snu. Niestety Żółkiewski nie mógł w pełni wykorzystać zaskoczenia. Dwa działka ugrzęzły na błotnistej drodze, blokując drogę pozostałym wojskom, które traciły sporo czasu na ominięcie przeszkody, dlatego hetman dysponował tylko częścią sił, a bez zebrania wszystkich chorągwi nie zamierzał atakować dysponującego przygniatającą przewagą liczebną wroga. Poza tym istotnym problemem była leżąca między obozami pośrodku polany wieś Preczystoje i jej płoty mogące stanowić poważną przeszkodę dla szarżującej husarii. Żółkiewski wysłał więc gońców z rozkazami przyspieszenia marszu nieobecnym jeszcze oddziałom, a stojącym przy nim Kozakom rozkazał spalić zabudowania wioski i zniszczyć płot.

Wydaje się, że dopiero łuna pożaru zaalarmowała nieprzyjaciela, który zaczął gorączkowe przygotowania do bitwy. Dużo sprawniej zrobili to mniej liczni, ale lepiej wyszkoleni cudzoziemcy, szczególnie piechota, która zawsze potrzebuje mniej czasu na przygotowania niż jazda. Dowódcy sprzymierzonych musieli zdawać sobie sprawę ze znaczenia płotu [był to ciężki, dębowy częstokół... md], który w obecnej sytuacji był jednym z niewielu atutów armii Szujskiego, dlatego też pierwsze oddziały zostały wysłane do ochrony tej przeszkody. Muszkieterzy cudzoziemscy i strzelcy moskiewscy podeszli na odległość strzału i zaczęli zasypywać ogniem niszczących płot Kozaków. Determinacja i szybko rosnąca przewaga liczebna wroga skłoniła dowódców kozackich do odwrotu. Pod osłoną stojącej przy płocie piechoty sprzymierzeni rozpoczęli ustawianie reszty armii.

Formowanie szyku

Prawe skrzydło sprzymierzonych zajęli żołnierze cudzoziemscy zgodnie z panującą na zachodzie taktyką: w pierwszej linii ustawiona w czworoboki piechota, dalej jazda. Dymitr Szujski ustawił swoje siły na lewym skrzydle w trzech liniach: pierwszą z nich utworzyła jazda pomiestna, drugą − strzelcy moskiewscy wymieszani z jazdą pomiestną i rajtarią (najprawdopodobniej były to oddziały moskiewskie szkolone na sposób zachodni), natomiast trzecia linia utworzona przez piechotę nieregularną i artylerię stanęła pod samym obozem. Należy przy tym podkreślić fakt, że stanowiska artylerii wybrano w tak niefortunny sposób, iż nie odegrała ona w bitwie żadnej roli. Cudzoziemców od Rosjan oddzielała płonąca wieś, utrudniająca współdziałanie obu skrzydeł.

Żółkiewski uznał, że dużo korzystniej będzie skierować główny wysiłek przeciwko oddziałom moskiewskim, dlatego skoncentrował większość sił na prawym skrzydle. W dwóch lub trzech liniach stanęły tam chorągwie Zborowskiego, a za nimi oddziały Kazanowskiego i Dunikowskiego. Na lewym skrzydle hetman umieścił ludzi Strusia, a za nimi oddział hetmański pod dowództwem Janusza Poryckiego. Na skraju lewego skrzydła stanęli Kozacy zaporoscy. W odwodzie, pod osobistym dowództwem Żółkiewskiego, zostało kilka rot husarskich, być może były to najlepsze oddziały w armii. Piechota i działa były wciąż w drodze.

Przed czwartą rano wszystko było gotowe. Nad głowami czekających w szyku husarzy sterczały rzędy kopii, których proporce falowały na lekkim, porannym wietrze. Przed rozpoczęciem bitwy hetman dokonał osobistego przeglądu wojsk. Żółkiewski wiedział, że widok tak licznego przeciwnika może działać deprymująco na jego ludzi, dlatego starał się żarliwą przemową natchnąć żołnierzy do walki. Tuż za hetmanem podążał ksiądz Piotr Kulesza i błogosławił żołnierzy. Być może doszło wówczas do ostatniej narady z dowódcami, podczas której hetman wyjaśnił plan bitwy i w razie przełamania szyku zabronił długiego ścigania wroga, nakazując oddziałom powrót na pole bitwy.

Próby rozbicia oddziałów moskiewskich

Około 4.00 Żółkiewski dał sygnał do rozpoczęcia ataku. Zagrały trąby oraz bębny i pierwsza grupa husarzy Zborowskiego opuściwszy kopie ruszyła w kierunku wroga. Zakuci w stalowe pancerze jeźdźcy zbliżali się do płotu, powoli nabierając prędkości. Ponieważ zniszczenia dokonane przez Kozaków nie pozwalały atakować szerokim ugrupowaniem, husarze ścisnęli szeregi. Konie z każdym krokiem mknęły coraz szybciej, by w momencie uderzenia uzyskać jak największy impet. Z braku innych rozkazów jazda moskiewska biernie oczekiwała na atak ciężkiej jazdy hetmańskiej. Rozpędzeni husarze wpadli z ogromnym impetem w sam środek nieprzyjacielskiego ugrupowania. Pierwsza linia jazdy pomiestnej została praktycznie wdeptana w ziemię, uderzenia nie wytrzymały też kolejne szeregi osłoniętych jedynie lnianymi pancerzami lub kolczugami żołnierzy moskiewskich. Husaria zdołała przebić na całej głębokości pierwszorzutowe chorągwie nieprzyjaciela, ale zaciekły choć krótkotrwały opór wroga pozbawił ją niemal całego impetu uderzenia i doprowadził do chwilowego zmieszania szyku. Husarze odrzucili resztki połamanych kopii i dobywszy szabel lub koncerzy ruszyli na drugą linię Rosjan.

Dowódcy moskiewscy, widząc klęskę pierwszej linii, wysłali przeciw zwycięskim chorągwiom Zborowskiego jazdę drugiego rzutu. Dwie linie kawalerii wpadły na siebie, doszło do zażartej walki na białą broń. Co chwilę ugodzony jeździec jednej lub drugiej strony zwalał się pod końskie kopyta. Atak husarii zaczął się załamywać, aż w końcu utknął zupełnie w nieprzebranych moskiewskich szeregach. Walka niebezpiecznie się przedłużała, a dużo liczniejszy nieprzyjaciel nie dał się rozbić i powoli zaczął brać górę nad garstką husarzy. Poza tym część oddziałów wroga wychodziła na flanki atakujących ludzi Zborowskiego, grożąc im całkowitym okrążeniem. Na szczęście doświadczeni dowódcy w porę zauważyli niebezpieczeństwo i dali sygnał do odwrotu. Jeźdźcy dokonali zwrotu w miejscu i skierowali się w stronę pozycji wyjściowych. Zanim jednak do nich dotarli, musieli wyrąbywać sobie drogę przez szeregi moskiewskie, które zdołały już zamknąć powstałe po szarży luki.

Stojący na wzgórzu Żółkiewski widział, że szarża husarii załamała się, rzucił więc do ataku chorągwie husarskie drugiego rzutu. Oddziały polskie były ustawione w szachownicę, zatem uderzenie to spadło tuż obok wychodzących właśnie z okrążenia chorągwi Zborowskiego. Nie ma pewności, czy pułki moskiewskie ruszyły na pędzącą husarię, by w ten sposób zmniejszyć impet uderzenia polskiej jazdy, ale nie ma to większego znaczenia. Na początku XVII wroga kawaleria nie miała praktycznie żadnych szans na zatrzymanie pędzącej husarii, świeże chorągwie husarskie uderzyły więc na nieprzyjaciela z łatwością rozbijając jego szyk. Żołnierze moskiewscy w pierwszej linii albo zginęli, albo rzucili się do panicznej ucieczki. Natychmiast z pomocą przyszły oddziały z głębi pozycji i ponownie doszło do zaciętej walki na białą broń. Być może część rot husarskich przebiła się przez drugą linię jazdy pomiestnej i dotarła w pobliże ukrytych w nadrzecznych krzakach strzelców moskiewskich. Prawdopodobne jest więc, że jazda polska mogła ponieść spore straty od ognia muszkietowego, co w połączeniu z atakiem świeżych oddziałów moskiewskich uderzających z boku, doprowadziło do załamania się również tej szarży. Po raz kolejny dowódcy polscy dali sygnał do odwrotu i rozpoczęło się mozolne wyrąbywanie sobie drogi w kierunku własnych pozycji.

Widząc kolejną porażkę ciężkiej jazdy, hetman wysłał na wroga trzeci rzut husarii. Chodziło o to, by ułatwić wycofanie się oddziałom drugiego rzutu oraz by nie dać przeciwnikowi czasu na przegrupowanie i załatanie dziurawego szyku. Tak więc jeszcze nie wróciły chorągwie drugiego rzutu, gdy na szeregi moskiewskie spadł potężny atak świeżych chorągwi husarskich, ale i on nie przyniósł zwycięstwa. Dlatego też hetman musiał wysłać do boju po raz drugi oddziały Zborowskiego, które wpadły na wroga w chwili, gdy husaria trzeciego rzutu z trudem wychodziła z okrążenia. Jednak tym razem siła uderzenia nie była już tak duża, jak za pierwszym razem. Pozbawieni kopii husarze musieli od razu szarżować z pałaszami w rękach, a zmęczone wcześniejszym atakiem konie nie potrafiły nabrać maksymalnej prędkości. Atak doprowadził jedynie do rozbicia pierwszo-rzutowych chorągwi moskiewskich. Do drugiej szarży poszły więc roty husarskie drugiego, a potem trzeciego rzutu. Za każdym razem część wrogich oddziałów ulegała rozbiciu, ale szarże zostały odparte. Mijały minuty i godziny, spienione konie dobywały z siebie resztki sił, zbroczeni krwią i brudni od kurzu, na wpół zemdleni husarze w krótkich chwilach odpoczynku z trudem łapali powietrze. Ale gdy tylko rotmistrz dawał rozkaz do ataku, chorągiew ponownie ruszała na wroga. Determinacja polskich oddziałów dobitnie świadczy o wysokim morale i świetnym wyszkoleniu żołnierzy. Na uznanie zasługują także oddziały moskiewskie, które ginęły, ale twardo odpierały falowe szarże husarii.

Walki na lewym skrzydle

W tym samym czasie na lewym skrzydle armii Żółkiewskiego bój toczyła husaria pod dowództwem starosty chmielnickiego Mikołaja Strusia. Jednostki polskiego lewego skrzydła miały dużo trudniejsze zadanie do wykonania, ponieważ po przeciwnej stronie stały dobrze uzbrojone i zaprawione w boju oddziały cudzoziemskie. Stojące w pewnej odległości od płotu regimenty nieprzyjacielskich muszkieterów i pikinierów w każdej chwili mogły zostać wsparte przez stojące za nimi kornety rajtarii. Jednak to nie czworoboki piechoty, lecz stojący przed nimi płot był największym zmartwieniem Strusia. Według źródeł płot był dębowy i solidny, a Kozacy próbujący zniszczyć go w pierwszej fazie starcia zdołali zrobić w nim jedynie kilka wąskich przejść.

Starosta chmielnicki miał do wyboru dwa warianty ataku. Pierwszy polegał na minięciu płotu przez wyrąbane przejścia i ustawienie chorągwi husarskich do ataku dopiero za przeszkodą. Rozwiązanie to wydaje się jednak mało prawdopodobne, ponieważ ściśnięte w wąskich przejściach roty husarskie byłyby łatwym celem dla wrogich muszkieterów, poza tym po minięciu przeszkody polska jazda musiałaby formować szyk pod nieprzyjacielskim ostrzałem. Bardziej prawdopodobne jest, że Struś nakazał szarżę szerokim frontem, impet uderzenia ciężkiej jazdy miało być skierowane głównie na obalenie płotu, a tylko część oddziałów atakująca przez przejścia w płocie miała od razu uderzyć na nieprzyjaciela.

Odgłosy walk toczonych na prawym skrzydle były dla starosty sygnałem do rozpoczęcia ataku. Aby zminimalizować straty od ognia muszkietowego, husaria po osiągnięciu pozycji wyjściowych do ataku od razu przeszła do galopu i po kilku następnych krokach do cwału. Dla dobrze wyszkolonych koni husarskich nie był to żaden problem. Tymczasem dowódcy cudzoziemscy przygotowywali oddziały do odparcia zbliżającej się z pełną prędkością jazdy. Pikinierzy utworzyli ciasny szyk, który miał osłonić stojących z tyłu muszkieterów przed atakiem, natomiast strzelcy powbijali forkiety w ziemię i czekali na komendę otwarcia ognia. Rozkaz taki padł, gdy oddziały polskie znajdowały się tuż obok płotu. Czerwona wstęga ognia przelała się od jednej strony czworoboków na drugą. Huk muszkietów pomieszał się z odgłosem walących się ludzi i koni. Padły praktycznie wszystkie wierzchowce pierwszej linii, ale mimo to szarżę kontynuowano. Gdy husaria mijała dziury w płocie, bądź próbowała go obalić, przez szeregi nieprzyjacielskie przetoczyła się druga fala ognia. Padli kolejni zabici i ranni. Oddziały, którym przyszło niszczenie płotu rzuciły się do odwrotu, natomiast roty, które przecisnęły się prze luki w płocie, dostały się pod morderczy ogień prowadzony z przodu oraz obu boków i także rozpoczęły pośpieszny odwrót. Zadanie to było jednak utrudnione, ponieważ wąskie przejścia były zablokowane przez trupy poległych towarzyszy i zabite konie. Przeciwnik nie miał litości i bez pardonu wykorzystywał ścisk i chaos w polskich szeregach, prowadząc do nich ciągły ogień. Pierwsza szarża husarii na lewym skrzydle zakończyła się całkowitą porażką.

Po powrocie oddziałów pierwszego rzutu, Mikołaj Struś wysłał do ataku husarię z drugiej linii. Być może w ataku tym wzięły również udział roty kozackie, które ogniem pistoletowym i ostrzałem z łuków miały zmiękczyć obronę nieprzyjaciela, ale jeśli nawet manewr taki miał miejsce, nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Celny ogień czołowy i flankowy doprowadził do załamania się drugiej i trzeciej szarży husarii lewego skrzydła, mimo że w trzecim ataku dla podniesienia morale wzięli udział pułkownicy. Czas mijał, straty gwałtownie rosły, a czworoboki cudzoziemskiej piechoty stały niewzruszenie na swoich pozycjach. Najprawdopodobniej niepowodzeniem zakończyły się także wszystkie próby obalenia płotu.

Rozbicie sprzymierzonych

Porażka oddziałów moskiewskich

Powróćmy na polskie prawe skrzydło, gdzie husaria raz za razem szła do kolejnych szarż. Falowe ataki ciężkiej jazdy przebijały się przez pierwsze szeregi nieprzyjaciela, ale w końcu ogień strzelców moskiewskich i kontratak jazdy pomiestnej zatrzymywał Polaków i odrzucał ich na pozycje wyjściowe. Żółkiewski dostrzegł, że kolejne natarcia husarii zaczynają wyraźnie słabnąć, dlatego skierował do walki część chorągwi odwodowych, lecz początkowo na polu bitwy niewiele się zmieniło.

Strona moskiewska również zaczęła odczuwać pierwsze objawy kryzysu. Pułkownicy robili wszystko co było w ich mocy, by po każdym ataku odtworzyć spoistość szyku, coraz dłuższe przerwy między szarżami wykorzystywali do reorganizacji rozbitych oddziałów, ale po każdym kolejnym uderzeniu husarii ich wysiłki przynosiły coraz mniejsze rezultaty. Walczący za znienawidzonego cara żołnierze myśleli raczej o opuszczeniu pola bitwy niż o dalszej walce. Jednolity do tej pory szyk moskiewski wyraźnie się przerzedził, pojawiało się w nim coraz więcej przerw i luk. Pierwsza linia moskiewska przestała praktycznie istnieć, a druga, choć walczyła dzielnie, zaczęła się chwiać pod naporem husarskich uderzeń.

Dymitr Szujski, widząc kryzys obu armii i dysponując świeżymi oddziałami rajtarii, postanowił przejąć inicjatywę. Wykorzystał przedłużające się przerwy między atakami zmęczonej husarii na zluzowanie niemniej wycieńczonych oddziałów jazdy pomiestnej stojących w centrum moskiewskiego szyku i wprowadził na ich miejsce nie walczące wcześniej kornety rajtarów (dwa, może więcej). Na skrzydłach stanęły wypoczęte chorągwie jazdy pomiestnej, które również miały wziąć udział w decydującym ataku. Jednak zanim do niego doszło, na pozycje moskiewskie spadło jeszcze jedno natarcie husarii, w którym najprawdopodobniej wzięły udział wszystkie jednostki odwodowe Żółkiewskiego. Widząc zbliżających się polskich jeźdźców, rajtaria i jazda pomiestna ruszyły w ich kierunku. Gdy odległość pomiędzy szarżującymi oddziałami pozwoliła na oddanie skutecznego strzału, rajtarzy oddali salwę z prawej ręki, a obróciwszy konie wystrzelili również z lewej ręki. Ostrzał ten niewiele jednak wyrządził szkody ukrytym za końskimi głowami husarzom, kilku z nich co prawda runęło na ziemię, ale szarża była kontynuowana. Po oddaniu salwy pierwszy szereg rajtarów wycofał się, ustępując miejsca żołnierzom z drugiej linii, którzy przygotowywali się do zasypania Polaków gradem ołowiu. Polscy dowódcy wykorzystali ten czas w sposób mistrzowski, nakazując zwiększenie tempa i zanim nieprzyjaciel był gotów do strzału, zakuci w stal żołnierze z impetem na niego wpadli. Brak husarskich kopii znacznie osłabił siłę uderzenia, ale mimo to rajtaria została odrzucona do tyłu.

Jednocześnie do walki weszły ostatnie świeże chorągwie husarskie, które bez najmniejszych problemów rozbiły idące im naprzeciw oddziały jazdy pomiestnej. Miejscami husaria przebiła się przez pierwsze szeregi jeźdźców i wpadła na ukrytych w krzakach strzelców moskiewskich, którzy pokryli atakujących celnym ogniem. To, w połączeniu z kontratakiem zreorganizowanych w obozie oddziałów jazdy moskiewskiej, doprowadziło do załamania się szarży. Po raz kolejny chorągwie husarskie uwikłały się w zacięty bój na białą broń. Jednak tym razem nie padły rozkazy odwrotu. Walczące w centrum moskiewskiego ugrupowania oddziały rajtarii były naciskane najmocniej i pod naporem husarii zaczęły się powoli cofać, a ich szyk wyginał się w coraz większy łuk. Gdy husarze w końcu przełamali przeciwnika, ten nie czekał na dalszy rozwój wydarzeń, lecz odrzuciwszy broń, rzucił się do ucieczki.

Ucieczka rajtarii okazała się przełomowym momentem bitwy. Wycofujący się żołnierze wpadli na stojące za nimi oddziały jazdy i piechoty moskiewskiej, doprowadzając do ich dezorganizacji. Szeregi wroga zmieszały się zupełnie, a naciskane przez polskie chorągwie, ustępowały chaotycznie. Polacy nie dali przeciwnikowi ani chwili na uporządkowanie szeregów, a gdy na jego pozycje spadło flankowe uderzenie husarii, która wykorzystała powstałą właśnie szeroką lukę w okolicach wsi rozdzielającej oddziały moskiewskie i cudzoziemskie, wróg załamał się zupełnie. Niemal cała armia moskiewska rzuciła się do ucieczki, próbowała jeszcze przez chwilę bronić obozu, ale szybko została z niego wyparta. Ścigani przez ponad sześć kilometrów Rosjanie byli bezlitośnie wycinani przez idącą ich tropem husarię.

Rozbicie regimentów cudzoziemskich

Tymczasem na pole bitwy przybyła polska piechota i dwa działa. Żółkiewski oddał posiłki pod komendę Mikołaja Strusia, który w dalszym ciągu walczył z oddziałami cudzoziemskimi. Zmęczeni artylerzyści rozpoczęli ostrzał płotu i stojących za nim czworoboków piechoty, reszta wojska dostała trochę czasu na odpoczynek i reorganizację szyków. Najprawdopodobniej artyleria skoncentrowała ogień na jednym bądź dwóch oddziałach piechoty, by w ten sposób maksymalnie zmniejszyć zdolność bojową wybranych jednostek. Z relacji hetmana wiemy, że ogień był celny, lecz nie znany dokładnych danych ilościowych na temat strat nieprzyjaciela. W niektórych miejscach ostrzał doprowadził do obalenia lub znacznego nadwyrężenia konstrukcji płotu.

Pierwsza do ataku poszła piechota, ponieważ z oczywistych względów potrzebowała więcej czasu na dotarcie do przeciwnika. Z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, że piechurzy posuwali się skrajem lewego skrzydła tuż przy lesie, by w razie ewentualnej porażki mieli gdzie ukryć się przed nieprzyjacielską jazdą. Artyleria cały czas prowadziła ostrzał wrogich pozycji. Po dotarciu na odległość strzału, wszystkie szeregi piechurów poza ostatnim uklękły, by umożliwić oddanie strzału idącym z tyłu żołnierzom. Następnie kolejne szeregi oddawały salwy. Przeciwnik odpowiedział ogniem. Padli pierwsi zabici i ranni. Po oddaniu strzałów przez wszystkie szeregi, polscy piechurzy odrzucili muszkiety i rzucili się do ataku na białą broń. Z najbliższej odległości otrzymali jeszcze jedną salwę, ale nie bacząc na ofiary, wpadli na przeciwnika.

Mniej więcej w tej samej chwili co piechota, do walki włączyła się husaria. Cudzoziemscy dowódcy zdawali sobie sprawę, że płot nie jest już wystarczającą osłoną, rozkazali więc prowadzić ogień dużo wcześniej. Nie załamało to jednak szarży husarii, która, jak się wydaje, zdołała w końcu obalić płot na całej długości ataku i wpadła na czworoboki piechoty. Pikinierzy zadawali spore straty walczącym pałaszami husarzom, ale sami również ginęli od ciosów polskich kawalerzystów. Najgorzej wyglądała sytuacja oddziału stojącego na prawym skraju nieprzyjacielskiego ugrupowania. Czworobok ten poniósł największe straty od ognia artylerii i nie zdążył zreorganizować szyku przed atakiem jazdy. Próba powstrzymania szarży ogniem muszkietów nie powiodła się, a sąsiednie czworoboki nie mogły wesprzeć nieprzygotowanego oddziału, ponieważ same były związane walką z polską piechotą lub z rotami husarskimi. Impet uderzenia odrzucił pierwsze szeregi na prawo i lewo, wielu cudzoziemców padło w pierwszych chwilach walki, reszta puszczała broń i rzucała się do ucieczki. Widząc porażkę kolegów, pozostałe regimenty szybko straciły wolę do dalszej walki i również rozpoczęły odwrót.

De la Gardie i Horn podjęli próbę ratowania sytuacji, wysyłając przeciwko zwycięskiej husarii wszystkie oddziały rajtarów. Nieprzyjaciel ostrzelał nacierających husarzy ogniem pistoletowym, po czym runął na nich z rapierami i pałaszami w rękach. Pozbawiona impetu uderzenia husaria została powstrzymana i zepchnięta do defensywy. Uciekające oddziały piechoty wykorzystały ten moment na uporządkowanie szyków i zajęcie pozycji w lesie lub obozie. Walka przedłużała się, rosły straty obu stron. Hetman widząc kłopoty jazdy Strusia, a osiągnąwszy już sukces na prawym skrzydle, wysłał stojące przy nim oddziały ciężkiej jazdy do ataku na flankę rajtarów. Wtedy to atakowany z dwóch stron nieprzyjaciel został rozbity i zmuszony do ucieczki. Fala uciekinierów i ścigających przetoczyła się przez obóz, tym razem cudzoziemski, i popędziła dalej.

Rokowania i zakończenie bitwy

Wojskom hetmańskim nie udało się przepędzić z pola bitwy wszystkich oddziałów wroga. W lesie na skraju lewego skrzydła zajął pozycję silny oddział cudzoziemskiej piechoty i resztki rajtarii. Po drugiej stronie, w opuszczonym podczas pościgu moskiewskim obozie, schroniło się około 5000 żołnierzy z Dymitrem Szujskim na czele. Hetman poczekał na powracające z pościgu chorągwie husarskie i postanowił w pierwszej kolejności rozwiązać kwestię cudzoziemców. Pamiętał, że oddziały te nie były zadowolone ze służby u cara, postanowił więc ten fakt wykorzystać. W stronę pozycji wroga podjeżdżali harcownicy, lecz nie po to by walczyć, lecz w celu nakłonienia przeciwnika na przejście pod sztandary hetmańskie. Na stronę polską zaczęły przechodzić najpierw pojedyncze osoby, a potem większe grupki żołnierzy. Do Żółkiewskiego przybył trębacz wysłany przez pułkowników Linka i Tube, prosząc hetmana o możliwość rokowań. Żółkiewski przystał na tę propozycję z zadowoleniem i ze swojej strony wyznaczył Adama Żółkiewskiego oraz Piotr Borkowskiego. Obie strony spotkały się w połowie drogi. Hetman zapewnił wszystkim żołnierzom cudzoziemskim możliwość odejścia z bronią i całym dobytkiem, zaproponował im również przejście na żołd Zygmunta III. Tym, którzy nie chcieli służyć pod komendą polskiego króla, nakazał jedynie przysiąc, że nigdy nie będą walczyć przeciwko Rzeczpospolitej u boku cara. W czasie trwania negocjacji na pole bitwy powrócili de la Gardie i Horn, którzy bezskutecznie próbowali przerwać rozmowy. Również Dymitr Szujski przysłał swoich przedstawicieli, obiecując niesamowite korzyści w zamian za dochowanie wierności carowi. Jednak żołnierze nie zamierzali dłużej walczyć i zgodzili się przyjąć hetmańskie warunki.

Pozbawiony wsparcia oddziałów cudzoziemskich Dymitr Szujski postanowił wycofać się bitwy. Widząc odwrót Rosjan, Żółkiewski natychmiast wysłał do ataku na obóz kilka husarskich chorągwi, ale żołnierze bardziej myśleli o plądrowaniu niż walce, dlatego też Dymitr i spora grupa moskiewskich żołnierzy zdołała ujść z życiem. Niemniej bitwa pod Kłuszynem została ostatecznie zakończona.

Ocena bitwy

Ciężko dokładnie ustalić straty obu armii poniesione w bitwie pod Kłuszynem, ponieważ źródła podają różne, bardzo rozbieżne liczby. Straty oddziałów cudzoziemskich miały wynieść od 200 do 2000 zabitych, a straty wojsk moskiewskich od kilku do 20 000 tysięcy żołnierzy. Leszek Podhordecki ocenia je na 700 żołnierzy cudzoziemskich i około 2000 moskiewskich. Po stronie polskiej poległo 180−300 żołnierzy, głównie husarzy, oraz 1000 koni.

Polacy zdobyli 18 dział, kilkadziesiąt chorągwi, w tym chorągiew Dymitra Szujskiego, oraz buławę i miecz głównodowodzącego sprzymierzonych. Poza tym żołnierze hetmana przejęli tabor wraz ze zgromadzonymi w nim bogactwami oraz 20 000 rubli w futrach, które miały być zapłatą dla oddziałów cudzoziemskich.

Na sukces strony polskiej w bitwie kłuszyńskiej złożyło się kilka czynników. Wojsko Żółkiewskiego wykazało się dużym męstwem i odwagą, bardzo wysokim morale oraz świetnym wyszkoleniem i zdolnościami bojowymi. Zmęczeni nocnym marszem żołnierze potrafili przez kilka godzin nieustannie atakować szeregi kilkukrotnie liczniejszego nieprzyjaciela, doprowadzając w końcu do przełamania jego pozycji i rozbicia.

Na równie pochlebną opinię zasłużyło także dowództwo armii hetmańskiej. Bitwa odbyła się na nie do końca rozpoznanym terenie i bez opracowanego planu działania, a mimo to strona polska przez cały czas trwania walk posiadała inicjatywę i była stroną atakującą. Jednak to głównie geniusz wojskowy hetmana Stanisława Żółkiewskiego przyniósł stronie polskiej zwycięstwo. Od początku operacji kłuszyńskiej działania hetmana miały charakter zaczepny. Polski dowódca, dążąc do stoczenia walnej bitwy w polu, kazał armii wykonać kilka szybkich marszów. Gdy nie zastał nieprzyjaciela pod Białą, zdecydował się wyruszyć do Rżewa, a następnie pod Carowo Zajmiszcze. Tam nie tracił sił na zdobywanie umocnionego ostrożka, lecz zostawił niewielki oddział i z większością sił ruszył w nocy z 3 na 4 lipca pod Kłuszyn. Decydując się na bitwę z kilkukrotnie liczniejszym przeciwnikiem hetman sporo ryzykował, ale mógł sobie na to pozwolić, ponieważ w razie porażki drogę do Rzeczpospolitej blokowałaby jeszcze armia królewska.

Mała liczebność oddziałów hetmańskich wymusiła na nim stosowanie zasady ekonomii sił. Operując po liniach wewnętrznych, Żółkiewski musiał działać szybko. Podczas samej bitwy mógł skoncentrować większość chorągwi husarskich na prawym skrzydle i użyć ich przeciw liczniejszemu, ale przedstawiającemu mniejszą wartość bojową przeciwnikowi. Po rozbiciu oddziałów moskiewskich pokonanie regimentów cudzoziemskich było już tylko formalnością.

Manewry i współdziałanie różnych formacji odegrały w bitwie kłuszyńskiej znacznie mniejszą rolę. W pierwszej fazie walki ustawienie przeciwnika i specyfika pola bitwy praktycznie uniemożliwiały obu stronom wykonywanie manewrów oskrzydlających. Dopiero spowodowane wysokimi stratami rozluźnienie szyku moskiewskiego pozwoliło obejście pozycji wroga z lewej flanki, a w końcowej fazie bitwy, uderzenie na odsłoniętą flankę rajtarii cudzoziemskiej. W efekcie tych działań Stanisław Żółkiewski odniósł jedno z najwspanialszych zwycięstw w historii oręża polskiego.

[przypominam: jest to skrót. W oryginale świetne ryciny, całe uzasadnienie wojny z Rosją. Warto! przypominam też, że w Kłuszynie urodził się Gagarin, który, wg. propagandy sowieckiej, poleciał jako pierwszy (no, może drugi?.. ruski w kosmos. MD]

Zmieniony ( 08.07.2011. )