To nie koniec sprawy ks. Piotra Natanka | |
Wpisał: Tomasz P. Terlikowski | |
23.07.2011. | |
To nie koniec sprawy ks. Piotra Natanka Tomasz P. Terlikowski http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/to_nie_koniec_sprawy_ks._piotra_natanka_14475 Spór wokół działalności ks. prof. Piotra Natanka nie jest wcale zakończony. I, wbrew pozorom, nie zakończą go nakładane na kapłana kary. Ale jednocześnie trzeba mieć świadomość, że jeśli ks. Natanek chce pozostać wiernym Kościołowi, to musi podporządkować się decyzji kardynała Stanisława Dziwisza.
Ks. Piotr Natanek to obecnie jeden z ulubionych przedmiotów żartów i drwin. Jego kazania są hitem internetu, młodzież zaśmiewa się przy nich do łez. [to świadczy raczej o żałosnym poziomie nauczania religii tych młodych, nie o sprawie. MD] Inni nie kryją oburzenia, gdy kapłan rzuca przekleństwo na ekipę TVN [ a któż poczciwy nie bojkotuje TVN-u? A tylko tam można ich agresję na Księdza oglądać. MD] czy oznajmia, że arcybiskup Józef Życiński „wyje w piekle”. I nawet trudno się im dziwić, bo jakoś trudno pogodzić takie opinie czy działania z tym, kim powinien być kapłan. Jego dłonie nie są wszak do przeklinania, ale do błogosławienia. Ale jednocześnie ks. Natanek przyciąga do prowadzonej przez siebie pustelni setki osób. Bywają tam młodzi kapłani, świeccy, którzy pod wpływem jego kazań i postawy porzucili dotychczasowe zniewolenia i autentycznie się nawrócili, a także ludzie, którzy chcą, by Chrystus rzeczywiście stał się Królem Polski. W pustelni nabierają sił i zmieniają swoje postawy. I tego też nie da się zakwestionować. Trudno też spodziewać się, że suspensa zmieni tę sytuację.
Skąd zatem bierze się taka popularność – na dobre i na złe – księdza prof. Natanka? Odpowiedzi trzeba w brakach współczesnego Kościoła w Polsce. Pierwszym z tych braków, które wykorzystuje suspendowany właśnie duchowny, jest deficyt odwagi. Od jakiegoś czasu można odnieść wrażenie, ze duchowni (nie wszyscy oczywiście, ale wielu) zwyczajnie boją się mówić rzeczy niepolitycznie poprawne, takie, za które można być wyśmianym w mediach. Nie wspominają więc nawet o tym, że pewne typy muzyki nie są obojętne duchowo, że ubranie świadczy o skromności lub jej braku, i że także ma swoje znaczenie religijne i moralne, że pewne lektury są niegodne, czy wreszcie, że w świecie toczy się autentyczna wojna duchowa. Takich obaw nie ma natomiast ks. Natanek. On wyrzuca z siebie wszystko całkowicie otwarcie, nie ma wątpliwości. I choć słuchając go można mieć wrażenie, że niekiedy brak mu roztropności czy nawet wyważenie racji, to nie sposób mu odmówić odwagi, braku lęku. Kapłani, którzy bez lęku mówili o trudnych sprawach zawsze byli zaś bogactwem polskiego Kościoła. I to już od czasów ks. Piotra Skargi (swoją drogą ciekawe, czy dzisiaj nie zostałby on skrzyczany przez prezydenta i przywołany do porządku przez biskupa), aż do ks. Jerzego Popiełuszki. Brak takich postaci jest więc odczuwany nader silnie, a korzysta z tego choćby właśnie ks. Natanek, który nawiązuje do tamtej tradycji. Nie mniej istotnym brakiem, znowu jakoś wymuszonym przez strach przed mediami, jest zaprzestanie wielkich religijnych aktów symbolicznych, które zawsze kształtowały nasz naród. Po ślubach jasnogórskich nie pojawiło się nic równie wielkiego, a jak pokazuje popularność ruchu intronizacyjnego (celowo pomijam tu analizę jego teologii) taka potrzeba w narodzie polskim istnieje. Jeśli zatem nie jest ona realizowana przez hierarchię, to zadania tego podejmują się inni, którzy robią to może nie najroztropniej, ale przynajmniej robią.
I wreszcie trzeci deficyt, na którym skutecznie buduje swoją siłę ks. Natanek, to deficyt romantycznego mesjanizmu, który zawsze był istotnym elementem polskiej religijności. Dla nikogo, kto choćby pobieżnie wczytał się w objawienia Rozalii Celakówny czy teksty zwolenników intronizacji nie ulega wątpliwości, że Polska zajmuje w nich miejsce szczególne. Ma do spełnienia misję, także symboliczną. Ten typ myślenia nie jest zresztą właściwy tylko dla zwolenników idei intronizacji, ale związany jest z polską duchowością w ogóle. Błogosławiony Bronisław Markiewicz, św. Maksymilian Maria Kolbe, a także św. Faustyna Kowalska także dostrzegali szczególne zadanie dla Polski i Polaków. Ale próżno szukać wiedzy o tym w głównym nurcie życia kościelnego. Nie słychać też przypomnienia o zadaniach, jakie stawiał przed Polską w Europie Jan Paweł II, a stawia Benedykt XVI. Czasem można wręcz odnieść wrażenie, że samo wejście do struktur europejskich było już celem religijnym, a marzenie o ewangelizacji Europy przez nasz naród, to jakiś wymysł oszołomów, a nie cel, jaki stawiał przed nam papież z Polski. I właśnie na tym braku buduje się siła ks. Natanka i jego zwolenników.
Niezależnie od tych przyczyn trzeba mieć jednak świadomość, że drogą Kościoła jest zawsze posłuszeństwo przełożonym. Ich głos, i to nawet wówczas, gdy nie mają racji, jest zawsze głosem Boga, któremu trzeba się podporządkować. I dlatego ks. Natanek powinien teraz przyjąć ową karę, a jego sympatycy powinni mu w tym pomóc, mając świadomość, że jeśli jest to dzieło Boże, to ono przetrwa. Bez posłuszeństwa ta inicjatywa, mimo tkwiących w niej słusznych elementów, będzie się wyradzać, tak jak wyrodził się ruch mariawicki, który z mającego w wielu kwestiach rację pobożnościowego ruchu kapłanów, sióstr i świeckich przerodził się w wyznanie, w którym siostry brały śluby z kapłanami, a dzieci miały się rodzić „niepokalanie poczęte”.
Z drugiej jednak strony suspensa czy nawet późniejsza ekskomunika nie wystarczą. Trzeba raczej szukać powodów, dla którego ten kapłan cieszy się taką popularnością i spróbować zapewnić realizację potrzeb religijnych, zgodnie z pełną katolicką ortodoksją (jeśli gdzieś jej zabrakło). Innej drogi nie ma. Karami, kpiną i słowami krytyki – także tej słusznej – nie zgasi się ruchu, który odwołuje się do głębokiej, choć niekiedy źle ukierunkowanej, pobożności. |