Porażka klimatyczna
Wpisał: Tomasz Skłodowski   
23.07.2011.

Porażka klimatyczna

Tomasz Skłodowski 21-07-2011 http://www.rp.pl/artykul/690642.html?print=tak

Akceptacja przez rząd Donalda Tuska unijnego paktu energetyczno-klimatycznego stała się niechlubnym ukoronowaniem polityki prowadzonej z brukselskiego klęcznika – uważa publicysta

Polska skarga na decyzje Komisji Europejskiej dotyczące przydziału darmowych limitów emisji CO2 dla naszego przemysłu jest desperacką i spóźnioną próbą ratowania twarzy premiera Donalda Tuska. To lukrowanie skandalicznej i nieodpowiedzialnej polityki klimatycznej, która przyniesie katastrofalne skutki dla całej polskiej gospodarki. Podpisanie unijnego paktu energetyczno-klimatycznego w 2008 r. było sprzeczne z polską racją stanu.

Czas zaniechań

Skarga do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości została skierowana w ostatnim możliwym terminie. Dlaczego rząd czekał tak długo, skoro już od kwietnia wiadomo, że sposób przydziału darmowych uprawnień emisji CO2 dla polskiego przemysłu jest skrajnie niekorzystny? Tego oficjalnie się nie dowiemy, lecz z korytarzy Kancelarii Premiera słychać, że dopiero teraz ministrowie i premier RP zrozumieli, jak katastrofalne dla polskiej gospodarki będą decyzje Komisji Europejskiej.

Sytuacja ta jest realnym dowodem niekompetencji i bezsilności polskiego rządu, a także wyznacznikiem naszej pozycji w UE. Jest też miarą spadku znaczenia Polski w globalnej polityce klimatycznej oraz skutkiem strategicznego błędu Donalda Tuska, który podpisując pakt energetyczno-klimatyczny, zgodził się, by Polska do roku 2020 zmniejszyła emisję CO2 o 20 procent.

Polski sukces

Przed objęciem rządów przez premiera Tuska Polska była uznawana za jednego ze światowych liderów w redukcji emisji dwutlenku węgla i innych tzw. gazów cieplarnianych. Rządy koalicji PO – PSL to czas zaniechań, niekompetencji i działania wbrew polskiej racji stanu. Akceptacja unijnego paktu energetyczno-klimatycznego stała się niechlubnym ukoronowaniem polityki prowadzonej z brukselskiego klęcznika.

Globalną redukcję emisji CO2 zapisano w konwencji klimatycznej ONZ i protokole z Kioto. Polska zobowiązała się, że w latach 2008 – 2012 zmniejszy emisję dwutlenku węgla o 6 proc. w stosunku do roku bazowego 1988. Tymczasem do roku 2005 Polska zmniejszyła emisję CO2 aż o 31,9 proc., stając się globalnym liderem polityki klimatycznej. Redukując emisję z ponad pięciokrotną nawiązką, pozostawiliśmy daleko w tyle kraje starej Unii, które w tym samym czasie zwiększyły emisję gazów cieplarnianych, niektóre nawet o kilkadziesiąt procent.

Skuteczna realizacja polityki zrównoważonego rozwoju zaowocowała powierzeniem Polsce prezydencji konwencji klimatycznej ONZ. Funkcję prezydenta konwencji objął w 1999 r. prof. Jan Szyszko, minister ochrony środowiska w rządzie AWS.

Objęcie prezydencji wzmacniało międzynarodową pozycję Polski, stwarzając m.in. ogromne szanse rozwoju wynikające z mechanizmów finansowych konwencji, czyli: handel emisjami, wspólne przedsięwzięcia i czysty rozwój.

Zmniejszenie emisji o prawie 32 proc. oznaczało, że Polska wypracowała olbrzymi „zapas emisyjny", sięgający około 500 mln ton CO2. Gdyby tę nadwyżkę sprzedać dziś w ramach handlu emisjami, to przy aktualnej cenie ok. 16 euro za tonę CO2 Polska mogłaby zarobić ok. 8 mld euro. Pieniądze te mogłyby ożywić naszą gospodarkę, dać Polakom nowe miejsca pracy, nowoczesne technologie, dodatkowe wpływy do budżetu. Także pozostałe mechanizmy mogły zapewnić nam korzyści w postaci transferu technologii czy zagranicznych inwestycji. W oczywisty sposób przekładałoby się to na sytuację gospodarczą Polski i Polaków.

Polityka ignorancji

Obejmując rządy, premier Tusk miał komfortową sytuację do realizacji korzystnej dla Polski polityki klimatycznej. Wybrał jednak działanie sprzeczne z polskim interesem. Pierwszym symptomem była rezygnacja z aktywnego udziału Polski w COP-13, czyli konferencji stron konwencji klimatycznej ONZ, odbywającej się w listopadzie 2007 r. na wyspie Bali. Radykalnie zmniejszoną polską delegację sprowadzono do roli statystów, co było spektakularną porażką.

W 2008 r., podczas odbywającej się w Poznaniu kolejnej konferencji, czyli COP-14, minister Maciej Nowicki objął prezydencję konwencji klimatycznej ONZ. Polska jednak nie zabrała na niej głosu, sprowadzając swój udział do organizacji pobytu kilkunastu tysięcy gości, zapewnienia im noclegów, sal konferencyjnych, zakupu kawy, zimnych napojów oraz słonych paluszków.

Unia Europejska zlekceważyła konferencję konwencji klimatycznej ONZ w Poznaniu tak samo jak polski rząd. Donald Tusk, zamiast walczyć w Poznaniu o narodowe interesy, podpisywał w Brukseli niekorzystny dla Polski pakt klimatyczno-energetyczny. Podważył tym i tak słabiutką pozycję swego ministra, prof. Macieja Nowickiego, wybranego właśnie głosami blisko 200 krajów na prezydenta konwencji. Trudno nie nazwać tego kompromitacją.

Jednak po powrocie z Brukseli premier Tusk dumnie obwieścił sukces rządu polegający na tym, że Polska zobowiązała się zmniejszyć emisję CO2 w latach 2013 – 2020 r. „tylko o 20 proc.". Tymczasem rzekomy sukces jest faktyczną klęską, gdyż szef polskiego rządu zgodził się, by poziom redukcji emisji CO2 liczyć nie od 1988 r., ale od 2005 r.

W ten sposób do bilansu obniżenia emisji przez Polskę nie będzie wliczana, osiągnięta w latach 1988 – 2005, rekordowa redukcja o 31,9 procent. W tym samym czasie inne kraje europejskie zamiast obniżyć emisję zgodnie z protokołem z Kioto, znacząco ją podniosły. Na przykład Hiszpania aż o 48 proc., Portugalia o 41 proc., Włochy o 12,1 proc. A najwięksi unijni orędownicy pakietu klimatycznego zdołali zredukować swoją emisję CO2 w o wiele mniejszym stopniu niż Polska: Niemcy o 17,5 proc., Wielka Brytania o 14,5 proc., a Francja zaledwie o 0,8 proc.

Zgoda Tuska na odejście od protokołu z Kioto i obliczanie wysokości emisji od 2005 r. oznacza, że Polska startuje ze znacznie gorszej pozycji niż inne państwa UE.

Porażające i niezrozumiałe jest, dlaczego premier RP lekką ręką przekreślił cały dorobek polskiej polityki klimatycznej. Jedną decyzją Donald Tusk zdegradował Polskę z pozycji światowego lidera polityki proekologicznej do roli państwa frajerskiego, które przez lata ponosiło olbrzymie koszty restrukturyzacji i modernizacji, a teraz musi kupować prawo do dalszego rozwoju. Niestety, nie był to pierwszy i jedyny przypadek działania obecnego rządu na szkodę Polski.

Bezsensownie wydane miliardy

Jeszcze w 2007 r. Komisja Europejska przyznała Polsce znacznie niższy niż wnioskowany limit emisji CO2 na lata 2008 – 2012. Rząd Jarosława Kaczyńskiego zaskarżył tę decyzję do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i sprawę wygrał. W 2009 r., czyli już za rządów PO – PSL, Trybunał orzekł, że decyzja Komisji Europejskiej była bezprawna.

Mimo korzystnego orzeczenia ETS obecny rząd zrezygnował z szansy darmowego zwiększenia uprawnień emisyjnych. Zamiast tego każdego roku wydaje ponad miliard euro na zakup tych uprawnień. Rządy PO – PSL kosztowały więc polskiego podatnika blisko 5, bezsensownie wydanych, miliardów euro.

W kwietniu Komisja Europejska ogłosiła zasady obliczania limitów darmowej emisji CO2 na lata 2013 – 2020. Są one bardzo niekorzystne dla Polski, ponieważ wyznacznikiem ich wysokości będzie tzw. benchmark gazowy, czyli emisja dwutlenku węgla generowana przez 10 proc. najbardziej wydajnych instalacji gazowych w UE. Stało się to przedmiotem skargi polskiego rządu do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Skargi nieskutecznej, bo orzeczenia ETS możemy spodziewać się mniej więcej za dwa lata, a decyzje KE zaczną obowiązywać za niecałe pół roku. Całkiem realne jest, że nawet korzystne dla Polski orzeczenie ETS zostanie wydane, gdy upadnie już duża część polskiego przemysłu.

Ostatni gasi światło

Polska znalazła się w najgorszym położeniu ze wszystkich państw UE, ponieważ 94 proc. energii wytwarzanej w kraju pochodzi ze spalania węgla. Przemysł papierniczy, chemiczny, cementowy, materiałów budowlanych czy energetyka i ciepłownictwo nie będą mogły otrzymać darmowych uprawnień emisyjnych w porównywalnej ilości co ich konkurenci z krajów, w których wytwarzanie energii jest oparte na gazie. Spadnie zatem konkurencyjność polskich produktów i ich eksport – czyli zysk państwa, producenta i pracownika.

Wymienione gałęzie przemysłu wytwarzają około 20 proc. polskiego PKB i zatrudniają ponad 500 tys. osób. Nowe zasady spowodują, że przedsiębiorstwa z tych branż najpierw będą radykalnie podnosić ceny swych produktów, a później zwalniać pracowników, bankrutować lub przenosić produkcję z Polski do innych krajów.

Największy kryzys czeka energetykę. Od stycznia 2013 r. polskie elektrownie węglowe będą musiały kupić pozwolenia na przynajmniej 30 proc. swojej emisji CO2. Do 2020 r. spowoduje to wzrost rocznych kosztów wytwarzania energii o 8 – 12 mld zł, a wzrost cen prądu o 65 – 80 proc. Wyższe koszty wytwarzania energii elektrycznej to wyższe jej ceny dla przemysłu i gospodarstw domowych. To oznacza wzrost cen praktycznie wszystkich towarów. Zrujnuje nie tylko gospodarkę, ale i wiele polskich rodzin.

Obejmując władzę w Polsce, Donald Tusk miał w ręku złoty róg. Był premierem kraju, który przez dwie dekady potrafił zmniejszyć emisję CO2 o ponad 30 proc. i kierował pracami konwencji klimatycznej ONZ, dzięki której Polska mogła pozyskać miliardy euro za swój zapas emisyjny. Był nadzieją przedsiębiorców, którzy dzięki wysokim limitom emisji CO2 mogli inwestować w rozwój swoich firm, dając pracę i dobrobyt milionom Polaków. Był politykiem, który mógł zapewnić Polsce suwerenność i bezpieczeństwo energetyczne. Mógł być przywódcą, który połączy dynamiczny rozwój gospodarczy kraju z zachowaniem dla przyszłych pokoleń zdrowego i czystego środowiska naturalnego. Mógł...

Lecz nie będzie. Zostanie tym, który w Polsce zgasi światło.

Autor jest dziennikarzem i publicystą. Był doradcą ministra ochrony środowiska w rządach AWS i PiS, a w latach 1999 – 2001 doradcą prezydenta konwencji klimatycznej ONZ