Wiceminister Sikorski i jego pryncypał Murdoch [podajemy dawne, ale zabawnie aktualne opinie i dane o „Radku”. MD] "Stańczyk" Pismo Konserwatystów i Liberałów nr 1(18) 1993 Przez jakiś czas wiceministrem obrony narodowej w rządzie p. premiera Olszewskiego był p. Radek Sikorski. Kiedy powołano go na to stanowisko, przez prasę przetoczyła się fala krytycznych komentarzy na jego temat: a to, że za młody, a to że ma dwa obywatelstwa, a to, że przebywając w Afganistanie złamał status korespondenta wojennego, a to, że podbarwił sobie życiorys itd. itp. Pojawiła się również informacja, że p. Sikorski, zanim zaczął reformować polską armię, pracował dla Wielkiego Mogoła mass-mediow p. Ruperta Murdocha. I ta właśnie informacja wydała mi się istotna, szczególnie, że w Polsce wiele pisano o zmarłym nie tak dawno rywalu Murdocha p. Robercie Maxwellu natomiast niewiele na temat właściciela "Niebiańskiego Kanału" (Sky Channel). Postanowiłem wiec nieco więcej dowiedzieć się o p. Robercie Murdochu. W tym celu rozesłałem wici po znajomych prawicowcach z Europy z prośbą o nadesłanie informacji i materiałów na jego temat. Długo to wszystko trwało; p. Radek Sikorski przestał w międzyczasie być ministrem, ale to co udało mi się dowiedzieć na temat jego byłego (?) chlebodawcy, zapewne zainteresuje czytelników "Stańczyka". Ojciec Ruperta, Keith Murdoch ożenił się przed laty z Elżbietą Joy Green, córką bogatego i wpływowego człowieka o światowych powiązaniach. Wkrótce stal się jednym z dyrektorów czasopisma, w którym zaczynał jako reporter. Później nabył dwie małe gazety w Adelajdzie (wszystko to działo się w Australii) i rozgłośnię radiową. Pomocą służył mu jego teść. Prasa Murdocha-ojca brała na muszkę przede wszystkim Niemców, Irlandczyków, Arabów, Palestyńczykow i jak to sformułował znajomy z prawicy narodowej, wszystkich antysyjonistow. Swego syna polecił Keith Murdoch lordowi Beaverbrookowi – anglo-kanadyjskiemu magnatowi prasowemu. Ten zaś wprowadził Murdocha-syna w kręgi światowej finansjery i wielkiego biznesu. I tak poznał młody Rupert p. Edgarda Bronfmana - mającego większość udziałów w kanadyjskich koncernach "Seagram" i "Brascan", potentata w handlu spirytualiami a także prezesa pewnej organizacji, której nazwy boję się wymienić, żeby nie zostać posądzonym o antysemityzm. Drugim wielkim człowiekiem od wielkich interesów, z którym Murdoch-syn zawarł bliższą znajomość był p. Harry Oppenheimer prezes zarządu koncernu "De Beers" zajmującego się wydobyciem surowców i diamentów w Republice Południowej Afryki a także właściciel kilku gazet w tymże kraju, które głosiły różne postępowe idee, zwalczały apartheid itd. Młody Murdoch obracał się również w kręgach zbliżonych do Armanda Hammera szczycącego się bliską znajomością ze wszystkimi gensekami radzieckiej kompartii od Lenina poczynając. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie te kontakty bardzo pomogły Rupertowi Murdochowi w jego karierze, którą rozpoczął w londyńskim "Daily Express". Po powrocie do Australii ze studiów w Oxfordzie, gdzie należał do kółka lewicowych studentów, zakupił (było to już po śmierci ojca) w 1965 roku australijski dziennik, gdzie propagować socjalistyczne idee wyniesione ze studenckiego kółka. Za dziennik zapłacił 400.000 dolarów i jak utrzymują złośliwi plotkarze co najmniej część z tych pieniędzy pochodziła ze... Związku Radzieckiego. W krótkim czasie kierował koncernem tworzącym opinię publiczną wartym 460 mln dolarów. Dogadał się też co do podziału australijskiego rynku prasowego z lady Simon-Fairfax, która nie tylko, że nie ukrywała nigdy swoich lewicowych sympatii ale stała również na czele pewnej organizacji, której nazwę zmuszony jestem z oczywistych powodów tutaj przemilczeć. Dziś imperium p. Ruperta Murdocha, który w 1987 roku stal się obywatelem Stanów Zjednoczonych, to ponad sto różnych spółek, holdingów i firm, w tym wytwornie filmowe (20th Century Fox), czasopisma (TV Guide), wydawnictwa (Harper and Row), gazety (The Times w Londynie), stacje telewizyjne (Fox Broadcasting). Wartość tego imperium oceniana jest na 12 mld dolarów. Interesujące światło na postać pryncypała p. Radka Sikorskiego rzucają informacje jakie otrzymałem z Wlk. Brytanii. Otóż każdego roku królowa brytyjska na wniosek premiera przyznaje małej wybranej grupie kandydatów tytuł "kawalera" (knight). Tytuł ten, niższy od baroneta, ma w rzeczywistości niewiele wspólnego z prawdziwą arystokratyczną tradycją i nie jest dziedziczny. Bardziej przypomina to amerykański system popierania "swoich ludzi". Listę osób mających zostać kawalerami przedkłada królowej premier. Do tej pory to najczęściej politycy rządzącej partii i wspierający ją finansowo biznesmeni. Ostatnio wśród obdarzonych tytułem znaleźli się również znani przedstawiciele prasy. W 1991 roku wymarzony tytuł kawalera miał otrzymać właśnie p. Rupert Murdoch - na liście kandydatów umieściła go p. premier Małgorzata Thatcher za, jak można się domyślać, usługi, jakie oddał rządzącej partii. No i tu nastąpiła katastrofa. Albowiem, aby uniknąć sytuacji, że królowa z jakichś względów musiałaby odrzucać czyjąś kandydaturę, trzech lordów z "Kontrolnej Komisji Królowej d/s Godności Politycznych" dokonuje weryfikacji kandydatów (ich zalecenia nie są zresztą wiążące dla premiera i może on przedłożyć królowej taką listę kandydatów, jaka. zaplanował ale z dołączonymi zaleceniami komisji). W stosunku do kandydatury p. Murdocha lordowie z komisji zgłosili daleko idące zastrzeżenia. Według nich p. Murdoch miał utrzymywać kontakty z różnymi służbami specjalnymi (MI-5, Mossad, CIA) i posługiwać się informacjami uzyskanymi z archiwów tych służb do walki ze swoimi przeciwnikami i krytykami jego bliskiej znajomej - p. Thatcher. Oprócz tego miał p. Murdoch stosować "wątpliwe" i "nieczyste" praktyki finansowe, unikać płacenia podatków, robić inne podejrzane interesy. Kiedy więc po usunięciu p. Thatcher ze stanowiska nowy premier zapoznał się z wynikami prac komisji, skreślił p. Murdocha z listy kandydatów. I na koniec ciekawostka: w niektórych kręgach zachodnio-europejskiej prawicy panuje opinia, że p. Rupert Murdoch po dziś dzień pozostał wierny ideałom wyniesionym z socjalistycznego kółka Oxfordzkiego i jest zajadłym marksistą. Miałyby o tym świadczyć popiersie Lenina stojące w jego biurze i przydomek "czerwony Rupert" jakim obdarzali go wtajemniczeni. Można tylko snuć domysły, dlaczego człowiek "czerwonego Ruperta" p. Radek Sikorski miał współrządzić Polską. Opracował JK "Stańczyk" Pismo Konserwatystów i Liberałów nr 1(18) 1993, str. 8
|