Niewinni | |
Wpisał: Free Your Mind | |
25.07.2011. | |
Niewinni...komisja ta nie tylko nie dysponowała wrakiem „prezydenckiego tupolewa”, nie dokonała szczegółowych badań terenu, nie miała możliwości sprawdzenia pracy radarów w wieży ruskich szympansów, nie brała udziału w oblocie nad pobojowiskiem, nie miała oryginału CVR, nie uzyskała dokumentacji dotyczącej przestrzeni powietrznej nad Smoleńskiem 10-go itd. itd.
Free Your Mind, 25 lipca, 2011 http://www.niepoprawni.pl/blog/74/niewinni Wiemy, że dosłownie na dniach ma się ukazać zapowiadany dalibóg na luty 2011, jak przypomniała niedawno Julia Jaskólska , raport sporządzony przez „komisję Millera”, a tu najważniejsza ze spraw, tj. kwestia ciał ofiar, okazuje się tak skandalicznie zaniedbana, że nawet wyjątkowo opieszała w całej „smoleńskiej analizie” prokuratura, zaczyna powoli gromadzić materiały do przebadania ruskiej „dokumentacji”, bo się okazuje, że trumny z ciałami ofiar ważyły po ok. 80 kilogramów, a braki lub nieścisłości w tejże „dokumentacji” budzą jednak poważne wątpliwości [naszdziennik ] . Kilkanaście miesięcy przeleciało jak z bicza strzelił, bo nie można („nie lzja”) było wcześniej zająć się tymi sprawami, no ale lepiej późno niż wcale. Oczywiście wspomnianemu raportowi nie wróży to za dobrze, chociaż kto wie? Może właśnie „w porę”, tj. przed ogłoszeniem wyników zleconej przez prokuraturę analizy dokumentacji medyczno-sekcyjnej, pokazany światu raport (jakkolwiek będzie on wyglądał), pozwoli specjalistom z owej komisji powiedzieć, że „nie wiedzieli”, iż „aż takie” są nieprawidłowości dotyczące ciał ofiar? Wtedy nawet będzie można powiedzieć śmiało, że „gdybyśmy wcześniej zostali o wszystkim uprzedzeni, to zawarlibyśmy to w raporcie” albo że raport byłby inny. Podobną strategię będzie można przyjąć także w wielu innych kwestiach. Jeśli się kiedyś okaże, że sfałszowano (tudzież poświadczono nieprawdę) nie tylko w przypadku dokumentacji dot. ciał ofiar, ale i zapisów rozmów w kokpicie, przebiegu lotu delegacji, ilości samolotów startujących z Okęcia, wraku etc., to zawsze przecież można bezradnie rozłożyć ręce i wyznać: na tym pracowaliśmy, co nam „udostępniła strona rosyjska”. Po prostu wina nie leży bynajmniej po stronie „komisji Millera”, nawet jeśli w swych uwagach do raportu pisała dawno dawno temu, że należałoby wszcząć nowe śledztwo ws. tragedii i jeśli w swoim raporcie będzie finalizowała akurat „stare śledztwo”, a o nowym, jak znam życie, żadnej wzmianki już nie będzie. Wina nie będzie więc leżała po stronie „komisji Millera”, bo - tak jak kiedyś Wałek tłumaczył powstanie OKP i „rządu Mazowieckiego” słynnym hasłem „tylko takie konie miałem” - komisja ta miała tylko takie ruskie konie, jakie poganiali kowboje z MAK-u, a ściślej, czekiści z Kremla. Wina nie będzie po stronie „komisji Millera”, nawet jeśli drobiazgowo nie przesłuchała najważniejszego świadka z 10 Kwietnia (cokolwiek on tam widział i gdziekolwiek był) moonwalkera S. Wiśniewskiego. Trzeba bowiem przyznać, że komisja ta nie tylko nie dysponowała wrakiem „prezydenckiego tupolewa”, nie dokonała szczegółowych badań terenu, nie miała możliwości sprawdzenia pracy radarów w wieży ruskich szympansów, nie brała udziału w oblocie nad pobojowiskiem, nie miała oryginału CVR, nie uzyskała dokumentacji dotyczącej przestrzeni powietrznej nad Smoleńskiem 10-go itd. itd. (ciężko właściwie ustalić: CO w ogóle miała i ma ta komisja poza słynnym zdjęciem z monitoringu na Okęciu) – co już właściwie w zupełności wystarczyłoby do podważenia sensowności formułowania raportu po pracy „na takich materiałach” - ale przecież nawet nie poświęciła wielkiej uwagi świadkom z 10-go Kwietnia! Myślę, że taki tryb pracy powinien zostać bardzo szczegółowo zbadany i omówiony przez (powołaną w przyszłym sejmie, o ile ten nie będzie ruskim sejmem niemym) komisję śledczą – gdyż jest to chyba przypadek bez precedensu. Wprawdzie nasuwają mi się skojarzenia z pracami różnych instytucji „badawczo-analitycznych” w czasach komunistycznych, no ale przecież żadnego komunizmu już nie ma, prawda? Więc jakimż to sposobem „po komunistycznemu” miałyby działać jeszcze nowoczesne, XXI-wieczne komisje w naszym kraju? Dowodów nie potrzeba, świadków nie potrzeba... To co właściwie jest potrzebne do badania największej tragedii powojennej Polski? Chyba tylko prikaz z góry i odpowiednia ruska bumaga z „wytycznymi metodologicznymi”. No i to właśnie jakoś tak trąci sprawdzoną, dawną (a okazuje się, że jak najbardziej aktualną) rutyną. Niewinność „komisji Millera” będzie więc „uzasadniana” i „usprawiedliwiana” za pomocą takiej argumentacji, że „więcej zrobić się nie dało” i „tylko takie materiały były do dyspozycji”. Ale będzie to nieprawda, będzie to wyłgiwanie się od odpowiedzialności. Nawet bowiem, jeśli w ostateczności pojawi się (choćby pokątnie) hasło o politycznych naciskach na to „badanie” - to nie będzie to żadne wyjaśnienie tego, jak to się stało, że ci wszyscy ludzie z tej komisji w ogóle pracowali w takim a nie innym trybie. Sprawa wszak jest „arcyboleśnie prosta”: jeśli nie było materiałów dowodowych, jeśli nie sposób było „doprosić się” o odpowiednią dokumentację, jeśli wreszcie stwierdzono poważne braki i nieprawidłowości – to należało zwyczajnie przerwać jakiekolwiek prace badawcze i ogłosić to publicznie. W ten prosty sposób wykazano by nie tylko złą wolę Kremla i uniemożliwianie badań przyczyn i przebiegu tragedii, ale i zachowano by twarz, uczciwość zawodową i poczucie przyzwoitości. Byłyby zarazem podstawy do zainteresowania międzynarodowych instytucji sprawą tragedii polskiej delegacji. Tak się jednak wcale nie stało. „Komisja Millera” pracowała dokładnie na tych „materiałach”, które przekazywała Moskwa, a w związku z tym wzięła na siebie udział w tych matactwach, które po przeprowadzonym zamachu na polską delegację, popełnili Ruscy. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym wskazywał tylko na „komisję Millera” jako jedynego winowajcę obecnego stanu rzeczy. Nieocenione wsparcie przecież uzyskała ona ze strony promoskiewskich mediów, które pilnowały, by bałagan prawny, mataczenia i ewidentne kłamstwa, nie stanowiły powodu do wszczynania rabanu wokół całego „badania”. To właśnie dziennikarze uznawali, że „Polacy nic się nie stało”, jeśli nie ma w kraju dowodów niezbędnych do badania, najważniejszych dokumentów czy nawet podstawowych medyczno-sądowych analiz ciał ofiar przeprowadzonych przez naszych specjalistów, to przecież ci dziennikarze pisali książki wspierające ruską narrację czy na klęczkach przeprowadzali wywiady z czołowymi dezinformatorami smoleńskimi jak Amielin, Koromczik, Safonienko i paru innych. To więc dziennikarze wytworzyli nie tylko wokół samej tragedii, ale i wokół prac „komisji Millera” atmosferę pełnej aprobaty dla ruskiego kłamstwa. Jak to możliwe? Jak możliwe, że kłamstwo staje się w polskich mediach chlebem powszednim? Jak to możliwe, że dla kłamstwa tak są wyrozumiali ludzie mediów w naszym kraju? Ano tak to możliwe, że nikt tak nie zrozumie kłamcy jak inny kłamca. Polscy dziennikarze mają więc całkowite zrozumienie dla kłamstwa smoleńskiego, bo sami już od wielu lat nie wiedzą, na czym może polegać prawda i o co z tą całą prawdą chodzi. I jest im z tym dobrze. Przecież nikt im nie płaci za dochodzenie prawdy. Nie na dochodzeniu prawdy robi się wielkie kariery i wielkie pieniądze w neokomunizmie. |