Co ukrywają Rosjanie? I Gruppenführer KAT ?
Wpisał: Mirosław Dakowski   
29.07.2011.

Co ukrywają Rosjanie? I Gruppenführer KAT ?

Gra raportem

Co ukrywają Rosjanie? Dlaczego aparatura pokładowa przestała działać 2 sekundy przed uderzeniem o ziemię, kilkanaście metrów nad ziemią? Tupolew ma ponoć 3 niezależne generatory prądu, żaden nie mieści się w skrzydle, a przecież komisje zgodnie twierdzą, że od uderzenia w brzozę samolot jeszcze się nie rozpadł, odpadł tylko fragment skrzydła - więc jak? Dlaczego Rosjanie zniszczyli wrak, którego badanie byłoby jedynym sposobem wykluczenia najdalej idących hipotez, dlaczego wycięli drzewa na podejściu lotniska, dlaczego fałszowali dokumentację medyczną i zmieniali wstecznie zeznania świadków?

"Na nic się zdały moje trudy; jestem tak mądry, jak i wprzódy!" - te słowa Goethego (w młodzieńczym przekładzie Szpota) pasują doskonale do odwlekanej miesiącami prezentacji raportu tzw. komisji Millera.

Nie chcę deprecjonować jej ustaleń, ale muszę powiedzieć, że gdyby, tak teoretycznie, ktoś przyszedł do mnie ze zleceniem: jesteś pisarz, to wymyśl teraz coś takiego, taką jakąś "narrację", żeby możliwie najwięcej ludzi mogło uznać sprawę za satysfakcjonująco zakończoną, coś tak pomiędzy pisowcami, platformersami i ruskimi, i żeby brzmiało prawdopodobnie, i w ogóle, no - to w ciemno, bez żadnych ekspertyz i szczegółowych badań sprokurowałbym mniej więcej właśnie coś takiego.

Może największy pożytek z tego raportu, że przeczy on kalumniom rzucanym od pierwszych chwil po katastrofie na śp. Lecha Kaczyńskiego i inne ofiary. Od dawne było oczywiste, że tez o "naciskach", "brawurze" i "lądowaniu za wszelką cenę" nie da się w świetle faktów podtrzymać, ale medialny zgiełk wytworzony przez propagandystów wciąż żyje swoim życiem. I prawdopodobnie żyć będzie nadal, podtrzymywany półsłówkami, aluzjami, napomknieniami o locie do Gruzji, a wypadku skrajnych bydlaków palikotowymi frazami "a po co się tam pchał".

Nie mam złudzeń co do tych, którzy oczerniają ofiary tragedii i nie sądzę, żeby po raporcie przestały to robić, ale zawsze dobrze, że pewne rzeczy zmuszona była przyznać nawet rządowa komisja. Choć i tu na wszelki wypadek złagodził minister Miller, dodając coś o "presji pośredniej", polegającej, jak należy rozumieć, na samym istnieniu prezydenta.

A poza tym - Panu Bogu świeczkę i "Wyborczej" ogarek, załoga trochę winna, ale i rosyjski kontroler też trochę, generała Błasika być w kokpicie nie powinno, ale i na wieży był ktoś, kogo być nie powinno, pilot popełnił błąd, ale to nie jego wina, że w 36. pułku panował jeden wielki bardak i nie szkolono załóg na symulatorach...

W zasadzie, dowiedzieliśmy się tego, co od dawna wiemy, i nadal nie mamy odpowiedzi na zasadnicze pytania: co ukrywają Rosjanie? Dlaczego aparatura pokładowa przestała działać 2 sekundy przed uderzeniem o ziemię, kilkanaście metrów nad ziemią?

Tupolew ma ponoć 3 niezależne generatory prądu, żaden nie mieści się w skrzydle, a przecież komisje zgodnie twierdzą, że od uderzenia w brzozę samolot jeszcze się nie rozpadł, odpadł tylko fragment skrzydła - więc jak? Dlaczego Rosjanie zniszczyli wrak, którego badanie byłoby jedynym sposobem wykluczenia najdalej idących hipotez, dlaczego wycięli drzewa na podejściu lotniska, dlaczego fałszowali dokumentację medyczną i zmieniali wstecznie zeznania świadków?

Otrzymaliśmy bardzo prawdopodobną hipotezę co do przebiegu tragedii, ale wciąż nie mamy ostatecznych, przekonujących dowodów, że było właśnie tak, a nie inaczej. Przypomnijmy, że dokument komisji Millera z punktu widzenia prawa międzynarodowego ma wartość artykułu w gazecie.

Premier obiecywał wprawdzie, że raport ten będzie podstawą do wystąpienia o międzynarodowe "działania", ale, po pierwsze, czego to on już nie obiecywał, a po drugie, jakie tam działania, skoro międzynarodowa organizacja lotnicza kilkakrotnie już powiedziała wyraźnie: to nie był lot cywilny, nie do nas z tym.

Na wiarygodności raportu ciążą rozgrywki, które przez wiele miesięcy, do ostatniej chwili się wokół niego toczyły. Tej przysłowiowej walki buldogów pod dywanem trudno było nie zauważyć nawet nie uzbrojonym okiem. Tuż przed prezentacją raportu Millera prokuratura wojskowa nagle przypomniała sobie o zapisach tzw. polskiej czarnej skrzynki i postanowiła je publicznie zaprezentować, co jest o tyle ciekawe, że zapisy te odszyfrowane zostały już ponad rok temu.

Prezentacja ta potwierdziła wszystkie tezy postawione w tzw. białej księdze, w tym tę o, jak to ujął Macierewicz, "obezwładnieniu" samolotu na wysokości 15 metrów (nawiasem; żadna z kreatur, które do bólu gardeł rechotały nad słowami Macierewicza, nie zdobyła się na konsekwencję, by stwierdzić, że "prokurator Parulski przedstawił raport o stanie swego umysłu, hłe, hłe"). Wiadomo też, bo to przeciekło do opinii publicznej, że ostatecznej wersji raportu Donald Tusk wcale nie dostał pod koniec czerwca, bo formalnie przyjęto ją dopiero w ostatnim tygodniu, a i to niektórzy członkowie komisji pozostają przy swoim zdaniu. Z tym, że to ma być zawarte dopiero w tzw. protokole prac komisji (dokumencie który rzeczywiście kończy i podsumowuje jej pracę) a ten będzie, jeśli będzie, dopiero po wyborach. Zresztą i bez tej wiedzy chyba tylko ostatni idiota wierzył, że przedstawienie rządowej wersji wydarzeń naprawdę wstrzymują problemy z tłumaczeniem.

Może i zachowałbym dla siebie to, co powiedziałem na początku, gdy nie te właśnie odgłosy spod dywanu, świadczące, że w ferajnie narasta świadomość, iż bez końca się tak duraczyć Polaków nie da, nawet przy takiej służalczości mediów; że ktoś za to będzie musiał w końcu, po jakiejś "odwilży", odpowiedzieć, i lepiej już teraz się postarać, żeby to był on, nie ja.

Pamiętać też o tym musi Donald Tusk. Kiedy inni śledzili prezentację komisji, on zapewne uważnie badał reakcje, a może i pierwsze, szybkie badania - skoro robi się takie po debatach, można było zamówić i teraz. Ci, którzy znają premiera, twierdzą, że do ostatniej chwili zwleka z decyzjami, czekając, co powiedzą ludzie. Zdymisjonować kogoś, a może tylko awansować go na ambasadora w Mongolii? Zależy, co uzna za bardziej opłacalne dla swoich sondażowych słupków.

A prawda? Jak mówi bohater jednego z moich ulubionych filmów: "prawda, no to kto to może wiedzieć?"