Sikorski w kloace ( sprząta)
Wpisał: Kataryna   
04.08.2011.

Sikorski sprząta w kloace

[dawno u mnie Kataryny nie było -  nich se czytelnik przypomni dobrą blogerkę. Bo o tym łobuzie  - kundelku –chyba bym inaczej nie puścił... MD]

 

Kataryna

http://kataryna.salon24.pl/330280,sikorski-sprzata-w-kloace 04.08.2011

 Radosław Sikorski - któremu chyba bez szkody dla naszej dyplomacji można byłoby zmniejszyć wymiar etatu o połowę (bo zdaje się, że nie ma co robić w ministerstwie, skoro znajduje czas nie tylko na kierowanie kampanią Platformy, ale także uważne śledzenie Internetu i wyławianie kolejnych ofiar, które podrzuca, a to sądowi, a to prokuratorowi) nawet nie ukrywa, że w swojej krucjacie przeciwko internetowej „kloace” chodzi o precedens, jakim niewątpliwie byłoby ukaranie „Faktu” za niewybredne komentarze jego czytelników. Przeczytałam zamieszczony na stronie Sikorskiego pozew i z zainteresowaniem czekam na ostateczne sądowe rozstrzygnięcie tego sporu (a to zapadnie zapewne dopiero w Sądzie Najwyższym, albo wręcz w Strasburgu), sprawa ma bowiem kilka wymiarów i może mieć ogromne znaczenie dla kształtu naszej, i tak już ułomnej demokracji.

 

Po pierwsze, Sikorski żąda ukarania „Faktu” za działanie zgodne z obowiązującym prawem. Ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną wyraźnie mówi bowiem, że „Nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych”. Z pozwu nie wynika, aby Sikorski, lub ktokolwiek działający w jego imieniu, interweniował w „Fakcie” w sprawie naruszających dobra osobiste Sikorskiego komentarzy. Sikorski i jego mecenas Giertych uznali po prostu, że obowiązkiem właściciela forum jest monitoring i usuwanie wszystkiego co potencjalnie narusza czyjekolwiek dobra, choć prawo takiego obowiązku na nikogo nie nakłada. Czy to zresztą nie byłaby zakazana w Konstytucji cenzura prewencyjna?

 

Po drugie, Sikorski chce zmieniać prawo wyrokami. A przecież jest posłem, ministrem, jednym z liderów partii rządzącej. Kto jak kto, ale on akurat powinien wiedzieć, jak się zmienia system, jeśli ten, który jest, się nie sprawdza. Nic jednak nie wiadomo o tym, aby Sikorski podjął jakąkolwiek inicjatywę ustawodawczą mającą na trwałe zmienić prawo, tak aby chroniło wszystkich w takim samym stopniu, nie tylko tych, którzy mają czas, pieniądze i dostęp do mediów, żeby walczyć na własną rękę. Zachowanie Sikorskiego jest niepokojące, od polityka partii władzy oczekuję bowiem, że będzie poprawiał rzeczywistość, korzystając z możliwości zmiany prawa, a tego nie zmieni jeden wyrok, bo - o ile wiem - nie ma u nas prawa precedensu. Sikorski więc wykorzystuje swoją pozycję, żeby walczyć dla siebie. Trudno mu mieć to za złe, ale po co w takim razie zasłaniać się interesem publicznym?

 

Po trzecie, Sikorski chce dla władzy większej ochrony. Pisze o tym wprost w swoim pozwie, tłumacząc „Powód jest osobą publiczną, pełni w chwili obecnej funkcję Ministra Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej i ranga piastowanego przez Niego urzędu przesądza, iż opisane naruszenia dóbr osobistych mają szczególnie bezprawny charakter”. Najwyraźniej więc, gdyby w „Fakcie” nazwano ”fiutem”, „śmierdzielem” czy „bucem” Jana Kowalskiego, właściciela hurtowni, to jako osoba niepubliczna zasługiwałby na mniejszą ochronę prawną niż Radosław Sikorski, minister. Czy to zdrowe rozumienie równości wobec prawa? Czy wypada, aby minister wprost mówił, że z samej racji bycia ministrem innym wobec niego wolno mniej niż gdyby ministrem nie był?

 

Po czwarte, Sikorski nie walczy z antysemityzmem. On walczy ze wszystkim. Wbrew temu jak próbuje to przedstawić, nie jest to wcale walka z antysemityzmem i rasizmem, bo jako określenia naruszające jego dobra osobiste wymienia także wspomnianego „buca”, „śmierdziela” czy „fiuta”. Nie ulega wątpliwości, że są to słowa obraźliwe, ale – że tak powiem – rasowo neutralne. Władza wyruszająca na wojnę z obywatelem, który ją nazywa „bucem” staje się śmieszna. I straszna. Zwłaszcza, jeśli pozwom cywilnym towarzyszą monity do prokuratora generalnego domagające się ścigania z oskarżenia publicznego. Monity wysłane także „do wiadomości” szefowi służby specjalnej, która dopiero co wsławiła się wparowaniem o 6-tej rano do autora niesmacznej, ale jednak tylko satyrycznej strony internetowej. [smaczna, smaczna! To kwestia GUSTU, Kataryno! MD]

 

Po piąte, Sikorski walczy bardzo wybiórczo. Pomijam już taki drobiazg, że nagłe wyczulenie na agresję autora uroczego wezwania do „dorżnięcia watahy” jest dość zabawne, warto zauważyć, że jego walka z agresją i antysemityzmem jest bardzo wybiórcza i ogranicza się wyłącznie do mediów nie sprzyjających władzy. Nic nie wiadomo o jakichkolwiek krokach mających utemperować użytkowników forów TVN24 czy „Gazety Wyborczej”, a na obu agresji, rasizmu i antysemityzmu nie jest wcale mniej niż gdzie indziej. Trudno nie odnieść wrażenia, że chodzi bardziej o ukaranie wydawcy niepokornej gazety, niż o cokolwiek innego. I choćby już to powinno zapalić czerwoną lampkę także u tych, którzy dzisiaj Sikorskiemu kibicują. Naprawdę chcielibyście, żeby - po ewentualnej wygranej Sikorskiego - także Kaczyński mógł pozwać właścicieli forów za każdy wpis na swój temat? Obawiam się, że niektórzy wydawcy mogliby tego zwyczajnie nie wytrzymać finansowo.

 

Jestem ostatnią osobą, która by broniła chamstwa w sieci, także dlatego, że sama wielokrotnie padłam i ciągle padam jego ofiarą. Nie mam też nic przeciwko karaniu autorów oszczerczych czy obraźliwych komentarzy, ale odpowiedzialność za słowo powinna spoczywać wyłącznie na jego autorze, nie zaś na tym, kto tylko stwarza możliwość wypowiedzenia się. Gdyby prawo funkcjonowało tak jak sobie to wyobraża Sikorski, mogłabym się nieźle obłowić, pozywając każdego wydawcę i właściciela forum, który z własnej inicjatywy nie wykasował obraźliwych dla mnie wpisów. W tej walce jednak muszę kibicować „Faktowi”. Wyłącznie dlatego, że niepokoi mnie wizja Internetu, w którym każdy właściciel forum będzie żył w strachu przed ministrem pozywającym za niewykasowanie (nie za opublikowanie, ale za niezauważenie i niewykasowanie!) „buca” czy innego „śmierdziela” bo nieuchronnie musi to prowadzić do ograniczenia wolności słowa, wydawcy będą zamykać fora lub wprowadzać ostrą moderację, żeby nie ryzykować pozwów ze strony przewrażliwionych bufonów u władzy. Sama mam tylko dwa blogi, ale za komentarze pod nimi – nie mojego autorstwa, o których często nawet nie wiem – pewnie zebrałoby się na kilkadziesiąt pozwów przeciwko mnie. A raczej przeciwko Igorowi bo mi pozwala tu pisać, a moim gościom komentować.

 

Więc choć bardzo mi się to nie podoba, muszę w tej sprawie kibicować „Faktowi”, zanim przyjdzie kolej i na mnie. Na nas.