My, Naród, czy mamy cokolwiek do powiedzenia? | |
Wpisał: Jerzy Przystawa | |
12.08.2011. | |
My, Naród, czy mamy cokolwiek do powiedzenia?
Kim jesteśmy i kto nie chce JOW ?
Patetyczna sytuacja. Badania opinii publicznej od lat niezmiennie wykazują, że większość Polaków chciałaby wybierać posłów właśnie w taki prosty, naturalny sposób, jak to robią Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, a nawet ludzie zamieszkujący największą demokrację świata, jaką są Indie. Największa, i rządząca partia, zebrała podpisy prawie miliona obywateli pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Premier Rządu RP zapewnił nas już wiele razy, że nie spocznie dopóki nie wprowadzi JOW w wyborach do Sejmu. Prezydent RP, z wysokości swego Urzędu, zapewnia nas, że zawsze był i nadal jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Ale nie zarządzi referendum w tej sprawie, bo, okazuje się, nawet gdyby wszyscy Polacy w tym referendum opowiedzieli się za JOW, to i tak nic to nie zmieni, bo konieczna jest jakaś większość polityczna, której wciąż nie ma i długo nie będzie.
Jerzy Przystawa
Prezydent Rzeczypospolitej, w ramach nowej polityki otwartości i wychodzenia naprzeciw postulatom obywatelskim, zaprosił nas do stawiania mu pytań w najważniejszych sprawach państwowych i obywatelskich, a on będzie odpowiadał, w pierwszej kolejności na te pytania, za którymi opowie się największa liczba internautów. Program nazywa się Twoje pytanie do prezydenta. W piątek, 5 sierpnia 2011, prezydent odpowiadał.
Tak się ułożyło, że największą popularność zyskało pytanie zadane przez p. Jana Sadowskiego:
Panie Prezydencie, w swojej kampanii wyborczej obiecywał Pan wprowadzenie jednomandatowych okręgów w wyborach do Sejmu RP. Razem z Senatem, bez otrzymywania zgody Sejmu, ma Pan prawo rozpisać referendum w tej sprawie. Czy doprowadzi Pan do tego?
A prezydent na to:
Byłem i jestem zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych. Dlatego z satysfakcją wspierałem wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Senatu oraz w wyborach do rady miejskiej. Zamierzam już po wyborach zgłosić propozycję zmian w ordynacji w wyborach samorządowych wszystkich szczebli tak, aby wybierać radnych w jednomandatowych okręgach wyborczych. Musimy jednak pamiętać, że w przypadku zmiany zasad w wyborach do Sejmu konieczna jest nowelizacja Konstytucji. Zmiana Konstytucji nie może nastąpić wyłącznie przez referendum. Referendum może tylko zatwierdzić wcześniej uchwalone zmiany w Konstytucji. Celem pozostaje więc budowanie porozumienia, budowanie większości wokół tego pomysłu. Zbieranie politycznego poparcia dla idei jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu wymaga konsekwencji, czasu, a czasami uporu. Liczę, że część partii politycznych, które na razie są zdecydowanie nieprzychylne dla tego pomysłu, właśnie w wyborach do Senatu, w czasie tych najbliższych wyborów i w wyborach do rad gmin, przekona się, że są istotne zalety tego rozwiązania: jednomandatowych okręgów wyborczych.
Patetyczna sytuacja. Badania opinii publicznej od lat niezmiennie wykazują, że większość Polaków chciałaby wybierać posłów właśnie w taki prosty, naturalny sposób, jak to robią Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, a nawet ludzie zamieszkujący największą demokrację świata, jaką są Indie. Największa, i rządząca partia, zebrała podpisy prawie miliona obywateli pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Premier Rządu RP zapewnił nas już wiele razy, że nie spocznie dopóki nie wprowadzi JOW w wyborach do Sejmu. Prezydent RP, z wysokości swego Urzędu, zapewnia nas, że zawsze był i nadal jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Ale nie zarządzi referendum w tej sprawie, bo, okazuje się, nawet gdyby wszyscy Polacy w tym referendum opowiedzieli się za JOW, to i tak nic to nie zmieni, bo konieczna jest jakaś większość polityczna, której wciąż nie ma i długo nie będzie.
Któż więc jest tą większością polityczną, która ma za nic życzenia premiera, prezydenta, a nawet woli Narodu Polskiego wyrażonej w referendum? Czy tą tajemniczą większością jest profesor Piotr Winczorek razem z profesorem Kazimierzem Działochą? Niedawno politolog z UJ, dr Jarosław Flis, napisał w artykule, że o tym co oznacza słowo proporcjonalne decyduje w Polsce profesor Winczorek. A może to niedobry Jarosław Kaczyński, który, w odróżnieniu od naszego prezydenta i premiera, zawsze wypowiadał się przeciwko JOW? Profesor Działocha już od dawna na emeryturze, ale może ktoś zna profesora Winczorka? Może dałoby się go jakoś nakłonić, żeby zmienił zdanie i przychylił się do tego, czego chce prezydent z premierem i jeszcze ogół Polaków? W końcu, o co mu może chodzić? Do Sejmu, bez powodzenia, kandydował jeszcze w roku 1989, ale teraz już chyba nie, więc co mu mogą przeszkadzać jednomandatowe okręgi wyborcze?
Ale jest postęp. W 1997 roku, kiedy Zgromadzenie Narodowe uchwalało obecną Konstytucję, jeden tylko poseł wrocławski dr Wojciech Błasiak, domagał się usunięcia zapisu o proporcjonalności wyborów do Sejmu. Wysokie Izby odpowiedziały na to szyderstwem, tupaniem i buczeniem. Takie horrendum nie mieściło się bowiem wówczas w głowach naszej światłej elity. Dzisiaj o JOW walczą jak lwy sam Premier i sam Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. I z uporem, konsekwentnie – jak nas zapewnia prezydent Bronisław Komorowski – budują pożądaną większość polityczną.
A my, biedni obywatele Rzeczypospolitej, My, Naród, o którym grzmiał w Sali Kongresu Stanów Zjednoczonych Lech Wałęsa, czy mamy cokolwiek w tej sprawie do powiedzenia?
I to jest pytanie, które stoi przed nami wszystkimi: kim jesteśmy i dokąd idziemy? |