Arbuz z PSL
Wpisał: Kai Bogomilskiej   
26.01.2008.

[Artykuł Kai Bogomilskiej „Maskownica z PSL” z NP, nr. 46 13.XI. 2007. Podaję tu, bo to ważne i aktualne sprawy, a pierwszym chyba, który wyczuł (w kilku znaczeniach tego pojęcia) powiązania Agrotechniki z WSI - GRU był księgowy – śp. Michał Falzmann, ten „od FOZZ-u”. Po latach: prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że "wyrok- zlecenie" na Michała wydali oficerowie z tej Firmy. Adm.]

Arbuzy z PSL (ZSL)

            Po wyborach na jesieni 2007r. liberałowie z PO, reklamujący się jako fachowcy od gospodarki, łatwo zrezy­gnowali z resortu, powierzając go Pawlakowi. To, że jego przygotowanie budzić może ... niejakie wątpliwości, to oczywiście żadna przeszkoda. A przy­gotowanie owo jest, delikatnie rzecz uj­mując, bardzo specyficzne.

Specjalista z ZMW

W 1984 r., pojawiła się na rynku pierwsza spółka nomenklaturowa "Agrotechnika". Jej zarząd (i uczestnicy) wywodził się z mariażu dwóch środo­wisk. Byli to aktywiści Związku Młodzie­ży Wiejskiej (który jeszcze za "późnego Gierka" pozbył się kłopotliwego przy­miotnika socjalistyczny), a wśród nich Waldemar Pawlak, oraz specjaliści z Wojskowej Akademii Technicznej, któ­ra - jak wynika z raportu likwidacyjne­go WSI - była jednym ze stołecznych mateczników tej komunistycznej spec-­służby. Środki uzyskane z przeznaczo­nego na modernizację rolnictwa kredy­tu z Banku Światowego spółka przezna­czała na sprowadzanie do Polski sprzę­tu komputerowego, także objętego em­bargiem spowodowanym niechęcią demokracji zachodniej do dzielenia się z obozem "demoludów" wysoko zaawan­sowaną technologią - zwłaszcza że mo­głaby ona posłużyć wojsku lub spec-­służbom w tych krajach.

            "Agrotechnika" działała nie tylko na potrzeby Polski. Pozyskiwany przez nią sprzęt wędrował do ZSRR, gdzie uży­wano go do komputeryzacji służb specjalnych.

            Tak Pawlak wkraczał w biznesowo-­polityczne życie. W rok później ope­ratywny wstępuje do ZSL. W 1989 r. zostaje posłem sejmu kontraktowego, a w 1991 r. po kongresie "odnowiciel­skim", gdy ZSL przyjęło nazwę PSL, jest już prezesem Naczelnego Komitetu Wykonawczego tej partii. -Typowy ar­buz - mówi jeden z jego współpracow­ników z tamtych lat, obecnie poseł LiD - z wierzchu zielony, w środku czer­wony.

Zasłużony hamulcowy

            W 1992 r., po obaleniu "za lustrację" rządu Jana Olszewskiego, w sposób za­skakujący dla opinii publicznej ówcze­sny prezydent Lech Wałęsa powierzył Pawlakowi funkcję premiera razem z za­daniem formowania gabinetu. Film Jac­ka Kurskiego "Nocna zmiana" wyraźnie pokazuje, dlaczego Wałęsa i kierownic­two UD i KL-D wybrało właśnie Pawla­ka do wybierania kasztanów z ognia. Po prostu był posłuszny i wyprany z głębszej refleksji na temat zachodzą­cych wydarzeń. Słowem idealny hamul­cowy przemian, które tak zaniepokoił postkomunistów i ich okrągło-stoło­wych sojuszników. 33 dni Pawlaka za­kończyło się porażką - rządu nie udało mu się sformować, ale... wykonał za­danie specjalne - oczyścił, korzystając z uprawnień desygnowanego premie­ra, archiwa i służby specjalne z ludzi Olszewskiego. Na swoim blogu Romu­ald Szeremietiew wspomina, jak Pawlak z dnia na dzień natychmiast po de­sygnowaniu go na premiera zakazał wpuszczenia go do MON. Podobny za­kaz dotknął innego ministra z rządu Jana Olszewskiego - Antoniego Macie­rewicza, szefa MSW. Praktyka niespoty­kana w warunkach demokracji, gdzie poprzednicy mają ustawowo zagwaran­towany czas na przekazanie resortów następcom. A w tym wypadku nawet owi następcy nie byli wyznaczeni. Paw­lak może mówić o dużym szczęściu, że fakt pozbawienia dwóch kluczowych re­sortów kierownictwa nie zaowocował zagrożeniem bezpieczeństwa państwa. Tajemnicą poliszynela - co wynika to zresztą z filmu Kurskiego - jest, że działania te sterowane były z Pałacu Prezydenckiego. Był więc czas na usunięcie zarówno niewygodnych ludzi, jak i dokumentów.

Protektor truciciela środowiska

Ponownie premierem, już faktycznym a nie desygnowanym, Pawlak zostaje po zwycięstwie wyborczym SdRP i zawarciu przez to ugrupowanie koalicji z PSL. W tym czasie trudno mówić o sukcesach tego polityka, chyba że za takowe uzna­my forowanie Kazimierza Grabka, tzw. króla żelatyny, o czym pisała m.in. "Poli­tyka". Pierwszą zatruwającą środowisko fabrykę kleju zamknięto Grabkowi jesz­cze za PRL - w 1985 r. Po tym fakcie bez wymaganych zezwoleń ministerstwa rol­nictwa i wojewody radomskiego w Głu­chowie pod Grójcem, na obszarze chro­nionego krajobrazu wybudował kolejną fabrykę kleju, wzbogacając produkcję o mączkę kostną (podstawowy składnik pasz dla bydła i nierogacizny) i żelaty­nę. Wokół fabryki Grabka padały zwie­rzęta, a rzeka Jeziorka - dotychczas I kla­sy czystości - zamieniła się w ściek. Nie spłacał też ogromnych kredytów zacią­gniętych w Pekao SA, BGŻ i Banku Han­dlowym.

            Mimo to w grudniu 1993 r. premier Pawlak energicznie naciskał Radę Mi­nistrów; by zaakceptowała rozporządze­nie zakazujące eksportu skrawków skór wołowych. Przeciw temu protestował nawet ówczesny minister sprawiedliwo­ści Włodzimierz Cimoszewicz, twier­dząc, i słusznie, że rząd staje się repre­zentantem interesów jednego produ­centa, czyli Grabka. Ostatecznie projekt rozporządzenia upadł, ale już w ostat­nich dniach swego urzędowania Wal­demar Pawlak zdołał podpisać decyzję o wprowadzeniu opłat wyrównawczych na żelatynę. Jej import stał się więc nie­opłacalny, a Grabek podniósł opłatę na ten produkt o 80 proc.

Mazura broni jak niepodległości

            Do kłopotliwych znajomych (Grabek często odwiedzał go w Kancelarii Pre­miera)  Pawlak ma szczęście. W 2002 r. został prezesem Giełdy Towarowej. Jej głównym współudziałowcem był wte­dy Zbigniew Komorowski, kolega Paw­laka z PSL i szef firmy Bakoma, której współzałożycielem był Edward Mazur, o którego ekstradycję ze Stanów Zjed­noczonych stara się dziś prokuratura polska, stawiając mu zarzut współ­udziału w morderstwie gen. Papały. Ma­zur, emigrant od 1962 r., sam przyznał się w rozmowach z dziennikarzami "Rzeczpospolitej" zarówno do tego, że "trafił w orbitę" służb specjalnych, jak do tego, że kiedy przyjeżdżałem do Polski w latach 80. i 90. tylko z nimi (z kontekstu wynika, że chodzi o ludzi PSL-u, SLD i spec-służb ) można było robić interesy. Oprócz Bakomy Komo­rowski z Mazurem wygenerowali jesz­cze firmę Abexim, która została polskim przedstawicielem rosyjskiego "Auto­exportu" zajmującego się sprzedażą sa­mochodów i maszyn używanych do re­montów dróg. Do Mazura należała jed­na czwarta udziałów Abeximu, kolejna jedna czwarta do Bakomy-bis – spółki ­córki Bakomy; a resztę trzymał Auto­export. Siedziba Abeximu znajduje się na terenie tzw. eksterytorialnej działki rosyjskiej (o warszawskich, i nie tylko, nieruchomościach prawem kaduka użytkowanych przez Rosjan pisaliśmy w "NP" niejednokrotnie) przy ul. Po­łczyńskiej w Warszawie.

            Już kilka lat temu kontrwywiad Urzę­du Ochrony Państwa miał uzasadnio­ne podejrzenia, że z działalności gospo­darczej na tzw. terenach eksterytorial­nych Rosjanie finansują działania swo­ich spec-służb, także i w Polsce. Z raportu likwidacyjnego WSI wynika także, że służba ta dokonywała napraw swoich pojazdów właśnie w Abeximie. Z raportu likwidacyjnego WSI wynika także, że służba ta dokonywała napraw swoich pojazdów właśnie w Abeximie. W tym kontekście zaskakująca jest go­rąca obrona Mazura przez desygnowa­nego wicepremiera i ministra gospodar­ki w rządzie Tuska. Gdy dziennikarze spytali go, czy bliskie kontakty PSL z Edwardem Mazurem nie stawiają tej partii w niekorzystnym świetle, Pawlak stwierdził legalność jego działań na Gieł­dzie Towarowej, po czym zbagatelizował sprawę słowami: ... Dziś na potrzeby medialne robi się z niego takiego złego wilka, którym można straszyć dzieci.

            Przyglądając się poczynaniom tego kan­dydata do rządu PO, nie można jednak pominąć faktu, że gdy za jego premie­rowania wybuchła afera Banku Śląskie­go, zdobył się na to; by w związku z tym odwołać ówczesnego wicepremiera Marka Borowskiego i Stefana Kawalca­ wtedy to ministra finansów – dziś współtwórcę programu gospodarczego PO. To jednak trochę mało.

Życie dopisuje:

Pawlak skasował rekordową karę

Piotr Nisztor 26-01-2008, (Rzepa)

Spółka paliwowa J&S Energy nie będzie musiała płacić prawie 0,5 miliarda złotych kary. Powód? Wicepremier Waldemar Pawlak uchylił decyzję, bo nakładając karę popełniono błędy formalne. W sprawie pojawia się jednak wiele wątpliwości. „Rz" dotarła do uzasadnienia decyzji wicepremiera Pawlaka.
461,7 mln zł – była to pierwsza tak wysoka kara w historii Polski. W październiku 2007 r. na spółkę J&S Energy nałożył ją Józef Aleszczyk, prezes Agencji Rezerw Materiałowych, ustawowo zobowiązanej do sprawowania kontroli nad zapasami paliw. Powodem był brak koniecznych rezerw paliwowych. O sprawie na specjalnie zwołanej konferencji prasowej poinformował ówczesny wiceminister gospodarki Piotr Naimski.

Firma J&S odwołała się od decyzji. Ponad miesiąc temu wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak postanowił uchylić decyzje o karze i umorzyć postępowanie wobec spółki. Mimo jej rekordowej wysokości oraz podmiotu, jakiego dotyczyła wszystko odbyło się bez większego rozgłosu....   (dalej zob. w Rzepie)

Zmieniony ( 27.01.2008. )