Polski montaż 2 | |
Wpisał: Free Your Mind | |
22.08.2011. | |
Polski montaż 2Każdy, kto palił ognisko i kto był przy pracującym dłużej silniku (choćby samochodowym), ten wie, że nie można zbliżyć, bo się można poparzyć samą falą gorąca. Tymczasem „strażak” stoi dosłownie w odległości paru kroków od ogona samolotu „świeżo po wypadku” i nawet nie udaje, że ów ogon jest rozgrzany.
Free Your Mind, 22 sierpnia, 2011 http://www.niepoprawni.pl/blog/74/polski-montaz-2 Moonwalker S. Wiśniewski zaczyna swoje wystąpienie od skromnego i nieco kokieteryjnego wyrażenia wątpliwości, czy on w ogóle jeszcze coś może dodać do tego, co już wielokrotnie mówił („Przyznam się szczerze na dzień dobry, że za bardzo nie wiem, od czego zacząć. (…) Cóż tu ja mogę więcej powiedzieć?” 0h22'50'' materiału na YT), po czym, na prośbę posłów, zabiera się za prezentację swego filmu. SW pokazuje zatrzymaną pierwszą klatkę na godz. 08.49.02 pol. czasu (0h24'21''), które to parametry wstawił, „żeby łatwiej było się do tego odnosić”, ale nie prezentuje swojego „dokumentu” ciurkiem, non stop, tylko zatrzymuje go zaraz po paru sekundach („pozwolę sobie zrobić taką krótką przerwę”), zanim pojawi się pierwsze cięcie, by zapewnić, że materiał nie jest montowany: „padało wiele zarzutów w stosunku do mnie jako montażysty, że ten materiał jest zmontowany, tu chciałem takie sprostowanie, otóż mianowicie nie został zmontowany, tylko wcześniej, tylko wcześniej nagrywałem w innym, tego, w longplayu, przełączyłem na inny standard, żeby mieć lepszą jakość materiału”, (http://www.youtube.com/watch?v=ctNcvVAqLUk 0h24'44''). W tym też stylu: tj. zatrzymywanie, komentowanie, przeskakiwanie, przewijanie, cofanie etc. przedstawiony zostanie w sejmie materiał „polskiego montażysty”. W rezultacie powstanie wrażenie chaosu trudnego do ogarnięcia dla części posłów, którzy, jak widać podczas posiedzenia Zespołu smoleńskiego, po prostu wychodzą z sali, okazując swój brak zainteresowania lub może znużenie tym, co audiowizualnie prezentuje i osobiście opowiada Wiśniewski. Przykładowo posłanka B. Kempa, która tak świetnie sobie radziła z analizowaniem sprzeczności w zeznaniach świadków w komisji hazardowej (jeszcze u boku śp. Z. Wassermanna), na przesłuchaniu moonwalkera nie zadaje mu ani jednego pytania. Zespół, co przyznaję po wielu analizach tamtego posiedzenia, podszedł do przesłuchania najważniejszego świadka „katastrofy smoleńskiej” z dość sporą, być może mimowolną, nonszalancją. Nie narzucono bowiem żadnej dyscypliny temu spotkaniu, a blisko 3-godzinne zeznania, pomijam opisywany już cyrk urządzony przez „polskiego montażystę” z niemożnością zaprezentowania sitcomu „Mgła-0” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/07/ciagosc-zapisu.html) i „wejścia blacharzy”, wielokrotnie kierowane były przez SW na jakieś zupełne marginalia, tak że kwestie, które były wyjątkowo ważne, nie zostały wydrążone i właściwie po dziś dzień pozostają aktualne. Na czym polegała nonszalancja Zespołu? Na tym, że pozwolono „polskiemu montażyście” na zmontowanie samego przesłuchania, tj. narzucenie własnego scenariusza. Widać było po nim, że jest znakomicie przygotowany do wystąpienia i odczuwa niemalże frajdę z tego, że może być gwiazdą. Przyniósł wprawdzie cały zapas plików wideo, ale „jak ten pies ogrodnika” (określenie samego SW z jednego z pierwszych wywiadów pod drugą bramą lotniska Siewiernyj), nie przekazał ich wcześniej w całości Zespołowi, by jego członkowie się spokojnie z nimi zapoznali, tylko je wyświetlał wedle własnego uznania, komentując, zagadując, przeskakując z materiału na materiał – słowem, uniemożliwiając spokojne i rzeczowe przeanalizowanie materiału. Nonszalancja Zespołu polegała też na nieprzygotowaniu się samych posłów i posłanek do przesłuchania tak istotnego świadka. Powinni oni byli mieć pod ręką i filmik Koli, i filmik Fomina, tak by je móc skonfrontować przy Wiśniewskim z materiałami „polskiego montażysty”. Po drugie, powinni oni byli narzucić taki porządek przesłuchania, że najpierw prezentowany jest bez jakiegokolwiek/czyjegokolwiek komentarza materiał, potem zaś zadawane są pytania (i ewentualnie odtwarza się wtedy dany plik wideo ponownie, dokonując pauz w prezentacji). Po trzecie, powinni byli dysponować wydrukami wcześniejszych wywiadów Wiśniewskiego i zebrać wszystkie wątpliwości w parunastu punktach, które byłyby w pytaniach drążone. Po czwarte, domagać się przekazania kopii wszystkich smoleńskich materiałów Wiśniewskiego Zespołowi. Po piąte, dysponować informacjami z TVP o tym, z kim SW był zakwaterowany, od kogo dostał polecenie wyjazdu, jaki dokładnie był skład ekipy, która wyjechała już na 7-go kwietnia do Smoleńska, jaki był zakres obowiązków tych ludzi itd. Nie spełniając tych podstawowych warunków, Zespół pozwolił Wiśniewskiemu na bardzo swobodne zachowywanie się (żartowanie, komentowanie, chwilami swobodne bredzenie) oraz na uciekanie od odpowiedzi. To ostatnie spowodowane było czasem tym, że posłowie stawiali po kilka kwestii naraz, a SW zaczynał odpowiadanie od końca, co dodatkowo wprowadzało chaos. Przede wszystkim jednak Zespół nie poprosił na konsultanta kogoś od... telewizyjnego czy filmowego montażu, kto rzuciłby fachowym okiem na to, na ile prezentowany materiał jest wiarygodny (niektóre partie, gdzie kamera najbardziej jest rozdygotana należało odtwarzać w zwolnionym tempie). Wprawdzie „polski montażysta” zapewniał solennie, że materiał nie mógłby być montowany, bo on sam, tj. „polski montażysta”, byłby wtedy osobą niewiarygodną, no ale przecież doskonale wiemy, iż sprzeczności oraz niejasności w zeznaniach moonwalkera stawiały znaki zapytania, co do jego wiarygodności, zanim zagadnienie „polskiego montażu” zostało poważnie i wszechstronnie w blogosferze postawione. Zresztą sam fakt (sygnalizowany także na posiedzeniu Zespołu), iż materiał Wiśniewskiego niemal równocześnie wyemitowany został przez polską i ruską telewizję, zaś ruska uważa ten „dokument” za swój (wg moonwalkera dlatego, że filmik został on „wykradziony” (http://freeyourmind.salon24.pl/333908,boskie-oko-kamery)) już budzi wątpliwości, co do wiarygodności autora. Dlaczego? Ano dlatego, że, jak wiemy z barwnych relacji „polskiego montażysty”, nie wchodząc już w szczegóły, materiał miał być wyłącznie w posiadaniu samego Wiśniewskiego, nie miał zostać przekazany ruskim służbom, nie był nawet przez nie oglądany („pokaż, człowieku, co żeś tam nagrał (…) nic nie nagrał” (http://freeyourmind.salon24.pl/334181,w-cieniu-makarowa)) i jedynie trafił do polskiego wozu transmisyjnego. Trafił jednak w taki szczęśliwy sposób, iż od razu z polską emisją pojawił się na antenie ruskiej telewizji. Skąd bowiem wzięły się wobec Wiśniewskiego zarzuty dot. montażu, z którymi musiał się borykać moonwalker już na wstępie swoich sejmowych zeznań? Ano stąd, że niedługo przed swoim wystąpieniem przez Zespołem smoleńskim, SW zrzucił na YT swój „oryginalny, autorski” film... jako właśnie zmontowany (http://www.youtube.com/watch?v=iQ_5PrVDl9g). Pojawiła się bowiem w nim pierwsza doklejona scena kończąca się symbolicznym strzałem płonącego drzewa (nieprezentowana w mediach 10-go Kwietnia), a słynna fraza „ja p...lę to nasz”, wymawiana podczas zbliżenia się „operatora” do statecznika z szachownicą, została subtelnie wykasowana ze ścieżki dźwiękowej. Po takich zabiegach więc wiarygodności „dokumentu” i samego autora nie mogły wzmocnić ciągnące się przez wszystkie kadry czerwone napisy przypominające po angielsku o tym, że „oryginalny, autorski” materiał jest wyłączną własnością SW – nasuwały się wszak dość oczywiste pytania, czy scen nie było więcej i czy coś jeszcze nie zostało delikatnie „wyciszone” w soundtracku (lub... dograne) . Cała ta historia z „autopoprawkami” moonwalkera jest o tyle zabawna, że przecież „polski montażysta” chciał jak najlepiej, a wyszło nieco gorzej. Zapewne zrzucił materiał na YT, by przed jego występem w sejmie „wszyscy” mogli się zapoznać z „całym dokumentem” i by skończyły się „spekulacje”, ale zmodyfikował go tak, że wzbudziło to jeszcze więcej wątpliwości, niż gdyby SW poprzestał na niezrzucaniu materiału. Jego filmik przecież znany był z wcześniejszych wersji i szeroko komentowano go w Sieci, dokonując analiz niemalże klatka po klatce. Z tego też powodu, wersja, która miała być „najoryginalniejsza” z tym większym znawstwem przez internautów została porównana z „późniejszymi” i dość gremialnie skrytykowana. Niestety, porównana na niekorzyść „polskiego montażysty”. W rezultacie już na starcie swych zeznań musiał on wyjaśniać, że podejrzewanie go, tj. autora filmiku, o montaż, jest bezpodstawne – zaprzeczając w ten sposób sam sobie. Czy doklejka „do symbolicznego strzału drzewa” jest wcześniejsza, jak twierdzi SW, czy może... Późniejsza? Na doklejce, co już sygnalizowano, są różnice choćby jeśli chodzi o widoczność ognisk z prawej strony – tak jakby zostały one już przygaszone (http://freeyourmind.salon24.pl/334181,w-cieniu-makarowa por. kadr górny i dolny). Po doklejce ogniska są widoczne o wiele wyraźniej. Ktoś powie, że to przypadek i że podczas pożarów ogień ma to do siebie, że raz bucha, a raz nie bucha. Przypadków z księżycową wędrówką i filmikiem ją dokumentującym jest więcej. 1) „Seledynowy” strażak, co idzie w stronę filmującego, a potem znika, choć powinien być po prawej stronie moonwalkera (skoro obszedł przez stawy kawałek pobojowiska, kierując się w stronę wozu strażackiego), zaś pojawia się nieopodal drugiego wozu w okolicach drogi dojazdowej do zony Koli. Może to inny strażak – gdzie w takim razie podział się pierwszy? Wszedł za ogon? 2) Strażak paradujący przy ogonie. Jeśli to miałoby być „parę minut po katastrofie” (a tak każe nam myśleć o tym, co jest pokazywane, „dokument” Wiśniewskiego, to przecież żar powinien bić stamtąd potężny (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/07/walka-o-ogien.html). Każdy, kto palił ognisko i kto był przy pracującym dłużej silniku (choćby samochodowym), ten wie, że nie można zbliżyć, bo się można poparzyć samą falą gorąca. Tymczasem „strażak” stoi dosłownie w odległości paru kroków od ogona samolotu „świeżo po wypadku” i nawet nie udaje, że ów ogon jest rozgrzany. 3) Z kolei ten Rusek, co się mocuje z zapięciem kasku, nawet nie ma rękawic, bez których przecież żaden strażak nie goni na akcję przeciwpożarową. 4) Skąd się bierze umundurowany omonowiec, który wyrasta za moonwalkerem jakby spod ziemi i prowadzi go do gostka z papieroskiem i tego burego „strażaka”, co kurtkę dopina a potem „znowu” kask? (Wesoły mechanik Igor Fomin, który filmuje filmującego, pokazując scenę z moonwalkerem mijającym się z burym „strażakiem”, odwraca „komórkę”, nie pokazując tego, co się dzieje dalej. Ale skądś się musiał ten mundurowy wyłonić. Był w wozie strażackim? Czy może na filmiku brakuje właśnie sceny, gdy on dobiega z tyłu do „polskiego montażysty”). Jest jeszcze kwestia sygnalizowana przez MMariolę w jednym z niedawnych komentarzy, skoro już o Fomina zahaczyliśmy: jeśli tenże Fomin był zaledwie 200 metrów od „miejsca katastrofy”, to dlaczego na pobojowisku pojawia się dopiero PO Wiśniewskim, zwłaszcza że ten miał być, wedle jego sejmowej relacji, jakieś 10 minut po zdarzeniu, na tymże miejscu? Będąc więc bliżej (warsztat samochodowy) i mając mniej do przejścia, Fomin powinien był filmować dużo wcześniej niż Wiśniewski. LordJim, wychodząc naprzeciw potrzebom obywatelskiego śledztwa :), zaproponował intrygujący eksperyment w postaci przemontowanego pod względem chronologicznym filmiku Wiśniewskiego. Jest on dostępny tu: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=bjILkYCaZY4. SW najpierw przybyłby od środka pobojowiska, następnie zostałby niemal natychmiast capnięty przez Ruskich i dopiero potem (po konsultacjach z czekistami) filmowałby od ul. Kutuzowa. Potem już u siebie w hotelu na laptopie podczas montażu odwróciłby kolejność ujęć, a zbędne sceny, rzecz jasna, usunął. |